Na mój pierwszy wieczór uwielbienia udałam się, ponieważ czułam w swoim życiu jakąś pustkę. Chciałam nauczyć się modlić, dziękować za to co mam, chciałam nauczyć rozmawiać z Panem, by był obecny codziennie w moim życiu. Na 38. TWU mocno wierzyłam i czekałam, by Pan spojrzał na mnie. Podobnie było na kolejnym wieczorze. Tak naprawdę czekałam, aż dostanę jasny sygnał, że Pan nie jest obojętny na moje prośby. Trochę trwało zanim zrozumiałam, że dostałam mnóstwo znaków, że Pan mnie kocha. Nawet nie wiem dokładnie, kiedy przestały męczyć mnie silne bóle głowy, które stawały się nie do zniesienia. Moje życie się zmieniało na lepsze; decyzje które podjęłam okazały się trafne. Zaufałam Panu i moje życie jest pełniejsze, lepsze i piękniejsze. Chwała Panu!

Katarzyna, 34 lata

 

Na 38. Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam razem z mężem, będąc w drugiej ciąży. Bardzo wyczekiwałam tego Wieczoru. Tak bardzo pragnęłam modlić się o zdrowie dla mojego dziecka, o szczęśliwy przebieg ciąży. Miałam już piękną, zdrową, półtoraroczną córeczkę, o którą też modliłam się na wcześniejszych TWU.

W pewnym momencie padły słowa kierowane do Agaty: „córko moja, przyjdź do mnie, a Ja cię uwolnię”. Po policzkach spłynęły mi gorące łzy. Myślę, że większość osób, które przyjeżdżają na Tyskie Wieczory czeka na ten moment, by usłyszeć słowa kierowane bezpośrednio do nich. Wtedy pomyślałam, że przecież kobiet o imieniu Agata może być o wiele więcej, czemu miałabym sądzić, że te słowa nie płyną również do mojego serca? Wtedy je przyjęłam i zrozumiałam, ale zupełnie inaczej.

W poniedziałek rano, tydzień po Wieczorze Uwielbienia, pojechałam szczęśliwa z mężem na pierwsze badania prenatalne. Okazało się jednak, że moje dziecko umiera, ma mnóstwo poważnych wad, które nie dają szans, nawet na przeżycie pełnego okresu ciąży. To był początek i jednocześnie koniec naszego czwartego miesiąca bycia razem. Nie sposób opisać naszej rozpaczy, bólu i cierpienia, ale też nie to jest celem tego świadectwa.

Dzień po stracie mojego synka przyjęłam w szpitalu komunię świętą. Pierwszy raz w życiu usłyszałam wewnętrzny głos: „teraz Ja wypełnię Twoje puste łono”. Płakałam gorącymi łzami. W każdej chwili później czułam obecność Jezusa. Mam wewnętrzne przekonanie, że gdyby nie On, nie przeszłabym przez tak bolesną stratę. Mój mąż towarzyszył mi cały czas. Potrafiłam nawet znaleźć siły, by mimo bólu wywołanego skurczami porodowymi, wspierać go.

Teraz wspominam ten czas jak przez mgłę. Nie wiem, jakim sposobem przez to przeszliśmy. Mój synek był chciany i kochany od samego początku. Serce matki będzie zawsze przy jej dzieciach a utrata nie przestanie boleć. Jednak jedyne ukojenie przynosiła mi modlitwa – moja własna, mojego męża, moich bliskich, znajomych. Nie potrzebowałam tak zwanych dobrych myśli, pocieszania czy rozmowy z psychologiem. Potrzebowałam Bożej obecności, przeświadczenia, że mój synek jest bezpieczny Tam, dokąd wszyscy zmierzamy. Po pochówku miałam lepsze i gorsze momenty, ale tylko w Bogu znajdowałam spokój. Nie należę do osób, które raz poznały dobrą drogę i już zawsze nią idą. Mam wzloty i upadki w swojej relacji z Panem Bogiem. Wiem tylko, że dzięki TWU zawsze chciałam wracać na właściwą ścieżkę, że wiele zrozumiałam, wiele dobrego doświadczyłam. Być może dzięki tym wszystkim wspaniałym osobom, które organizują TWU, dzięki wspólnocie ludzi pragnących i cierpiących jak ja, wreszcie spotkałam Boga Żywego i nigdy nie zarzuciłam Mu straty mojego dziecka. Wiem przecież, że On Jest Miłością. W szpitalu na nowo wybrzmiały mi zasłyszane słowa: „córko moja, przyjdź do mnie, a Ja cię uwolnię”. Dlatego też nie mogę milczeć, tylko zaświadczam o Jego obecności, o Jego działaniu w moim życiu. Chwała Panu!

Agata

 

Po raz pierwszy byłam na Tyskim Wieczorze Uwielbienia w październiku 2018 roku. Przyjechałam, aby modlić się o zdrowie synowej, która miała skierowanie do szpitala z konsekwencją operacyjnego usunięcia części jelita. W niedzielę po Wieczorze zgłosiła się do szpitala. Wyniki krwi uległy poprawie. Wyniki tomografii wykazały poprawę. Stan zdrowia z dnia na dzień się polepszał. Oczywiście leczenie trwa nadal, ale czuje się dobrze. To cud. Dzięki Ci Boże. To, co czułam w czasie Tyskiego Wieczoru jest nie do opisania. Cały następny tydzień, kiedy czekałam na wyniki synowej miałam wrażenie, że Bóg jest obok mnie i mówi, że będzie dobrze. Chwała Panu!

Alina, 62 lata

 

Ostatni, 38. Wieczór Uwielbienia był moim pierwszym. To dziwne, że wcześniej o nim nie słyszałam, mimo że mieszkam w Tychach od wielu lat. Poszłam na uwielbienie sama i byłam bardzo mocno przejęta. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Miałam mnóstwo intencji i nie umiałam się skupić na konkretnej. W trakcie Wieczoru nie odczuwałam niczego nadzwyczajnego, poza zdenerwowaniem. Byłam nawet trochę zawiedziona, bo czytałam inne świadectwa, w których obecność Jezusa była mocno odczuwalna. Niestety, trochę zazdrościłam, że tego nie czuję. Jezus jednak wybrał to, co było mi potrzebne najbardziej: problemy i ogromny stres związany z pracą. Nagle dostałam propozycję zmiany etatu na mniej stresujący i uwaga – lepiej płatny. Wszystko, łącznie z rekrutacją, trwało trzy dni. O nic się nie starałam i nigdzie nie aplikowałam. Od pierwszego kwietnia zaczynam nowy etap w pracy zawodowej. Już nie mogę się doczekać kolejnego Wieczoru Uwielbienia. Był niezwykły, namawiam mojego męża i córkę, by mi towarzyszyli bo warto tam być. Uwielbiamy Pana bo jest dobry. Chwała Panu!

Magda

 

Na 38. TWU przyjechałam po kilku latach przerwy. W tym czasie Pan Bóg tak prowadził, że moje życie i sprawy nabrały pozytywnego wymiaru. Gdy podjęłam decyzję, że pojadę na TWU zastanawiałam się nad intencją. W zasadzie powinnam prosić o uzdrowienie fizyczne, jednak w sercu rodziło się inne pragnienie. Na modlitwie osobistej przed wyjazdem na TWU, ale i bezpośrednio podczas Wieczoru, mówiłam Panu Jezusowi, że jestem tu, by cieszyć się byciem z Nim. Tak jak cieszy się małe dziecko bawiąc się z rodzicem, które czuje się bezpiecznie, bo On patrzy na mnie wzrokiem pełnym miłości, bo trzyma mnie za rękę. Mówiłam Panu Jezusowi, że chcę zobaczyć w Jego oczach spojrzenie pełne miłości, radości z mojej osoby, dające poczucie bezpieczeństwa. I pierwsze słowa poznania jakie Pan Jezus za pośrednictwem osoby prowadzącej skierował do ogółu były dokładnie odzwierciedleniem i potwierdzeniem tej intencji i obrazu, który ja na modlitwie przedstawiałam Panu Jezusowi. I tak po prostu się ucieszyłam jak dziecko. Chwała Panu!

Beata 

 

38. TWU był pierwszym od około 2 lat na którym byłam obecna. Już wcześniej odczułam uzdrawiającą moc Chrystusa płynąca podczas tych Wieczorów. O czym już raz zaświadczyłam kilka lat temu. Podczas ostatniego uwielbienia trudno mi się było wyciszyć, tyle spraw zaprzątało moją głowę. Jednak postanowiłam być „tu i teraz” do czego nawoływano chwilę później z ołtarza.

Od kilku lat choruję na depresję.W pewnym momencie jeden z prowadzących powiedział, że Pan chce uzdrowić osoby uzależnione od opinii innych ludzi. Poczułam wtedy ciepło w sercu i wiedziałam, że te słowa skierowane są do mnie.To uzależnienie to właśnie jeden z powodów mojej depresji. Odczułam pewnego rodzaju ulgę, ciężar przesadnego przejmowania się zdaniem innych został ze mnie zdjęty. Czuję się lepiej i chociaż depresja nadal jest obecna wierzę, że brak uzależnienia od opinii innych jest dużym krokiem w kierunku odzyskania pełni zdrowia. Chwała Panu!

Urszula, 34 lata

 

O Wieczorze Uwielbienia słyszałam po raz pierwszy kilka lat temu od znajomej. Mówiła, że jest tak pięknie i warto iść, ale jakoś nie zdecydowałam się. Dopiero teraz, gdy w moim kościele w trakcie ogłoszeń zaproszono na TWU, wyszukałam w Internecie stronę, żeby upewnić się co do daty i godziny. Czytałam świadectwa, nie mogłam się od nich oderwać. Łzy płynęły mi ze wzruszenia i już wiedziałam, że tym razem na pewno pójdę. Miałam jedną intencję: uzdrowienie mojego męża z pijaństwa. Na miejscu jeszcze przed mszą św. poszłam do spowiedzi, ale do kościoła już nie weszłam, bo po prostu się nie dało, więc stałam w drzwiach. Po mszy zaczęła się modlitwa. Przez jakiś czas czułam się jakbym tu nie pasowała. Ja, 54-letnia kobieta, widziałam tych młodych, tak bardzo rozmodlonych ludzi i tak inaczej zachowujących się niż my co niedziela w kościele. Śpiewali z rozłożonymi rękami. Było widać, że autentycznie uwielbiają Boga. Nawet nie wiem, w którym momencie ja „wpasowałam” się w tę wspólnotę. Wtedy poczułam jak Pan przyszedł i do mnie. Myślałam, że wyskoczy mi serce, łzy płynęły ze szczęścia i czas jakby się zatrzymał. Chociaż miałam tę moją szczególną intencję, z którą przyszłam na TWU, to podczas jego trwania poprosiłam Pana także o uzdrowienie z chorób kręgosłupa, bo często miewałam bóle. Bolały mnie także pięty, które leczyłam z marnym skutkiem. Prosiłam też o zgodę w rodzinie. Moja mama była skłócona ze swoją siostrą, od 4 lat nie odzywały się do siebie. I jeszcze o kilka innych rzeczy, które mi się nasunęły już na miejscu.

Podczas uwielbienia po raz pierwszy w życiu klękałam przed Jezusem, a nie przed monstrancją. Moja wiara do tamtego Wieczoru była taka płytka, choć zawsze myślałam, że jestem osobą głęboko wierzącą.

Minęły już dwa miesiące, a ja od tego czasu nie czułam bólu kręgosłupa ani pięt. Moja mama z siostrą rozmawiały ze sobą dwa razy telefonicznie. A ja ufam Panu, że uwolni mojego męża od alkoholu, że to tylko kwestia czasu i mojego całkowitego zaufania. Chwała Panu!

Ania, 54 lata

 

38. Tyski Wieczór Uwielbienia był moim trzecim. Wyjątkowo, przyjechałam na niego bez jakiś konkretnych intencji. Chciałam po prostu być i uwielbiać Pana.

Jednak Pan Bóg miał dla mnie wielką niespodziankę. W trakcie modlitwy, gdy właśnie wracałam z chwilowego pobytu na powietrzu i szłam po schodach usłyszałam głos prowadzącego: „Pan Bóg uzdrawia Małgorzatę, Krystynę z poczucia braku miłości we wczesnym dzieciństwie. Uzdrawia osoby, które czuły się wtedy szczególnie niekochane”. Dla mnie te słowa były jak wielki, bijący dzwon w moim sercu. Było to tym bardziej szczególne, że jako dziecko adoptowane w wieku dwóch lat, miałam zmienione imię z Krystyny na Małgorzatę. Nie wiedziałam jak Pan Bóg będzie działał, ale On wiedział. Bardzo ważną rzeczą po tym Wieczorze było to, że potrafiłam powiedzieć mojemu mężowi za co go kocham i to od początku naszego poznania. Co po sześciu latach małżeństwa stało się nie lada wyczynem. Nie czekałam na odpowiedź męża. Nie było ważne, czy on powie to samo, czy nie. Ważne było, że ja odważyłam się powiedzieć, że kocham go za to jaki jest. Mimo tego, że nie zawsze jest nam łatwo i jest dużo różnic między nami. Niech Bóg ma nas w swojej opiece i działa dalej cuda w naszym życiu i życiu innych będących na Tyskich Wieczorach Uwielbienia. Chwała Panu!

Małgorzata, 43 lata

 

Na 38. TWU przyjechałam razem z  mężem, będąc w  drugiej ciąży. Bardzo wyczekiwałam tego Wieczoru. Tak bardzo pragnęłam modlić się o zdrowie dla mojego dziecka, o szczęśliwy przebieg ciąży. Miałam już piękną, zdrową półtoraroczną córeczkę, o którą też modliłam się na wcześniejszych TWU. W pewnym momencie padły słowa kierowane do Agaty: „córko moja, przyjdź do mnie, a Ja cię uwolnię”. Po policzkach spłynęły mi gorące łzy. Myślę, że większość osób, które przyjeżdżają na Tyskie Wieczory czeka na ten moment, by usłyszeć słowa kierowane bezpośrednio do nich. Wtedy pomyślałam, że przecież kobiet o imieniu Agata może być o wiele więcej, ale czemu miałabym sądzić, że te słowa nie płyną również do mojego serca? Wtedy je przyjęłam i zrozumiałam, ale zupełnie inaczej.

22 października rano pojechałam szczęśliwa z mężem na pierwsze badania prenatalne. Okazało się jednak, że moje dziecko umiera, ma pełno poważnych wad, które nie dają szans nawet na przeżycie pełnego okresu ciąży. To był początek i jednocześnie koniec naszego czwartego miesiąca bycia razem. Nie sposób opisać naszej rozpaczy, bólu i cierpienia, ale też nie to jest celem tego świadectwa.

Dzień po stracie mojego synka przyjęłam w szpitalu komunię od księdza. Pierwszy raz w życiu usłyszałam wewnętrzny głos: „teraz Ja wypełnię Twoje puste łono”. Płakałam gorącymi łzami. W każdej chwili później czułam obecność Jezusa. Mam wewnętrzne przekonanie, że gdyby nie On, nie przeszłabym przez tak bolesną stratę. Mój mąż towarzyszył mi cały czas. Potrafiłam nawet znaleźć siły, by mimo bólu wywołanego skurczami porodowymi wspierać go. Teraz wspominam ten czas jak przez mgłę. Nie wiem, jakim sposobem przez to przeszliśmy. Mój synek był chciany i kochany od samego początku. Serce matki będzie zawsze przy jej dzieciach, a utrata nie przestanie boleć. Jednak jedyne ukojenie przynosiła mi modlitwa – moja własna, mojego męża, moich bliskich, znajomych. Nie potrzebowałam tzw. dobrych myśli, pocieszania czy rozmowy z psychologiem. Potrzebowałam Bożej obecności, przeświadczenia, że mój synek jest bezpieczny tam, dokąd wszyscy zmierzamy. Po pochówku miałam lepsze i gorsze momenty, ale tylko w Nim znajdowałam spokój. Nie należę do osób, które raz poznały dobrą drogę i już zawsze nią idą. Mam wzloty i upadki w swojej relacji z Panem Bogiem. Wiem tylko, że dzięki TWU zawsze chciałam wracać na właściwą ścieżkę, że wiele zrozumiałam, wiele dobrego doświadczyłam. Być może dzięki tym wszystkim wspaniałym osobom, które organizują TWU, dzięki wspólnocie ludzi pragnących i cierpiących jak ja, wreszcie spotkałam Boga Żywego i nigdy nie zarzuciłam Mu straty mojego dziecka. Wiem przecież, że On Jest Miłością. W szpitalu na nowo wybrzmiały mi zasłyszane słowa: „córko moja, przyjdź do mnie, a Ja cię uwolnię”. Dlatego też nie mogę milczeć, tylko zaświadczam o Jego obecności, o Jego działaniu w moim życiu.​ Chwała Panu!

***

W czerwcu 2018 r., z powodu krwotoku wewnętrznego, przeszłam operację ginekologiczną, po której ciągle czułam niepokój. Bałam się o swoje życie, miałam nerwicę i nieustannie bolał mnie brzuch, pomimo tego, że na badaniu USG wszystko wyszło w porządku. Usłyszałam od lekarza, że to tzw. bóle fantomowe. Już od dziecka byłam przewrażliwiona na punkcie chorób, wciąż wmawiałam sobie różne objawy.
38. Tyskiego Wieczoru Uwielbienia nie zapomnę nigdy. Przyjechałam po raz pierwszy, z mamą i z mężem. Parę dni przed przyjazdem wydawało się, jakby wszystko odpychało mnie od uczestnictwa w tym wydarzeniu. Teraz wiem, że to była próba przeszkodzenia mi w spotkaniu z Bogiem. Pod koniec modlitwy usłyszałam najpiękniejsze słowa skierowane wprost do mnie: “Jest z nami Ewelina, która po zabiegu bardzo boi się śmierci, a właściwie od zawsze się jej bała. Pan Jezus zwraca się do niej: Nie bój się Moje dziecko. Jestem przy Tobie i chcę, żebyś żyła pełnią życia”. Musiałam prosić męża, aby powtórzył mi te słowa jeszcze raz, ponieważ w momencie łzy napłynęły mi do oczu. Nigdy nie czułam takiego ogromu miłości.
Moje lęki i obawy odeszły. A kiedy próbują powrócić, przywracam w pamięci te piękne słowa i wiem, że Bóg jest przy mnie. Chwała Panu!

Ewelina, 26 lat