Dziękuję Bogu za umocnienie w wierze w trudnych chwilach życia, uzdrowienie. W 2015 roku miałem planowaną operację, wycięcie guza. Przeżywałem w raz z rodziną trudne momenty życia, wiadomo choroba, niepewność.

Udało mi się przed planowaną operacją spotkać z Jezusem na pierwszym w 2015 roku tj. XXVII Tyskim Wieczorze Uwielbienia, gdzie nie doznałem szczególnego fizycznego dotknięcia Pana jak to opisują inni, jednak prosiłem Boga o wybaczenie grzechów i radę co robić oraz umocnienie w tych trudnym momencie życia. Na spotkaniu zaufałem Mu słowami: „Jezu w twoje ręce składam moje troski”.

Umocniony, do szpitala pojechałem na planowany zabieg. Guz wycięty niestety okazał się złośliwym nowotworem, ale dla mnie to już nie miało znaczenia. Oczywiście bałem się jak każdy człowiek w takim momencie , lecz we wnętrzu czułem spokój i pewność że wszystko będzie dobrze. I tak też się stało. Po kolejnych wizytach lekarskich, badania wykazały: całkowity brak choroby.

Dziś jestem pewien że przeszedłem taką drogę aby nie tylko być uzdrowionym z choroby ale i bym mógł umocnić się w wierze, za co Bogu dziękuję. Chwała Panu.

Krzysztof, 47 lat

 

O Tyskich Wieczorach Uwielbienia dowiedziałam się od mojej koleżanki. Na XXVII Wieczór Uwielbienia pojechałyśmy razem. Wyjazd był zorganizowany przez sąsiednią parafię. Przyjechaliśmy wcześniej. Usiadłam sobie w ławce, bo choruję na kręgosłup od ponad dwudziestu lat, i całkowicie zatopiłam się w modlitwie. Po pewnym czasie przyszedł starszy pan, któremu ustąpiłam miejsce siedzące, a sama usiadłam na małym pożyczonym składanym krzesełku. Przez cały wieczór panowała niesamowita atmosfera pięknej modlitwy. Zupełnie straciłam poczucie czasu, jakbym była w innym świecie pełnym miłości i radości. Po błogosławieństwie zorientowałam się, że mogę wstać i nic mnie nie boli. Długo nie mogłam uwierzyć w uzdrowienie, ale dzisiaj już wiem, że dotknął mnie Pan. Chwała Panu!

Basia, 52 lata

 

Wraz z mężem i znajomymi byliśmy na początku roku 2015 na XXVII TWU. Podczas modlitwy padło słowo poznania, że Pan uzdrawia chory kręgosłup. I naprawdę to zrobił! Bóle kręgosłupa przestały mi doskwierać, nie tylko wtedy, ale na co dzień. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że zostałam uzdrowiona! Chwała Panu!

Bogunia, 35 lat

 

Na XXVII Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam z intencją modlitwy o uzdrowienie mojej ręki. Od 3 lat cierpię na stałe zapalenia nadgarstków. Robiłam badania, proponowano mi zabieg, który jednak nie gwarantuje stałej poprawy. Zdecydowanie się na zabieg było dla mnie trudne, mając dwójkę małych dzieci. Ręce bolały mnie tak bardzo, że nie potrafiłam sama odkręcić słoika, a podczas sobotnich porządków ręce owijałam opaskami uciskowymi. Podczas Wieczoru Uwielbienia prosiłam, żeby Pan, jeśli taka Jego wola, uzdrowił moją lewą rękę (ta bardziej mi doskwiera). Pod koniec modlitwy Ksiądz, przechodząc między ludźmi z Najświętszym Sakramentem, zatrzymał się dokładnie między mną i moim mężem. Ja prosiłam: „Panie Jezu, jeśli taka jest Twoja wola, proszę o uzdrowienie mojej ręki. Ja wierzę, że Ty to możesz sprawić”. Z głośnika usłyszałam „Teraz modlimy się za osoby z bólami kończyn…” Od razu wydawało mi się, że wyginając rękę nie odczuwam bólu. Wracając samochodem do domu, powiedziałam do męża, że ręka mnie przestała boleć. Pan Jezus mnie z tego bólu uzdrowił. I teraz, po miesiącu od tego wydarzenia, ręka mnie w ogóle nie boli; mogę swobodnie odkręcać słoiki, wykręcać szmatę. W końcu mogę wziąć swobodnie na ręce moją 3-letnią córeczkę. Chwała Panu!

Ewa, 32 lata

 

Piszę to świadectwo, by oddać chwałę Jezusowi, naszemu cudownemu Bogu. 31 stycznia tego roku byłam na pierwszym moim Tyskim Wieczorze Uwielbienia. I było cudownie. Uwielbianie Jezusa, śpiewałam z serca. I doświadczyłam obecności Bożej na ciele, bo gdy kapłan przechodził z Najświętszym Sakramentem – żywym, obecnym Jezusem – to ja po raz pierwszy w życiu wyciągnęłam odważnie rękę z wiarą. Gdy kapłan zaczął błogosławić Najświętszym Sakramentem w mą stronę z odległości ośmiu metrów, to ja z tą wyciągniętą ręką półgłosem mówiłam: „Jezu, pomóż mi!” I po chwili całe moje ciało zaczęło się trząść. Najpierw nogi, potem ręce i całe ciało opanowały dreszcze i nie wiedziałam, co się dzieje, ale zaufałam Bogu i poddałam się temu całkowicie. Po chwili te dreszcze na ciele odeszły i poczułam się dziwnie. Poczułam ulgę, lecz nie rozumiałam tego do końca, nikt też nie wypowiedział do mikrofonu słowa poznania dla mnie. Wróciłam do domu i ciągle o tym myślałam. Minął miesiąc, drugi, trzeci i dziś już wiem co się stało wtedy na Tyskim Wieczorze Uwielbienia w styczniu. Jezus uwolnił mnie od duchów nieczystych, które przez wiele lat, najczęściej w nocy, atakowały mnie, dręczyły i bardzo kusiły. A ja czułam się zniewolona masturbacją i pornografią. Nie potrafiłam się temu oprzeć. Nie chciałam tego robić, ale coś mnie zmuszało. I co spowiedź te same grzechy i wstyd. Ale dziś z pełną świadomością mówię: „Jestem wolna, Jezus uwolnił mnie od tej nieczystości! Jezus jest silniejszy od szatana!” Dziś to już 100 dni w pełnej czystości. Od 31 stycznia ani razu nie byłam w spowiedzi z tym grzechem. Nasz Bóg jest wielki. Chwała Panu!!!

Aneta, 26 lat

 

Na XXVII Wieczór Uwielbienia szedłem z intencją podziękowania Panu Bogu za otrzymane łaski duchowe i zdrowie. W trakcie modlitw osoba prowadząca powiedziała, że Pan Jezus uzdrawia osoby mające bóle kręgosłupa. Pomyślałem sobie, że dobrze by było, żeby Pan Jezus uleczył mi mój kręgosłup, ponieważ od kilku lat miałem częste bóle kręgosłupa szyjnego. Nic szczególnego nie poczułem. Dopiero po około dwóch tygodniach od Wieczoru Uwielbienia zorientowałem się że kręgosłup mnie nie boli. Do dzisiaj minęły już prawie trzy miesiące i nie miałem bólu kręgosłupa szyjnego. Chwała Panu!

Krzysztof, 58 lat

 

Podczas XXVII Tyskiego Wieczoru Uwielbienia Pan rzekł do mnie te słowa: „Wiem, ile Twoje serce wycierpiało, dlatego dostajesz ode Mnie nowe serce”. Gdy oddalał się, obrócił się, mówiąc jeszcze do mnie: „Piotrze, wiedz, że twoje imię jest zapisane w księdze Królestwa niebieskiego”. Jako że choruję na serce, przez kilka miesięcy myślałem, że Pan uzdrowił fizycznie moje serce, ale potem dał mi rozpoznanie Jego słów według Księgi Ezechiela 36,24-28. Chodziło tu, jak i w moim przypadku, o wymiar duchowy wymiany serca. Kamienne serce to serce oddalone od Pana, a nowe serce znaczy możliwość bycia w bliskiej relacji człowiek–Bóg, gdyż Pan wyraził chęć wylania Ducha, bym mógł żyć w zgodności z nim, odnowiony i oczyszczony. (…) Dostać nowe serce od Jezusa: czy może być coś piękniejszego? Kimże jestem, Panie, że mnie to spotkało? Dałem Ci pewnie tak niewiele w życiu, a Twoje miłosierdzie otacza mnie nieustannie. Chwała Panu teraz i na wieki wieków!

Piotr, 45 lat

 

Na XXVII TWU przyjechałam po rocznej przerwie. Podczas kazania ksiądz wypowiedział słowa, które były dla mnie jak kubeł zimnej wody, że świadectwo jest naszym obowiązkiem. A ja do tej pory milczałam. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. Musimy wrócić do XXII TWU z 16 czerwca 2013 roku. Kilka dni przed tą datą poczułam potrzebę i ponaglenie, żeby pojechać do Tychów. Pojechałam. To był mój pierwszy TWU. Słyszałam, że na tych wieczorach dzieją się cuda, ale nie był to powód mojej obecności. Po prostu chciałam być przy Jezusie, a On chciał być przy mnie, i nie spodziewałam się niczego specjalnego. Już podczas Mszy św. w momencie przyjęcia Komunii poczułam dziwne uczucie, ale ono szybko minęło. Po Mszy, w trakcie uwielbienia, nagle znalazłam się zupełnie gdzie indziej, ale tylko duszą, i cały czas słyszałam, co się wokół dzieje, ale tak jakby w tle. Znalazłam się w przestrzeni, w której panowała nieskończona ciemność, ale w jakiejś odległości przede mną jaśniało światło. Mogłam się do tego światła przybliżyć. Nie bałam się. Było mi wspaniale. Źródło światła było rozmazane, ale wyglądało jak ogromne serce Jezusa Miłosiernego. Jaśniało żywym, mocnym światłem, ale paradoksalnie nie rozświetlało ciemności. Byłam tylko ja i Jezus. Cudowne poczucie wszechogarniającej miłości. Nie wiem, ile to trwało. Mam wrażenie, że czas się zatrzymał. Po otwarciu oczu wszystko wróciło do normy. Próbowałam zamknąć oczy i przywrócić obraz, który widziałam, ale nigdy mi się to nie udało tak do końca. Zastanawiałam się, czy to był sen czy jawa, i przez bardzo wiele miesięcy nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Życie toczyło się dalej swoim rytmem, ale Duch Święty działał w moim sercu. W sierpniu dwa miesiące później zaczęłam na urlopie uczestniczyć codziennie we Mszy św., a potem już nie mogłam bez codziennej Eucharystii żyć, i tak jest do dziś. Przez całe wakacje zastanawiałam się, co mogę robić w kościele, jak służyć Bogu. W naszej parafii jest wiele wspólnot. Nie wiedziałam, którą wybrać, ale Wspólnota Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego wydała mi się tą właściwą, jednak nie bez wahania, ponieważ spotkania tej wspólnoty odbywały się w dni, w których ja byłam na popołudniowej zmianie w pracy. Zostawiłam to Panu Bogu mówiąc: Jeśli chcesz, to utoruj mi drogę. Okazało się, że w ten pierwszy dzień akurat dostałam urlop, ale co dalej? To tylko jeden dzień. Biłam się z myślami, czy w ogóle jest sens tam iść. Jednak poszłam. Podczas spotkania, na którym zostałam mile przyjęta, duchowny, który opiekuje się tą grupą, zaproponował przeniesienie spotkań na inny dzień, i mi ten dzień pasował. Oniemiałam. Ponadto w pakiecie zostałam opiekunką tej grupy i zajmuję się sprawami organizacyjnymi. W niedługim czasie zostałam lektorem Słowa Bożego. Śpiewam w parafialnej scholi, ale też, jeśli jest potrzeba, to i psalm podczas Eucharystii. Włączyłam się też w Duchową Adopcję Misjonarzy. Potem doszło organizowanie projekcji filmów ewangelizacyjnych w pobliskim kinie dla naszej parafii. To wszystko zasługa działania Ducha Świętego. Poprzez te projekcje zaprzyjaźniłam się z pewną błogosławioną, która, jak się okazuje, wyprasza mi najwięcej łask, ale to dopiero od kilku miesięcy. To błogosławiona Karolina, jeszcze jedno ogniwo, które łączy mnie z TWU. W międzyczasie uczestniczyłam w XXIII i XXIV TWU. Już bez spektakularnych uniesień, ale czerpałam z tego spotkania ogromną siłę. Bóg daje nam łaski, ale też nie obiecuje łatwej drogi. Ta siła była mi bardzo potrzebna ze względu na brak zrozumienia mojej przemiany ze strony męża. Dla mnie teraz w centrum życia był Pan Jezus, a na moje życie, na to, co robię, patrzę przez pryzmat Ewangelii i nauki Jezusa. Stałam się „Bożym szaleńcem”. Mężowi się to bardzo nie podoba. Chodzi do kościoła w niedzielę, ale nie ma potrzeby zmieniać siebie na lepsze i angażować się w życie Kościoła. Nie mam do niego o to pretensji, tylko chcę akceptacji dla mojego pragnienia bycia z Jezusem. Pan Bóg dał mi jednak towarzysza na tej trudnej drodze. To nasz syn. W wieku 14 lat w tym samym czasie co ja włączył się w życie wspólnoty młodzieżowej. Do tej pory uczestniczy w spotkaniach, czuwaniach, wyjazdach i czerpie z tego siłę. Idziemy tą drogą razem. Bardzo nam źle, że jesteśmy tylko we dwoje tak blisko Jezusa, ale cały czas mamy nadzieję, że mąż i ojciec otworzy się na Boże wołanie. Po wielu miesiącach dostałam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie: Czy ta wizja sprzed dwóch lat była prawdziwa? Odpowiedział mi pewien zakonnik: „Jeśli po takim spotkaniu z Bogiem w twoim życiu będą widoczne owoce tego spotkania, to było ono prawdziwe”. Ja widzę te owoce i wiem, że wiele darów i niespodzianek Bożych jeszcze przede mną. Pomimo trudności wiem, że jestem na dobrej drodze, że Jezus mnie bardzo kocha pomimo moich potknięć i upadków. Ze względu właśnie na problemy rodzinne nie mogłam przyjechać na dwa następne Wieczory Uwielbienia i bardzo to przeżyłam. Natomiast na XXVII TWU Jezus uzdrowił mnie fizycznie z bólu kręgosłupa, który towarzyszył mi zawsze podczas długiego stania. Spełnił jedną moją prośbę na samym uwielbieniu. Jestem dość niska i stojąc z tyłu przez cały niemal wieczór nie widziałam dokładnie monstrancji z Najświętszym Sakramentem, pomimo że kapłan to zbliżał się, to oddalał – ciągle mi Go ktoś przesłaniał. Poprosiłam Go: „Popatrz na mnie”. Na sam koniec, kiedy Pan Jezus już był na ołtarzu, a ja dalej Go nie widziałam, było mi smutno, i nagle zrobił się szpaler wśród głów prosto na Najświętszy Sakrament: od ołtarza do samego tyłu. Do mnie. Jezus patrzył na mnie do samego końca.

Anna, 41 lat

 

XXVI TWU był moim czwartym z kolei. Przyjechałam, aby prosić Pana Boga o ratunek dla mojego małżeństwa. Jesteśmy z mężem 24 lata po ślubie. Od jakiegoś czasu w moim małżeństwie zaczęło się coś psuć. Wśród znajomych, rodziny uchodzimy za zgodne małżeństwo. Zawsze myślałam, że umiemy pokonywać przeszkody, ale nie tym razem. Pan Bóg postanowił nas doświadczyć. Mąż bardzo oddalił się ode mnie. Nasze rozmowy dotyczyły głównie dzieci i spraw bieżących. Więcej było między nami milczenia niż mówienia. Brakowało mi męża, jego miłości. TWU były dla mnie miejscem, gdzie Bóg szczególnie mocno działa. Wiedziałam, że tu znajdę pomoc. I się nie zawiodłam. Kiedy rozpoczęła się modlitwa uwielbienia, modliłam się za moje małżeństwo, za męża. Ale patrząc na tych wszystkich ludzi myślałam sobie: „Czym w obliczu ich chorób, tragedii jest moja prośba?”. Ja pragnę tylko miłości mojego męża. Prosiłam: „Jezu, pomóż tym ludziom, ale nie zapomnij o mnie. Ja pragnę tylko tyle, a może aż tyle: być kochaną”. Wtedy usłyszałam w modlitwie poznania, że Pan Jezus przychodzi do kobiety, która czuje się niekochana przez męża i ma z tego powodu wyrzuty sumienia. Często zadręczałam się pytaniem: Co robię nie tak, może ja nie zasługuję na miłość? Kiedy były wypowiadane te słowa, moje serce szalało, myślałam, że jego bicie słyszą wszyscy wokół. Z oczu płynęły łzy… Kiedy kapłan przechodził z Najświętszym Sakramentem, musiałam bardzo się pilnować, aby nie zacząć krzyczeć: „Jezu, dziękuję Ci!”. Po powrocie do domu znów szara rzeczywistość, bez zmian. Jeśli wyszło słońce, to na krótko, głównie cisza. Ale przecież jest Jezus, w Nim znajdę pocieszenie. Modliłam się każdego dnia, polecając Bogu moje małżeństwo, męża. Modlitwa ta dawała mi spokój i siłę. I tak nadszedł kolejny, XXVII TWU. Wiedziałam, że muszę jechać, że tu dostanę odpowiedź na pytanie, co dalej. I po raz kolejny w modlitwie poznania padają słowa, że Pan Jezus przychodzi do kobiet, które cierpią z powodu braku miłości. Dalszych słów, które były wypowiedziane, nie pamiętam, gdyż po raz kolejny doświadczyłem obecności Pana Jezusa. Moje dłonie same skierowały się do serca, a ono znów zaczęło mocno, coraz mocniej bić. Spoczynek w Duchu Świętym był dla mnie cudownym przeżyciem, a potem polały się łzy, łzy szczęścia, bo Pan Jezus dał mi odpowiedź: „Walcz o małżeństwo, o miłość. Ja jestem z tobą.” Od tamtego czasu mijają już 4 miesiące. Jesteśmy razem, odbudowujemy nasze małżeństwo. Pan Jezus dał nam dar szczerej rozmowy, dar wybaczenia sobie nawzajem i dar miłości, która jest cierpliwa, łaskawa, nie pamięta złego. Od męża usłyszałam słowa, że modlitwa i to, że go kocham, uratowały nasze małżeństwo. Tak, ale to Jezus daje siłę, moc, bez Niego nic nie możemy uczynić. Chwała Panu!

Kasia

 

Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam drugi raz. Bóg posłużył się koleżanką, która zaproponowała mi, byśmy pojechały wspólnie. Z radością się zgodziłam. Z jednej strony nie spodziewałam się niczego szczególnego, w końcu od urodzenia choruję na epilepsję, w życiu nie było mi więc lekko. Z drugiej strony pragnęłam, by Pan mnie zaskoczył, pokazał swoją moc, uzdrowił. Już na początku Eucharystii usłyszałam cichy głos w mojej głowie: „Patrz na ołtarz”. Patrzyłam zatem na ołtarz bądź adorowałam krzyż. Nie przejmowałam się licznym tłumem, lecz po prostu byłam. W pewnym momencie poczułam Bożą miłość rozlaną w moim sercu, której towarzyszył pokój, ale też wzruszenie. Po moich policzkach popłynęły łzy, a później zaczęłam cała drgać, dygotać na ciele, dalej jednak przepełniona pokojem. Nie dało się tego opanować. Kiedy drżałam, myślałam w sercu: może Bóg uzdrawia mnie teraz z padaczki/epilepsji. W końcu objawy są podobne, z tą różnicą, że towarzyszy im strach, panika, poczucie bezsilności i niemocy, osłabienie ciała, czasem utrata przytomności itd. Pamiętam też, że nie potrafiłam w tak licznym tłumie powierzać Bogu swoich spraw, lecz kiedy Bóg przechadzał się pośród nas i kolejno uzdrawiał z różnych dolegliwości, modliłam się gorąco wraz z diakonią modlitwy za dotykane wtedy osoby. Chwała Panu!

Joanna, 34 lata

 

XXVII Tyski Wieczór Uwielbienia był moim pierwszym Wieczorem Uwielbienia. Na początku myślałam, że pojadę tam z moim rodzeństwem, ponieważ bardzo byliśmy ciekawi, co to jest, co tam się dzieje. W trakcie drogi pomyślałam sobie, że bardzo bym chciała, żeby Bóg dał mi znak, że On jest naprawdę, żeby wzmocnił moją wiarę. Żebym mogła się na Niego otworzyć. Na modlitwie już nie skupiałam się nad tym, co tam się dzieje, tylko nad moją intencją. Gdy tak wsłuchiwałam się w słowa osób prowadzących, nagle usłyszałam słowa: „Bóg mówi do nastoletniej dziewczyny proszącej o wiarę: Pozwól Mi wejść do twojego serca, otwórz się na Mnie (…)” Gdy tak mówił, to stanęłam jak słup soli. Czułam, jak na twarzy pojawia mi się uśmiech. To było coś niesamowitego! Teraz widzę, jak Bóg działa. I wiem, że to nie będzie ostatni mój TWU. Za to, jak Bóg we mnie działa, chwała Panu!

Monika, 17 lat

 

W XXVII Tyskim Wieczorze Uwielbienia brałam udział po raz pierwszy. (…) Koleżanka, która nigdy jeszcze nie pukała do mnie do drzwi, kilka dni przed wyjazdem przyszła i zapytała się, czy jadę na Wieczór Uwielbienia do Tychów. Poczułam, że to było zaproszenie od samego Pana Jezusa. Okazało się potem, że moja koleżanka nie mogła pojechać, ale jeden ksiądz z mojej parafii zachęcił mnie, żebym pojechała. Ja wahałam się, ale po jego zachęcie zdecydowałam, że pojadę. Pan Jezus przygotowywał mnie już tydzień wcześniej do tego wyjazdu, dając natchnienie do odmawiania modlitwy przebaczenia o. Roberta DeGrandisa SSJ. (…) Pan Jezus już od pierwszego dnia poruszał i przemieniał moje serce na modlitwie. Podczas Mszy Świętej usłyszałam głośny śpiew całego Kościoła Bożego – to było piękne doświadczenie. Po przyjęciu Komunii Świętej poczułam takie ciepło od skroni do czubka głowy. To Pan Jezus uzdrowił mój ból głowy, który miałam ostatnio, oraz mój kręgosłup, który bolał mnie już od dłuższego czasu. Z początku starałam się nie zwracać na tę dolegliwość uwagi. Myślałam, że to może od przeciążeń w dolnej części kręgosłupa, bo dużo ćwiczyłam, ale nie jestem tego pewna (…). Jestem młodą osobą, i myślałam, że szybko mi przejdzie, bo zazwyczaj mi przechodziło, a teraz przeciągało się i nie chciało mi przejść. Potem próbowałam już wszystkiego. Tak więc Pan Jezus przez całą modlitwę uzdrawiał moje ciało, duszę i serce, wyraźnie to czułam. Minęło już kilka dni i kręgosłup mnie nie boli! Chwała Panu!

Anna, 30 lat

 

XXVII Wieczór Uwielbienia, jest pierwszym moim spotkaniem z tą formą rozmowy z Jezusem Chrystusem. Przyjechałem z żoną. Chciałem poznać Kościół oraz pomodlić się. Był jednak problem zdrowotny. W dniu 6.01.2015 r., tj. w Trzech Króli, doznałem w sposób niewytłumaczalny, bez urazu, bez czynnika zewnętrznego, bólu w prawym kolanie, który spowodował, że nie byłem w stanie zgiąć kolana, a tym bardziej uklęknąć. Problem utrzymywał się na stałym poziomie do dnia 31.01.2015 r. Podczas trwania Wieczoru Uwielbienia, w części modlitwy o uzdrowienie fizyczne, bardzo prosiłem o pomoc Jezusa. Poprawa nastąpiła… następnego dnia! 1.02.2015 r. podczas Mszy św. mogłem przyjąć Ciało Jezusa Chrystusa na kolanach. Poprawa była na tyle zaskakująco radykalna, że nie mogła być kwestią przypadku. Dodam, że w tym czasie nie przyjmowałem żadnych środków medycznych do stosowania wewnętrznego i zewnętrznego. Jestem przekonany i wiem, że jest to łaska, ponieważ bardzo prosiłem. Zostałem wysłuchany, zostało mi to dane. Chwała Panu Jezusowi Chrystusowi!

Marek, 52 lata

 

Na XXVII TWU przybyłem razem z żoną. Dla niej była to druga wizyta, dla mnie pierwsza i już wiem, że nie ostatnia. Czułem się dobrze będąc „tam”, mimo że wiele przeciwności natury fizycznej utrudniało mi swobodne dotarcie na miejsce. (…) Na dzień przed wyjazdem ból mojej prawej nogi dosyć mocno utrudniał mi funkcjonowanie, poruszanie. Wcześniejsza operacja kolana i skurcze sprawiły, że tak oczekiwany wyjazd w przeddzień tego wydarzenia stał pod dużym znakiem zapytania. Postanowiłem ofiarować tę trudność Bogu i razem z żoną, będącą w stanie błogosławionym z naszym trzecim dzieckiem, pojechaliśmy do Tychów. Dotąd Msza Święta była dla mnie doświadczeniem, którego w mojej ocenie nie potrafiłem przeżywać wystarczająco głęboko, a adoracja Jezusa w Najświętszym Sakramencie nie była łatwa; można wręcz powiedzieć, że była nużąca. Po tym spotkaniu zmieniło się to diametralnie. Odczuwam tęsknotę za adoracją. Podzieliłem się tym z żoną i cieszymy się wspólnie z tej łaski. Codzienna Msza święta jest dla nas wspaniałym darem i umocnieniem, które pozwala nam funkcjonować w naszej codzienności z wiarą i spokojem ducha. Podczas modlitwy uderzyło mnie jedno: cały kościół mówił jednym głosem (słuchając z zamkniętymi oczami czułem, jak WSZYSCY byliśmy jednością).Wielka radość, że byliśmy tam wszyscy. Dziękuję Wam za to! Chwała Panu!

Jarek, 38 lat

 

To już moje drugie świadectwo, a kolejny już w życiu Tyski Wieczór Uwielbienia. Każde spotkanie z Chrystusem w ten szczególny czas łaski, jakim są Tyskie Wieczory Uwielbienia, owocuje w moim życiu większym pokojem, radością, stałością wiary. Często tuż przed samym Tyskim Wieczorem Uwielbienia czuję się taka słaba, taka nędzna, obciążona, i nawet wydaje mi się, że nie będę mieć siły, by uczestniczyć w tym wydarzeniu, ale Jezus chce mnie tam mieć i daje mi zawsze potrzebne umocnienie. Szczególnymi owocami ostatniego Wieczoru Uwielbienia są: znalezienie stałego spowiednika – łaska, o którą prosiłam przez kilka lat; poprawienie się relacji z bliskimi; a także lepsze radzenie sobie ze stresem. Ufam, że to Chrystus umocnił mnie do dalszej pracy nad sobą i zmagania się z trudami życia, wtedy gdy podczas modlitwy uwielbienia otwarłam się na Niego i zawierzyłam Jego potędze wszelkie problemy i oddałam Mu moje trudności. Chwała Panu!

Kasia

 

Dziś nadszedł dzień, w którym czuję, że muszę się z wami podzielić moją wiarą w Boga. Zacznę od tego, że moim pierwszym krokiem do nawrócenia się był XXVII Tyski Wieczór Uwielbienia. Poszłam na niego, ponieważ od wielu lat żyłam z pustką w sercu, ciągle czekałam na coś, co sprawi, że będę w pełni szczęśliwa. Poszłam tam również, gdyż miałam już dość swojego dotychczasowego życia, lub może bardziej samej siebie. Przez wiele lat żyłam bez Boga. Wierzyłam, ale sama nie wiem jak wierzyłam w Niego, skoro byłam tak złym człowiekiem. Moje serce było pełne nienawiści do ludzi, którzy mi coś zrobili lub powiedzieli, lub mnie wyśmiali. Latami wracałam do spraw sprzed lat, i ciągle na nowo się nakręcałam. Zawsze znalazłam sobie powód do tego, by o kimś źle mówić, by go obmawiać i by się cieszyć z tego, że oni mi tyle zrobili i przez to ich nienawidzę. Mogę teraz powiedzieć, że te myśli mnie dręczyły. Usprawiedliwiałam się sama przed sobą, że robię to, bo przecież tyle krzywd mi wyrządzili i tak ciągle i na okrągło. Na TWU poprzez muzykę poczułam obecność Jezusa przy mnie, potem przez modlitwy i słowa poznania. Wiele tam było dla mnie. Czułam, że i do mnie skierowane są te słowa, wzruszałam się kilka razy. Czułam ciepło w sercu, czułam ciarki na ciele, a przede wszystkim czułam szczęście, którego już dawno nie czułam. Poczułam także ogromny smutek, ponieważ nie mogłam przyjąć Ciała Chrystusa. Jakże to był ogromny smutek, chyba nawet wtedy nie zdawałam sobie do końca z tego sprawy. No i zaczęło się: już następnego dnia Jezus o mnie nie zapomniał. Dał mi słodkie cukiereczki do kosztowania i pokazał mi, jak moje życie może wyglądać razem z Nim. Był to zwykły dzień, ale tak cudowny, pełen spokoju ducha, pełen radości serca. Czułam, jakbym się na nowo narodziła. Ani razu nic i nikt mnie nie zdenerwował, nie czułam złości, nie czułam nienawiści, czułam tylko radość. Wszystkie stare sprawy, te złe, które mi zaprzątały myśli, nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia. Jezus mi chciał pokazać, jak może wyglądać moje życie, i dziękuję Mu, modląc się codziennie, za to, że mnie doprowadził tam, gdzie teraz jestem. Postawił mi na drodze ludzi, którzy mi odpowiadają na pytania, dla których ja teraz jestem owocem ich wiary. Minęło zaledwie kilka tygodni od TWU, a w moim życiu tak wiele się wydarzyło dobrego. Moja wiara w Boga umacnia się codziennie. Nie było jeszcze dnia od TWU, bym o Nim nie myślała, bym Go nie poznawała na nowo. Najpierw spowiedź po dobrych kilku latach, potem uczęszczanie na Eucharystię, potem kolejna spowiedź po zaledwie kilku dniach, codzienne modlitwy, filmy religijne, i wreszcie Pismo Święte – tam znalazłam to, czego szukałam. Czytam słowa Jezusa, myślę o nich i one mi dają siłę na codzienne życie, one zaprzątają moje myśli, a nie, tak jak kiedyś, te wszystkie głupoty, o których myślałam, że są takie ważne. I jakże wielka jest zmiana we mnie, gdy idę na Mszę Św.: wreszcie wiem, o czym mowa, wreszcie wszystko rozumiem, wiem, w jakim celu wypowiadamy modlitwy. Czuję się na każdej Mszy jak na Tyskim Wieczorze Uwielbienia, ale nie czuję smutku, bo mogę przyjmować Ciało Chrystusa. A Jego Ciało daje mi ogromny płaszcz ochronny przed złem. Oczywiście to nie koniec mojej drogi, to jej początek, wiem, że będą gorsze dni, będę wyśmiewana, już w sumie rzeczywiście zostałam wyśmiana przez niektórych, bo wszędzie opowiadam co mi się przydarzyło. Ale nie przejmuję się tym, że mnie wyśmiewają, ale mówię sobie: „Niech się śmieją, bo nie wiedzą”. Teraz mogę powiedzieć już na sam koniec, że znalazłam to, czego szukałam, a moja pustka w sercu jest wypełniona miłością i radością, i że wybaczam wszystkim na co dzień. Czuję się szczęśliwa i czuję wielką miłość do Boga i do Pana Jezusa. Czuję na co dzień obecność Jezusa. Chwała Memu Panu!

Beata, 31 lat

 

„Pan Jezus przyszedł do Piotra, który ma bardzo chory kręgosłup” – te słowa usłyszałem w czasie czuwania modlitewnego podczas XXVII Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Powyższe wydarzenie zmusiło mnie jako człowieka wyznającego wiarę rzymskokatolicką do zastanowienia się nad sobą i postawienia pytania: Czy droga, którą wybrałem, zbliża mnie do Jezus Chrystusa? Nagle z wielkim żalem uświadomiłem sobie, że, mimo iż pochodzę z rodziny wierzącej od pokoleń, to droga, po której się poruszam, jest chora jak mój zniszczony kręgosłup i prowadzi donikąd! Na szczęście miłosierny Jezus Chrystus wyłowił mnie z otchłani i ukazał mi na nowo drogę prowadzącą do życia wiecznego w Królestwie Niebieskim jako zwieńczenie życia ziemskiego. Chwała Jezusowi Chrystusowi!

Piotr, 45 lat

 

To był mój kolejny Wieczór Uwielbienia, w czasie którego prosiłam Pana Boga o nawrócenie mojego brata i wyjście z nałogu alkoholowego. Alkohol spowodował wielkie spustoszenie w jego życiu. Między innymi rozpadła się jego rodzina. Wówczas razem z moimi córkami rozpoczęłyśmy odmawiać nowennę pompejańską. Muszę jeszcze dodać, że moja mama w tej intencji odmawiała nowennę przez cały rok. Postanowiłyśmy jej pomóc. I stało się: brat przeszedł na emeryturę i dobrowolnie poszedł na odwyk, na leczenie zamknięte. W szpitalu na leczeniu przebywał 8 tygodni i wydaje się, że wszystko będzie dobrze. Tam również na nowo odnalazł Boga, co nas bardzo cieszy, i bardzo zależy mu na odzyskaniu rodziny. Powiedział, że będzie o nią walczył z całych sił. Chwała Panu!

Teresa, 55 lat

 

Na XXV, a dla mnie pierwszy, Tyski Wieczór Uwielbienia namówił mnie kolega. Pojechałem mimo wielu przeciwności, jakie mnie spotykały, im bardziej zbliżał się wyjazd. Mam chory kręgosłup i na kilka dni przed wyjazdem wyskoczył mi dysk. Zwykle potrzebuję około tygodnia, żeby wrócić do pionu. Więc pojechałem jeszcze z bólem, a kolega zabrał dla mnie krzesełko. Podczas Wieczoru doznałem niespotykanego uczucia. Poczułem przyjemne ciepło na całych plecach. Zrobiłem się lekki, jakbym nie miał ciała, do oczu napłynęły łzy wdzięczności. Trwało to kilka chwil, a do końca Wieczoru Uwielbienia nie skorzystałem z krzesełka. Nie doznałem całkowitego uzdrowienia fizycznego, ale za to czegoś o wiele cenniejszego: prawdziwej wiary w żywego Jezusa. Do domu wróciłem jak nowo narodzony. Na XXVI Wieczór nie mogłem przyjechać, a na XXVII nie mogłem się doczekać. (…) Przyjechałem głównie, by uwielbiać i dziękować, a nieoczekiwanie trzykrotnie zostałem dotknięty przez Jezusa. Po raz pierwszy, gdy Jezus mówił do Agnieszki, żeby się nie martwiła, że jej nienarodzone dziecko jest z Nim i ma swoje imię. Agnieszka to moja żona, 11 lat temu poroniła, a ja zupełnie o tym zapomniałem i nigdy o tym nie myślałem aż do tego Wieczoru. Uczucie, jakie mnie ogarnęło w tym momencie, jest nie do opisania. Oczywiście po powrocie do domu obudziłem żonę, żeby jej o tym opowiedzieć. Odpowiedziała spokojnie, że już się nie martwi. Drugiego dotknięcia doznałem, gdy Jezus mówił o grzechach, które wracają, pomimo że się z nich wyspowiadaliśmy. Tu doznałem podobnego uczucia i łzy same wypływały z oczu. Trzeci raz był wtedy, kiedy Jezus mówił do Piotra chorego na kręgosłup. Tutaj także wkradło się na chwilę uczucie niedowierzania. Czy to możliwe, żeby mnie Pan dotknął aż trzy razy? Teraz wiem, że to możliwe. W najbliższym czasie wybieram się do neurologa po skierowanie na rezonans magnetyczny, żeby mieć naoczny dowód na uleczenie.

Piotr, 38 lat