Rok temu, w styczniu 2018, po raz pierwszy byłam na Tyskim Wieczorze Uwielbienia. W jednym z słów poznania usłyszałam swoje imię i słowa, że pewnym osobom ciężko jest się odnaleźć, ze względu na to, co kiedyś przeżyły. W jednej chwili pojawiła się wielka radość i wielki ból – jakby strach przed Jezusem, który chciał wtedy do mnie przyjść. Gdy modlitwa trwała, starałam się iść dalej, nie zatrzymywać tego spazmu i do końca nie wiedziałam, czy te słowa były skierowane do mnie. Ale ta wielka radość została dość długo. Myślę, że nawet do teraz.

Coś zaczęło się we mnie zmieniać, np. moje podejście do męża. W Walentynki poczułam, że kruszy się moje serce i że jestem uzdrowiona z miłości z lat licealnych, kiedy moje serce kochało bardzo mocno i prawdziwie, a  zostało potraktowane w sposób manipulacyjny. Długi czas czułam się oszukana i nie umiałam nikomu zaufać, obdarzyć prawdziwym i szczerym uczuciem. Dopiero wtedy zaczęło się to zmieniać, mimo, że już miałam męża.

Na ostatnim, 38. Wieczorze, Jezus dotknął mojej relacji z synem, którego odrzuciłam w jakiś niezrozumiały sposób. Był dla mnie jakimś wypomnieniem grzechu, gdyż począł się przed ślubem. I choć nikt w mojej rodzinie głośno o tym nie mówił, to czasem czułam czyjeś spojrzenia i właśnie takie uczucie, jakby ktoś mi wypominał: „zobacz jaka jesteś, wyszłaś za mąż, bo miałaś dziecko”. Ale tym razem Jezus wspominając o tym uzdrowił to miejsce i już nie czuję wstydu, że mam Jasia. Wcześniej mój syn często mówił mi z płaczem, że go nie kocham. Nie rozumiałam wtedy ani jego, ani siebie. Teraz wiem, że czułam się gorsza, mając syna przed ślubem. Ale na szczęście jest Jezus i Jego miłość. Chwała Panu!

Agnieszka, 39 lat

 

W Wieczorach Uwielbienia uczestniczę od kilku lat. Za każdym razem czułam się po nich wewnętrznie lepiej. Odczuwałam radość. Podczas Wieczoru Uwielbienia często samowolnie płakałam.

Podczas 36. Wieczoru Uwielbienia moje imię zostało wymienione łącznie z informacją, że modlić będziemy się za osoby w trudnych sytuacjach życiowych, zagubione, nie wiedzące co mają zrobić. Faktycznie, w tym dniu był pogrzeb bliskiego krewnego i po stypie wybrałam uczestnictwo w Wieczorze Uwielbienia, rezygnując ze spotkania z rodziną. Także na kolejnym Wieczorze Uwielbienia padło moje imię, jako osoby z depresją, zranionej. Za każdym razem, gdy wyczytano moje imię, odczuwałam też fale ciepła przepływające przez ciało i tak jakby dłoń przyłożoną do mojego serca.  Powoli próbuję znajdować większy sens mojej codzienności, niż tylko jedzenie, czy dbanie o poprawną prezencję, co od momentu, kiedy wyjechałam za granicę, nie zawsze jest łatwe. Chwała Panu!

Magda, 29 lat

 

Na 36. Tyskim Wieczorze Uwielbienia zostałem uzdrowiony z małej, według mnie, uciążliwości. Ganglion na prawym nadgarstku, o pokaźnej średnicy 2 cm, nie chciał zniknąć i po dwóch zabiegach punkcji i odsysania powracał na swoje miejsce. Nie sprawiało to bólu, ale wyglądało nieestetycznie. Pogodziłem się już z tym, że czeka mnie normalna operacja wycięcia tego pod narkozą. Jednak nie przyjechałem na Wieczór z tą intencją. W sumie to nie przyjechałem z żadną intencją. Podczas modlitwy usłyszałem, że Pan uzdrawia teraz wszystkie osoby ze zwyrodnieniami stawów itp. I jakie było moje zdziwienie, gdy po paru miesiącach ganglion znikł całkowicie bez konieczności wizyty w szpitalu. Byłem zaskoczony, że Pan zajął się taką błahostką, gdy specjalnie nie modliłem się o cud uzdrowienia z tego. Ale jestem bardzo wdzięczny, że znikł i nie muszę zahaczać o szpital. Myślę, że Bóg chciał mi powiedzieć przez to, bym zaprosił go nie tylko do moich wielkich życiowych spraw i marzeń, ale do wszystkiego cokolwiek robię, bo z Nim wszystko staje się jakoś lepsze, jaśniejsze i pełniejsze. Chwała Panu!

Jan, 20 lat

 

Pragnę się podzielić świadectwem z ostatniego XXXVI Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Od dzieciństwa chorowałam na alergią pokarmową, jedząc niektóre produkty pojawiała się wysypka. W trakcie ostatniego TWU padło słowo aby położyć rękę na chore miejsce – tak też zrobiłam kładąc jedną rękę na drugiej, tam, gdzie pojawiały się zmiany skórne. W trakcie modlitwy odczułam ciepło przepływające przez moje ręce. Kiedy wróciłam do domu zauważyłam, że jedząc niegdyś „zakazane” produkty nic mi nie jest, za co już dziękowałam Bogu. Kolejnym krokiem były testy alergiczne które wyszły ujemnie. Za cud uzdrowienia i Bożą miłość – chwała Panu!

Agnieszka

 

20 stycznia 2018 roku uczestniczyłam w Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Stałam dość obojętna, przytłoczona ilością ludzi. Miałam duże trudności, żeby skupić się na modlitwie. Kiedy usłyszałam słowa poznania zaczynające się: „Kobieta, 34 lata…” serce zaczęło mi bić mocniej. Dalej też każde słowo zgadzało się z tym, co wtedy przeżywałam: „Kobieta, 34 lata, która w ostatnim czasie jest przytłoczona, przygnębiona, smutna”- tak właśnie czułam się z powodu tego, że w krótkim okresie czasu spadło na mnie kilka informacji o chorobach moich koleżanek. Wszystkie są chorobami nowotworowymi. Sama też czekam na wizytę u lekarza, która będzie w następnym tygodniu.

Oprócz tego mam problem z organizacją czasu. Chcę być wszędzie i podejmuję się zbyt wielu zadań, co powoduje, że jestem bardzo przemęczona i sfrustrowana. Wszystkie te rzeczy sprawiły, że czułam się właśnie przytłoczona, przygnębiona i smutna. Na koniec padły słowa: „Pan mówi ci, że będziesz oglądała w swoim życiu Jego chwałę”. Potrzebowałam słów pełnych nadziei i umocnienia, takich jak te. Moim pragnieniem jest oglądać Boże dzieła i Bożą chwałę. I wiem, że Bóg jest wierny każdej swojej obietnicy, dlatego oczekuję wypełnienia tych słów w moim życiu. Cieszę się, że po raz kolejny mogłam doświadczyć tak wielkiej bliskości Boga.

Monika, 34 lata

 

Na XXXVI Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z tyloma troskami i pytaniami, że sama nie wiedziałam o co właściwie powinnam się modlić. Jednak Pan Jezus zawsze wie czego potrzebujemy. Nie pamiętam dokładnie wszystkich wypowiedzianych słów, ale wiem, że gdy Jezus zwracał się do Agnieszki, Roberta i jeszcze jednej osoby, której imienia nie pamiętam, to działał we mnie. Na tym TWU otrzymałam łaskę zapłakania nad trudną historią mojego życia. Jezus dał mi pokój, pomaga pogodzić się z przeszłością, a także przebaczyć bliskim. Chwała Panu!

Agnieszka, 23 lata

 

Podczas XXXVI Wieczoru Uwielbienia Pan Jezus skierował swoje słowo do osób, które swoje życie widzą jako zakrwawioną, brudną szmatę – trudne, pełne pustki i osamotnienia. Bóg spojrzał również w moje serce pełne bólu i cierpienia. Obiecał, że je odnowi. Kiedy to piszę, jeszcze nie wiem, w jakim czasie i w jaki sposób to zrobi. Ale skoro Pan Jezus to powiedział, to ja Mu wierzę. Amen. Chwała Panu!

Agnieszka, lat 34 lata

 

Dzień 20 stycznia 2018 r. był moim szczęśliwym dniem. Za namową mojej córki pojechałam na Wieczór Uwielbienia. Na wcześniejsze się nie wybierałam mimo zachęty z jej strony, ponieważ nie miałam ochoty. Tym razem było inaczej. Cieszyłam się i nie mogłam się doczekać tego wydarzenia. Przed kościołem ze szczęścia poleciała mi łza, wiedziałam, że to jest miejsce dla mnie. Podczas mszy św. czułam się cudownie. Przyjechałam prosić Boga o zdrowie i błogosławieństwo dla mojego męża i dzieci. Wiele ostatnio wycierpiałam. Mam ciężką pracę, do której nie chcę wracać po urlopie. Rodzice mnie nie kochają, a w domu miałam co sobotę awantury urządzane przez męża. Siedem miesięcy wcześniej grałam w kościele i śpiewałam psalmy. Przeprowadziłam się do innej miejscowości i zaprzestałam śpiewać na chwałę Pana, bardzo tęsknię za tym. Gdy po Wieczorze Uwielbienia wróciłam do domu nie mogłam o nim zapomnieć, coś się zmieniło we mnie. Zaczęłam nabierać chęci pójścia do pracy. Miałam większa energię i nie czułam się wiecznie zmęczona.

Już dziś nie mogę doczekać się czerwca i kolejnego TWU, chciałabym żeby to było już jutro. Jestem osobą skrytą. Nie wiem dlaczego to wszystko piszę i się tym dzielę, zawsze wolałam usiąść w swoim pokoju wyciągnąć różaniec i wypłakać się Maryi w samotności. Dziś jednak dziękuję Bogu, że mogłam uczestniczyć w TWU, że mogłam być razem z Nim.

Renata, 42 lata

 

Nie potrafię opisywać swoich przeżyć, nie jestem w tym dobra, ale chcę się z Wami podzielić swoim świadectwem. Na XXXVI Wieczór Uwielbienia szłam bez przekonania. Kiedy byłam tu pierwszy raz to niezbyt chciałam wrócić, właściwie to mówiłam, że już tu nie przyjdę, że to nie dla mnie, nie tego szukam. Nie chciałam iść na kolejny, jednak przyjaciółka mnie namówiła.

Od samego początku, ledwo weszłam do kościoła, dziwne, ale miałam uśmiech na twarzy i chciałam uwielbiać, tylko uwielbiać Pana. Nie potrzebowałam niczego. Tak jakby z wejściem do świątyni Boża radość weszła we mnie. Wyglądałam pewnie jak nieco szalona uśmiechając się do Jezusa. A kiedy zaczęło się uwielbienie usłyszałam słowa: „Jezus oczyszcza serca trzech osób”. Nie wiem czy były to słowa skierowane do mnie, ale poczułam dziwne ciepło przechodzące przez ciało. Pomyślałam, że chyba mi się wydaje, że to pewnie nie do mnie, „przyszłam tylko uwielbiać Pana. Co się ze mną dzieje?”. Nie rozumiałam. Gdy padały słowa, że Jezus oczyszcza serca, imię wymienione jako drugie było moim. Wtedy te uczucie we mnie jeszcze bardziej rosło. Poczułam dziwne ciepło, wewnętrzny mocny dotyk, który przechodził przez całe ciało, nie wiem do końca jak to nazwać. Czułam radość, nagle popłynęły mi łzy, ale wciąż czułam się szczęśliwa. Czułam Bożą radość, która była we mnie, także ulgę, jakby zabrano cały ciężar ze mnie, z mojej duszy. To samo czułam rok temu w Ziemi Świętej – w Kaplicy Adoracji przy Bożym Grobie. Tylko tam się bałam tego, co się ze mną działo i prosiłam Boga żeby zabrał to uczucie. A teraz byłam po prostu gotowa na wszystko co Bóg mi dawał i robił ze mną. Na to jak oczyszczał me serce i uleczał je tu, na Wieczorze Uwielbienia.

Nie mogę przyjmować Jezusa w Komunii, żyję w związku cywilnym. Nie mogę iść do spowiedzi. Żyje ze swoim grzechem każdego dnia, ale wiem, że na TWU Jezus zabrał cały ten ciężar. Wyszłam inna. Bóg oczyścił moje serce i duszę. Dlatego należy dbać o skarb jaki jest w Kościele w postaci sakramentów, bo jest to ból nie do opisania, kiedy wybiera się miłość do człowieka rezygnując z Jezusa eucharystycznego. Nie da się niczym tego zastąpić, pozostaje ogromna tęsknota i pragnienie. Jednak Pan w swym miłosierdziu może zaspokoić i uleczyć serce każdego z nas. Chwała Panu.

Agnieszka, 36 lat

 

XXXVI Tyski Wieczór Uwielbienia był długo oczekiwanym przeze mnie wydarzeniem. W czerwcu zeszłego roku nie mogłam uczestniczyć w tej modlitwie, gdyż byłam w 9 miesiącu ciąży. Podczas kolejnego Wieczoru Uwielbienia nie miałam z kim zostawić córeczki, mąż musiał iść do pracy. Było mi wówczas bardzo przykro. Wszystko wskazywało na to, że i w tym nie będę mogła uczestniczyć. W ostatniej chwili udało mi się wyspowiadać i przyjechać do Tychów, pierwszy raz byłam tu sama. On mówi: „Ty nie nazywasz się odrzucona, czy poniżona. Ty nazywasz się urzekająca córka Boga. Pan Ciebie pragnie, Pan o Ciebie zabiega, pragnie twego piękna”. Gdy przeczytałam te słowa w rozdawanym biuletynie, poczułam, że to znak. Z drugiej strony ogarnął mnie żal. To niesamowite, że Bóg zabiega o każdego z nas, bez względu na to ile razy zbłądzimy. Człowiek chyba tak nie potrafi.

Niedawno zostałam mamą, wydawało się, że będę szczęśliwa. Pozwoliłam sobie jednak na oddalenie się od Boga. Nieprzespane noce, nadmiar obowiązków, zmęczenie, momentami bezradność. Codzienność przestała mnie cieszyć. Przestałam uczestniczyć w niedzielnych mszach. Przestałam się modlić, tak ze szczerego serca. Przecież nie miałam czasu – tak to sobie tłumaczyłam. Wiedziałam, że się pogrążam. Z dnia na dzień więcej nerwów, stresu, kłótni z mężem o błahostki. Macierzyństwo i małżeństwo przestało być różowe.

Podczas spowiedzi przed TWU usłyszałam od sędziwego ojca franciszkanina takie słowa: „Przecież znasz siebie od podszewki, wiesz czego ci potrzeba. Nie jesteś już małą dziewczynką, nie te lata, nie ta spódnica. Tak z nami właśnie jest, że przychodzimy po miłosierdzie Boże, a w zamian często nie chcemy nic ofiarować”. Popłakałam się. To były tak prawdziwe słowa. Przecież byłam kiedyś już tak blisko, odnalazłam swoją wiarę, poznałam czym jest różaniec, wymodliłam poczęcie wspaniałej córeczki, chodziłam na niedzielne msze, rozmawiałam z Bogiem i znajdowałam odpowiedzi na różne pytania. Było mi łatwiej żyć, po prostu. I teraz znowu czułam ogromną radość siedząc w kościele i czekając na Wieczór, i spotkanie z Bogiem. Zakochałam się w tych Wieczorach. Czuję i wiem, że to miejsce dla mnie. Gdy Pan Jezus przechadzał się między nami, zamknęłam oczy i wiedziałam, że dotyka mojego serca. Gorące łzy spływami mi po policzkach. Brzmi górnolotnie. Kiedyś nie zrozumiałabym kogoś, kto mówi mi, że Bóg dotyka jego serca. Może nawet zachowałabym pewną ostrożność myśląc, że ta osoba jest oderwana od rzeczywistości. Teraz mam więcej doświadczeń, wiedzy na temat wiary. Ale to nie zmienia faktu, że muszę każdego dnia walczyć o siebie – matkę, żonę, córkę, czyli najważniejsze role w moim życiu. Muszę dbać o relację z Bogiem, bo tylko przy Nim nawet najcięższe, niezrozumiałe chwile można przetrwać i czuć spokój. Tak jak teraz, gdy dzielę się swoim świadectwem.

(…) Wychodząc z kościoła po Tyskim Wieczorze mam ochotę wszystkim opowiadać o tym, że Bóg jest – prawdziwie jest. Że są ludzie młodzi, starsi, uśmiechnięci, mocno poranieni, ci bardziej uduchowieni i ci, którzy zaczynają dopiero poszukiwania Boga. Wszyscy razem modlą się, śpiewają. Dzieją się cuda. A potem gdy entuzjazm mija, rzeczywistość przytłacza, pojawiają się problemy, upadki. Dzięki TWU chcę się podnosić. Dla mnie to źródło, z którego chcę pić. Myślę, że tak właśnie jest, że wszystkich nas łączy tutaj to pragnienie, które zaspokoić może tylko Bóg. Chwała Panu!

Agata, 30 lat

 

Pragnę podzielić się radością z udzielonej łaski, jaką Pan Jezus okazał mojemu szwagrowi. W ciągu swojego dorosłego życia nie przyjmował sakramentów świętych, ponieważ odwrócił się od Boga. Był człowiekiem o trudnym charakterze. Ten, jak wydawałoby się silny człowiek zachorował, rokowania były niepomyślne. Pamiętam lęk jaki czułam o niego, gdy czas upływał a nikt nie miał odwagi napomknąć mu o spowiedzi, by nie sprowokować wybuchu złości. Jego matka modliła się na różańcu, by nie umarł bez pojednania. Tak się złożyło, że zbliżał się termin Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Pojechałam na tę modlitwę. Tym razem na ołtarzu złożyłam intencję o pojednanie się mojego szwagra z Bogiem i przyjęcie sakramentów. Przyjęłam również w jego intencji komunię. W ciągu następnych kilku dni jego stan zdrowia pogorszył się. Wiedział on, że odchodzi, ale nadal nie otwierał swego serca Jezusowi. Pewnego dnia rodzina zaniepokojona wezwała pogotowie, a te przewiozło go do szpitala. Przy jego łóżku mógł wreszcie stanąć ksiądz. Kapelan długo rozmawiał ze szwagrem, później udzielił rozgrzeszenia; kolejnego dnia przyjął komunię świętą. Był w szpitalu około tygodnia i w tym czasie uczestniczył we mszach świętych. Po powrocie ze szpitala załatwił sprawy majątkowe i odszedł pogodzony z rodziną i z Bogiem. Pozostaje nam mieć nadzieję, że każda nasza modlitwa i msza święta w jego intencji pomaga jego duszy. Zmaganie się mojego szwagra i jego odejście w łasce uświęcającej miało również wpływ na jego żonę, która również powróciła do Boga. Chwała Panu!

Sonia, 51 lat

 

W Wieczorze Uwielbienia w Tychach brałam udział po raz drugi. Błagałam Chrystusa, modliłam się o to, by zabrał ode mnie na zawsze nieuporządkowania seksualne i uleczył mnie z nałogu pornografii i związanej z tym pustki i rozpaczy. Od ponad 2 miesięcy obserwuję, że te trudności ustąpiły, wyciszyłam się i uspokoiłam. Czerpię siłę i radość z codziennej eucharystii. Pod wpływem modlitwy w Tychach zapragnęłam głębszej relacji z Bogiem. Z pełną otwartością brałam udział w rekolekcjach wielkopostnych. Moje życie stale się zmienia i porządkuje dzięki miłości Jezusa. Chwała Panu!

Ola, 42 lata

 

Na mój pierwszy Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam, bo wierzyłam, że ta modlitwa, to jedyna szansa na uleczenie bliskiej memu sercu osoby. Całą mszę i późniejszą modlitwę przeżyłam w ogromnym skupieniu, jak nigdy wcześniej. Gorąco się modliłam w intencji, z którą przyszłam. W pewnym momencie zobaczyłam przed sobą kałużę. Zorientowałam się, że to moje łzy, a prowadzący zwraca się właśnie do osób, które mają problem z samoakceptacją. Co prawda nie wymienił mojego imienia, ale jestem pewna, że Jezus zwracał się też do mnie. Całe wcześniejsze życie nienawidziłam siebie. Ciągle miałam pretensje, że nie jestem taka, jaką bym chciała być, że nie jestem idealna. Od tamtego momentu coś się we mnie zmieniło. Zrozumiałam, że jestem kochana taka, jaka jestem. Dziękuję Bogu, że mnie uzdrowił, choć wcale o to nie prosiłam. On wie najlepiej czego potrzebujemy. Chwała Panu!

Katarzyna

 

Boskie „Zaufaj Mi” słyszałam już na Tyskich Wieczorach Uwielbienia trzy razy, ale dopiero teraz odważyłam się dać temu publicznie świadectwo.  Pierwszy raz był na którymś już dla mnie z kolei Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Byłam wtedy samotna, przynajmniej tak się czułam. Nigdy nie miałam żadnego chłopaka, każdy potencjalny kandydat okazywał się porażką. I przyjechałam na TWU z tym ciężarem samotności. Z tym poczuciem, że już nigdy nikogo nie poznam, że widocznie Bóg chce żebym była sama. W pewnym momencie prowadzący modlitwę powiedział, że Pan kieruje teraz swoje słowa do samotnych ludzi, którzy boją się, że będą sami do końca życia. Pan powiedział: „Zaufaj Mi”. W miesiąc później poznałam chłopaka, bardzo dobrego, który okazał się być tym obiecanym przez Pana. Drugi raz słowa „Zaufaj Mi” usłyszałam na XXXV TWU, kiedy zmarnowana przez życie i przytłoczona trudnymi wydarzeniami przyjechałam tu trochę bez wiary. Utraciłam nadzieję na lepsze jutro i wstyd przyznać, ale zaczęłam wątpić w istnienie Boga. W pewnym momencie głos prowadzącego został skierowany do właśnie takich osób, które wątpią. I znów usłyszałam: „Zaufaj Mi, Ja jestem z Tobą”.

Na ostatnim TWU wiozłam w swoim sercu intencję rozeznania życiowej drogi. Byłam na rozdrożu, na którym należało dokonać wyboru. I po raz trzeci usłyszałam Boskie „Zaufaj Mi, Ja pokieruję Twoją życiową drogą.”

Już od dawna pojawiały się w moim życiu słowa: „Jezu, ufam Tobie”. I nimi starałam się kierować w życiu. Bo cóż może mi się stać, kiedy Jezus jest ze mną? Kiedy Mu się oddam i zaufam? Unosząc wzrok ku Niebu, stojąc na życiowym rozdrożu mówię: „Jezu, ufam Tobie, Ty się tym zajmij.”. A ja robię to co do mnie należy w ziemskim życiu.

Anastazja, 25 lat

 

20 stycznia 2018 r. przyjechałem na XXXVI Tyski Wieczór Uwielbienia. Dawniej przyjeżdżałem po to, żeby Pan Jezus mnie uzdrowił, ale nie doświadczałem niczego znaczącego. Dopiero drugi raz z rzędu przyjechałem nie po to, żeby Jezus mnie uzdrowił, tylko po to, żeby się modlić i Go uwielbić. I faktycznie doświadczam uzdrowień wtedy, gdy nie są one głównym celem mojej modlitwy. Podczas tego Tyskiego Wieczoru bardzo prosiłem Jezusa, żeby się wypełniła Jego wola, dużo modliłem się za innych. W kieszeni miałem Pismo Święte, zawsze zabieram je na modlitwy uwielbienia. Od około 10 lat, od czasu studiów mam zeza kiedy patrzę na jakiś mały punkt oddalony od kilku do kilkunastu metrów. Nasila się to po tym, kiedy dużo czytam albo siedzę przy komputerze. Często adoruję Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie przez czas mniej więcej pół do jednej godziny i zawsze widziałem Go podwójnie. Podczas tego Tyskiego Wieczoru Uwielbienia także miałem zeza podczas adoracji, ale tylko do mniej więcej połowy czasu jej trwania. Później po raz pierwszy od kilku lat zobaczyłem Najświętszy Sakrament normalnie, choć trochę mnie męczyło patrzenie. Od czasu Tyskiego Wieczoru do dzisiaj zez pojawiał się i znikał. Byłem kilka razy na adoracji i czasem przez cały czas jej trwania widziałem Najświętszy Sakrament bez zeza, czasem z zezem, ale widzę dużą poprawę. W środę prosiłem koleżankę i kolegę z mojej wspólnoty Zacheusz o modlitwę wstawienniczą między innymi w tej intencji. Będę prosił dalej. Ufam, że Pan Jezus uzdrowi mnie całkowicie.

Od wielu lat mam też problemy z onanizmem, być może jest to już nałóg. Jeszcze kilka miesięcy temu onanizowałem się raz na 2-3 dni, a czasem nawet trzy dni pod rząd, ale odkąd koleżanka ze wspólnoty regularnie się nade mną modli wstawienniczo, robię to wyraźnie rzadziej, zwykle raz na kilka dni. Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia, mniej więcej na początku adoracji, chwilę przed pierwszymi słowami poznania miałem obraz Pana Jezusa, który stoi nad nami, ma otwarte ręce i sypie do nas czymś kolorowym, co po chwili wyglądało jak kamienie szlachetne. Później, mniej więcej w czasie, kiedy było słowo poznania o uwolnieniu z nałogów, poczułem mocno działanie Ducha Świętego i radość. Miałem obraz Pana Jezusa wiszącego na krzyżu, z którego serca wychodzą dwa promienie, jak na obrazie „Jezu, ufam Tobie”. Zwykle rzadko mi się zdarza mieć obrazy. Chwała Panu!

Piotr