W sobotę 17 października 2015r. nasza 8-osobowa grupa razem z księdzem Stanisławem wyjechała do oddalonego o ok. 180 km polskiego miasta Tychy. Tam wzięliśmy udział w 29. Wieczorze Uwielbienia, który dokładnie nazywa się: XXIX. Tyski Wieczór Uwielbienia, w parafii bł. Karoliny Kózkówny, która została beatyfikowana przez św. Papieża Jana Pawła II. 10 czerwca 1987 w Tarnowie w Polsce.
Wyobraź sobie, że stoisz w tłumie ludzi. Wszyscy wokół są zupełnie inni niż ty – mówią innym językiem, są innej narodowości, są wśród nich starsi i młodsi, mężczyźni i kobiety… widzisz ich po raz pierwszy w życiu… mimo to coś was łączy. A właściwie KTOŚ. I to jeszcze nie wszystko. Oni stoją, klęczą lub siedzą, płaczą, śmieją się, a od wszystkich emanuje tak wspaniały pokój, radość i ufność. I jesteś tam z nimi. A co najważniejsze, że jest tam ON, który was – pomimo wszelkich różnic – łączy w jedność. I zdajesz sobie sprawę, że nie ma nic ważniejszego w tej chwili… 17 października 2015r., w sobotę wieczorem, w polskim mieście Tychy – podczas Wieczoru Uwielbienia, i my też tam byliśmy. To niesamowite doświadczenie, kiedy czujesz tak ogromną siłę wspólnoty wierzących. Chcesz zatrzymać czas. Po prostu patrzeć na swego Ojca na ołtarzu, stać w milczeniu z uśmiechem na ustach…Odczuwać obecność Boga. Każdy z nas otrzymał coś wyjątkowego, specjalnego, z czym wracamy do domu i jesteśmy wdzięczni, spełnieni. Teraz idziemy tam, gdzie jesteśmy posłani…
David, Kika (Słowacja)
Przed ślubem planowaliśmy z Żoną mieć trójkę dzieci. Poród pierwszego dziecka był ciężki i zakończył się cesarskim cięciem, co odsunęło plany kolejnej ciąży. Potem zaczęły się różnice w kwestii wychowania, nadmiar pracy, brak czasu dla siebie, różnice w potrzebach seksualnych i nasze małżeństwo przechodziło poważny i długi kryzys. Na Tyski Wieczór Uwielbienia 17 października 2015 roku pojechałem z wieloma intencjami, między innymi z myślą, że moglibyśmy mieć jeszcze jedno dziecko; że to ostatni dzwonek, bo lata lecą, chociaż nasze relacje małżeńskie nadal były napięte. Nie do końca byłem przekonany, czy w ogóle powinienem się o to modlić. Kilka miesięcy później okazało się, że Żona jest w ciąży. Była zdenerwowana z tego powodu, bo metody naturalne jakoś nie zadziałały, choć też nie do końca przestrzegaliśmy ich zasad. Z czasem jednak zaakceptowała sytuację, a nasze relacje polepszyły się. Przez Internet prosiłem różne siostry zakonne o modlitwę w intencji ciąży i porodu, rodzina i znajomi też się modlili. Żona chciała rodzić naturalnie, choć po cesarce bywa z tym różnie. Znaleźliśmy dobrą położną, która pomogła Żonie. Dzięki Bogu, tym razem poszło wyjątkowo 'sprawnie’ i w naturalny sposób. Drugie dziecko przyniosło nam wiele radości i ożywiło naszą relację małżeńska. Teraz mamy cudowną nastolatkę i bardzo żywiołową, śliczną trzylatkę. Bogu niech będą dzięki!
Zbigniew, 42 lata
Mam na imię Klaudia. Miałam okazję otrzymać od Pana dar proroctwa na XXIX Tyskim Wieczorze Uwielbienia odnośnie tego, iż zostanę matką. Pomimo kilkunastomiesięcznych starań nie mogłam zajść w ciążę. Złożyłam wtedy świadectwo, ufając, że Bóg dotrzyma obietnicy. Podczas kolejnego Wieczoru Uwielbienia minie rok od usłyszanych słów. Uwierzyłam w słowa Pana, jako „amen” tego proroctwa obiecałam sobie, że jeśli to będzie dziewczynka to na drugie imię nadam Karolina, jako, że w kościele pod tym wezwaniem usłyszałam dobrą nowinę. Nie trwało długo jak Pan Bóg zadziałał. Po pół roku od TWU mogłam zobaczyć dwie kreski na teście ciążowym, a później dzieciątko na badaniu USG. Radość trwała niecałe 3 miesiące, po których lekarz stwierdził obumarłą ciążę. Pojawił się żal do Boga, czułam się oszukana, może i nadal mam trochę „żalu” do Boga. Pomimo tego, że nie mogę się cieszyć rosnącym brzuszkiem i obecnością naszej córki, Bóg dał mi nadzieję, że jestem zdolna do posiadania dzieci. Wiem, że Bóg dotrzymuje obietnic i że obdarzy mnie potomstwem i będę mogła w pełni się cieszyć macierzyństwem. Wierzę też w to, że Karolinka uśmiecha się do nas z Nieba, i że Bóg da nam siły na przetrwanie tego ciężkiego czasu.
Klaudia, 24 lata
Tyskie Wieczory Uwielbienia, na których do tej pory byłam, pokazały mi obraz Boga, który jest z nami i ciągle blisko nas. To niesamowite doświadczenie odczułam już na pierwszym moim spotkaniu, kiedy Boża łaska i miłosierdzie spłynęły na mnie i dodały mi dużo siły. Na XXIX TWU padły słowa, że Pan wybacza wszystkim, którzy świętokradzko przyjmują lub przyjmowali Komunię Św. Bardzo mnie to dotknęło, lecz nie wiedziałam, dlaczego. Przeanalizowałam całe moje życie, robiąc prawdziwy i porządny rachunek sumienia. Doszłam do wniosku, że nigdy nie spowiadałam się z grzechu cudzołóstwa, kiedy to przed ślubem mieszkałam razem z moim przyszłym mężem. Czułam, że muszę się z tego wyspowiadać. Kiedy stałam w kolejce do konfesjonału, chciałam uciec, bo było mi wstyd spowiadać się z grzechu popełnionego 16 lat temu. Po spowiedzi, kiedy miłosierny Pan bez żadnego wyrzutu odpuścił mi grzechy, poczułam niesamowitą ulgę i spokój. Pan jest wszechmocny i potężny w swej mocy, bo ja przyjechałam do Tychów prosić Go o uzdrowienie fizyczne, a On porządkuje moją duszę. Teraz, kiedy czuję, że jestem bliżej Pana, i widzę, jak bardzo mnie kocha, jestem pewna, że uzdrowienie fizyczne jest możliwe tylko wtedy, kiedy jest uporządkowana dusza. (…) Chwała Panu!
Weronika
Od samego początku XXIX TWU doświadczałem dużego zmęczenia. Pełno było we mnie myśli, głosów, poruszeń, rozproszeń. Miałem problem z wybraniem intencji Wieczoru. Był też we mnie lęk, obawy o to, jak będzie wyglądał ten Wieczór, co się wydarzy, czego Bóg dotknie. Pomogła mi Ewangelia o synach Zebedeusza, którzy prosili o miejsce w niebie obok Jezusa. Nie wiedzieli, o co proszą. W sprawie intencji, różnych myśli w tej kwestii, postanowiłem być otwarty na to, co Bóg przygotował.
W momencie gdy była mowa o tym, że ważna jest wiara i danie świadectwa, aby coś się zadziało, przypomniały mi się momenty, gdy zaniedbałem ten obowiązek. To były gorzkie i bolesne uczucia. Bardzo przykre doświadczenie mojej słabości. Gdy była mowa, że to jest miejsce dla zlęknionych, utrudzonych, potrzebujących pomocy Pana, poczułem jakby wewnętrzny prąd, mrowienie, ciepło. Gdy była modlitwa za cierpiących na lęki, depresje, nerwice wynikłe z braku miłości w domu, gdy była mowa, że tu nie ma miejsca na zranienia, czułem, jakby to było o mnie. Momentami na modlitwie ustępowało zmęczenie, pojawiała się radość. Jednak musiałem z nim walczyć. Tak samo ze wszystkimi myślami, rozproszeniami, oczekiwaniami, lękiem, bogactwem głosów, spraw, osób, które chodziły mi po głowie. Z jednej strony potrzebowałem i chciałem opiekować się i ogarniać te sprawy modlitwą, z drugiej strony uczestniczyć w modlitwie uwielbienia, słuchaniu słowa. Starałem się też to wszystko, co było we mnie, oddawać Panu. Moją emocjonalność, lęki, życie, relacje.
Do samego końca Wieczoru toczyłem tę walkę o skupienie i głębokie wejście w modlitwę, o wiarę. Właśnie do takiej drogi poczułem się zaproszony podczas tego Wieczoru. Do wysiłku, ufności, skupienia, otwartości, gotowości. Taką miałem intuicję, że Jezus nie chce zabrać moich dolegliwości, lęku, ot tak – było i nie ma. Jezus chce, żebym na tej nowej drodze ufności, wysiłku, wiary, odwagi zwyciężył lęk. Bym z mocą Boga sięgnął korzeni tego lęku i go pokonał. Jezus chce leczyć moje rany. Ale też chce, żebym uczył się żyć w ufności i wierze, także podejmując wysiłek, tak jak podczas tego Wieczoru. Poznając i zmieniając siebie. Przyjmując siebie. (…) Chwała Panu!
Mateusz, 28 lat
Podczas XXIX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia padło słowo poznania, że Pan Jezus chce przyjść do osób, które są przygniecione cierpieniami. Wymienionych było kilka imion, w tym moje. Mówiłam w myślach: „Czy to do mnie, Panie Jezu?” Poczułam ciepło wewnątrz siebie i byłam już pewna, że to do mnie. Zaczęłam płakać. Pan Jezus przyszedł do mnie, przytulił mnie i zapewnił, że nie jestem sama w swoim cierpieniu. Dał mi siłę, abym mogła nieść swój krzyż na każdy dzień, razem z Nim. Ważne jest, aby zgodzić się z wolą Bożą, żeby zaufać Panu Jezusowi. On wszystko wie i wszystko widzi. Zawsze jest przy nas i nas kocha. A cierpienie zbliża do Pana Boga, nie cierpimy już sami, cierpimy z Nim. Cierpimy dla naszego uświęcenia i nie tylko. Chwała Panu!
Anna, 30 lat
XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia był moim trzecim. Czułam, że muszę tam być, że choćby świat się walił, powinnam znaleźć się właśnie w tym miejscu. Tydzień wcześniej byłam w górach, gdzie coś stało się z moją nogą. Bardzo mnie bolała, utrudniała poruszanie. (…) Kiedy weszłam do kościoła, byłam pewna, że nie uda mi się tyle wytrzymać, że nie wystoję, a w poniedziałek wybiorę się do lekarza. Pamiętam, że gdy ksiądz chodził z Najświętszym Sakramentem po świątyni, zamknęłam na chwilę oczy. Nagle zrobiło mi się biało przed oczami. Poczułam, że wszystko, co mnie otaczało, odsunęło się ode mnie, że zostałam sama. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że ksiądz zbliża się w moim kierunku trzymając w rękach Najświętszy Sakrament. Zatrzymał się nade mną, nad moją głową. Popłakałam się. Chwilę później usłyszałam, że teraz uzdrawiane są osoby, które mają problemy z kośćmi, mięśniami. Noga przestała mnie boleć i nie boli do dziś.
Jest jeszcze jeden cud, który wydarzył się tego Wieczoru, i który utwierdza mnie w tym, że Pan Bóg nas słucha. Na TWU przyjechał ze mną mój chłopak, który bardzo sceptycznie podchodził i chyba nadal podchodzi do tego wydarzenia oraz wielu innych rzeczy związanych z wiarą. Tego wieczoru modliłam się, aby Pan Bóg otworzył jego serce, aby nie było tak zatwardziałe. Wtedy usłyszałam, że Pan Jezus słyszy modlitwy osób, które proszą, aby serca innych osób otwarły się na działanie Jego łaski. Wierzę, że Pan Bóg odmienił bądź odmieni wszystkie zatwardziałe serca, które były obecne tamtego Wieczoru. Chwała Panu!
Karolina
W Tyskich Wieczorach Uwielbienia uczestniczyłam wielokrotnie, często doświadczając podczas nich Bożej obecności, bliskości i pokoju, czasem mocnych słów kierowanych do mnie, które niosły przede wszystkim nadzieję. Choć bywało i tak, że nie czułam żadnego poruszenia ani nawet pokoju. XXIX Wieczór Uwielbienia, w którym ostatnio uczestniczyłam był jednak zupełnie inny. Parę dni wcześniej udałam się spowiedzi, gdzie poza grzechami wylałam przed Panem po raz kolejny całą swoją bezsilność. Od wielu lat cierpiałam tak duchowo, jak i psychicznie, co objawiało się między innymi brakiem ufności w Bożą miłość i stanami depresyjnymi. Choć doświadczyłam od Boga naprawdę wielu łask i wysłuchanych modlitw, to przez lata żyłam w lęku, braku nadziei, smutku, czasem nawet na granicy rozpaczy. I trudno mi było uwierzyć, że Bóg naprawdę ma plan na moje niepoukładane i, jak mi się wydawało, beznadziejne życie. Kapłan w czasie spowiedzi zaproponował, bym przestała się modlić w swoich usilnie przez lata przedstawianych Panu intencjach, a zaczęła po prostu uwielbiać Boga.
Tyski Wieczór Uwielbienia był ku temu piękną okazją i pierwszy raz przyjechałam tu nie przynosząc ze sobą pakietu własnych intencji. Na sam początek uderzyły mnie słowa, że warunkiem uzdrowienia jest wiara w to, że Chrystus może uzdrowić, oraz, co do tej pory bardzo bagatelizowałam, gotowość do dania świadectwa. Przez cały czas Eucharystii i modlitwy dane mi było trwać w radosnym uwielbianiu Pana i bardzo cieszyłam się słysząc, jak wiele osób Pan uzdrawia, jak obficie rozlewa swoje łaski i pozwala doświadczyć swojej miłości. Choć nie słyszałam żadnego słowa skierowanego do mnie, a nawet pierwszy raz zdarzyło się tak, że w miejsce, gdzie stałam, nie dotarł Chrystus w Najświętszym Sakramencie, to mogłam odczuć Jego obecność i po prostu cieszyć się z innymi uzdrawianymi osobami, tak jakby to dotyczyło mnie osobiście. Na zakończenie modlitwy usłyszałam słowa, że cuda będą się działy jeszcze w najbliższych dniach, i tak też się stało. Od tego czasu Pan zabrał ode mnie lęk o moją przyszłość, depresyjne nastroje, moją głęboką nieufność oraz przekonanie, że sama muszę się zatroszczyć o siebie, i widzę, że w namacalny sposób przez różne wydarzenia zmienia moje życie. Dziękuję Bogu za to, co rozpoczął przez usta kapłana w konfesjonale, co okazał przez Wieczór Uwielbienia i kontynuuje nadal, oraz za łaskę doświadczenia, że im mniej skupiam się na sobie i swoich potrzebach, a bardziej zajmuję swoje myśli i serce Jego sprawami, Jego chwałą, z tym większą mocą On działa i troszczy się o mnie. Chwała Panu!
Anna
XXIX TWU był pierwszym, w którym uczestniczyłam. Przyszłam, bo byłam załamana śmiercią bliskiej mi osoby oraz bałam się podróży, która mnie czekała. Nie pisałam moich próśb na kartce, bo nie wiedziałam, że tak się robi. Miałam moje intencje w sercu. Gdy jednak zobaczyłam, ile ludzi chorych potrzebuje pomocy, to moje sprawy wydały mi się bardzo błahe. Postanowiłam, że nie będę prosiła Boga o nic dla siebie, po prostu z całego serca Go wielbiłam. Prowadzący modlił się za tych, którym umarła niedawno bliska osoba i którzy się martwią, czy ta osoba będzie zbawiona. Powiedział, że właśnie w tej chwili ta osoba dostępuje Królestwa Niebieskiego. Poczułam wtedy takie ciepło. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i myślałam, że zaraz się przewrócę. Odtąd przestałam już rozpaczać z powodu tej śmierci w naszej rodzinie. Moja podróż również się udała. Wróciłam bezpiecznie. Największą jednak łaskę, jaką otrzymałam, to dar ponownego zostania matką. Było to moje ukryte marzenie, niewypowiedziane, głęboko skryte. Gdy kapłan przechodził obok mnie i mojego męża z Najświętszym Sakramentem, to modlono się za pary, które nie mogą mieć dzieci. Widziałam tych młodych ludzi obok mnie, którzy mogli o to prosić. Ja nawet o tym nie myślałam. Niedawno dowiedziałam się jednak, że znów będę mamą. I to spowodowało, że napisałam to świadectwo. Wciąż nie mogę uwierzyć, że dostąpiłam aż tylu łask podczas jednego Wieczoru. Jestem bardzo szczęśliwa. Niech będzie Bóg uwielbiony! Chwała Panu!
Elżbieta, 41 lat
Tak naprawdę to nie chciało mi się jechać na XXIX TWU, bo dzień wcześniej byłem na podobnym wieczorze w Gliwicach, ale żona nalegała. Wracając samochodem z Gliwic mówiłem do siebie: „Panie Boże, o co mam prosić? Wszystko mam, niczego mi nie brakuje (tak mi się wydawało na ten moment). Ale skoro taka Twoja wola, to będę Cię uwielbiał i wywyższał w Tychach”. Dobry Bóg miał jednak inne plany i pokazał mi, gdzie musi popracować, bo ja tego nie zauważałem. Na Wieczorze zostały wypowiedziane słowa poznania: „Pan Jezus chce też dotknąć serca Mariusza, który bardzo cierpi, ponieważ jest ojcem, a nie potrafi swoich dzieci obdarzyć miłością rodzicielską, ponieważ sam jej nie doświadczył, zwłaszcza ze strony ojca. Pan Jezus chce obdarzyć go prawdziwą miłością, miłością Ojca pełnego miłości, miłosiernego, dobrego”. Dociera to do mnie powoli i jeszcze Bóg musiał zwrócić się do mnie po imieniu. (…) Pan Jezus chce przemieniać moje serce jeszcze bardziej niż robił to do tej pory. A było co robić i co zmieniać. Najlepsze jest to, że Chrystus mnie zmienia w takim tempie i we wszystkich dziedzinach mojego życia. Chwała Panu!
Mariusz, 43 lata
Na XXIX TWU w październiku poszłam bez żadnej konkretnej intencji, po prostu chciałam być z Jezusem i Go uwielbiać, ponieważ mam za co (…). W pewnym momencie uwielbienia przypomniało mi się, iż ostatnio bardzo prosiłam Pana Boga, by nie dawał mi już więcej potomstwa. Prosiłam Go, aby dał je parom , które nie mogą mieć, z ludzkiego punktu widzenia, dzieci. Zdałam sobie sprawę, że delikatnie, ale dosadnie powiedziałam Panu Bogu: „Nie chcę Cię już przyjmować w darze potomstwa”, i poczułam się bardzo źle z tym. Jak mogłam tak zrobić? Wyprosić Go ze swojego życia? Przecież przyjęcie dziecka to przyjęcie samego Boga. Zaczęłam płakać i Go bardzo za to przepraszać. Prosiłam, aby mi wybaczył to, co powiedziałam i jak Go potraktowałam. W pewnym momencie prowadzący powiedział, że są trzy osoby – imię Justyna było na samym końcu – które mają wyrzuty sumienia. Padły słowa: „Aby przestały się zamartwiać tą sprawą, już nie jest ważna, to już zostało wybaczone”. Poczułam się dobrze, ale oczywiście w głowie zaczęły się pytania: „Czy to na pewno do mnie? Może się przesłyszałam?”. Ale przyjęłam to. Gdy Pan Jezus chodził wokół nas, czułam pragnienie przytulenia się do Niego. Tak po ludzku wstydziłam się, że może przesadzam, że to bez sensu. W środku czułam jednak potrzebę przytulenia. I gdy kapłan stanął tuż nade mną, nie wahałam się, po prostu się do Niego przytuliłam.
Teraz, miesiąc po Tyskim Wieczorze Uwielbienia, mogę powiedzieć, że Bóg chce, abym znów została mamą. Powierzam Mu wszystkie moje lęki, obawy. Powierzam Mu codziennie moje życie. Utwierdzam się każdego dnia, że pomimo trudu nie mogę zrezygnować z Boga, bo nie dam rady. Nie chcę już zapominać o Nim. Pragnę tylko, aby żył we mnie. (…) Chwała Panu!
Justyna
Mam na imię Ewelina i pragnę opowiedzieć swoją historię. Jestem osobą chorującą na alergię i mam problem z drogami oddechowymi. Lubię przyjeżdżać na Tyskie Wieczory Uwielbienia ale właśnie dwa razy już mi się nie udało ze względów zdrowotnych. Przed ostatnim Tyskim Wieczorem Uwielbienia w październiku 2015 r. znowu byłam chora. Niestety pogorszyło mi się do tego stopnia, że miałam w niedzielę wieczorem problemy z oddychaniem. Następnego dnia otrzymałam zwolnienie lekarskie, jednakże po podaniu leków mój stan się pogorszył, musiałam wieczorem skorzystać z dyżuru i przyjąć dodatkowo zastrzyk, który niewiele pomógł. Po kilku dniach w piątek byłam u pulmonologa, który stwierdził że najlepiej jeśli pójdę do szpitala na kilka dni w celu przeprowadzenia badań. Nadeszła sobota, dzień w którym przypadł Tyski Wieczór Uwielbienia, na który pojechałam. Tak się składa że lek który miałam przyjąć wieczorem chciałam przyjąć wcześniej ale po prostu o nim zapomniałam. To był też kolejny dzień problemów z oddychaniem trwający od wspomnianej wcześniej niedzieli. Na mszy nie czułam się dobrze ale pomyślałam, że Pan Jezus pozwoli mi wytrwać do końca. I tak też się stało. Ucieszyłam się, kiedy osoba prowadząca wymieniła moje imię i cały kościół modlił się za osoby mające problemy z drogami oddechowymi. W moim przypadku ulga przyszła od razu, jak ręką odjął. Gdy wracałam do domu nie musiałam już przyjąć zapomnianego leku. Za kilka dni w trakcie badania lekarskiego osłuchowo było już wszystko w prawidłowym stanie. Dziękuję za otrzymaną łaskę. Chwała Panu!
Ewelina
Uczestniczyłam w XXIX Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Był to mój pierwszy i z pewnością nie ostatni TWU. (…) To miał być dla mnie bardzo szczególny dzień. Przede wszystkim bardzo chciałam przybliżyć się do Boga. Moje relacje z Nim nie zawsze były takie, jakie być powinny. Moja wiara bardzo się chwiała, była bardzo słaba. Czasami nawet wątpiłam w istnienie Boga.
Przed samym wyjazdem postanowiłam przystąpić do sakramentu pokuty i pojednania. To było chyba najlepsze, co mogłam zrobić, żeby dobrze przeżyć ten Wieczór, żeby być w stanie łaski uświęcającej. Podczas tego Wieczoru wydarzyło się coś niezwykłego. Miał to być wyjątkowy czas, ale nie wiedziałam o tym, że znajdę się tak blisko Niego, i że tak mocno poczuję Jego obecność.
Ogromnym zaskoczeniem dla mnie była ilość osób gromadzących się podczas tych Wieczorów. W tym momencie wiedziałam, że musi być to naprawdę coś niesamowitego. Kiedy przed rozpoczęciem Mszy świętej słuchaliśmy świadectw różnych osób z różnymi doświadczeniami, zaczęło coś do mnie docierać. W głębi serca miałam nadzieję, że uda mi się nawiązać prawdziwą relację z Panem, że będę mogła w końcu Mu zaufać. Podczas słowa Bożego zaczęłam odczuwać w sobie spokój i wyciszenie. Liczyło się tylko dla mnie całkowite skupienie na tym, co Pan chce nam przekazać przez kapłana. I udało się. Poczułam się, jakbyśmy byli tam tylko my. Tylko ja i On, nikt więcej. Powoli zaczynałam rozumieć, co tam tak naprawdę się dzieje. Kiedy w czasie uwielbienia patrzyłam na tych wszystkich ludzi znajdujących się wokół mnie, myślałam: jak bardzo ci ludzie są wierzący, jak bardzo muszą ufać Panu, skoro przychodzą tu i proszą Go o dary i uzdrowienia. Zawierzyłam Mu więc wszystkie swoje problemy, lęki i słabości. Pomyślałam sobie, że skoro jest tylu ludzi, którym Pan już pomógł, to może i dla mnie będzie miał choć odrobinę swojej łaski.
Nie spodziewałam się jednak, że da mi jej aż tyle. Od około dwóch lat borykam się z problemem reumatycznym moich rąk. Czasami ból był bardzo silny. Z czasem to ustało. Jednakże znowu pojawiły się problemy. Podczas wykonywania codziennych czynności moje ręce powoli odmawiały współpracy. Odczuwałam straszny ból i straszne drętwienie ręki od nadgarstka, aż po końce palców. Nie potrafiłam nic zrobić. Nie mogłam nawet utrzymać książki podczas czytania. Najbardziej zabolało mnie to, że musiałam przestać grać na gitarze. To był dla mnie największy ból, ponieważ gitara to całe moje życie. Nie mogłam grać, bo moje ręce bardzo szybko się męczyły i znów zaczynały drętwieć, z czasem nie mogłam nawet utrzymać gitary. Niestety, w końcu musiałam porzucić moją pasję. Poczułam jakby mój świat właśnie się zawalił, ale podniosłam się i szłam dalej z myślą, że może kiedyś się to skończy i znów będę mogła zacząć grać. Od pewnego czasu nic mi się nie chciało ułożyć. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniej ścieżki, którą mam podążać, żeby wyjść na prostą. Moje ścieżki cały czas były kręte. Z dnia na dzień było ich coraz więcej. Nie potrafiłam już sobie z tym poradzić (…). Podczas uwielbienia prosiłam Pana, żeby przyszedł i mi pomógł, bo sama już nie daję sobie rady. Najbardziej chyba potrzebowałam Jego miłości. Tak, to właśnie było to, czego potrzebowałam. Kiedy ksiądz przechodził z Najświętszym Sakramentem, na początku nic nie czułam. Pomyślałam sobie, że to jeszcze nie mój czas, że widocznie nie potrzebuję Go jeszcze tak bardzo. Pan wie najlepiej, co dla nas jest najlepsze i kiedy naprawdę potrzebujemy Jego pomocy. Nie przejmowałam się tym i dalej skupiałam się na modlitwie. Z czasem powoli opadałam z sił. Każde słowo wypowiadane przez prowadzącego było jakby kierowane do mnie. Większość tych problemów dotyczyła mojego życia. Problemy w domu, życie w świadomości, że to przeze mnie ktoś cierpi, myśli samobójcze i wiele innych. Jednak najbardziej utkwiły mi w pamięci dwie wypowiedzi. Kiedy padły słowa, że Pan przychodzi do osób, które mają problemy z lękiem, czułam, jakby coś się zaczynało ze mną dziać. Moje serce zaczęło mocniej bić. Następnie padały kolejne słowa: „Pan przychodzi dzisiaj do osób, które mają problemy z bólami reumatycznymi.” I wtedy właśnie wydarzyło się coś niesamowitego. Pan przyszedł także do mnie. I wtedy to wszystko zaczęło się dziać.
Zaśnięcie w Panu. Zaczęłam odczuwać straszne mrowienie w moich rękach. Z każdą chwilą stawało się ono coraz silniejsze i bolesne. Mrowienie przechodziło od moich nadgarstków, aż po końce palców. W pewnym momencie nie czułam nic. Jakby nagle się wszystko urwało. I w tym momencie przestałam jakby czuć swoje ciało. Wiedziałam co się dzieję w około, ale nie czułam całej siebie. Po chwili to ustało. Następnie powoli zaczynałam się trząść. Kiedy Pan był coraz bliżej zaczynało się to nasilać. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieję. Kiedy wszystko się skończyło i kiedy się ocknęłam zaczęłam płakać. To było coś niezwykłego. Następnego dnia obudziłam się pełna radości. Czułam, jakby ktoś mnie zmienił. Poczułam ogromną chęć modlitwy. Upadłam na kolana i zaczęłam się modlić. Podczas modlitwy płakałam, ale teraz wiem, że to był płacz szczęścia. Przestałam odczuwać lęk i strach. Teraz wiem co było przyczyna moich problemów i wreszcie znalazłam ich rozwiązanie. W końcu zdobyłam się na szczerą rozmowę z kochaną osobą. Największą dla mnie radością było to, że moje problemy reumatyczne w końcu się skończyły. Wykonywanie codziennych czynności nie sprawia mi już tyle bólu co wcześniej, moje ręce wreszcie od dwóch lat normalnie funkcjonują, nie bolą, nie drętwieją. I najważniejsze, w końcu mogę robić to co kocham – grać na gitarze. Teraz wiem, że Pan mnie dotknął i uzdrowił. Ogarnął mnie swoją miłością. Wreszcie to czuję. To jest najwspanialszy czas w moim życiu. Za to wszystko chwała Panu.
Kinga, 20 lat
XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia był pierwszym, w którym uczestniczyłam. Od dłuższego czasu rodziło się we mnie takie pragnienie. Od wielu lat zmagam się z depresją, ale nie przyjechałam z konkretną intencją. W czasie modlitwy pomyślałam: „Panie, Ty sam wiesz, czego mi potrzeba”. W pewnym momencie prowadzący modlitwę powiedział: „Pan Jezus mówi też do trzydziestodwuletniej kobiety, która od wielu lat cierpi na poważną depresję”. Po tych słowach dodał: „Córko moja, dość napatrzyłem się na ból twojego serca i widzę rany, które nosisz w swoim sercu. Ja dziś przychodzę, aby dotykać twego serca, aby cię podnieść córko, ponieważ droga jesteś i cenna w moich oczach. I chcę przywrócić ci blask życia. Oto staję przed tobą i błogosławie cię moją miłością. Przyjmij mnie”. W tej chwili czułam jakby to mówił sam Jezus, zamknęłam oczy i płakałam bez opamiętania. Miałam wrażenie, że w kościele byłam tylko ja i On – Jezus Miłosierny, mimo obecnych wówczas wielu ludzi. W sercu czułam niesamowitą lekkość. Jednak kiedy Jezus przychodził z uzdrowieniem do kolejnych osób, ja zaczęłam myśleć, mimo ogromnych przeżyć, jakie mi towarzyszyły, że przecież tu jest tylu ludzi – może Jezus dotknął swą łaską kogoś innego, kto ma podobne problemy. I zaraz po moich wahaniach prowadzący modlitwę powiedział, że osoba, którą przed chwilą dotknęło Boże miłosierdzie, nie dowierza temu, że właśnie ją to spotkało. Po tych słowach uśmiechnęłam się do Jezusa, którego obecność czułam i przeprosiłam Go za to, że nie dowierzałam, że mnie również może obdarować swymi łaskami. Po tym, jakże osobistym spotkaniu z Panem, wiem jedno: Trzeba mu zaufać, powierzyć swoje życie, a On w odpowiednim czasie przyjdzie z uzdrowieniem. Chwała Panu.
Sylwia
Na XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z czterema znajomymi. To był 17 października 2015 roku. Nie byłam w ogóle świadoma, że jest to tak wielkie wydarzenie. Nawet nie wiedziałam, że tak długo trwa. Podczas Wieczoru Uwielbienia ujęła mnie prostota pieśni i modlitwy. Modlitwa miała inny wymiar, taki głęboki. A od jakiegoś roku czasu ciężko było mi się modlić i uwielbiać Pana. A tutaj nie miałam żadnego problemu. Zacznę od czegoś pięknego dla mnie: Pan Jezus ukryty w Najświętszym Sakramencie przechodził wśród ludzi zgromadzonych w kościele ludzi. Poczułam, jak w sercu rodzi mi się pytanie: Panie Jezu, gdzie teraz jesteś? Już wcześniej, bo od początku Mszy Świętej prosiłam Pana Jezusa o uzdrowienie mojego łona. Bo dokładnie miesiąc wcześniej straciłam ośmiotygodniowe dziecko. Strasznie to wszystko przeżywałam i nie mogłam się z tym pogodzić. Jak tylko sobie o tym pomyślałam, to zbierało mi się na płacz. Modliłam się również, aby Bóg miłosierny pomógł mi w wychowaniu naszej córeczki Wiktorii. Gdy się tak modliłam, odwracam głowę w prawą stronę, a to On w Najświętszym Sakramencie. Ksiądz akurat podnosił Go do góry Jezus wyłonił się znad tłumu. Poczułam radość, uśmiechałam się sama do siebie i dziękowałam za to Jezusowi. Ukryty w Najświętszym Sakramencie przyszedł nareszcie do mnie, był na wyciągnięcie ręki – tak blisko. Czułam ogromną radość, że przyszedł i był tak blisko mnie. Stanęłam wtedy w prawdzie, powiedziałam Mu, że nie daję sobie sama rady z tym co się stało, że straciłam dziecko. I prosiłam o pomoc, o uratowanie mnie z tego przygnębienia. Kiedy poszedł dalej i już straciłam Go z oczu, nagle usłyszałam słowa poznania: „Pan Jezus teraz mówi do młodej kobiety: Córko moja, przechodziłem kolo ciebie i czułaś moją bliskość. Teraz powracam do ciebie w moim słowie, aby ci powiedzieć, że uwalniam cię z twojej niemocy i leczę twoją kobiecość. Chcę, abyś była zdrowa, bo jestem miłością, miłosierdziem nad tobą”. Oczy i uszy mi otworzyły. Zaczęłam płakać, kiedy słyszałam każde słowo osobno. Z każdym słyszanym słowem płakałam jeszcze mocnej – to jest nie do opisania. Beczałam jak bóbr – to było bardzo silne, nie do powstrzymania. Moje pytanie w głowie dźwięczało: „Jezu, Ty mnie zobaczyłeś wśród tego tłumu? Jesteś niesamowity Jezu! Dziękuję!”. Później poczułam się tak, jakby ktoś mnie ujął w ramiona i przytulił do policzka. Zasnęłam w Duchu Świętym. Czułam w tym czasie wielką wdzięczność i radość, że Jezus mnie uzdrowił. Później w słowie poznania prowadzący powiedział, że Jezus zwraca się do matek i ojców, którzy wychowują dzieci, że On im pomoże w tym trudzie. Dziękowałam Jezusowi za to, że mnie dostrzegł i usłyszał. Uwierzyłam wtedy, że Jezus uzdrowił też moje łono. Od tamtej pory, kiedy wróciłam do domu, staram się z moją prawie trzyletnią córeczką modlić się modlitwą „Ojcze Nasz”. Zaczęłam chodzić na poranną Eucharystię, a przede wszystkim widzę prawdziwego Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Jestem radośniejsza, spokojniejsza i nie czuję już lęku przed następną ciążą. A Wiktoria stała się bardziej posłuszna i grzeczniejsza. Rozmawiam z Jezusem jak z przyjacielem, a kiedyś tak nie było. Czuję się nowo narodzona w Jezusie Chrystusie. Zaczęłam czytać Pismo Święte od początku, od Starego Testamentu, bo chcę poznawać Boga. Widzę, że nie jest to zwykłe czytanie, lecz czytam z pasją, pochłaniam każdy wyraz i Bóg mówi do mnie. Czuję się zakochana w Jezusie, niczego nie ukrywam przed Nim – jeśli czuję się źle, to Mu o tym mówię. Modlę się Różańcem, który mnie umacnia i uskrzydla moją wiarę. Dopiero teraz zrozumiałam te słowa z Listu św. Pawła do Efezjan: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga” (Ef 2,8). Jestem taka szczęśliwa, że moim przyjacielem jest Jezus. On dał mi łaskę mówienia o Nim bez skrępowania. To On sprawia, że widzę światło i kolory w moim życiu. Wiem, że Jezus troszczy się o mnie i moją rodzinę. Znajomi mówią mi „Fajnie wyglądasz, promieniejesz, jesteś taka radosna”. Bóg mnie uzdrowił i jestem piękna. Bóg ma zawsze idealny plan dla każdego z nas. Chwała Panu. Magdalena, 28 lat
Na Tyski Wieczór Uwielbienia wybierałam się już od trzech lat. W końcu udało mi się być na XXIX TWU. Przyjechałam w zasadzie bez konkretnej intencji. Chciałam po prostu wielbić Boga. Modliłam się słowami: „Panie Jezu, ja nie wiem, czego potrzebuję, dlatego proszę, daj mi te łaski, które Ty uważasz, że są mi najbardziej potrzebne.” Miałam to szczęście, że ksiądz przechodzący z Najświętszym Sakramentem stanął naprzeciwko mnie. Pan Jezus był tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Poczułam radość w sercu. Całe spotkanie było ogromnym przeżyciem duchowym. Wróciłam do domu wypełniona spokojem. Na drugi dzień zauważyłam, że przestał mnie boleć kręgosłup w odcinku lędźwiowym. Nie był to bardzo uciążliwy ból, ale przy większej ilości obowiązków dawał o sobie znać. Przez kilka dni czekałam, czy ból znowu się nie pojawi, ale już nie powrócił. Dziękuję Ci Jezu, że dajesz nam łaski, których potrzebujemy. Chwała Panu!
Ania
Na XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z wielką wiarą i błagającym sercem. Tego dnia byłam w bardzo złej kondycji fizycznej z powodu pogarszającego się stanu zapalenia gardła i zatok. Ale również psychicznej, ponieważ od tygodni traciłam radość życia. Msza święta była dla mnie niezwykle wzruszająca, mogę powiedzieć wprost, że łzy towarzyszyły mi bez ustanku przez cały Wieczór Uwielbienia. Wynikały one jednak nie tylko ze wzruszenia ze spotkania z Panem, ale przede wszystkim z rozpaczy i bezradności, które ogarniały moje serce już od dawna.
Od 7 lat choruję przewlekle, dolegliwości nasiliły się do tego stopnia, że nie potrafię funkcjonować w codziennym życiu, a zwłaszcza wykonywać swojej pracy i tym samym pasji. Towarzyszyły mi również od jakiegoś czasu nasilone stany lękowe. Ogarniał mnie niepokój, atakowało mnie nagłe uczucie stresu. Zawsze miałam przesadne tendencje do zamartwiania się, analizowania, przeżywania, lękania się o przyszłość. To zaczęło finalnie paraliżować moje ciało i przestałam mieć na tym kontrolę. Miałam świadomość, że lęk niszczy mnie od środka. Kiedy podczas modlitwy uwielbienia Pan Jezus przechodził obok, usłyszałam słowo, że są osoby, które cierpią na depresję i przestały odczuwać radość życia, nękają je stany nerwicowe i lękowe, a On to wszystko teraz zabiera. Z rozpaczy chciało mi wówczas pęknąć serce, bo tak dosadnie odczuwałam to, o czym Jezus mówił. Nie czułam w sposób fizyczny Jego działania jako dotyku ciepła bądź innego odczucia. Nie zdawałam sobie sprawy, że naprawdę mnie dotknął. W duszy przynosiłam Mu moją chorobę przewlekłą, która nie pozwalała mi normalnie żyć. Nie pomyślałam tymczasem, że Pan zechce mnie uwolnić z tych wewnętrznych rozterek i niepokoju o wszystko.
Od tamtego Wieczoru ani razu nie zaatakował mnie nagły lęk bądź stres. Pan Jezus wlał swój pokój. Wszystkie objawy wręcz nerwicowe ustąpiły. Spostrzegłam się po blisko dwóch tygodniach, że jestem uwolniona. Muszę także podzielić się, iż w trakcie trwania Mszy świętej i modlitwy uwielbienia z godziny na godzinę czułam się gorzej pod względem fizycznym. Straciłam wówczas całkowicie głos z powodu ostrego zapalenia gardła i tchawicy, nie mogłam uczestniczyć w pełni w Eucharystii. Na zakończenie wieczoru nie czułam radości w sercu, było mi z tym bardzo ciężko, że choroba zwycięża mnie z minuty na minutę. Ogarniał mnie wielki smutek. Jednak dziś dzielę się, jak Pan Bóg mnie dotknął. Odczułam to po czasie. Mam radość życia w sobie, a niepokój mnie opuścił. Chwała Panu!
Marta, 29 lat
Na XXIX Tyski Wieczór Uwielbienia zaprosiła mnie i męża nasza córka. Pojechaliśmy z wielką nadzieją i radością. W mojej rodzinie są ciężkie, niezrozumiałe dla mnie sytuacje. Relacje z bliskimi mi osobami można nazwać toksycznymi, gdyż bardzo zatruwają moje życie. W ostatnim czasie doświadczyłam choroby syna. Wszystkie te trudne sytuacje powierzyłam Panu i prosiłam go o uzdrowienie fizyczne i duchowe, o łaskę wzajemnego przebaczania i o zdrowie dla syna. W czasie całego Wieczoru Uwielbienia odczuwałam bliskość Pana Jezusa. Jego miłość, moc i siła rozlewała się w moim sercu i napełniała mnie pokojem. Niesamowite były słowa zapewniające nas, że Boże Miłosierdzie jest otwarte dla każdego z nas i może dotknąć również mnie, ale muszę otworzyć Mu całe moje serce. Kiedy kapłan przechodził blisko mnie z Panem Jezusem, usłyszałam słowa: Pan przychodzi teraz szczególnie do trzech osób, które mają ciężką, toksyczną relację w rodzinie. Dotyka je, szczególnie rozlewa tam swoje miłosierdzie i leczy te chore relacje. Usłyszałam także, że Pan leczy zranienia duszy i zapewnia, że grzechy zostały już dawno wybaczone. Zapewniał: „Uwierz w Moje miłosierdzie”. Poczułam, że Chrystus kieruje te słowa do mnie. Chciało mi się płakać, ale poczułam niesamowity spokój i ukojenie. Doświadczyłam obecności i działania Jezusa. To, co po ludzku wydaje się niemożliwe do ogarnięcia, z Jego pomocą staje się możliwe. Następnego dnia pojechaliśmy na spotkanie z rodziną, które przebiegło w innej, lepszej atmosferze niż wcześniejsze. Wielkie było moje zdziwienie, że potrafiliśmy spokojnie rozmawiać, bez wzajemnych pretensji i żalów. I za to chwała Panu!
Janina, 54 lata
W czasie Tyskiego Wieczoru było mi trudno, nie odczuwałam pozytywnych emocji i przychodziły mi myśli, że może Pan Bóg nie chce mnie uzdrowić, że może moje modlitwy są Mu obojętne. Starałam się w takich momentach pamiętać, że ważna jest moja wolna wola, to, że chcę być przy Jezusie, i że On mnie kocha, nawet jeśli tego w danym momencie „nie czuję”. Jest to dla mnie trudne. Przypuszczam, że może to być rodzaj duchowej walki, ale wierzę głęboko, że Pan Jezus cały czas mi towarzyszy i jest przy mnie.
Barbara, 32 lata
Na XXIX Tyskim Wieczorze Uwielbienia Jezus dotykał wielu serc. Dzisiaj zrozumiałam, że przyszedł do każdego z nas, tylko nie każdy potrafił Go przyjąć. On nie wybiera ludzi, tylko ludzie wybierają Jego! Ja jestem pewna, że wszyscy, którzy byli na XXIX TWU, wcześniej czy później doświadczą Bożego Miłosierdzia. Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus, mój Pan i Zbawiciel!
Lucyna, 45 lat
XXIV TWU był moim pierwszym spotkaniem z Jezusem. Na kolejne bardzo chciałam się wybrać, ale zawsze coś wypadło. A to trzeba było zastąpić koleżankę w pracy, a to strułam się czymś i cały dzień wymiotowałam. Pomyślałam sobie, że szatan robi wszystko, abym nie spotkała się z Jezusem. Bardzo się cieszyłam na XXIX TWU. Kiedy rano w sobotę się obudziłam, byłam bardzo osłabiona. Czułam się chora, mimo że nie miałam ani gorączki, ani kataru i kaszlu. Znowu szatan próbował mnie odciągnąć od spotkania z Jezusem. Tym razem, mimo osłabienia, poszłam. Pomyślałam, że Jezus nie pozwoli, abym źle się czuła w Jego towarzystwie, i tak też było. Czułam się bardzo dobrze, humor mi dopisywał, chciało mi się tańczyć. Jestem pewna, że Bóg dodał mi sił, bym mogła cieszyć się Jego obecnością. Chwała Panu!
Beata, 34 lata
To nie był przypadek. W sobotę znów pokłóciłam się z mężem, znów czułam w sercu wielki smutek i lęk. Płakałam i wołałam rozżalona do Pana Boga, że już dłużej tego nie wytrzymam, że proszę, aby coś z tym zrobił, jeśli mam wytrwać w tym małżeństwie. Włączyłam radio i usłyszałam komunikat o Wieczorze Uwielbienia. Ponieważ jestem z Tychów, wiedziałam, że muszę tam być. Przeżyłam coś niesamowitego. Modliłam się bardzo gorąco o uzdrowienie mojego serca z bólu, jaki w sobie noszę, i o uzdrowienie mojej duszy z nienawiści do własnego męża. Każde słowo prowadzącego wywoływało we mnie wielkie emocje, łzy same płynęły z oczu. Gdy Hostia zbliżała się do mnie, wiedziałam, że nie zasługuję, aby była bliżej. Jednak Pan mnie znalazł. (…). Drżałam cała, jakby z zimna, zęby uderzały o siebie, łkałam, jakby histerycznie, zamknęłam oczy i poczułam w sercu, w klatce piersiowej gorąco. Takie dziwne uczucie, trwało kilka sekund. Potem zamykałam oczy, żeby jeszcze je przywołać, ale nie potrafiłam. Cały czas martwiłam się, czy to nie był jedynie wytwór mojej wyobraźni, dlatego nie miałam odwagi podnieść ręki w kaplicy.
Tego wieczoru prowadzący w czasie modlitwy trzy razy wymienił moje imię. W różnych kontekstach. Dwa momenty chyba dotyczyły mnie. Usłyszałam, że Pan uzdrawia moje spragnione miłości serce od lęku i ciężaru. Nie pamiętam nawet dokładnie tych słów, ale pomyślałam, że to było o mnie. Drugi raz prowadzący mówił o trzech młodych kobietach, które okaleczają się, które chcą wziąć na siebie dobrowolnie cierpienie. A potem słowa: „Nie róbcie tego, dla mnie jesteście piękne”. Jeszcze nigdy nie usłyszałam od męża, że jestem dla niego piękna, choć jesteśmy razem już 10 lat. Wzięłam te słowa do siebie, także ze względu na zaplanowaną operację plastyczną biustu. Zawsze miałam na tym punkcie kompleksy, ale teraz w dodatku łudziłam się, że to może uzdrowić moje relacje małżeńskie, choć raz nawet usłyszałam w głowie głos, że nie tędy droga. Ale nastawiłam się, termin był już wyznaczony, zaczęłam się zastanawiać, za kogo mogę ofiarować moje cierpienie, wiedziałam, że operacja wiąże się z olbrzymim bólem pooperacyjnym. Po tym, co usłyszałam w sobotę, wszystko odwołane. Nie zrobię tego, nawet nie czuję takiej potrzeby.
Następnego dnia, gdy mąż znów na mnie krzyczał, nie czułam się już raniona. Jakbym była chroniona jakąś niewidzialną szybą, która dawała mi odporność na te rany. Podczas wybuchu męża patrzyłam na naszą śliczną córeczkę i myślałam, jak bardzo mocno ją kocham. Pierwszy raz nie odezwałam się w takiej sytuacji, nie eskalowałam konfliktu. W ciągu dnia ta sytuacja powtórzyła się jeszcze raz. A wieczorem widziałam, że mąż ma wyrzuty sumienia, że zdał sobie sprawę z tego, co się stało. (…)
Niech owoce tego Wieczoru żyją we mnie jak najdłużej, będę o nie dbać. Chwała Panu!
Justyna, 37 lat
Może moje świadectwo jest mało znaczące w stosunku do świadectw innych osób, ale postanowiłem napisać. W trakcie Mszy św. rozpoczynającej ostatni Tyski Wieczór Uwielbienia, w czasie gdy stałem, czułem, jak moim ciałem zaczęła delikatnie poruszać zewnętrzna siła, jakby coś poza mną delikatnie mnie kołysało i mnie przenikało. Pomyślałem o Panu Jezusie. Moim odczuciom nie towarzyszyły jednak żadne obrazy czy wyobrażenia Pana. Odczucie było dosyć przejmujące. Nie odczuwałem lęku i do mojego ciała napłynęło lekkie ciepło. Po około półgodzinie, jeszcze w czasie trwania Mszy, doświadczyłem tego samego doznania ponownie. Oba trwały mniej więcej tyle samo, około pół minuty. (…) Nigdy czegoś podobnego nie przeżyłem. To był mój pierwszy Wieczór Uwielbienia. Myślę i wierzę, że to obecność Pana Jezusa. Chwała Panu!
Adam, 43 lata
Na XXIX TWU przyjechałem bardzo utrudzony. Szukałem pokoju w Panu. Pragnąłem umocnienia w Bogu, myślałem, że przecież On może wszystko, widzi wszystko i wszystkich, nawet tego ostatniego.
Podczas Eucharystii Pan zabrał troski, poczułem, że jestem przed Nim i dziękowałem Mu za wszystko, doświadczyłem miłości, radości wspólnoty, byłem szczęśliwy w Bogu. Ale Panu było jeszcze mało. On nas kocha nieskończenie. Podczas przechodzenia przez kościół z Najświętszym Sakramentem kapłan mijał mnie, tak że patrzeć na Jezusa mogłem kilka razy. Myślałem wtedy: „Jezu, jak Ty na mnie patrzysz”. Po jakimś czasie zostało skierowane słowo do Mariusza, który jest tutaj w wielkim smutku, gdyż martwi się o swoje dzieci, o to, że nie umie ich kochać. Pan powiedział, że nie doświadczyłem tej miłości od ojca, ale On teraz obdarza mnie swoją miłością Ojcowską. Działo się to bardzo szybko, ale nie miałem wątpliwości, że te słowa skierowane są do mnie. Spojrzałem w swoje serce i pytałem, czy noszę w sobie jakieś niewybaczenie, ale nic takiego nie widziałem. Zobaczyłem natomiast mojego tatę, który nigdy nie miał ojca, gdyż ten zaginął na wojnie. Mój tata mnie kochał jak umiał, ja również kocham swoje dzieci jak umiem, ale Bóg, który nas kocha swoją Miłością, chce obdarzyć nas także umiejętnością kochania Jego miłością. Dziękuję Ci Boże za Twoją Miłość. Wyjechałem z Wieczoru z wielką ufnością w słowo Pana i w Jego miłość, która mnie będzie nadal przemieniać. Chwała Panu!
Mariusz, 44 lata
Przed XXIX TWU byłem u spowiedzi, a po niej niespodzianie byłem atakowany skrupułami, że niedokładnie powiedziałem, o co chodziło z pewnym grzechem. Nie żebym go zatajał, ale nieumiejętnie powiedziałem. Tliła się w głębi myśl, że Bóg nam odpuszcza grzechy, bo jest miłosierny, a nie dlatego, że dobrze je wypowiemy, przecież jestem tylko człowiekiem. Poprosiłem Pana, aby to wziął ode mnie, jeśli te myśli nie pochodzą od Niego. „Nie wiem jak, ale na pewno Ty Panie możesz.” I przestałem o tym myśleć, a pod koniec modlitwy już tych złych myśli nie było. Jest pokój. Chwała Panu! Dawid, lat 27
O Tyskich Wieczorach Uwielbienia dowiedziałem się od kolegi podczas Marszu Niepodległości. Postanowiłem przyjechać i zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Od jakiegoś czasu wróciłem do Kościoła i dobrych relacji z Bogiem. Uczestniczyłem również w wielu Mszach z modlitwą o uzdrowienie w swojej parafii. Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia doznałem odczucia bliskości z Jezusem. Powierzyłem Mu wszystkie swoje upadki, uzależnienia i złe nawyki. Nie wyobrażam sobie, żeby mnie na następnych Wieczorach w przyszłości nie było. Dziękuję Wam za ich organizację. „W końcu bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi.” Chwała Panu!
Dorian, 29 lat
Na XXIX TWU wybierałam się od dawna, tym bardziej, że we wcześniejszym nie mogłam uczestniczyć. Pomimo licznych planów znalazłam się w sobotę we właściwym miejscu, dla właściwej Osoby.
Tego wieczoru chciałam po prostu trwać przy Panu Jezusie. Żeby móc w pełni uczestniczyć we Mszy św., udałam się do spowiedzi. Kolejka powoli się przesuwała, a gdy przyszła pora na mnie, ksiądz opuścił konfesjonał. Wtedy po raz pierwszy popłakałam się tego dnia. Tysiące myśli przechodziły przez moją głowę: Dlaczego akurat na mnie musiało paść? Czekałam, aż ksiądz wróci, ale nie wrócił. Zaczęła się Eucharystia, a ja nadal nie byłam w stanie łaski uświęcającej. Aż tu nagle obok zapaliło się światełko, kolejny kapłan zaczął spowiadać. Ruszyłam pełna nadziei w stronę konfesjonału i przystąpiłam do sakramentu pokuty i pojednania. Po przyjęciu Pana Jezusa do serca i zakończonej Eucharystii zaczęła się druga część Wieczoru – modlitwa uwielbienia.
Tego dnia ogarniał mnie niesamowity spokój, a zarazem radość. Jednak samo uwielbienie było dla mnie ciężkie. Od dłuższego czasu z mężem staraliśmy się o dziecko, niestety bez efektów. Wyniki wszelkich badań pozytywne. A jednak coś było nie tak. Zadawałam sobie mnóstwo pytań, dlaczego akurat my. Zastanawiałam się, za co taka kara mogła nas spotkać, skoro tak bardzo pragniemy dziecka w naszym małżeństwie. W pewnym momencie usłyszałam, jak osoba prowadząca mówiła, że Pan pragnie odpowiadać dzisiaj na wszelkie nasze pytania. Nie minęło długo, jak jeden z duchownych przekazał mi kartkę z cytatem z Pisma Świętego – tak Pan mi odpowiedział.
TWU dobiegał już końca. Czułam się już nasycona, dotknięta przez Boga. A On mnie zaskoczył, zostawił sobie mnie na sam koniec. Padły słowa, których się nie spodziewałam. Osoba prowadząca mówiła, że znajdują się tutaj trzy kobiety, które pragną mieć dzieci, a z różnych powodów nie mogą. Pojawiły się łzy, nad którymi nie mogłam zapanować, ciepło ogarnęło całe moje ciało, bo wiedziałam, że jestem jedną z tych trzech osób. To, co dalej usłyszałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Pan powiedział, że będę mieć dziecko, zapewnił mnie, że zostanę matką. Piękniejszej wiadomości, i to od samego Boga, nie mogłam usłyszeć. Jestem pełna nadziei i radości, bo wiem, że Pan wysłuchał moich próśb i nie zapomniał o mnie. I za to całe dobro z Jego ręki chwała Panu!
Klaudia, 24 lata
Moje doświadczenie z ostatniego Wieczoru Uwielbienia jest dowodem, że Bóg do każdego przychodzi inaczej oraz że przychodzi w sposób szczególny w sakramentach. Na ten Wieczór Uwielbienia przyszłam razem z mężem i dzieckiem podziękować za uzdrowienie mojego synka oraz prosić o jeszcze jedno dziecko i aby było ono zdrowe. Przyszłam także ofiarować Panu wszystkie moje rozterki, kłębiące się w mojej głowie pytania i zmartwienia. Poszłam do spowiedzi i tam wydarzyło się coś o ogromnym dla mnie znaczeniu. Bóg odpowiedział na moje wszystkie wątpliwości przez słowa księdza, który mnie spowiadał. Dodam, że ksiądz nie mógł w żaden sposób odkryć, co mi chodzi po głowie, nie powiedziałam o sobie niczego, co dałoby możliwość wyciągnięcia głębszych wniosków na mój temat. Słowa, które usłyszałam od księdza tak bardzo poruszyły moje serce, że nie miałam wątpliwości co do prawdziwości (ja bym powiedziała) proroctwa. Wyszłam z konfesjonału oczyszczona, umocniona, pewna, że idę właściwą drogą, i pewna, że Pan jest ze mną na tej drodze. Wyszłam przekonana, że moim powołaniem jest „być orłem, a nie kurą”. Bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny i że to jeszcze nie było Jego ostatnie słowo.
Teraz minęło trochę czasu i nachodzą mnie w wielu sprawach wątpliwości, ale znikają natychmiast, gdy przypominam sobie, że do wielkich rzeczy zostałam stworzona. Ciążyło mi przez całe życie jak kamień u szyi przekonanie, które nałożyli na mnie różni ludzie, że powinnam zawsze pamiętać, jak słaba i beznadziejna jestem. Teraz jestem wolna, bo Pan powiedział mi, że mam wypłynąć na głębię i razem dokonamy wielkich rzeczy. A ja sobie dopowiadam, że nawet jeśli ja jestem słaba, to On za to jest najpotężniejszy i jest przy mnie. Chcę powiedzieć wszystkim, że Jezus Chrystus jest Panem! Jezus Chrystus jest moim Panem! Jest Panem naszych wspólnych planów, jestem dziełem Jego rąk i zamierzam odpakowywać wszystkie dary, jakie złożył w mojej osobowości, i będę się nimi cieszyć i dzielić z tymi, którzy ich otrzymali mniej. Chwała Panu!
Kasia
XXIX TWU był moim pierwszym. Było to dla mnie cudowne doświadczenie. Naprawdę czułam się wspaniale podczas całego Wieczoru. Dodatkowo, gdy ksiądz akurat stanął przy mnie i modlił się, poczułam cudowne ciepło i ogromną radość z tego, że Pan Bóg akurat przy mnie się zatrzymał. Wierzę, że dolegliwości zdrowotne ustąpią. Nie wyobrażam sobie nie uczestniczyć w kolejnych Tyskich Wieczorach Uwielbienia. Chwała Panu!
Sylwia, 38 lat