Pierwszy raz trafiłem na Tyski Wieczór Uwielbienia w czerwcu 2016 roku. Nie prosiłem o żadne uzdrowienie, bo wydawało mi się, że nie jest mi potrzebne. Modliłem się tylko o to, żebym umiał się modlić, bo nie potrafiłem się wtedy skupić. Dopiero teraz, gdy zacząłem pisać to świadectwo, po prawie półtora roku, zauważyłem, że Bóg ciągle spełnia tę prośbę. Widzę, jak dynamicznie zmienia moją modlitwę i życie. Wtedy, półtora roku temu, byłem kilka miesięcy po wyleczeniu boreliozy. Ta choroba zniszczyła moje kolana. Stawy miałem już sprawne, ale po każdym wysiłku czułem w nich zmęczenie. Ciężko mi było też stać podczas godzinnych mszy w kościele. W tym dniu Tyskiego Wieczoru Uwielbienia od rana miałem bardzo zmęczone kolana i wyjątkowo strzelały mi przy każdym ruchu. W pewnym momencie prowadzący modlitwę powiedział, że Bóg uzdrawia stawy, a ja poczułem ciepło i mrowienie w kolanach, po czym zmęczenie kolan odeszło i mogłem stać do końca Wieczoru. W tym cudzie Bóg przekonał mnie do słów, które utkwiły mi w głowie, a które prowadzący wypowiedział kilka minut wcześniej, że Bóg chce nam dawać więcej niż Go prosimy. A prosiłem Go tylko o to, żebym potrafił się modlić. Od tego czasu nie odczuwam już zmęczenia kolan po żadnym sporcie. Zauważyłem też niedawno, jak wspaniałą formą modlitwy jest Msza święta. Dotąd nie zwracałem uwagi na wiele słów, jakie wypowiada kapłan, albo też nie wierzyłem w możliwość ich spełnienia. Moja prośba sprzed półtora roku o łaskę lepszej modlitwy ciągle się spełnia i to bardzo dynamicznie. Wiem, że moja modlitwa nadal jest kiepska, ale wierzę, że w jeszcze większym tempie Bóg będzie ją poprawiał. To samo dotyczy mojego grzesznego życia. Jakby mi było mało, to w tym momencie, kiedy kończę pisać to świadectwo, a przynajmniej wydaje mi się, że kończę, Bóg uświadomił mnie o wielkim błogosławieństwie płynącym z samego pisania świadectwa, bo umocnił moją wiarę. Chciałem napisać krótkie świadectwo o tym, jak Bóg uzdrowił moje kolana, ale przy okazji zauważyłem, że Bóg spełnił inne moje prośby z tamtego Wieczoru Uwielbienia. Kiedyś myślałem, że cuda i uzdrowienia są zarezerwowane tylko dla niektórych, dla świętych, a na pewno, że nie są dla kogoś tak grzesznego jak ja. Myślałem też, że do tego potrzebne są specjalne okoliczności. Teraz już jestem przekonany, że uzdrowienia nawet z najcięższych chorób, łącznie z odwróceniem ich skutków, są dla Boga możliwe zawsze i wszędzie. On cały czas działa! Chwała Panu!

Kuba, 33 lata

 

Na Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechaliśmy pierwszy raz w czerwcu. Wcześniej uczestniczyliśmy w podobnych wieczorach w naszej parafii, które odbywały się raz w miesiącu. Przyjechaliśmy z wielką nadzieją w sercu prosić o uzdrowienie córki. Kłopoty ze zdrowiem zaczęły się w styczniu 2015, kiedy Weronika miała 14 lat. Wtedy pojawiały się uporczywe bóle głowy, które nawet na chwilę nie ustawały. Zmieniała się tylko siła ich natężenia. Kiedy bolało bardzo mocno córka właściwie nie wstawała z łóżka, a kiedy było trochę lepiej starała się chodzić do szkoły i w miarę normalnie żyć. Nie pomagały żadne lekarstwa, żaden specjalista nie potrafił ustalić przyczyny bólu. Byliśmy u neurologa, laryngologa, okulisty, stomatologa, ortopedy, kardiologa, psychiatry i psychologa. Córka leżała w Katowicach w klinice i też nic. Próbowaliśmy także leczenia ziołami, homeopatii, akupunktury. Dopiero po roku trafiliśmy do gabinetu fizjoterapii i tam po raz pierwszy od roku udało się ból opanować. Ale niestety ból powracał, do tego pojawiły się bóle stawów, porażenie nerwu trójdzielnego, a także objawy dosyć silnej nerwicy. Sytuacja była bardzo dla nas trudna, a córka była umęczona chorobą i bólem. Wtedy usłyszeliśmy o Tychach. Decyzja o przyjeździe była bardzo szybka. Najbardziej na ten wyjazd nalegała Weronika, która czuła, ze tam znajdzie ratunek. Córka do kościoła wchodziła z bólem głowy, z bólem nerwu trójdzielnego i z nerwicą. W trakcie trwania wieczoru uwielbienia wszystkie bóle, niepokój i lęk zostały zabrane. Pan uczynił cud i uzdrowił nasze dziecko. Od 4 czerwca ból głowy się nie pojawił, nerwica minęła. Chwała Panu!

Aleksandra, 40 lat

 

Na Tyskich Wieczorach Uwielbienia jestem sporadycznie obecny, najczęściej nie we własnych intencjach. Tak było też na XXXI TWU .Wybrałem się po telefonicznym zaproszeniu przez kolegę. Mam 58 lat. W czasie wieczoru, Pan Jezus obecny w Najświętszym Sakramencie przechodził niesiony przez kapłana w monstrancji w różne miejsca Kościoła. Usłyszałem wtedy słowa, że Pan Jezus teraz zwraca się do osób cierpiących na choroby stawów. W pierwszym momencie zastanawiałem się, czy te słowa odnoszą się do mnie? Miałem bowiem dolegliwości stawowe prawej stopy, obu łokci oraz kręgosłupa. W następnym ułamku sekundy odczułem delikatne drżenie w ciele, a mój układ kostny, łącznie z kręgosłupem, stał się na moment miękki i jakby nie istniał. Trwało to bardzo krótko, ale dla mnie było wystarczająco jasne, że słowo poznania było do mnie skierowane. W sercu czułem radość oraz wielką wdzięczność. Następnego dnia dotknąłem palcem bolących jeszcze stawów, aby to namacalnie stwierdzić, lecz w najbliższym tygodniu ból przestał istnieć. Odczuwam go jedynie, gdy się bardzo przepracuję. „Sławię Cię Panie, bo mnie wybawiłeś”.

Adam, 58 lat

 

XXXI wieczór uwielbienia był moim drugim wieczorem w jakim uczestniczyłam, a zarazem pierwszym w którym otworzyłam swoje serce na działanie Boga. Podczas modlitwy uwielbienia usłyszałam słowa: „Przychodź do mnie codziennie, a zobaczysz, jakimi łaskami Cię obdaruję”. Odpowiedziałam na to zaproszenie i zaczęłam codziennie chodzić do kościoła. Nie było to łatwe ale zaufałam Bogu. Nie czekałam długo, a moje życie zaczęło się zmieniać. Kłopoty finansowe, które mieliśmy z mężem zniknęły, gdyż mąż niespodziewanie dostał podwyżkę, a ja w końcu znalazłam pracę. Moje zmartwienia związane z edukacją syna tęż się rozwiały, pomimo iż syn nie miał najlepszych wyników w nauce, skończył gimnazjum i dostał się do wymarzonej szkoły średniej. Przed bierzmowaniem syna mieliśmy problem, bo nie mogliśmy znaleźć świadka gdyż był to okres wakacyjny i większość naszej rodziny wyjeżdżała. W końcu znaleźliśmy świadka, jednakże był on katolikiem tylko z nazwy, ponieważ już od dawna nie chodził do kościoła. Bałam się czy ten świadek przyjmie komunię świętą, ale Pan mnie wysłuchał i świadek nie tylko wyspowiadał się i przyjął komunię świętą, ale też zaczął regularnie uczęszczać na niedzielne msze święte. Na ostatnim wieczorze uwielbienia modliłam się także o mojego ojca uzależnionego od alkoholu, o jego nawrócenie i w tym zostałam wysłuchana ale w inny sposób niż myślałam. Ojciec mój złamał nogę i leżał w szpitalu, tam też przyjął sakrament chorych, a obecnie jest rehabilitowany i raz w miesiącu przyjmuje komunię święta. Chciałabym podziękować za wszystkie łaski które otrzymałam Chwała Panu.

Iwona, 42 lata

 

XXXI Tyski Wieczór Uwielbienia był dla mnie niesamowitym przeżyciem. I choć Bóg obdarzył mnie wieloma łaskami w ostatnim czasie, to jednak to, czego doświadczyłam 4 czerwca 2016 roku na Tyskim Wieczorze Uwielbienia jest dla mnie najbardziej czytelnym znakiem Jego opieki. Na TWU przyszłam z ogromnym balastem z przeszłości związanym z nienawiścią do ludzi, którzy mnie kiedyś skrzywdzili. Były to osoby, z którymi uczęszczałam do szkoły podstawowej oraz szefowa jednej z katowickich firm. Okres podstawówki wspominam jako czas odczłowieczenia, gdy próbowano mi wmówić, że jestem nic niewartym śmieciem, najłagodniejsze określenie mojej osoby z tamtych lat to „gruba świnia”. Podobnie sytuacja wyglądała w późniejszym czasie w moim pierwszym miejscu pracy, owej katowickiej firmie. Doświadczyłam w niej mobbingu, a szefowa dobrze bawiła się moim kosztem, poniżając mnie na każdym kroku, również w obecności innych pracowników. Byłam typowym kozłem ofiarnym, który nie wiedział, dlaczego to wszystko go spotyka. Te doświadczenia, będące tylko kroplą w morzu złych doświadczeń, sprawiły, że przestałam ufać ludziom i zaczęłam ich unikać. W pewnym momencie złych wspomnień był już nadmiar, zachorowałam. O Tyskim Wieczorze uwielbienia dowiedziałam się z telewizji i postanowiłam wziąć w nim udział. Pamiętam, że na początku mszy czułam, jak moje problemy „podchodziły mi pod gardło”, szukając ujścia. Szczególnie utkwiły mi słowa księdza: „Moi nieprzyjaciele słabną i padają”. Płacz stopniowo „wydobywał się” ze mnie i „czekał” na uzewnętrznienie. W czasie modlitwy za osoby przybyłe na wieczór nagle usłyszałam, że pan Bóg uwalnia mężczyznę od przykrego doświadczenia prześladowania w szkole podstawowej oraz w miejscu pracy. To, co usłyszałam, dokładnie pasowało do mojej historii. Wzbierał we mnie płacz, który był w sercu od dawna. Nie byłam już w stanie go powstrzymać. Płacz zmienił się w krzyk. Nie wiem, jak długo krzyczałam. Słyszałam jedynie słowa modlitwy nad sobą. Tylko one do mnie docierały. Uwalniałam się od czegoś, z czym nie mogłam się pożegnać w całym swoim dorosłym życiu. Kiedy doszłam do siebie, czułam się tak, jakby uszła ze mnie trucizna. Bóg pomógł mi pożegnać się z przeszłością. Chwała Mu za to!

Sabina

 

W czasie ostatniego TWU padły słowa, które szczególnie mnie dotknęły: „Pan Jezus przychodzi do osób, które mają depresję. Ta depresja spowodowana jest kilkoma czynnikami: bycie niechcianym od samego początku, odejście osoby, która powinna być blisko, alkoholizm. Pan Jezus staje przed tymi osobami i wyciąga do nich swe dłonie”. Wszystkie te czynniki związane są głęboko z historią mojego życia. Kiedy prowadzący modlitwę wypowiedział powyższe słowa, poczułam ogromne ciepło w sercu. Pan Jezus kolejny raz przyszedł do mnie, by mnie umocnić, by utwierdzić mnie w przekonaniu, że On jest przy mnie, prowadzi mnie, nigdy mnie nie zostawi, nawet w najgorszych chwilach. Chwała Panu.

Uczestniczka

 

Chciałabym Bogu wreszcie głośno podziękować i dać świadectwo z mojego uzdrowienia, Sam się upomniał. W lutym 2013 roku brałam pierwszy raz udział w Tyskim Wieczorze Uwielbienia i od tej pory zaczęło się moje uzdrowienie duszy i ciała. W uwielbieniach uczestniczę do dzisiaj w różnych kościołach i zawsze u bł. Karoliny (ostatnio 4. czerwca 2016 r). Jestem mieszkanką Tychów, mam na imię Danuta. Pierwszy raz przyszłam na modlitwę z mocnym bólem nogi myślałam że nie wystoję i za chwilę wyjdę z kościoła – Pan Bóg mnie zatrzymał, byłam bardzo szczęśliwa, że dotrwałam. Nie wiedziałam skąd te ciągłe bóle najgorzej było w nocy (nie spałam i ciągle byłam zmęczona). Dopiero później okazało się że czeka mnie operacja otrzymam endoprotezę biodra w 2019 roku. Ale Pan Bóg powoli zabierał chorobę i dzisiaj w ogóle nie czuję bólu, funkcjonuję normalnie. Poza tym  stałam się też innym człowiekiem, doznaję obecności żywego Boga w moim życiu. Z Wieczorów Uwielbienia zawsze wracam szczęśliwa, wesoła napełniona Duchem Świętym. Za wszystko co mnie spotkało i jeszcze spotka mnie i moją rodzinę, chwała Panu!

Danuta, 51 lat

 

XXXI Tyski Wieczór Uwielbienia był moim pierwszym. Dowiedziałam się o nim w bardzo ciężkim dla mnie okresie życia. Żyłam wtedy w ciągłym lęku, miałam początki depresji, ciągle się bałam. Nawet wtedy, gdy ktoś był przy mnie z bliskich mi osób, towarzyszył mi lęk. Gdy zostawałam sama, czułam czyjąś obecność. Budziłam się w nocy z poczuciem czyjejś „złej obecności”, momentami myślałam, że ktoś lub coś mnie budzi. Myślę, że mogły być to nękania szatańskie. Z biegiem czasu było coraz gorzej. Bałam się być sama w domu, nawet w dzień. Wydawało mi się, że Bóg mnie opuścił. Jak gdyby ktoś mówił w mojej głowie, że Bóg mnie nie kocha i będę potępiona. Zaczęłam się modlić, co nie przynosiło większych rezultatów. Przystąpiłam do spowiedzi świętej Nie pomogło. Zawsze jednak, gdy prosiłam Matkę Bożą o pomoc, otrzymywałam ją. Niejednokrotnie prosiłam, aby przyszła i pomogła mi zasnąć, gdy niemal panikowałam ze strachu w nocy. Przychodziła zawsze, strach jakby stawał się mniejszy, jednak nie mijał. Zaczęłam modlić się też do św. Rity od spraw beznadziejnych, aby pomogła mi poznać, co mam zrobić, aby to minęło. W końcu przystąpiłam do spowiedzi świętej generalnej (z całego życia). Było parę przeszkód na mojej drodze, które odwlekały ją, jednak po jej odbyciu, szczerym wyznaniu wszystkich grzechów jakie tylko zdołałam sobie przypomnieć, wszystko minęło, jak ręką odjął. Gdy dowiedziałam się o Tyskich Wieczorach Uwielbienia postanowiłam, że w najbliższych muszę uczestniczyć. To co usłyszałam od Pana, który mówił przez usta prowadzących, utwierdziło mnie w tym, że Pan wyrwał mnie z otchłani ciemności i grzechu. Powiedział, że mam się nie lękać, że zawsze jest przy mnie, że nikt nie jest sam ze swoim lękiem. Pamiętam, że płakałam i cała się trzęsłam. Pan powiedział, że uzdrawia parę osób z lęku przed ciemnością i samotnością. W gronie tych osób jestem ja, która od zawsze bałam się ciemności i zasypiania w samotności. Miałam z tym problem od dzieciństwa, jednak teraz już wiem, że nie jestem sama, że Jezus mnie kocha, że kocha nas wszystkich. Teraz nawet czasem czuje Jego obecność. Mam wielki pokój w duszy. Chwała Panu i Cześć Maryi, która wstawia się za wszystkimi grzesznikami.

Danuta, 25 lat

 

W Tyskich Wieczorach Uwielbienia uczestniczę od 2015 roku. Na ostatnim XXXI TWU zostały wypowiedziane słowa o uwolnieniu z lęku, i że Pan dotyka pewną osobę. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że to ja jestem tą osobą. Chwała panu.

Jacek, 26 lat

 

Na Tyski Wieczór Uwielbienia przyszłam prosić Boga o uzdrowienie ciała, a On wyleczył moją duszę. Przez kilkanaście lat świętokradzko przyjmowałam sakramenty święte. Czułam ogromny lęk przed spowiedzią. To Jezus zabrał mój strach i w końcu przystąpiłam do szczerej spowiedzi. Poczułam się wolna jak ptak, chciałam krzyczeć z radości. Kiedyś modląc się modlitwą w chorobie przeczytałam takie słowa „Jeśli Bóg sprawił, że cierpisz, to powstanie z tego dobro, o którym ty dziś jeszcze nie wiesz”. Nie wiedziałam, co może dobrego przynieść moje cierpienie – dzisiaj już wiem. Chwała Panu.

Anna

 

W Tyskich Wieczorach Uwielbienia staram się uczestniczyć regularnie. XXXI TWU był kolejnym, na którym miałam okazję uwielbiać Boga. W swoim życiu od zawsze borykam się ze smutkiem, niskim poczuciem własnej wartości, a nade wszystko z lękiem przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Przyszłam do kościoła bardzo zmęczona i Jezus natychmiast zatroszczył się o miejsce siedzące (do tej pory zawsze stałam), jedna osoba z ławki przy której stałam po prostu wyszła mówiąc, że miejsce jest wolne. Pomyślałam, że Bóg szykuje dziś coś dla mnie. Wiele spraw i intencji zaprzątało moje myśli. Gdy zaczęło się uwielbienie czułam wielką radość, że mogę znów chwalić Pana. Modliłam się też słowami: „Powiedz tylko słowo a będzie uzdrowiona dusza moja” i prosiłam o wiarę w te wypowiadane słowa. Miałam wrażenie, że otworzyłam przed Bogiem swoje wnętrze mówiąc: „Uczyń cokolwiek chcesz”. Wtedy usłyszałam, że Pan zabiera lęk i poczułam rozlewające się ciepło. Ogarnęło mnie uczucie spełnienia i szczęścia bo czułam, że te słowa są do mnie. Ale to nie był koniec. Po chwili prowadzący powiedział, że kilku osobom zostaje zabrany smutek i znów poczułam, że chodzi o mnie. Niedowierzałam i prosiłam Boga: Jeśli to prawda jeśli to naprawdę mnie to uczyniłeś, spraw abym doświadczyła spoczynku w Duchu. Po jakimś czasie kapłan zbliżył się z Najświętszym Sakramentem, a prowadzący znów mówił o smutku z życia płodowego z którym niektórzy się rodzą – wiem że moja Mama była namawiana do aborcji z powodu podejrzenia wad płodu i mocno o mnie walczyła. Spojrzałam na Jezusa, na Jego miłosierne oblicze, ale trzymałam się dzielnie, pomyślałam że to jednak nie o mnie chodziło. Kapłan oddalił się do kolejnych ławek i wówczas spoczęłam w Panu. Dalsze uwielbienie było wybuchem radości, eksplozją szczęścia. Czułam, że moje ręce unoszą się same, moje nogi tańczą, a usta wielbią. Wiem, że mój Bóg jest wielki, dobry i cierpliwie leczy mnie z mego niedowiarstwa.

Agata, 40 lat

 

Tak bardzo chciałam być na Tyskim Wieczorze Uwielbienia i oddać Bogu chwałę za przemianę mojego serca i cuda, które w ostatnim roku tak bardzo dotknęły całą moją rodzinę. Pierwszy raz byłam 4 czerwca 2016 roku na TWU i z wielką radością chciałam powiedzieć wszystkim, że Bóg dotknął mojego serca. Poczułam jego wielką miłość. Tak delikatnie przeszedł obok mnie. Radość wielka mnie ogarnęła, łzy szczęścia popłynęły mi po policzku. Otworzyłam szeroko moje serce i przyjęłam Boga do mojego życia. Chwała Panu.

Lidia, 37 lat

 

Na XXXI Tyski Wieczór Uwielbienia zaprosiła mnie serdeczna znajoma. Miałam problem z wybraniem intencji na ten wieczór, więc poprosiłam Boga o wylanie Ducha Świętego i o napełnienie Bożą miłością, bym i ja mogła ją dawać innym. Już podczas Eucharystii poczułam Moc Bożą i bliskość Pana. Wsłuchując się w Boże Słowo i w Diakonię prowadzącą modlitwę, zaprosiłam Boga w te wszystkie przestrzenie mojego życia, w których mało jest Boga. Oddałam Bogu wszystko, z czym sobie nie radzę, wobec czego jestem bezsilna, co sprowadza mnie na drogę grzechu (a w konsekwencji – do grobu, do śmierci).Podczas uwielbiania Pana pieśnią, odkryłam i poczułam całą sobą, jak potężny jest Pan, jak Wielka Moc kryje się w jednym słowie JEZUS, wypowiedzianym z Miłością i wiarą. Bardzo wzięłam sobie do serca słowa o wypędzaniu chorób w Imię Jezusa. Jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga, co daje nam taką władzę, którą ma sam Jezus, który dokonywał (i nadal dokonuje) wielu cudownych uzdrowień, uwolnień a nawet i wskrzeszeń, jak w przypadku Łazarza czy chłopca z Nain. Zrozumiałam też, że często różne cierpienia ściągamy na siebie sami przez to, że wracamy na drogę grzechu. Tego wieczora poddałam więc Kochającemu Życie, Dobremu Bogu wszelkiego rodzaju choroby i dolegliwości, włączając tą, która towarzyszy mi od chwili narodzin (lekooporną padaczkę). Doświadczyłam także ogromnej mocy i miłości Ducha Świętego, który wiedząc o tym, że przyjeżdżając na spotkanie trudno mi było wybrać właściwą intencję, modlił się we mnie i za mnie w sposób, którego nie da się opisać, ani wypowiedzieć. Kiedy Bóg przechodził pośród nas, dotykając, uzdrawiając i uwalniając, czułam niezwykłe wzruszenie i radość, które doprowadziły mnie aż do łez. Cieszyło mnie, że tak wielu ludzi Bóg dotyka w taki sposób. Łagodnie, czule, ale z mocą. Miałam nawet wrażenie, że kiedy Bóg dotykał innych, jednocześnie jakby mówił wprost do mojego serca: „Zobacz, jak bardzo Was kocham”. Panie, dziękuję ci z całego serca za to, że Ty sam zaprosiłeś mnie na to spotkanie, przychodząc do mnie w nowy zaskakujący sposób. Dziękuję, że tak bardzo mnie umiłowałeś, że wydobywasz mnie z otchłani grzechu, ciemności i smutku, bym mogła w Tobie mieć życie w Pełni obfitości.

Joanna, 34 lata

 

Kiedyś myślałam, że świadectwo dają tylko osoby uzdrowione z chorób fizycznych. Po XXXI Tyskim Wieczorze Uwielbienia usłyszałam, że uzdrowienie duszy jest tak samo ważne, a może i najważniejsze. Odważyłam się więc dać moje świadectwo. Tylko Bóg wie, jak kiedyś nerwowo reagowałam na sytuacje potencjalnie stresowe. Odkąd zaczęłam jeździć na TWU i uczestniczyć w Eucharystii tak często jak to możliwe (także za sprawą słów mojego proboszcza, które do mnie dotarły szczególnie mocno), dziękuję Bogu za to, co mam. Pewnego wieczoru dziękowałam Panu za mojego męża, który był po imprezie. Na cud nie trzeba było czekać długo. Został zwolniony z pracy. Moja reakcja mnie samą zaskoczyła. Dzisiaj mogę powiedzieć, że został od niej uwolniony! A moja dusza także jest uwolniona. Modliłam się i wiedziałam, że Bóg wyciągnie z tej sytuacji dobro. Minęły prawie dwa lata. Moje małżeństwo kwitnie. Teraz kiedy sytuacja jest „trudna” wiem, że „czy się stoi, czy się leży uwielbienie się należy”. Dziękować i uwielbiać! Bóg zapłać za wszystkich związanych z organizacją TWU! Chwała Panu.

Basia

 

Trzy lata temu Pan odmienił moje życie, nie chciał już patrzeć na moją nędzę i zaczął dokonywać cudów. Moje nawrócenie było początkiem nowej drogi nie tylko dla mnie, ale i dla całej mojej rodziny. Dziś wiem, że po pierwszych niespotykanych sytuacjach Pan „Ochrzcił mnie w Duchu” i dał mi się narodzić na nowo. Efektem tego jest niesłychana tęsknota do Boga i takie duchowe nienasycenie. Tak trafiłem w internecie na relacje na żywo z modlitw uwielbienia pod Częstochową. Doświadczenie różnych miast i grup charyzmatycznych sprowadziło mnie w końcu w moje rodzinne strony. XXX Tyski Wieczór Uwielbienia był moim pierwszym. To co od razu zwróciło moją uwagę to piękne pieśni, jakie grała Diakonia, tak różne i piękne. Nie znoszę kiczu co często w jakiś sposób utrudniało mi skupienie podczas modlitwy z niektórymi wspólnotami. Te pieśni chwytały za serce, było w nich coś innego, nostalgicznego, pięknego, ewidentnie prowadził to Duch Pana. Nie zapomnę kiedy Ksiądz z Najświętszym Sakramentem chodził pomiędzy ludźmi, tak jak kroczył niegdyś Jezus pośród tłumu. Prawdziwe wzruszenie ogarnęło mnie kiedy na koniec Kapłan stanął przed Księdzem Biskupem – na koniec Pan pobłogosławił i utulił swojego Apostoła, tego „umiłowanego ucznia”. Na XXXI TWU musiałem pokonać 400 km i 6 godzin jazdy tylko po to, by tu być. Tym razem postanowiłem maksymalnie się zaangażować. Panie, ludzie podnoszą ręce to i ja, ludzie śpiewają to i ja śpiewam, modlą się – i ja modlę się z maksymalnym zaangażowaniem. Niezwykłym przeżyciem było zobaczyć, kiedy podczas przygotowania darów osoba ze służby liturgicznej przyniósł koszyk z intencjami. Karteczki rozsypały się na ołtarzu. Pomyślałem o tym, że jest tam i moja, przygotowana w domu karteczka, i że są tu modlitwy moje i tych wszystkich ludzi – ich prośby, dziękczynienia, troski i radości. Pomyślałem, że Pan Jezus to wszystko weźmie. Modliłem się do Ducha Świętego, aby dobrze przeżyć Komunię. Przyjąłem Pana a ten przyszedł do mnie w obrazie jak żywy, patrzył na mnie i szedł w moją stronę, a potem uśmiechnął się i skłonił zaczął mnie tulić i ucałował mnie, głaskał po głowie i błogosławił. Uczucie radości i wzruszenia jakie mi towarzyszyło można opisać tylko częściowo; to tak, jakby najbliższa nam osoba, dawno nie widziana, weszła nagle do pokoju i uściskała nas jak nigdy dotąd. W tym samym momencie zespół zagrał przepiękną pieśń, którą słyszałem na poprzednim spotkaniu: „Miłosierne serce Jezusa”. Ta pieśń pochodzi w całości od Ducha jestem o tym przekonany, tak bardzo porusza mnie i innych. Podczas uwielbienia znów spoglądałem na przechadzającego się Jezusa, który idzie leczy, uzdrawia, pociesza, uwalnia. Najświętszy Sakrament wędruje po kościele, w tym czasie prowadzący modlitwę przemawiał w językach, inny zaś osoba z Diakonii tłumaczyła te słowa […]. Pod koniec byłem szczęśliwy ale też bardzo zmęczony. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że było tuż przed godziną 22.00. Wydawało mi się, jakbyśmy spędzili tam niezliczone godziny trwając na tej wspaniałej modlitwie w Duchu. Dziękuję Panu za to, że mnie tu przyprowadził i za to że JEST!

Irek