Byłam na 34. Wieczorze Uwielbienia i bardzo prosiłam Boga o potomka. Staraliśmy się z mężem od dłuższego czasu bezskutecznie. Wtedy usłyszałam, że wszystkie obecne tu kobiety proszące o dziecko będą je miały. Dziś jestem mamą kilkudniowego Stasia. Niech to świadectwo pokaże, że czasem trzeba poczekać na cud, ale jeśli Bóg przemawia to tak będzie.

Basia, 37 lat

 

W czerwcu 2017 roku po raz pierwszy uczestniczyłam w Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Gdy usłyszałam słowa: „Są wśród nas dwie osoby, które bluźnią przeciw Panu Bogu.”. Wiedziałam, że te słowa kierowane są do mnie, że ja jestem jedną z tych osób. I choć przyjechałam z inną intencją, zostałam uwolniona właśnie z tego grzechu. Od jakiegoś czasu zmagałam się z bluźnierczymi myślami, nad którymi nie miałam żadnej kontroli. Gdy modliłam się lub myślałam o Panu Bogu, one przychodziły, a ja nie umiałam w żaden sposób się ich pozbyć. Od tamtego Wieczoru wiele się zmieniło, nie jest jeszcze idealnie, ale czuję się uwolniona i uzdrowiona. Chwała Panu!

Joanna, 37 lat

 

34 Tyski Wieczór Uwielbienia był dwunastym, na który wspólnie z mężem przyjechałam. Od lat jest to dla nas centralne wydarzenie w planowaniu kalendarza. Po raz pierwszy przyjechałam modlić się głównie w swojej intencji, zawsze modlimy się za kogoś, kto aktualnie bardzo potrzebuje pomocy.

Od dwóch miesięcy zmagałam się z ogromnym bólem kręgosłupa. Chwilami nie mogłam nawet iść i się poruszać, musiałam poczekać aż to minie. Modląc się zawierzyłam z całą mocą Jezusowi, że może mnie od tego bólu wyzwolić. I tak się stało! Zostałam uzdrowiona, od wyjścia z Eucharystii funkcjonuję zupełnie normalnie, taki ból nie pojawił się już więcej. Daję świadectwo o tym wśród wszystkich znajomych i cierpiących – dla Boga naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych. Chwała Panu!

Małgorzata, 49 lat

 

XXXIV Tyski Wieczór Uwielbienia był moim drugim Wieczorem. Przyjechałem razem z żoną i teściową. Przyjazd ten był kierowany głównie z myślą o modlitwie za teściową, gdyż od pewnego czasu miała problemy z kręgosłupem. Podczas modlitwy o uzdrowienie usłyszeliśmy, że Pan Jezus pochyla się i dotyka Marka, który ma problemy z kolanami i łokciem. W pierwszym momencie nie wierzyłem, że to może chodzić o mnie. Żonie odpowiedziałem: „Przecież tu może być wielu Marków i mogą mieć większe problemy ode mnie. To nie chodzi o mnie”. Dopiero po paru dniach w domu zorientowałem się, że moje kolana stają się raz gorące, raz przyjemnie ciepłe, a łokieć wcale mnie nie boli. Na dodatek na początku czerwca obiecałem koledze, że pomogę mu w remoncie. Położę mu kafelki w łazience i na holu. Wszyscy domownicy byli przeciwni tej pomocy, gdyż wiedzieli o moich problemach z kolanami. Kiedy na początku lipca zabrałem się do pracy u kolegi nikomu nic nie powiedziałem. Dopiero po 2 dniach poinformowałem żonę, że z tymi kolanami i łokciem w Tychach chodziło jednak o mnie. Od tego czasu bólu już w ogóle nie odczuwam, ani w kolanach, ani w łokciu. Zostałem uzdrowiony Chwała Panu!

Marek, 45 lat

 

Kiedy w trakcie Tyskiego Wieczoru Uwielbienia usłyszałam skierowane do mnie słowa „Córko, jesteś piękna w oczach Boga”. Odzyskałam ludzką godność, pewność siebie oraz odwagę do głoszenia świadectwa i mówienia prawdy w każdej sytuacji, nawet kiedy jest to bardzo trudne i bolesne. Jednocześnie od tamtego momentu przestałam patrzeć na ludzi w sposób przedmiotowy. Te słowa wraz z doświadczeniami następnych dwóch dni po tamtym Wieczorze uzdrowiły mnie z wieloletniego nałogu, od którego o własnych siłach mimo starań nie mogłam się uwolnić.

Niech będzie uwielbiony Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, KTÓRY JEST Bogiem żywych, KTÓRY JEST naszym uzdrowieniem i uleczeniem, KTÓRY JEST z nami przez wszystkie dni aż do skończenia świata. On daje nam Swojego Ducha – uświęcającego nas, uzdalniającego do poświęcenia i bezinteresownej miłości. Chwała Panu!

Kobieta, 28 lat

 

W Tyskim Wieczorze Uwielbienia uczestniczyłam już kilka razy. Kiedyś wydawało mi się, że Pana Boga nie obchodzą codzienne i błahe sprawy, że On zajmuje się tylko wybranymi przez siebie ludźmi i ważnymi sprawami. Uczestnicząc w TWU wielokrotnie miałam okazję przekonać się, że Boga interesuje każdy człowiek i każda sprawa. Nawet jeśli jechałam do Tychów bez konkretnej intencji, to za każdym razem padały jakieś słowa, które dotyczyły bliskich mi przeżyć i spraw. Zawsze niesamowicie wzruszają mnie słowa dotyczące trudnych relacji w (zwyczajnej) rodzinie, braku miłości, chłodu w relacjach rodzice-dzieci, związanej z tym pustki, żalu i poczucia bycia niechcianą, nieważną, niepotrzebną. Czasami wstydziłam się, że mam takie uczucia, bo zawsze uczono mnie, że rodziców ma się jednych, trzeba ich szanować i nie wolno o nich źle myśleć i mówić. Kiedy padały słowa dotyczące trudnych relacji i traum wyniesionych z domu rodzinnego czułam się wzruszona, że Pan Bóg wie o takich rzeczach i, że nie ja jedna takie coś czuję. Wszystkie słowa dotyczące niskiego poczucia własnej wartości, braku akceptacji siebie, poczucia odrzucenia, bezsensu istnienia także wyciskają mi łzy z oczu. Na ostatnim Wieczorze poruszyły mnie także słowa skierowane do samotnych kobiet „jesteście wartościowe same w sobie; jesteście piękne i dobre”. W ostatnich latach moje poczucie własnej wartości znacznie się obniżyło przez często słyszane raniące słowa dotyczące samotności i braku potomstwa. Czasami czułam się przez to niepełnowartościowym człowiekiem. Nawet słowa księdza wypowiedziane żartem: „święta jest uśmiechnięta, bo nie jest sobą zajęta” przypominają, żeby nie koncentrować się tylko na sobie i swoich ranach, ale dostrzegać bliźnich. Słowa, że Pan Jezus chce nas przytulać, dotykać i prosi o zgodę, żeby mógł położyć na nas swą rękę bardzo mnie poruszyły. Bóg Wszechmogący, Stwórca każdego człowieka pyta o zgodę swoje stworzenie! Pomyślałam sobie, że chciałabym naprawdę pozbyć się strachu przed bliskością, dotykiem Boga i otworzyć dla Niego swoje serce, że nie ma lepszego i piękniejszego sposobu leczenia chorych dusz i ciał jak zostać uleczona miłością – Bożą Miłością. Choć nie zdarzyło mi się odczuć żadnych spektakularnych doznań, to jednak wiem, że Bóg działa na każdą osobę, która jest obecna na TWU. Uczucie radości, wewnętrznego pokoju i nadziei, które towarzyszą mi jeszcze po powrocie do domu są dla mnie bezcenne! (…) Chwała Panu!

Joanna

 

W swoim życiu wielokrotnie miałam okazję wziąć udział w Tyskich Wieczorach Uwielbienia, a także w innych tego typu spotkaniach prowadzonych przez różne wspólnoty, również w modlitwie wstawienniczej. Pan za każdym razem dotykał moich ran, zapewniał o swojej nieskończonej miłości do mnie oraz dawał do zrozumienia, że widzi moje trudności i chce mnie z nich wybawić.

Podczas XXXIII Wieczoru Uwielbienia Pan leczył moją relację z ziemskim ojcem. W ostatnim czasie wzięłam także udział w Seminarium Odnowy Wiary. Było to bezpośrednio po pobycie w szpitalu, gdzie usunięto mi nowotwór złośliwy. Dzieliłam się wtedy z moją grupą doświadczeniem ciemności, które przeżywam wskutek ciężkich prób wiary. W czasie jednego ze spotkań SOW brałam udział w modlitwie o uzdrowienie, i wtedy po raz pierwszy w czasie modlitwy wspólnotowej usłyszałam słowa skierowane bezpośrednio do mnie. Bóg dotykał mojej relacji z ziemską matką. Następnie, podczas indywidualnej modlitwy wstawienniczej otrzymałam do rozważenia fragment Ewangelii według św. Jana o wskrzeszeniu Łazarza, gdzie w szczególny sposób poruszyły mnie słowa „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz”. Po tym dotrwałam w pokoju do końca Seminarium, myśląc, że teraz będzie tylko lepiej. Podczas modlitwy o wylanie Ducha Świętego padły słowa, że Pan wyprowadza mnie z dołu zagłady. Przyjęłam te słowa ze zdziwieniem, nie do końca je rozumiejąc.

Skończyło się Seminarium, a we mnie narastał lęk, niepokój, smutek, gniew, wszystkie uczucia, których nie chciałam, które bardzo mi przeszkadzały w życiu, a o których myślałam, że już dawno sobie z nimi poradziłam. Pomyślałam wtedy, że być może zepchnęłam te uczucia do podświadomości, i że Pan wydobył je po to, aby się nimi zająć. To mnie trochę uspokoiło. Wtedy zbliżał się XXXIV Tyski Wieczór Uwielbienia, a koleżanka z grupy z Seminarium przypomniała mi o tym. Poszłam bez szczególnych intencji, bardziej modląc się za innych ludzi niż za siebie. Na samym początku modlitwy usłyszałam słowa skierowane bezpośrednio do mnie, z zapewnieniem, że Pan uwalnia mnie z lęku, który noszę w sobie od wielu lat oraz wyprowadza mnie z długotrwałej ciemności. Wierzę, że Pan mnie uzdrowił.

Sylwia, 45 lat

 

W czerwcu byłam po raz pierwszy na TWU. W czasie modlitwy padły słowa o osobach, które nie mają kogo kochać. Moja rodzina skupiła się bardzo na mojej siostrze, ja zawsze byłam dodatkiem. Zostałam też odcięta od dzieci mojej siostry ponieważ nie spełniałam oczekiwań, nie byłam pokorną cichą ciocią. Zapadły we mnie mocno te słowa z modlitwy. Po powrocie do domu spojrzałam na twarz Jezusa, na moim dwumetrowym obrazie Jezusa Miłosiernego. Odezwał się ogromny ból, niemożność utrzymania wzroku na twarzy Jezusa. Następnego dnia przystępując do Komunii zaczęłam płakać. Zaczyna się mój proces oczyszczenia. Prosiłam Maryję, żebym mogła zacząć płakać i wypłakać ból, który noszę w sobie i to się stało.

Agnieszka, 37 lat

 

Moje świadectwo nie będzie wielkiego uniesienia, lecz skoro Jezus prosił by wierzyć i być gotowym do świadectwa, do mówienia, to nie śmiem się sprzeciwiać. XXXIV Tyski wieczór uwielbienia był dla mnie zaledwie którymś. Miałam kilka intencji, ale jedną szczególnie wyraźną. Prosiłam, by Pan w końcu pozwolił mi mieć męża, by mnie zapewnił, że w końcu go spotkam. Wiedziałam, że Bóg mi zapewne nie może powiedzieć bezpośrednio „tak, będziesz miała męża”, albo „nie, nie jest ci on dany”, ale czułam, że jakoś musi mi to zakomunikować. Na poprzednim Wieczorze Uwielbienia miałam żal do Pana, że przemawia do kobiet, mężczyzn, małżeństw, kapłanów, ale zapomina o tych, którzy nadal czekają na swoje połówki. Bałam się, że mogę usłyszeć: „nie”, które zabrzmi niczym wyrok.

W głębi serca odczuwam ogromną tęsknotę za moim przyszłym małżonkiem, tak ogromną, że moje serce zdaje się być puste i czeka, czeka chowając w sobie głębię miłości. Nauczyłam się żyć z tą pustką, jednak każdy dzień wydaje mi się zmarnowanym, przemijającym oczekiwaniem bez widoku na przyszłość. Od czasu do czasu Pan stawia na mojej drodze mężczyznę, jednak tylko z Jemu wiadomych powodów po jakimś czasie on znika. Przyznaję, że w pewnym momencie zabrakło mi już siły i nadziei na modlitwę w tej intencji. Jednak moja tęsknota za mężem nadal jest ogromna, choć może przyćmiona doświadczeniami i zranieniami. Nie jestem taką kobietą, której łatwo przychodzą takie sprawy damsko-męskie. Bliższe relacje wymagają ode mnie dużego przełamania się.

Tego wieczora Jezus nie zapomniał o mnie i o wszystkich kobietach oczekujących na swojego ukochanego. Powiedział, że przychodzi do wszystkich kobiet oczekujących na męża, że chce je zapewnić, że ich wartość nie zależy od tego, czy mają męża, lecz od tego kim są. Powiedział także, że da nam doświadczyć szczęścia, pełni szczęścia. Zaraz potem padły kolejne ważne dla mnie słowa. Jezus przyszedł też do tych kobiet, które z ogromną tęsknotą oczekują macierzyństwa. Powiedział, że one już są matkami, że podobnie da im doświadczyć pełnię szczęścia. Małżeństwo, a potem jeśli Bóg da macierzyństwo, to moje dwie największe tęsknoty i pragnienia. Wierzę głęboko, że Pan pozwoli mi w końcu doświadczyć swojego ogromnego miłosierdzia i miłości, że spełni moje głębokie pragnienia, które wierzę pochodzą od Niego. Wiem, że dla Boga pełnia szczęścia może oznaczać coś innego niż dla mnie, nie mniej wierzę, że będę mogła razem z moim mężem dziękować Jezusowi za Jego wszechmocną miłość. Jezu Ty się tym zajmij, ja już nic nie mogę, ale Ty możesz wszystko. Chwała Panu

Klaudia, 30 lat

 

Chciałam złożyć świadectwo z ostatniego XXXIV TWU. Tego Wieczoru udało mi się stać zaraz przy stopniach prowadzących do ołtarza z czego byłam niezmiernie zadowolona. Już na początku uwielbienia, gdy prowadzący powiedział, żeby wzbudzić wiarę i dać świadectwo tego co Jezus zdziała, powiedziałam sobie w sercu, że dam świadectwo. Byłam gotowa wyjść i powiedzieć je na żywo, tylko nie było okazji. Wtedy zaczęłam płakać. Czułam jak łzy mnie oczyszczają, trwało to dłuższy czas. Większość słów, które wypowiadała diakonia, potęgowały kolejne wzruszenia. Dużo dotyczyło moich relacji z ludźmi: trudnych i chorych. Mój Tato jest alkoholikiem. Nigdy nie miałam w Nim wsparcia, nie usłyszałam dobrego słowa, prawie wcale nie rozmawialiśmy i tak jest do dziś . A nasz kontakt jest jeszcze mniejszy gdyż tata jest po urazach mózgu po lekach jest otępiały. Jest mi go strasznie żal, a jednocześnie też się go wstydzę. Czuję ogromną bezsilność w całej tej sytuacji. Takim moim pragnieniem pozostającym w sercu jest dziecięce pragnienie, żeby tata nie pił, żeby było normalnie. Z mamą relacja też jest trudna. Z mojej strony dużo agresji, złości, krytyki, żalu. W momencie gdy padły słowa o utajonej nienawiści w relacjach zaczęłam płakać po raz kolejny. Kolejne dotknięcie serca było, gdy prowadzący mówił o zamkniętym sercu, które nie czuje uczuć zwłaszcza tych pozytywnych. Później też było słowo uwolnieniu z lęku. Słów poznania ,które mnie dotknęły było jeszcze więcej, a opisałam te, które najbardziej zapamiętałam. Wiem, że zostałam oczyszczona z wielu trudnych uczuć, lęków. W moim sercu zapanowała niesamowita radość, uczucie lekkości. Wiem, że Bóg jest obecny w moim życiu. Mój proces uzdrawiania jeszcze się toczy. Pracuję nad sobą. Chcę nauczyć się zdrowych relacji, bez przemocy. (…). Chwała Panu za to że zawsze jest obecny pomimo wszystko i kocha bezinteresownie!

Katarzyna, 32 lata

 

Na XXXIV Wieczór Uwielbienia przyjechałem z Elbląga wraz z zona i pięcioma osobami z grupy tworzącej się diakonii modlitwy Ruchu Światło-Życie. 1,5 roku temu miałem wypadek i złamałem nogę w kości udowej i w biodrze. Przeszedłem operacje i została mi śruba w nodze. Od tamtej pory ta noga była słabsza i nie mogłem ani podskoczyć na niej, ani biegać, bo sprawiało mi to ból. Podczas modlitwy moja żona dostała słowo poznania ze Pan Jezus mnie uzdrawia i mi o tym powiedziała. Następnego dnia zauważyłem ze moja noga jest inna i spróbowałem podskoczyć na niej i bez problemu to zrobiłem. A następnie spróbowałam pobiec i też pobiegłem, przestałem też kuleć. Czuję się z dnia na dzień coraz lepiej, jestem coraz sprawniejszy Chwała Panu.

Piotr, 32 lata

 

W czasie XXXIV TWU, gdy prowadzący modlitwę mówił, żeby wzbudzić w sobie przekonanie, że Bóg widzi, co jest w naszych sercach, zna każde, nawet nieuświadomione, pragnienie i każdego z nas wysłuchuje, pojawiło się we mnie przekonanie, że Pan Bóg wysłuchuje mnie, bo jestem Jego córką. Nie dlatego, że coś zrobiłam, czy intensywnie się modliłam. Nie muszę zasługiwać na Jego miłość, ale z samego faktu, że jestem Jego dzieckiem i że Bóg mnie kocha. Do tej pory, choć przychodziłam z wieloma intencjami, nie miałam w sobie myślenia, że Bóg z miłości do mnie wszystkie te intencje zanurza w swoim Sercu i chce ich z czułością wysłuchać. A przecież otworzył przed nami całe Niebo, wszystkie jego skarby! Ważnym doświadczeniem tego Wieczoru jest też postawa, w której mogę w wolności modlić się za innych, już nie z poczuciem niewysłuchania czy z narastającym niespełnionym pragnieniem, nie z ciągłym skupieniem na swojej potrzebie. I bardzo się cieszę z tego, że Pan Jezus przez osobę mówiącą proroctwo obiecał, że osoby, które są niezamężne i nieżonate, będą szczęśliwe, że nasza wartość jest w Nim. Trzymam Go za Słowo! Chwała Panu

Bernadeta, 23 lata

 

To był mój drugi Tyski Wieczór Uwielbienia. Poprzednio z różańcem w dłoni i wielkim niepokojem w sercu modliłam się o otwarcie na Dary Ducha Świętego i polecałam całą moją rodzinę, a zwłaszcza moje małżeństwo, które przeżywa kryzys. Byłam uczestnikiem tegorocznego Seminarium Odnowy Wiary i doświadczam Bożej obecności w moim życiu. Moją Relacje z Panem Bogiem określiłabym jako całkiem poprawną, ale relacja z Duchem Świętym już taka nie była. Bałam się Jego działania, Jego Mocy . Ale poszukiwałam Go. Najpierw były to: audycje Dotyk Boga, później lokalne Wieczory Uwielbienia aż w końcu trafiłam do Tychów. Pan postawił na mojej drodze ludzi, którzy mnie tam doprowadzili.

Niedawno w pracy miałam wypadek, koleżanka przesunęła moje krzesło i z dużym impetem przewróciłam się uderzając w ścianę. Początkowo nic nie czułam oprócz bólu głowy , z czasem jednak zaczął mi dokuczać ból kręgosłupa. Tej soboty ból się nasilił i od początku Eucharystii bardzo odczuwałam mój kręgosłup. Postanowiłam prosić Ducha Świętego o uzdrowienie. Na modlitwie usłyszałam że Pan dotyka i leczy kręgosłupy, wiedziałam ze mój także. Od tego czasu nie odczuwam żadnego bólu. Chwała Panu!

Sylwia, 44 lata

 

Tyski Wieczór Uwielbienia to od pewnego czasu stałe miejsce w moim kalendarzu. Ostatni był dla mnie wyjątkowy na którym nastąpiła pewna przemiana o której chciałbym się podzielić. Moja sytuacja życiowa od pewnego czasu stawała się coraz trudniejsza. Prowadząc firmę podejmowałem złe decyzje, które stały się przyczynkiem trudnej sytuacji finansowej. Ograniczone finanse stały się przyczyną napięć w domu, które prowadziły do kłótni i niezrozumienia. Do tego wszystkiego podczas, gdy ja modliłem się na Wieczorze Uwielbienia w szpitalu przebywali mój brat zmagający się z ciężką chorobą i syn po nagłej operacji. Znalazłem się sam na pustyni, o której w homilii mówił Celebrans. W tej samotności targany problemami i sytuacją w jakiej trwałem dostrzegłem światło w kierunku którego chciałem iść. Zrozumiałem że Jezus wziął mnie właśnie tam na pustynię, by pokazać mi, że zawsze jest przymnie i gdy wydaje mi się że sytuacje w których się znalazłem są totalnym dnem, to właśnie On podaje mi swoją dłoń i Mówi : „Nie jesteś sam” Jezu bądź przy mnie bo moje życie odmienia się i wiem, że dzięki twojej pomocy wszystkie moje sprawy zmienią swój bieg i wrócą do normalności. Chwała Panu!

Mężczyzna, 48 lat

 

Dziękuje Ci Panie Boże, że uratowałaś i zostawiłeś z nami moją koleżankę, że poprawiłeś moje zdrowie. Będę nadal chodził na Tyskie Wieczory, aby moja i nasza sytuacja rodzinna i zdrowotna się unormowała. Największą nagrodą jest dla mnie Uwielbianie Pana Boga na Tyskich Wieczorach. Nie ma nic piękniejszego niż spotkanie z Bogiem. Chwała Panu Naszemu!

Michał, 45 lat

 

XXXIV Tyski Wieczór Uwielbienia był moim trzecim. Pojechałam na niego z intencją o uzdrowienie mojego gardła i nosa z bakterii, która powodowała u mnie niekończące się infekcje, na którą antybiotyki w ogóle nie działały. Modliłam się bardzo żarliwie również poprzez stawiennictwo bł. Karoliny mojej imienniczki. Podczas czuwania nie czułam żadnych większych duchowych przeżyć, o których często wcześniej czytałam.

Zaraz w pierwszą środę po TWU poszłam zrobić wymaz z gardła, po kilku dniach oczekiwania na wynik okazało się, że gardło jest czyste. Postanowiłam powtórzyć wymaz z gardła oraz zrobić wymaz z nosa, po kilku dniach znów okazało się, że bakterii nie ma. To cud, którego się nie spodziewałam. Chała Panu!

Karolina

 

Pierwszy raz na Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam w czerwcu. Jadąc tam miałam nadzieję, że odnajdę odpowiedź na trudne pytania. Ostatni okres jest trudny w mojej rodzinie. (…). W tamten Wieczór uwielbiałam Pana, ale byłam zmęczona rodzinnymi problemami. Wierzyłam jednak że coś nastąpi. Szukałam odpowiedzi jak pomóc moim synom. Niedawno dowiedziałam się że jeden z nich jest homoseksualistą. Ciągle szukałam odpowiedzi dlaczego on. Nie rozumiałam wielu spraw. Męczyłam się. Przez całe życie nad zdrowiem mojego syna czuwa Papież Jan Paweł II. Kilka razy już doświadczyliśmy jego łaski, również podczas ciężkiej choroby syna. Podczas Wieczoru Uwielbienia modliłam się również za drugiego syna, który niszczy sobie zdrowie przez alkohol. Wracają do domu mocno wierzyłam, że w końcu znajdę rozwiązanie naszych problemów. Pomógł mi w tym nasz ksiądz proboszcz, który bardzo mnie wspiera i modli się za moją rodzinę. Uwielbiam Pana każdego dnia. Zrozumiałam wiele spraw. Opieka Papieża nad moim synem daje nam wiele do myślenia. Papież nikogo nigdy nie odrzucał. Mojego syna również mimo tego że czuje inaczej. Drugi syn mimo oporu rozpoczął terapię w Ośrodku Uzależnień. Obecnie jest już po pierwszym etapie terapii. Stał się silny i pogodny. Wierzyłam w niego, że da radę. Jest silnym i mądrym chłopakiem. Chwała Panu!

Iwona, 40 lat

 

XXXIV Tyski Wieczór Uwielbienia był moim pierwszym Wieczorem Uwielbienia. Mam już 40 lat i od 12 roku życia, chwili, z którą zmarł mój ojciec, żyłam bez przerwy pogrążona w rozpaczy, ciemności i grzechu. W przeddzień, kiedy zmarł mój ojciec miałam przedziwny sen. Śniła mi się Maryja, ubrana na czarno. Przed Nią, klęczałam ja, moja mama i siostry. Maryja płacząc zapytała się mnie, gdzie jest mój tatuś? Odpowiedziałam, że jeszcze nie wrócił z pracy. Następnego dnia mój ojciec faktycznie nie wrócił. Zmarł. Od tamtej chwili, z każdym dniem, rokiem miałam coraz większe pretensje do Boga. Dlaczego wiedząc, że skazuje mnie na takie wielkie cierpienie, pozwolił umrzeć mojemu tacie? Tak bardzo to pytanie mnie męczyło, że zaczęłam się coraz bardziej oddalać od Boga bojąc się Go przeraźliwie. Zmuszałam się do chodzenia do Kościoła i modlitwy, w którą i tak nie wierzyłam. Zaczęły męczyć mnie różne nałogi, w tym zaburzenia odżywiania, myśli samobójcze, totalna niestabilność emocjonalna. Stawałam się coraz starsza i coraz większa ciemność ogarniała moje życie. Miałam już swoją rodzinę, męża i dzieci. Mimo to, nie byłam ani dobrą żoną ani matką. Z chwilą, kiedy dowiedziałam się o ciężkiej chorobie swojej siostry, zwątpiłam w Boga. Przestałam spać, nie mogłam na siebie patrzeć. Bez przerwy płakałam. Miałam stwierdzoną ciężką depresję i przypisane leki, których z jakiegoś powodu nie chciałam wziąć. I wtedy właśnie, mąż mojej siostry powiedział mi, że wybierają się na Tyski Wieczór Uwielbienia. Pomyślałam sobie, że nic nie zaszkodzi mi tam pojechać. Zobaczę się z siostrą, może spróbuję się za nią pomodlić. O dziwo, coś mnie ciągnęło do Tychów, choć pamiętam bardzo dobrze, że w ten dzień zupełnie zapomniałam, że mam zamiar tam jechać. Na szczęście mój mąż mi przypomniał. Od rana kłóciłam się z mężem i w takiej atmosferze spięć pojechaliśmy na TWU. Na miejscu zobaczyłam swoją siostrę z jej mężem. Czułam ogromny żal, że siostra nie dość, że bardzo chora to jeszcze nic nie słyszy z powodu uszkodzonego słuchu. Miałam w sobie jakąś nieznaną mi tęsknotę za Bogiem, chwilami patrzyłam z zazdrością na modlących się ludzi, że potrafią to robić. Pomyślałam, że będę się modlić za siostrę na ile potrafię. Chwilami kierowałam myśli do Boga, prosząc Go, o ile jest, żeby uzdrowił moją siostrę i najlepiej w zamian zabrał mnie, bo moje życie to jedno wielkie nieszczęście. W pewnym momencie zerknęłam na ołtarz i zobaczyłam, że nie ma Najświętszego Sakramentu. Przestraszyłam się i usłyszałam pytanie w swojej głowie: gdzie jest Jezus? Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk w Kościele, który spowodował, że cała w sobie się skurczyłam. Byłam wystraszona, zaczęłam się trząść, rzuciłam się na męża z krzykiem. Widziałam siebie w ciemności, skrępowaną, samotną, bez Boga. To było straszne uczucie.. Po chwili usłyszałam szept swojej siostry, żebym nie dała się przestraszyć, bo demon tylko czeka na to. Zaczęłyśmy się razem modlić. Powoli się uspokajałam, mówiłam kilkakrotnie: „Boże bądź miłościw mnie grzesznemu!”. I wtedy zobaczyłam w niedalekiej odległości od siebie Przenajświętszy Sakrament. Odsunęłam się od siostry, chcąc ją odsłonić, marząc, aby Jezus przyszedł do niej skoro jest już tak blisko nas. Chorej, cierpiącej i bardzo w Niego wierzącej. Zamknęłam oczy, zasłoniłam twarz rękoma. Czułam się niegodna, żeby patrzeć na Niego. Czułam Go, że jest blisko, coraz bliżej i wtedy ponownie usłyszałam szept swojej siostry: „patrz na Niego! Otwórz oczy!”. Delikatnie zerknęłam przez palce i wtedy, to był najpiękniejszy moment w moim życiu, stanęłam przed Jezusem! On, Wielki, Niepojęty w Swojej miłości przyszedł do mnie! Czułam Go, Wielki Ogień Miłości! „Jezu, Panie mój, Ty do mnie przyszedłeś? Nie jestem Ciebie godna, ale powiedz tylko jedno słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja!”. Poprosiłam Jezusa nieśmiało, żeby uzdrowił moją siostrę. Kilkanaście minut później w Kościele słyszałam słowa skierowane imiennie do mojej siostry: Jezus o Tobie nie zapomniał. Wiem, że to było do niej, odpowiedź na moje wcześniejsze żale, że ta moja siostra stoi tak pokornie w kąciku Kościoła nie słysząc kompletnie nic. Jezus o niej nie zapomniał, kocha ją mocno i jest przy niej. Ma plan, a Jego plany są wyjątkowe. Teraz to wiem. Rozmawiałam z siostrą po powrocie i z tego co wiem, w momencie w którym Jezus przyszedł do mnie, przyszedł również do mojej siostry! I ja i moja siostra oddałyśmy Mu wszystko zakochując się w Nim do szaleństwa! Po powrocie z Tychów, kilka dni później wyspowiadałam się z całego mojego życia. Dostałam nowe życie i zobaczyłam na nowo świat. Dwa dni później w pracy, koleżanka zapytała się mnie czy użyłam jakieś maseczki bo moja twarz promienieje. Odpowiedziałam, że to dlatego, bo Jezus do mnie przyszedł! Zaczęłam czuć radość i miłość do Boga, męża, dzieci, ludzi, do Maryi. Wiem, że Jej ręka położona na mojej głowie we śnie oznacza, że Maryja otoczyła mnie swoją Matczyną Opieką po śmierci taty. I wiem, że kiedyś spotkam się z moim ziemskim tatą. Z przyjemnością modlę się, codziennie chodzę do Kościoła i przystępuję do Komunii Św. ciesząc się, że spotykam się z Jezusem dzień po dniu! W ciężkich momentach, kiedy nagle wkrada się w moje życie jakaś niepewność czy strach. Wtedy proszę Jezusa: „Ty się tym zajmij. Oddaję Ci Panie wszystko.”. I wiem, że On zawsze przy mnie jest. Czuję Go. Mam ogromną ochotę wykrzyczeć całemu światu: Jezus Żyje! Chwała Panu!

Agnieszka, 40 lat

 

Na kolejny Tyski Wieczór Uwielbienia wybrałam się z przyjaciółką, by po prostu uwielbiać Pana jak zawsze. Modląc się o łaski dla rodziny, przyjaciół i znajomych. Dziękując Bogu za Jego dobro, jakiego doświadczam za Jego przyczyną. Zanim jednak tak mocno ukochałam Pana byłam raczej ,katolikiem „od święta” i nie do końca zdawałam sobie sprawę z mocy sakramentów i wielkości Jego Chwały ,więc i dzieci wychowywałam w wierze, nie koniecznie tak jak być powinno. Odeszłam od Kościoła nawet w niedzielę nie było mi po drodze. Jednak ogromne nieszczęścia jakie przytrafiały się mojej rodzinie jedno za drugim postawiły mnie w takiej bezradności, że Pan sam się o mnie upomniał. Jednak konsekwencje mojego odejścia trwają do dziś. Kiedy już mocno Bóg pokazał jak mam iść i pomaga mi każdego dnia, wyciąga z zakamarków mojego serca każde zranienie, każdy grzech, a później uzdrawia naprawia i sprawia ze staje się moje serce nowe oraz coraz bardziej wolne. Tym razem nie mogłam sobie poradzić z tym, że odpowiedzialność jakie wzięłam rodząc i wychowując moje dzieci, również w wierze są powodem, że moje starsze dziecko buntuje się i nie koniecznie chce tej drogi. Wiec jako matka czując się bezsilna i bezradna. Powierzałam mojego syna na modlitwach i w sakramencie pokuty przeprosiłam za swoje błędy. Tego dnia na Tyskim wieczorze Pan przemówił do mnie przez prowadzących. Mówił o trudnej młodzieży i matce która martwi się o swojego syna, zapewniając mnie że troszczy się o niego i że jest przy nim. A ja zrozumiałam że muszę Panu bardziej zaufać. On troszczy się każdego dnia o mnie i wszystko i wszystkich każdą moją troskę ,modlitwę czy choćby westchnienie zachowuje w Swoim sercu. I nie muszę się już bać. Mam tylko ufać miłować i iść za Nim każdego dnia, a On działa cuda. I za to Chwała Panu!

Ania, 34 lata