Mam na imię Aleksandra, mam 40 lat. Na wieczór uwielbienia do parafii bł. Karoliny miałam zawieźć dwie młode wspaniale dziewczyny – to one namówiły mnie do uczestnictwa w tym wieczorze. Poszłam tam z  zamiarem modlitwy o uzdrowienie moich schorowanych rodziców.

Wszystko zaczęło się od Mszy Świętej. Agatka, jedna z dziewczyn,  które ze mną przyjechały, w czasie Eucharystii przyjęła Pana Jezusa w  mojej intencji, bo wiedziała, że ja nie mogę Go przyjąć. Mnie w tym samym czasie ogarnął wielki płacz, płakałam jak dziecko, nie mogąc powstrzymać łez. Gdy wróciła do ławki, złapała mnie za rękę i powiedziała mi o tym, że Jezus jest teraz ze mną. Płakałam dalej, ale nie był to już płacz żalu, lecz radości i miłości.

Kiedy nastąpił wieczór uwielbienia na którym byłam pierwszy raz w życiu, zachwyciła mnie atmosfera i ludzie którzy tak bardzo potrafią zanurzyć się w modlitwie. Starałam się z całego serca zrobić to samo. Kobieta modląca się do mikrofonu, powiedziała, że Pan Jezus teraz w szczególny sposób chce przychodzić do osób zniewolonych przez złego ducha.

Nagle ku mojemu zaskoczeniu popłynęły łzy z moich oczu i poczułam wielki ciężar na klatce piersiowej, a mój oddech stał się płytki. Zaczęłam się dusić, nie mogłam złapać powietrza, byłam przerażona, myślałam, że to atak serca, że po prostu umieram. Zaczełam wołać o pomoc do Agaty odwracając się do niej. Zrozumiałam wtedy, że to nie atak serca. Usłyszałam głośną modlitwę ludzi, którzy stali za mną. Poczułam, że to walka Jezusa ze złym o mnie. Pojawił się obok mnie ksiądz, który złapał mnie za rękę, głośno wypowiadając imię Jezus. Cała drżałam, łzy nadal płynęły, zaczełam powtarzać za nim z wielka trudnością imię Jezus. Z olbrzymim wysiłkiem odwróciłam się do tyłu, a tam już czekał na mnie Jezus w najświętszym sakramencie i błogosławił mnie. Wtedy nastąpiła wielka ulga, ból odszedł, powrócił równomierny oddech, czułam obecność Boga, wielki spokój i ukojenie. Byłam potwornie wyczerpana. Kościół wydał mi się tak wyraźny i ogarniający mnie. Pomimo fizycznego wyczerpania, czułam się wspaniale.

Wcześniej, nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji w jaką się wplątałam. Wróżąc z kart tarota otworzyłam furtkę złemu. Piszę to świadectwo ku przestrodze dla innych ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy, jak szatan jest podstępny i jak bardzo lekceważymy sobie jego siłę. Na szczęście, byli wokół mnie wspaniali ludzie wielkiej wiary w Boga i to mnie uratowało. Za to wszystko chwała Panu.

Aleksandra