XXXV Tyski Wieczór Uwielbienia był pierwszym, na który wspólnie z dziećmi pojechałam. Pojechałam by prosić o prawidłowy przebieg ciąży mojej córki, której pierwsza ciąża obumarła. Atmosfera w kościele zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Podczas modlitwy uwielbienia i przejścia kapłana z Przenajświętszym Sakramentem serce biło mi jak szalone i zaczęłam płakać. Wtedy poprosiłam o uzdrowienie z migrenowego bólu głowy. Dolegliwości trwały od wielu lat, nie pomagały wciąż nowe lekarstwa. Ból w lewej skroni trwał nawet trzy dni. Minęło pół roku. Od tego czasu 3-dniowe bóle minęły. Dzielę się tą radością wśród znajomych i cierpiących. Zawierzyłam Bogu i wiem, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Chwała Panu!
Barbara, 51 lat
Minęło już trochę czasu od Wieczoru Uwielbienia, w którym uczestniczyłam. Zdecydowałam się napisać to świadectwo dopiero teraz, gdyż jak sądzę, nie mogłam tak naprawdę uwierzyć w to co się stało. W czasie wspomnianego Wieczoru Jezus uzdrowił mnie z choroby stóp, która bardzo utrudniała mi chodzenie. Co więcej – jestem osobą bardzo aktywną, a nade wszystko kocham góry. Kiedy zdiagnozowano u mnie ostrogę, przeraziłam się, że będę musiała ograniczyć chodzenie, co wpłynie także na moje kontakty z ludźmi i przyrodą. Po zabiegach była nikła poprawa. Zbliżał się 35. Wieczór Uwielbienia i po raz pierwszy nie poszłam tam tylko wielbić Boga, ale także prosić o uzdrowienie moich stóp. Namacalnie podczas modlitwy doświadczyłam, że Chrystusowi zależy na mnie. Poczułam ciepło w stopach i od półtora roku problem nie powrócił. Cieszę się każdym dniem i dziękuję Bogu za wszystko. Moje imię znaczy „należąca do Chrystusa” i w ciągu mojego życia odczuwam coraz mocniej, że On się o mnie troszczy. Chwała Panu!
Krystyna, 56 lat
Przyjechałam na XXXV Wieczór Uwielbienia, z prośbą o prawidłowy przebieg ciąży – w końcu byłam w „dość późnym wieku”. Lekarz podczas jednego z badań, stwierdził, że płód jest zbyt mały jak na ten moment ciąży. Zasugerował mi, że z dzieckiem jest coś nie tak. Ale jednocześnie powiedział: „Za dwa tygodnie zrobimy badania kontrolne, może wszytko będzie dobrze. Różne cuda widziałem, one też się zdarzają w medycynie”. Wiedziałam, że za parę dni będą odbywać się w Tychach TWU. Przyjechałam na niego z nadzieją na ów cud. W trakcie modlitwy padły słowa: „Jezus ma moc odebrania życia i dawania go.”. Tak bardzo chciałam wierzyć, że nowe życie, które jest we mnie rozwija się prawidłowo. Na TWU nie czułam nic, trzymałam ręce na moim brzuchu i prosiłam, aby moje dziecko było zdrowe. Po niecałych dwóch tygodniach miałam znów przyjść na badania kontrolne. Lekarz po chwili badania USG powiedział: „Serce dziecka przestało bić, przykro mi.”. Nie mogłam w to uwierzyć. Wypisał mi skierowanie do szpitala. Pomyślałam, że jego aparat USG się myli, że w szpitalu stwierdzą co innego. Przecież, świetnie się czuję, nie mam żadnych bóli, żadnych plamień. W szpitalu, inny lekarz potwierdził diagnozę. Miałam przejść zabieg usunięcia martwej ciąży. Byłam przekonana, że to nie dzieje się naprawdę, że Pan Bóg nie jest, aż tak okrutny. Powiedziałam do lekarza prowadzącego, że nie wierzę w ich diagnozy i nie poddam się zabiegowi usunięcia mojego dziecka. Lekarz, długo przekonywał mnie, że nie mogę chodzić z martwym dzieckiem. Uparłam się, i wypisałam na własne żądanie. Przez parę kolejnych dni nie działo się nic. W moim organizmie utrzymywał się bardzo wysoki poziom HCG. Po paru dniach poczułam bardzo silny ból brzucha, skurcze co parę minut, i nagle w moich dłoniach trzymałam małą istotę. Nie ruszała się. Łzy ciekły mi po policzkach. Wydawało mi się, że serce pęknie z bólu. Po 3 miesiącach od utraty dziecka przeszłam badania kontrolne. Miałam bardzo podwyższony HCG. Lekarz był przekonany, że to efekt owej ciąży – groźne powikłania. Dokładnie wypytał o ilość zbliżeń. Stwierdził, że prawdopodobieństwo, w takim przypadku, iż to kolejna ciąża wynosi 0,1%. Przez dwadzieścia minut opowiadał o powikłaniach i konsekwencjach mojej decyzji „chodzenia z martwym dzieckiem”. Wyrzucał z siebie medyczne nazwy chorób jakie mnie najprawdopodobniej spotkały. Po jakiejś pół godzinie, stwierdził, że musi mnie zbadać. Usłyszałam: „To nie możliwe! Pani jest w ciąży”. I wtedy przyszły do mojej głowy słowa: „Jezus ma moc odbierania życia i dawania go”. Ten XXXV TWU jest dla mnie procesem. Z jakiegoś powodu Jezus nie chciał mi dać tamtego Życia, ale po trzech miesiącach dał inne, którego zaistnienie medycyna określiła jako prawdopodobieństwo rzędu 0,1%. Teraz wiem, że ból jaki towarzyszył mi podczas utraty dziecka, moja determinacja, była po coś. Jezus chciał, abym przeszła próby i uwierzyła, że On ma moc. Dziękuję Mu. Chwała Panu!
Barbara, 39 lat
Na XXXV Tyski Wieczór Uwielbienia przyszedłem z smutkiem i żalem w sercu po śmierci bardzo bliskiej osoby. Wpatrując się w Monstrancje zadałem pytanie: „Dlaczego zabierasz tak dobrych ludzi?”. Wtedy z ust prowadzącego padło moje imię i słowa, że Pan Jezus jest blisko i obejmuje mnie Swoim ramieniem. Strugi łez same popłynęły z oczu. Mimo tak wielkiego smutku poczułem radość w sercu z tego że Pan przytulił mnie w Swoich ramionach. Doznałem łaski pocieszenia. Chwała Panu!
Karol, 25 lat
Bóg uzdrowił mnie z bólu kręgosłupa. Stało się to podczas XXXV Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Kilka lat temu po raz pierwszy poczułam ból w lędźwiowej części kręgosłupa. Był na tyle silny i nie mijał, że trafiłam do lekarza. Ortopeda zdiagnozował zwyrodnienie i zalecił rehabilitację. Ból minął. Ponad rok temu znów się pojawił i z każdym miesiącem przybierał na sile. Ból nie towarzyszył mi stale, a jedynie w pewnych okolicznościach. Był nieznośny. Nie potrafiłam klęczeć podczas Mszy Świętej czy modlitwy osobistej, a wychodzenie z samochodu niejednokrotnie nie obywało się bez łez. Nosiłam się z zamiarem przyjęcia kolejnej serii zabiegów, ale wcześniej był XXXV TWU. Zawierzałam wtedy Panu Bogu zupełnie inne sprawy, ta związana z bólem kręgosłupa wydawała mi się mniej ważna.
Nawet nie pamiętam, kiedy dokładnie, ale nagle podczas modlitwy uwielbienia poczułam silne ciepło w okolicy lędźwiowej. Klęczałam wtedy. Pomyślałam więc, że to z powodu pozycji ciała ból znów daje o sobie znać. Usiadłam. Ale to ciepło nadal mnie otulało. Wychodząc z kościoła po zakończonym czuwaniu modlitewnym wciąż mi towarzyszyło i co mnie zaskoczyło, nie bolał mnie kręgosłup. Była we mnie radość i pokój.
Przypomniałam sobie wtedy, że będąc niedawno na Jasnej Górze, zanosząc do Boga modlitwę o dar macierzyństwa, prosiłam przez ręce Maryi o wcześniejsze uleczenie z bólu kręgosłupa. Od tego czasu staram się więc cierpliwie czekać na wypełnienie się Jego obietnicy do końca. A, co ważne, zarówno wchodzenie, jak i wychodzenie z samochodu nie wywołuje już łez. Za co serdeczne: Chwała Panu!
Magdalena
Chcę złożyć świadectwo z 35. Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Był to mój kolejny Wieczór Uwielbienia. Doświadczałam Obecności Jezusa na wcześniejszych Wieczorach, ale gdy miałam pragnienie złożenia świadectwa, zawsze coś z tyłu głowy mówiło mi, że sobie to wymyśliłam, że to czego doświadczyłam nie było od Boga. Ale na ostatnim TWU jestem pewna, że Pan realnie i prawdziwie dał mi się doświadczyć. Podczas modlitwy, prowadzący mówił o osobach, które pochodzą z domów, w których była przemoc, alkohol, strach i lęk. Prosił, by modlić się za te osoby, by Pan dotykał ich serc i je uzdrawiał. W momencie poczułam, jak Boża Miłość dotyka mojego serca, jak ciepło rozchodzi się po całym ciele. Poczułam, że Pan mnie przygarnia i przytula, że chce mnie bez względu na to, jakie moje życie było i jakie grzechy popełniłam. Za Jego Miłość, za to jak Pan dotyka, działa i uzdrawia: Chwała Panu!
Karolina, 24 lata
Na Tyskich Wieczorach Uwielbienia byłem już kilka razy. Przyjeżdżałem po to, żeby Pan Jezus mnie uzdrowił, ale nie doświadczałem znaczącego uzdrowienia. Wczoraj przyjechałem na 35. Tyski Wieczór Uwielbienia, ale po raz pierwszy nie po to, żeby Jezus mnie uzdrowił, tylko po to, żeby się z Nim spotkać i Go uwielbić. Podczas całego spotkania dużo prosiłem Jezusa, żeby się wypełniła Jego wola, nawet, jeśli ma być mi źle. Mówiłem Jezusowi w myślach: „Jezu, jestem cały Twój. Zrób ze mną, co chcesz. Oddaję Ci siebie całkowicie”. Na początku nie umiałem się skupić, ale później było dobrze. Cieszyłem się, że jestem na Mszy Świętej i nie czekałem, aż się skończy, a zacznie się adoracja i uwielbienie. Modliłem się o uzdrowienie nie tylko dla mnie, ale też dla rodziny i znajomych.
Jezus zaskoczył mnie Swoją hojnością. Czuję, że uzdrowił mnie z kilku rzeczy. Mniej więcej na początku adoracji i uwielbienia było słowo poznania, że Jezus uzdrawia choroby i dolegliwości psychiczne. Od wielu lat miałem nerwicę lękową, cierpiałem z powodu przygnębienia i bezsenności. Czułem, że Jezus mnie dotyka i uzdrawia. Z bezsenności zostałem uzdrowiony częściowo już pod koniec sierpnia 2015 roku. Jednak mniej więcej raz na tydzień zdarzało się, że nie mogłem usnąć drugą noc pod rząd i musiałem brać leki na sen. Po Wieczorze wróciłem do domu i poszedłem spać dopiero około północy. Byłem pod wrażeniem tej pięknej modlitwy. W takiej sytuacji prawie na pewno nie usnąłbym długo bez leków. Ale około 1:00 usnąłem.
W czasie modlitwy było też słowo poznania, że Jezus uzdrawia osoby, które noszą w sobie hańbę i mają niską samoocenę z powodu nieakceptacji przez rodziców, a także z innych powodów. Niedługo potem pierwszy raz w życiu usłyszałem słowo poznania z moim imieniem, powiedziane przez prowadzących uwielbienie. Brzmiało ono mniej więcej tak: „Pan Jezus uzdrawia Piotra, który w dzieciństwie był nękany i poniżany przez rówieśników. Ma przez to niską samoocenę”. Siedziałem wówczas. Czułem, że to słowo jest dla mnie, ale prawie nic się nie działo. Wstałem, wyciągnąłem ręce przed siebie i zaraz potem miałem obraz i czułem, że w moim ciele jest coś jakby ciemność, smutek. Poczułem, jak od głowy do reszty ciała wpływa jasność najpierw do tułowia, potem do rąk i nóg, i wypełnia mnie całkowicie. Poczułem się wartościowym człowiekiem i nie czuję się gorszy przez to, że mi koledzy w szkole dokuczali i odrzucali mnie. To uzdrowienie utrzymuje się do teraz. Mam lepszy nastrój i doceniam siebie. Nie myślę o swoich wadach, tylko o zaletach. Myślę o tym, żeby bardziej zadbać o siebie, bo jestem tego warty. Chwała Panu!
Piotrek, 31 lat
O Tyskich Wieczorach Uwielbienia dowiedziałem się od szwagierki. Była na XXXIV TWU, nastąpiła zmiana w jej życiu. Znalazła pracę, uporządkowała swoje życie, a poziom wyników dotyczących tarczycy po roku czasu unormował się w końcu. Poleciła mi żebym też wybrał się na TWU. Czekałem na 35. Wieczór Uwielbienia z ciekawością, jak również z pewnymi obawami. Szwagierka powiedziała mi, że po tym Wieczorze wyjdę jako inny człowiek. W swoim życiu od paru lat borykam się z problemami, które to w ostatnim czasie, dokładnie 2 dni przed Wieczorem, zwiększyły się. Nastąpił w końcu 35. TWU. Po mszy zaczęło się czuwanie. I wtedy nastąpił u mnie problem. Po około godzinie czasu nic nie czułem. Szukałem znaku, który wskazywałby, że pochodzi od Pana Boga. Wpatrywałem się w obrazy w kościele, tak jakby chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że zobaczę jakiś znak. Niestety nic nie widziałem. Mimo ze mój umysł walczył z tym na siłę, bo po prostu chciałem doznać jakiegoś znaku. Ksiądz zaczął chodzić po kościele z Najświętszym Sakramentem. Był w alejce naprzeciwko mnie. A ja dalej nic nie czułem wpatrując się na siłę w Najświętszy Sakrament. Ściągnąłem bluzę, którą miałem narzuconą na górę. I wtedy, gdy zdjąłem bluzę po jakimś czasie zaczęło mi się robić ciepło. Na czole zaczęły pojawiać się krople potu. Kiedy ksiądz zbliżał się z Najświętszym Sakramentem na początku alejki w której stałem, zaczęło ze mną dziać się coś dziwnego. Nie nadążałem z wycieraniem potu z czoła, ogarnęło mnie ciepło. Z każdym krokiem księdza coraz bardziej i coraz bardziej. Oprócz ciepła dalej nic nie czułem. Ksiądz był osobę przede mną, trzymał Pana Boga na wysokości moich oczu około metra przede mną, a ja miałem tylko mokre czoło i było mi ciepło, ale po prostu dalej sobie tłumaczyłem że to z emocji. Idąc alejką ksiądz, według mojego rozumowania, stojąc przed osobą przede mną powinien iść trochę dalej i następnie stanąć za mną. I wtedy nastąpiło cos niesamowitego! Ksiądz z Najświętszym Sakramentem stanął obok mnie. Hostia była na wysokości moich oczu, około 20-30 cm koło mojego prawego policzka i wtedy Ksiądz zaczął nas błogosławić. Jego szata zaczęła delikatnie poruszać się po mojej ręce. Było to bardzo przyjemne uczucie i wtedy zdałem sobie sprawę, że Pan Bóg nie chciał mi dać znaków, na które to wcześniej oczekiwałem tylko podszedł do mnie i mnie pogłaskał. Uświadomiłem sobie jak słaba i krucha była moja wiara. Modliłem się codziennie, ale to nie było to. Modliłem się z przyzwyczajenia, żeby to odbębnić. To czego doświadczyłem było czymś niesamowitym i nie do opisania. Myślałem, że to tylko tyle albo aż tyle. Dostałem w końcu znak w postaci dotyku. Ale to jeszcze nie koniec. Podczas modlitwy prowadzący mówił o uleczaniu chorych miejsc. Ostatnimi czasy bardzo bolał mnie kręgosłup, plecy oraz noga, a dokładnie górna część stopy. Rano, kiedy wstawałem zdarzało się, że kulałem i musiałem rozruszać nogę. Już na mszy z niedowierzaniem kręciłem stopą gdyż nie bolała. Pisząc to świadectwo jest poniedziałek, czyli dwa dni od Wieczoru Uwielbienia, a ani kręgosłup, ani stopa mnie nie bolały. A wcześniej ból występował prawie codziennie. Pod koniec modlitwy ludzie zaczęli wstawać, unosić ręce, klaskać chwaląc Boga. Ja wówczas klęczałem z rękoma złożonymi. Ogarnęło mnie ciepło od wewnątrz, którego nie da się opisać. Nie pozwoliło mi ono dłużej klęczeć tylko musiałem wstać tak jakby mnie coś uniosło. Było to coś niesamowitego i wspaniałego. Dostałem znak, że Pan Bóg jest między nami, że istnieje. Pragnę aby moja wiara była teraz mocna. A gdy będzie wiara myślę, że i moje życie i problemy się ustabilizują. Chwała Panu!
Roman, 40 lat
Na 35. Tyski Wieczór Uwielbienia poszłam w intencjach za bliskie mi osoby. Gdy usłyszałam, swoje imię wypowiadane przez mikrofon ciepło spłynęło po moim ciele: „Wśród nas jest Iwona”. Jednak szybko pomyślałam, że to nie może być do mnie, przecież nie przyszłam w żadnej intencji za mnie, tylko proszę Boga za innych. Usłyszałam dalej: „Córko moja, mówię do Ciebie. Czekam na Ciebie w sakramencie pokuty. Przyjdź do Mnie. Wszystkie obawy i lęki, które czujesz względem sakramentu pojednania nie pochodzą ode Mnie”. Każde słowo wyraźnie wpadało do moich uszu. Poczułam tak wielką miłość do Boga. Te słowa były do mnie. Od dłuższego czasu chciałam iść do spowiedzi, ale zbyt wiele ludzkich czynników mnie od tego powstrzymywało. Długo walczyłam z samą sobą, walczyłam też z Bogiem, który dawał mi wyraźne znaki poprzez Ducha Świętego, że już czas na pojednanie z Nim. Dziś kiedy to piszę, jestem w łasce uświęcającej i jeszcze bardziej kocham Naszego Ojca. Chwała Panu!
Iwona, 30 lat
Na Tyski Wieczór Uwielbienia nie chciałem jechać. Przyjechałem, tylko dlatego, że dziewczyna się na to uparła. Wiedziałem, że Bóg istnieje i działa cuda. Ale po śmierci ojca zaczęły mną targać wątpliwości. Moja relacja z Bogiem zaczęła umierać, a za tym rozpadła się moja religijność. Moje życie krążyło nieustannie wokół studiów i pracy. pod nieustającym stresem i presją bliskich. Efektem tego od jakiegoś czasu zaczynałem mieć problemy z swoją psychiką i nerwami. Przechodząc do sedna mojego świadectwa. Dziękuję Bogu za to, że mogłem być owej nocy w tym kościele. Pozwoliło to mi otworzyć się na działanie Jezusa, wpuścić Go do serca, gdzie stało się Jego „veni, vidi, vici”. Od tego Wieczoru nadal mam życie pełne stresu i problemów, ale teraz wiem że Jezus jest wodą życia, w której mogę znaleźć siłę. Chwała Panu!
Adam, 25 lat
35. Tyski Wieczór Uwielbienia był moim kolejnym, już chyba piątym Wieczorem, w którym z łaski Bożej mogłem uczestniczyć. Po raz pierwszy jednak poczuwam się w obowiązku do złożenia świadectwa, co Bóg uczynił dla mnie na tym spotkaniu. W trakcie, kiedy kapłan wraz z Panem Jezusem chodził i błogosławił obecnych znajdujących się w Kościele, padły słowa poznania: „są tu osoby, które w swoim życiu zostały pokrzywdzone przez brak odpowiedniej miłości ojca lub matki”. Dalej usłyszałem słowa: „teraz właśnie Jezus przychodzi do trzech osób, otwiera przed nimi swe serce by mogli z niego zaczerpnąć”. Nie pamiętam imion pierwszej i drugiej osoby, trzecią osobą był Tomasz. Nagle poczułem wielki smutek, siedząc złapałem się za głowę, po czym ogarnął mnie stan przenikającego pokoju i ciepła. Wiedziałem, że w tej chwili przyszedł do mnie Jezus by przytulić mnie do swego serca. Wydawało mi się, że trwa to bardzo długo. Z oddali dobiegał śpiew uwielbienia i modlitwy wiernych, czułem się przy tym tak dobrze, że pragnąłem, by chwila ta trwała wiecznie. Miałem również świadomość w tej doniosłej chwili, że jestem niczym jak ziarenko piasku, gdzieś na pustyni wobec przenikającej miłości Bożej. Po tym wszystkim wiem, że zostałem uleczony z ran. Chwała Panu.
Tomasz, 44 lata
Na Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam pierwszy raz, po to by dziękować. Po nic więcej. Podczas uwielbienia nagle jakby zawiesiłam się. A cała prawa strona twarzy zdrętwiała. Obraz w oczach rozmazał się, czułam jakbym mdlała. Nie wiedziałam co się dzieje. Ale ufałam Panu bezgranicznie i powtarzałam w myślach: „czyń ze mną co chcesz, Jezu słodki”. W dzieciństwie byłam molestowana seksualnie przez ojca. Były to dwa incydenty, ale przyjemność, którą poczułam, podczas gdy tata mnie dotykał sprawiła, że całe życie czułam się zhańbiona. Wpłynęło to na moje relacje z innymi ludźmi, na moje poczucie własnej wartości. Zawsze czułam się gorsza od innych, nie zasługująca na miłość. To było patologiczne poczucie „bycia gorszą”, zupełnie irracjonalne. Jak zrozumiałam podczas tego Wieczoru, był to powód moich zeszłorocznych kłopotów z czystością i wiernością. Myślałam, że to już nieważne, że to było 30 lat temu, a jednak Jezus odkrył to dla mnie. Odkrył i zabrał. Podczas modlitwy zostało powiedziane: „osoby które doświadczyły przemocy seksualnej” a ja rozpłakałam się spazmatycznie. Po czym po kilku minutach nagle poczułam spokój. Łzy skończyły płynąć, a ja radosna wstałam i jak dziecko śpiewałam Panu! Czy zostałam uzdrowiona? To, że tu opisuję tak dla mnie wstydliwe i osobiste sprawy, o których nie wie nawet mój mąż, to dowód na to, że tak! To że potrafię o tym mówić swobodnie to cud, bo wiem, że to nie była moja wina, że w oczach Boga jestem czysta. To dla mnie bardzo ważne. Czuję lekkość, swobodę. Nie czuję się już „brudna”. Ponadto, kiedy kapłan z Jezusem ukrytym w Hostii stał obok mnie, położyłam na podbrzuszu moją dłoń. Od kilkunastu lat cierpię na schorzenia jelita grubego, bardzo uciążliwe, w zasadzie niewyleczalne. Nie wiem jeszcze na pewno, ale pierwszy raz od lat czuję w podbrzuszu puch. Dosłownie puch, lekkość, a nie kamień. Chodzi to, że nawet jeśli mam tylko wrażenie, że te fizyczne dolegliwości brzucha minęły, to nic. Duchowe rany, które miałam w sercu, a raczej grube blizny, które rzutowały na moje funkcjonowanie w życiu- zniknęły. To radość nieopisana! Bo tylko Bóg wie jak były dla mnie trudne, ciężkie i jakim brzemieniem były. Dziękuję Panu że patrzy na mnie, że kocha mnie. Chwała Panu!
Joanna, 37 lat
Po Mszy, w trakcie bardzo czekałam i chciałam, żeby Najświętszy Sakrament zatrzymał się przy mnie. Bardzo szybko też tak się stało, co dało mi poczucie, że Bóg wie, że mam takie pragnienia i potrzeby. Bardzo dotykały mnie słowa o przebaczaniu, nasuwało mi się w myślach wiele momentów, w których czułam się zraniona albo skrzywdzona, szczególnie w relacji z moim tatą. Mimo, że oględnie już kiedyś to w sobie przerabiałam i myślałam, że jest to pozamykane, bo zdecydowanie inaczej już do wszystkiego zaczęłam podchodzić. Starałam się przy tych nasuwających się obrazach oddać wszystko Jezusowi, błogosławiłam mojemu tacie w myślach i tak samo przytulałam go, chcąc mu i innym wszystko wybaczyć. Cały czas miałam w sobie poczucie spokoju i radości. Z czasem jak mijał Wieczór doszło do tego, że miałam w głowie myśli, że jeszcze chyba zostały do dotknięcia moje obolałe plecy, kolana i obojczyk, bo reszta spraw była już poruszona. Chwilę później w tej kolejności były wymienione problemy osób z bólami kręgosłupa i kolan, jedynie obojczyk nie był wymieniony, ale za to ramię. Rozbawiona uznałam, że okolica jest zachowana, więc przyjmę takie uzdrowienie, może nazewnictwo anatomiczne nie musi być tutaj konieczne. Kontynuowałam modlitwę i przypomniałam sobie jeszcze o guzku w piersi. Jeden z prowadzących modlitwę zaczął o tym mówić. Moje imię nie było wymienione, ale problem i czas w którym został poruszony zdecydowanie do mnie przemawiał. Starałam się tak jak prowadzący mówił otwierać się, prosić i przyjmować uzdrowienie. Ale największy „przypadek” miał miejsce pod sam koniec. Słowa Uwielbienia nawiązywały do zamknięcia się w spojrzeniu miłości Jezusa, ogólnie w tym czasie śpiewałam i omiatałam wzrokiem kościół, popatrzyłam też między innymi w kierunku zespołu. Miałam wrażenie, że jedna ze śpiewających dziewczyn też na mnie popatrzyła. Spojrzałam kolejny raz i tak samo mi się wydawało, później jeszcze raz i zdawało mi się, że się uśmiecha, ale równocześnie miałam też w głowie myśli, że nie jestem sama w tym kościele i jednak dzieli nas spora odległość, więc nie ma co przesadzać, że to od razu do mnie. Po kolejnym monologu uznałam, co Ci szkodzi nawet, jak nie do Ciebie to możesz się uśmiechnąć i się wszystko okaże, więc tak zrobiłam.
Ten Wieczór przeżywałam wyjątkowo spokojnie i momentami z radosnym wzruszeniem i mimo powagi i skupienia, to też z dobrym humorem, ale po tej wzrokowej interakcji odezwało się we mnie mocne łkanie i płacz. Po czasie doszło do mnie, że często miałam wrażenie jak patrzyłam na oczy mojego taty, szczególnie, gdy coś mu się nie podobało i wyglądały jakby były wzrokiem nienawiści, pogardy i w ostatnim czasie też obrzydzenia do mnie. Zawsze zwracam uwagę na jego oczy, a jego sposób patrzenia mocno odbierałam też do siebie. Przypomniałam sobie, że tego dnia, rano pomodliłam, żeby to Maryja mówiła przez moje usta, słuchała moimi uszami, dotykała moimi rękami i patrzyła przez moje oczy. Uświadomiło mi to, jak ważny jest wzrok pełen miłości, ciepła, radości i życzliwości. Wierzę, że nie spojrzała na mnie tylko dziewczyna z zespołu, ale też Jezus przez jej oczy. Wierzę, że skoro został we mnie obraz tego spojrzenia to i przeze mnie Jezus będzie tak patrzył na mojego tatę aż w końcu jego wzrok będzie pełen miłości, ciepła, radości i życzliwości. W poniedziałek po Tyskim Wieczorze Uwielbienia moje kolana przez „przypadek” zostały wzięte do diagnostyki na zajęciach z ortopedii, a zgodnie z planem w późniejszym czasie zostanie poruszona też terapia tych stawów. Niecały tydzień później przyjechałam do domu i po raz pierwszy od dłuższego czasu tata odpowiedział reakcją na moje wejście do domu, na mój uśmiech przy przywitaniu. Nie zesztywniał też, sam podszedł i pozwolił się objąć w momencie jak go przytulałam. Jestem bardzo wdzięczna za ilość „prezentów” które otrzymałam, ciągle mnie zaskakują i bawią jak sobie je przypominam. Wiem, że nie ma przypadków i jestem ciągle pod Jego okiem i opieką. Chwała Panu!
Aleksandra, 23 lata
35. Tyski Wieczór Uwielbienia był moim drugim. Przyjechałam, bo Jezus tak chciał. Mocą swoją sprawił, że tego wieczoru towarzyszyła mi moja siostra i rodzice, a nikt z nas nie miał takich planów. To niesamowite, bo wszyscy bardzo tego potrzebowaliśmy. Starałam się całą sobą zaangażować w spotkanie z Jezusem Żywym i Pan pozwolił stanąć mi w prawdzie. Zobaczyłam, jak bardzo poranione mam serce, ile jest we mnie bólu. Od chwili diagnozy choroby córki nie było we mnie poczucia szczęścia, pokoju, radości. Jedynie przebłyski. Doświadczenia bólu córki i mojego, strach, długie pobyty w szpitalu, kolejne zabiegi chirurgiczne i walka o życie córki zostawiły wiele ran i blizn w moim sercu. Starałam się ufać i miałam poczucie, że Jezus wiele razy mówił mi: „Ufaj, będzie dobrze”. Uwielbiałam, dziękowałam, ale jednocześnie walczyłam. Walczyłam z chorobą córki, ze strachem, z teraźniejszością i z bólem przeszłości. Walczyłam z ludźmi, z Bogiem i każdym kolejnym dniem, prosząc o siły na to wszystko. Miałam poczucie, że dobrze sobie radzę, ale w sytuacjach krytycznych upadałam, bluźniłam Bogu. Każdy kolejny pobyt w szpitalu przynosił ból. Nie mogłam sobie poradzić z tym, co widziałam. Stawałam się coraz bardziej rozgoryczona. Stawałam się taką, jaką nigdy nie chciałam być. Wszystko dookoła też zaczęło się sypać. Kryzys w małżeństwie, ucieczka przed rzeczywistością w marzenia, które przerodziły się w obsesję. Czułam, że jeżeli moje życie się nie zmieni to ja umrę, stracę zmysły. Chyba miałam depresję. W czasie tym wylałam wiele łez. Przestalam wierzyć w to, że kiedyś będę prawdziwe szczęśliwa tu na ziemi. Podczas TWU prosiłam o to, żeby Pan otarł moje łzy i wyleczył moje serce. Prosiłam o nowe imię i szczerą radość z życia. Nie miałam jednak poczucia Bożej interwencji. Pomyślałam sobie, że widocznie tak musi być. Bez emocji wyznałam miłość Jezusowi i poprosiłam o jasność sytuacji. Pomyślałam sobie, że Pan Bóg potrafi być konkretny i ja potrzebuję konkretu. Byłam pogubiona i prosiłam o Słowo Boże dla siebie. Po wyjściu z kościoła wzięłam kartkę ze Słowem Bożym: „Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Oto uzdrowię cię”. Poruszyło mnie to bardzo. Uznałam, że to jest konkret i zaufałam, że tak się stanie. Następnego dnia czułam i wiedziałam, że jestem innym człowiekiem. Zniknął ból, który nosiłam w sercu. Pan zadział z wielką mocą. Wieczorem płakałam ze szczęścia. To niesamowite, bo dzisiaj mogę spojrzeć wstecz. Wspomnienia nie zniknęły, ale nie towarzyszy im ból rozdzierający serce. Przestałam walczyć. Zmieniło się moje myślenie i jestem szczerze szczęśliwa. Z radością patrzę na świat. Bardzo cieszę się moim nowym sercem. Chwała Panu!
Paulina, 29 lat
Przed 35. Tyskim Wieczorem Uwielbienia wiedziałem jaki będzie temat. Wiedziałem, że Pan otrze łzy z twarzy płaczących i zdejmie hańbę z ludu swego. Bo tak powiedział. I dobrze, ale co to ma do mnie i do mojego życia? Jestem małżonkiem od przeszło 25 lat, pobłogosławionym piątką dzieci. Więc jaka hańba? Podczas modlitwy uświadomiłem sobie, że dużo w moim sercu jest nieprzebaczenia, pielęgnowania żalu, trzymania w duszy krzywd doznanych od bliskich i dalszych mi osób Nawet tych niezamierzonych, czy wymyślonych i przypisanych innym ludziom. Przez całą młodość i dorosłe życie tkwiłem w kłamstwie o sobie, podsycanym brakiem akceptacji siebie. Ono okryło mnie hańbą w moich oczach i jak myślałem w oczach innych ludzi. Teraz wiem, że ludzie nie myśleli o mnie źle, tylko robił to ojciec kłamstwa, który wodził mnie po manowcach życia, bym żył według jego projektu. Podczas modlitwy padło słowo, że jest tu Piotr, z którego Pan zdejmuje hańbę okrywającą od młodości. To było do mnie. Odczułem obecność Jezusa, jego miłość i wyzwolenie. On mnie zobaczył, nie brzydził się mną, lecz sam zechciał mi usłużyć, bo wiedział, że ja nie dam rady. Bóg mnie wyzwolił z kłamstwa o sobie. On ma moc utrzymać mnie na swojej drodze, bo ja wpadam od razu na wypracowane przez lata koleiny do zła. To słowo poznania pracuje we mnie i pokazuje, że każdego dnia mogę się zmieniać, nawet jeśli wejdę na ścieżkę do złego, to zawsze mogę zawrócić, a Jezus będzie czekał. Ta wewnętrzna zmiana jest dla mnie bardzo czytelna i rzeczywista. Bardziej niż uzdrowienie z dolegliwości fizycznych. Bez działania Jezusa w moim sercu nie dałbym rady uwolnić się od kłamstwa o sobie i rozpocząć nowego życia każdego dnia. Jezus jest w centrum mojego życia. On mnie prowadzi do prawdy o sobie, do tego, że jestem kochany przez samego Boga, jak i przez ludzi. Warto otworzyć się na miłość Jezusa, ona wszystko zmienia. Zwłaszcza kłamliwe zapatrzenie w siebie, egoizm. Tylko z Nim mogę iść przez życie pewnie, bez lęku o siebie i bliskich. On chce zmieniać przeszłość i kształtować przyszłość lecz pokornie czeka na moje pozwolenie i otwarcie serca. Chwała Panu!
Piotr, 52 lata
Uczestniczyłem w 35. wieczorze uwielbienia. We wrześniu tego roku rozpocząłem naukę w prywatnym liceum w Krakowie. Początkowy brak nacisku na naukę spowodował, że codziennie wychodziliśmy ze znajomymi na miasto. Na tych wyjściach bywało różnie. Alkohol i papierosy były na wyciągnięcie ręki. Gdy w szkole zaczął się przysłowiowy „wyścig szczurów”, zaczynałem czuć chaos w mojej głowie. Nie radziłem sobie z nauką przez zaległości spowodowane tymi wypadami. W głowie miałem coraz większy bałagan. Potem codzienne wyjścia na miasto się skończyły. Wracając ze szkoły próbowałem się uczyć, ale natłok myśli w mojej głowie mi na to nie pozwalał. Więc z bezradności włączałem dołujące piosenki, kładłem się na łóżko i wmawiałem sobie jak bardzo jestem beznadziejny. Doszukiwałem w sobie coraz to nowych powodów do kompleksów, przez co moja samoocena znacznie spadła. Byłem bezsilny. Pewnego dnia, nasza szkoła zorganizowała dyskotekę. Oczywiście wraz ze znajomymi wpadliśmy na pomysł, aby wyjść wcześniej na miasto. Wtedy i ja sięgnąłem po alkohol. Przyszliśmy do szkoły będąc nadal pod wpływem alkoholu. Opiekunowie zorientowali się w czym rzecz, przez co mieliśmy problemy. Gdy rodzicie dowiedzieli się o całym zajściu, zabrali mnie na TWU, za co bardzo im dziękuję. Przed wejściem stała kobieta trzymająca karteczki do wpisywania intencji. Mama zaproponowała, abym napisał tam swoją. Miałem mieszane uczucia, ale napisałem na karteczce prośbę o uspokojenie moich myśli i o odpowiedź, czy naprawdę jestem beznadziejny. Gdy rozpoczęła się msza, wszystko mnie denerwowało. Miałem ochotę stąd wyjść. Jednak gdy podczas uwielbienia usłyszałem, że w tym momencie zostają uwolnione osoby, które mają chaos w głowie, poczułem że chodzi o mnie. Zacząłem się gorąco modlić. Następnie usłyszałem słowa: „Jezus Cię kocha takiego, jakim jesteś”. Wtedy do mnie dotarło, że Jezus kocha wszystkich, bez względu na wszystko. Rozpłakałem się i natychmiastowo poczułem ulgę. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem wewnętrzny spokój. Od tego Wieczoru Uwielbienia czuję się szczęśliwy i moje życie stało się pełne radości i spokoju. Chwała Panu!
Kamil, 16 lat
Październikowy Tyski Wieczór Uwielbienia był moim drugim spotkaniem z Bogiem żywym. Pojechałam tam z mężem z którym jestem w separacji, modliłam się o przywrócenie miłości do męża, o wybaczenie jemu i sobie. To była moja intencja. Jednak Pan wiedział lepiej, czego mi potrzeba. W dzieciństwie byłam molestowana seksualnie, a w życiu dorosłym w małżeństwie zdarzała się przemoc seksualna. Zrodziła się we mnie blokada przed intymnością. Tyle razy chciałam o tym komuś powiedzieć, jednak nie potrafiłam. Gdy Pan za sprawą prowadzących mówił o ludziach, których dotknęła taka przemoc zalałam się łzami. Na początku nie wiedziałam, co Pan chce mi przez to pokazać. Dopiero kiedy wróciłam do domu okazało się, że mam gotowość wyznać tę moją skrywaną tajemnicę. Powiedziałam o tym mamie i mężowi. Nie było łatwo, ale się udało. Wiem że to Pan otworzył mi serce i pozwolił zrzucić z siebie ten ciężar. Chwała Panu!
Kamila, 27 lat
Jakiś czas temu zaczął dokuczać mi ból brzucha. Raz był słaby, a raz były momenty, że się nasilał. Pomyślałam, że to jakieś kobiece sprawy, więc wybrałam się do ginekologa. Badanie przebiegło normalnie, ale podczas USG pani doktor stwierdziła, że w macicy mam polipa wielkości 1 cm na 0,5 cm i że trzeba go będzie chirurgicznie usunąć. Powiedziała, że dla pewności i lepszego obrazu powtórzymy badanie w innej fazie cyklu. Potem był 35. TWU, na którym usłyszałam, że Jezus leczy wszelkie guzy, narośla i zrosty. Nie poczułam żadnego ciepła, ani nic szczególnego, ale bardzo wtedy prosiłam, żeby uleczył mojego polipa, żebym uniknęła zabiegu. We wtorek po TWU poszłam na kontrolne USG, które wykazało, że moja macica jest prawidłowa i nie ma żadnego polipa, ani żadnych innych anomalii. Jezus mnie uleczył. Chwała Panu!
Zofia, 40 lat
35. Wieczór Uwielbienia był moim drugim. Rok temu obiecałam Panu Jezusowi złożyć swoje świadectwo z tego co zrobił dla mnie w czasie Wieczoru i w dniach następnych. Skończyło się na moich dobrych chęciach. Może jednak to było w Bożych planach, bo teraz mogę porównać oba te spotkania z Jezusem i pokazać, jak dba mądrze i cudownie o nas, o to co jest w nas, o naszą psychikę. Jak chce nas wyzwolić z pokiereszowania z dzieciństwa. A później daje spokój wewnętrzny i kieruje naszym dzisiejszym życiem. Jestem osobą, która przez wiele lat korzystała z psychoterapii. Powodem były lęki i z nimi właśnie przyjechałam poprzednio do Tychów. Tym bardziej, że zaczynało się to odbijać na moim zdrowiu fizycznym. Wsłuchiwałam się uważnie we wszystko co się działo, ale stale miałam wrażenie, że to mnie nie dotyczy. Swoim nerwowym sposobem „tłumaczyłam” Jezusowi z jaką sprawą przyjechałam. Tymczasem jedyne co mi Jezus uzmysłowił były Jego słowa: „odpuść sobie”. Nie miałam pojęcia, co mam sobie odpuścić. Dowiedziałam się tego w kolejnych dniach, kiedy Jezus kontynuował we mnie proces uzdrowienia. Jakoś dziwnie co rano budziłam się z nową myślą dotyczącą moich relacji z rodzicami w dzieciństwie i latach młodzieńczych. Jezus ku mojemu zdziwieniu największy akcent położył na sprawie, o której na terapii tylko wspomnieliśmy. A widać to było dla mojej psychiki najtrudniejsze, najbardziej obciążające. Wiedziałam już, co mam rodzicom wybaczyć. W tym też w kolejnych dniach Jezus mi pomógł. A gdy już mnie z tego oczyścił, Siebie postawił w moim życiu przeszłym, teraźniejszym i przyszłym jako tego, za którym najbardziej tęskniłam i potrzebowałam. A od teraz mogę się na Nim świadomie oprzeć, odpuścić sobie, jak mówił mi w czasie Wieczoru Uwielbienia. Mniej ważne sprawy też jakoś same się układały we mnie, a spokój jaki czułam był dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. W tym roku na początku 35. Wieczoru Uwielbienia starałam się też wyłuszczyć Panu Jezusowi wszystkie sprawy bieżące, które leżą mi na sercu. W którymś momencie zdałam sobie sprawę, że ta potrzeba odpływa. Poczułam spokój, po prostu byłam blisko Jezusa. Za jakiś czas miał podejść do mnie w Najświętszym Sakramencie i to było najistotniejsze. Nie miałam tym razem żadnych skojarzeń dotyczących przeszłości, zupełnie jakbyśmy już te spawy mieli załatwione. Natomiast dotarły do mnie kwestie dotyczące zdrowia fizycznego, np. sprawy bólów kręgosłupa, kolan. Ku mojemu zdziwieniu, moje kolano, które dwukrotnie w ostatnich latach było otwierane w czasie operacji, odezwało się silnym bólem. A muszę dodać, że generalnie nie boli mnie prawie w ogóle. Tymczasem w czasie Wieczoru falami, kilka razy czułam silny ból. Ewidentnie Jezus działał. Ku mojemu zdziwieniu, Jezus podsunął mi też myśl o moim małżeństwie. Jest dobrze, byliśmy obydwa razy oboje na tych Wieczorach Uwielbienia i biorąc pod uwagę nasz wiek, choć staż małżeński nie jest aż tak duży, nie można narzekać. Jednak Jezus podsunął mi myśl, by zadbać o naszą bliskość, ciepło, czułość. Gdy stałam obok męża, czułam w sobie ciepło i czułość do niego. Czułam wdzięczność do Boga za męża. A podkreśleniem tej myśli było spotkanie z Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Ksiądz w taki sposób trzymał monstrancje, że Jezus idealnie patrzył na nas oboje, na mnie i męża. Teraz będę prosiła Jezusa, by pomógł mi nie tylko czuć ciepło, czułość do męża, ale coraz mocniej mu to okazywać i w ten sposób otwierać i jego na to samo. (…). Dziękuję Panie Jezu! Chwała Panu!
Ewa, 60 lat
Parę lat temu zostałam zdiagnozowana na zespół jajników policystycznych, z którym wiąże się szereg zaburzeń prowadzących do problemów z płodnością i trudności z zajściem w ciążę. W trakcie poznawania mojej przypadłości dowiedziałam się, iż jest wiele kobiet, które stosując odpowiednią dietę, styl życia wyrównały swoje hormony i zaszły w ciążę. Moje działania w tym kierunku przynosiły jednak mierne rezultaty, byliśmy w tym czasie z mężem pół roku po ślubie i w niedalekim czasie chcieliśmy rozpocząć starania o potomstwo. XXXIII Tyski Wieczór Uwielbienia był drugim, w którym wzięłam udział. Postanowiłam więc zwrócić się do Pana z prośbą o uleczenie mojego układu rozrodczego i możliwość zajścia w ciążę. Okres ten był momentem w moim życiu, w którym zaczęłam dostrzegać, iż moja relacja z Panem Bogiem daleka jest od bliskiej, mimo że uważałam się za osobę wierzącą i praktykującą. Stopniowo zaczęłam odczuwać konieczność zbliżenia się do Boga i zmiany w moim życiu. W trakcie XXXIII TWU modliłam się o uleczenie, mój problem zaczynał doskwierać mi coraz bardziej. W pewnym momencie, klęcząc, usłyszałam, iż w tej chwili Pan zwraca się do pięciu kobiet, które borykają się z problemem płodności i pragnie uleczyć ich przypadłości. Poczułam wtedy gorąco i mrowienie w okolicach spojenia łonowego, z moich oczu popłynęły łzy. Wiedziałam, iż słowa te skierowane były między innymi do mnie. Dwa miesiące później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Niestety radość nie trwała długo, w 9. tygodniu ciąży przeszłam zabieg usunięcia ciąży obumarłej. Był to czas bezpośrednio przed kolejnym, czerwcowym TWU, na który będąc już po zabiegu pojechałam chcąc podziękować za znak, iż w ciążę mogę zajść, ofiarować ból jaki w sobie nosiłam po stracie i prosić o możliwość kolejnego poczęcia. Również tym razem Pan dotknął mnie, poczułam gorąco przechodzące przez moje ciało, w trakcie gdy usłyszałam, iż zgromadzone kobiety pragnące zostać matkami Pan Jezus obdarzy tą łaską. Po raz kolejny poczułam wielką miłość Pana do mnie, mimo moich słabości i potknięć. Mimo, iż tak często ranię Go swoimi grzechami. Niedługo później, na wizycie kontrolnej po zabiegu lekarz powiedział mi po przeprowadzonym badaniu USG, iż z moimi jajnikami wszystko jest w porządku i według jego oceny nie mam policystycznych jajników, tym bardziej, że bez leków zaszłam w ciążę. Doświadczona cudownym działaniem mocy Jezusa bardzo mocno zmieniłam swoje podejście do kwestii wiary. Zmieniłam swoje podejście do modlitwy, udziału we Mszy św., zaczęłam pogłębiać swoją wiedzę. Pisząc moje świadectwo, jestem po uczestnictwie w 35. TWU, po którym dowiedziałam się, że ponownie jestem w ciąży. Mimo przykrych doświadczeń i obaw po ostatnim poronieniu dziękuję Panu za ten wspaniały dar, jakim mnie obdarzył i każdego dnia modlę się o łaskę i szczęśliwe rozwiązanie. Jestem szczęśliwa, iż dostąpiłam łaski uzdrowienia danej przez Jezusa i możliwości podzielenia się moim szczęściem i świadectwem Jego wielkiej miłości. Chwała Panu!
Magdalena, 26 lat