Na 25. Tyski Wieczór Uwielbienia wybrałam się sama, nie mając żadnych konkretnych intencji. To nie był mój pierwszy TWU i wiedziałam już, czego mogę spodziewać. Przyszłam, bo chciałam spędzić ten czas w towarzystwie Boga i Jego wielbicieli, wychwalając Jezusa. Właściwie nie wiem dlaczego nie zamierzałam o nic prosić, bo w tym czasie nie rozmawiałam z moim tatą, nie dlatego że się z nim pokłóciłam, ale dlatego że on się na mnie obraził. Uraziłam go, bo kilka tygodni wcześniej powiedziałam mu parę słów nieprzyjemnej prawdy o nim, a także jaki to ma wpływ na mnie i na rodzinę. Powiedziałam to bez miłości, pod wpływem impulsu, właściwie wykrzyczałam to z siebie. No i tata się obraził. Miałam nadzieję ze mu przejdzie po kilku dniach, ale mijał już chyba trzeci miesiąc, a on mnie nie zauważał, gdy przychodziłam odwiedzić rodziców. Bardzo mnie to męczyło i modliłam się o pojednanie, o to by mu przeszła uraza i byśmy powrócili do normalnych relacji, jednak Bóg wydawał się nie reagować na moje prośby. Podczas Wieczoru Uwielbienia nie myślałam o tym w ogóle, skupiona byłam raczej na uwielbianiu Boga.

Gdy ksiądz z Najświętszym Sakramentem przeszedł koło mnie, usłyszałam słowa, że Pan Jezus właśnie przeszedł koło grupy osób, których relacje rodzinne są mocno zaburzone i Jezus je w tym momencie naprawia. Nie poczułam nic nadzwyczajnego. Zaczęłam się natomiast rozglądać wokół siebie, bo przecież nie mogło chodzić o mnie. Przecież nigdy nie chodzi o mnie, gdy Pan Jezus uzdrawia, więc nawet mi przez myśl nie przeszło, że to właśnie o mnie. Zupełnie zapomniałam w tym momencie, że przecież to moje relacje rodzinne są rozerwane.

Następnego dnia pojechałam do rodziców. Gdy już wchodziłam do ich domu, w przedpokoju nagle pojawił się mój tata, który przechodził tamtędy. Spojrzał w moim kierunku i przystanął, co mnie wprowadziło w lekkie osłupienie. „Czyżby ktoś stał jeszcze za mną?” – pomyślałam, skoro ja zlewałam mu się z powietrzem. Ale coś mnie tknęło: postanowiłam iść za ciosem i wybąknęłam z siebie jakieś proste zdanie: „Przyniosłam wam sałatkę”. Na co tata zareagował uprzejmym zdziwieniem. Zaskoczyło mnie to niesłychanie, bo wiedziałam, że w tym momencie lody zostały skruszone i to już kwestia czasu, jak będziemy normalnie ze sobą rozmawiać. Wciąż nie wiedziałam, dlaczego ta zmiana nastąpiła akurat teraz. Dopiero na modlitwie wieczornej przypomniałam sobie, że przecież dnia poprzedniego Pan Jezus przechodząc koło mnie, nie tylko koło ludzi którzy obok mnie stali, obiecał mi, że naprawi relacje rodzinne i właśnie to uczynił.

Jestem Jezusowi bardzo za to wdzięczna, bo to straszna męczarnia nie rozmawiać z rodziną. I tylko przepraszam, że tak późno zebrałam się na to świadectwo. Wiem, że praca musi być zapłacona, bo to jest godne i sprawiedliwe, a chwała Boża głoszona. Chwała Panu!

Magda, 40 lat

 

Pochodzę z katolickiej rodziny i zawsze wierzyłem w Boga, jednak nie zawsze żyłem z Bogiem. W wieku 35 lat dopadła mnie głęboka depresja spowodowana wieloma czynnikami związanymi między innymi z: chorobą mojej żony, która po operacji ma znikome szanse na zajście w ciążę, śmiercią ojca, który zmarł na raka, oraz nękaniem psychicznym w pracy. Cały ten splot nieszczęśliwych wydarzeń skumulował się prawie w jednym czasie i można powiedzieć, że ciężar tych spraw omal mnie nie zabił. W tych ciężkich chwilach zacząłem błagać i wołać o pomoc do Boga, poprzez modlitwy i rozmowy z Panem. Pierwszą drogą, jaką wskazał mi Pan Jezus, była spowiedź święta z grzechów, z których nigdy się nie wyspowiadałem, bo się ich wstydziłem. Nie mówiąc już o tym, że do spowiedzi chodziłem bardzo rzadko. Pamiętam: była to spowiedź w 2014 roku przed Świętami Wielkanocnymi. Wyspowiadałem się z wszystkiego, co leżało mi na sercu od wielu lat. Pamiętam jak dziś, że po wyjściu z konfesjonału poczułem pierwszą ulgę, tak jakby ktoś zrzucił ze mnie ciężkie łańcuchy, i rozpłakałem się jak dziecko. Od tamtej pory moja spowiedź jest regularna.

Depresja jednak nie dawała za wygraną i kolejną drogą, jaką wskazał mi Pan, były Tyskie Wieczory Uwielbienia, o których dowiedziałem się od mojej szwagierki. Pierwszy Tyski Wieczór Uwielbienia przeżyłem w 2014 roku, było to XXV spotkanie. Poszedłem na Wieczór Uwielbienia z wielką wiarą i czystym sercem, z dużym pragnieniem, aby Pan Jezus oczyścił mnie z okropnej choroby, jaką jest depresja, oraz uwolnił mnie od psychicznych prześladowań w pracy.

Gdy podczas modlitwy usłyszałem, że w kościele znajdują się osoby, które boją się o swoją pracę, są prześladowani i nękani w pracy, mają depresję, oraz że mają się nie obawiać, bo Jezus jest przy nich, ogarnęła mnie wielka ulga i łzy pociekły mi po policzkach. Pełnego uzdrowienia doznałem w czasie gdy kapłan, chodząc po kościele z Przenajświętszym Sakramentem, stanął przy mnie i odmówił modlitwę. W jednej chwili wybuchnąłem płaczem i wszystko ustąpiło. Doznałem błogiego spokoju ducha i umysłu. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, ponieważ poczułem łaskę Ducha Świętego. Moja choroba psychiczna ustąpiła, a mój umysł został uzdrowiony. Zrozumiałem także wiele spraw wiary, których dotychczas nie rozumiałem albo co do których miałem wątpliwości.

Moje życie po tym Wieczorze i spotkaniu z Panem zupełnie się odmieniło. Depresja zupełnie ustąpiła. W pracy osoby, które mnie prześladowały i nękały psychicznie, zupełnie się zmieniły i są dla mnie podporą, a nie ciężarem. Do teraz uczęszczam na Tyskie Wieczory Uwielbienia i jestem szczęśliwym człowiekiem. Dziękuję Ci, Panie, za to, że wskazałeś mi drogę i uzdrowiłeś mnie i moje życie. Chwała Panu!

Tomasz, 37 lat

 

Uczestniczyłam w XXV Tyskim Wieczorze Uwielbienia wraz z moim mężem. Przyjechaliśmy z Gliwic, by wielbić Pana. Podczas gdy kapłan przechodził z Najświętszym Sakramentem pomiędzy wiernymi, padały słowa Pana Jezusa imiennie do różnych ludzi. Miałam pragnienie, by Pan przemówił także do mnie osobiście. Modliłam się w duchu: „Panie Jezu, ja wiem, że Ty nikogo nie wypuścisz stąd bez łaski, ale ja chciałabym, abyś mnie dzisiaj przytulił i przemówił do mnie, bo to, co otrzymuję od Ciebie, często jest bezimienne i nie mam pewności, że dotyczy akurat mnie”. Ledwie skończyłam tę modlitwę, usłyszałam słowa przekazane przez prowadzącego kierowane do mnie: „Jest tu Jadwiga, kobieta w średnim wieku. Pan Jezus mówi: Od trzech lat zmagałaś się z depresją. Byłaś bardzo dzielna. Teraz odbieram ci ją i zawieram z Tobą przymierze”. Mój mąż rozpłakał się, bo wiedział, że to do mnie. Ja oniemiałam i padłam na kolana. Panie Jezu, dziękuję Ci za tę depresję, która przywiodła mnie do Ciebie i dziękuję Ci za to, że mi ją zabrałeś. Bądź uwielbiony, Panie Jezu, w swoim miłosierdziu, które okazujesz swym niegodnym sługom. Na tym samym spotkaniu Pan Jezus odebrał ludziom cierpiącym na bóle kręgosłupa ich ból, by było im lżej stać podczas spotkania. Dotyczyło to także mnie. Kręgosłup nie bolał mnie jeszcze kilka dni potem. Bogu niech będą dzięki za Jego łaskawość!

Jadwiga, 50 lat

 

Na pierwszy Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam w czerwcu zeszłego roku. To był XXV Wieczór, a mój pierwszy. Przed przyjazdem działy się bardzo dziwne rzeczy w moim życiu. Moja choroba, która ujawniła się na nowo, masa problemów rodzinnych, finansowych i innych. Od dłuższego czasu chodziłam smutna z powodów finansowych, wszystko w koło mi o tym przypominało. Ten smutek i ciągłe myślenie o tym odbierały mi radość życia. Ciągle czegoś pragnęłam i myślałam, że jak by były pieniądze, to bym to miała, mogła dzieciom coś zafundować, a tak nie mogę i muszę im odmawiać. Wtedy usłyszałam w sercu słowa Jezusa, że On jest wszystkim, czego pragnę. Od tamtej chwili wiedziałam, że pojadę na ten wieczór uwielbienia. Udało mi się zostawić dzieci z mężem i załatwić sobie dojazd. Ilość ludzi w kościele mnie nie przytłoczyła. Nawet udało mi się znaleźć miejsce w ławce. Denerwowałam się jednak, jak to będzie i czy dam radę wytrwać do końca. Niestety nie było łatwo, ale udało mi się wytrwać. Od dawna dręczyło mnie poczucie winy z powodu natrętnych myśli, jakie mam. Czułam się przez to jak trędowata. W chwili, kiedy szłam, żeby przyjąć Pana Jezusa w Komunii św., poczułam wielkie ciepło w okolicy mojego serca i usłyszałam słowa „to nie twoja wina”. Przyjęłam Komunię św. i płakałam klęcząc. Te słowa uwolniły i uleczyły mnie od obecnego poczucia winy oraz tego, które wpoił we mnie mój ojciec w dzieciństwie. Teraz wiem, że żyłam w poczuciu winy od samego mojego dzieciństwa i że te oba poczucia winy są ze sobą powiązane. Pragnę dalej trwać w uwielbianiu Pana i przyjeżdżać do kościoła bł. Karoliny na Tyskie Wieczory Uwielbienia. Zawierzyłam całe moje życie i moją rodzinę Jezusowi, a on ciągle działa w moim życiu i otwiera przede mną coraz to nowe drzwi. Ostatnio odkrywam kochające Serce Maryi. Za wszystkie dary i łaski dziękuję Bogu i wierzę w Jego moc i miłość do nas. Chwała Panu!

Sabina, 36 lat

 

Składałam już jedno świadectwo z XXIII Wieczoru Uwielbienia. Teraz pragnę złożyć kolejne, które jest kontynuacją pierwszego. Moja córka, która razem ze mną uczestniczyła w XXIII Wieczorze Uwielbienia, wymodliła nawrócenie swojej koleżanki, jej powrót do Kościoła, spowiedź po wielu latach, uczęszczanie na Mszę św.

Marzeniem tej koleżanki córki stało się również poczęcie drugiego dziecka, chociaż wcześniej nie było tego w jej planach. Kiedy zaszła w  ciążę, po kolejnych badaniach okazało się, że dziecko może urodzić się z  zespołem Downa. Jej decyzja była jedna – usunąć ciążę. Razem z córką zaczęłyśmy się modlić. Córka nie mogła uczestniczyć w XXV Wieczorze Uwielbienia, ponieważ sama urodziła córeczkę, ale prosiła mnie o  modlitwę. Polecałam cały Wieczór Panu Bogu to nienarodzone dziecię, którego życie było zagrożone. Odmawiałam również Nowennę Pompejańską o  uratowanie maleństwa. Długo trzeba by było opisywać, jakie zawirowania były wokół wszystkich przeprowadzonych badań prenatalnych. Badania były powtarzane, wyniki zagubione, pobrany materiał do badań nie ten co powinien itd. Szatan cały czas walczył o tę osobę. Trudno mu było pogodzić się z tym, że trafiła na łono Kościoła. My także walczyłyśmy, również modlitwą. Do naszej modlitwy dołączyło się jeszcze mnóstwo innych osób. Ostatnie wyniki wskazały, że dziecko jest zdrowe. Jakże wielka jest nasza radość! Dziękujemy Bogu najlepszemu, że nas wysłuchał i  uratował to życie, a matka dziecka zrozumiała, że była to dla niej kolejna próba.

Teresa, 54 lata

 

Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam już kilka razy. Zawsze było to dla mnie wielkie przeżycie i umocnienie w wierze. Będąc na XXV Tyskim Wieczorze Uwielbienia szczególnie modliłam się w intencji mojej synowej, która w tym dniu obchodziła swoje kolejne urodziny. Od tego dnia podjęłam też za nią Nowennę Pompejańską, którą zaproponował mi jeden z  kapłanów w Sakramencie Pokuty na którymś z Tyskich Wieczorów Uwielbienia. Żarliwie modliłam się o to, aby Bóg uczynił jakiś cud w jej życiu, aby dał jej to szczęście, które tylko On może dać. Wiele by opisywać, co się wydarzyło. Zaczęłam widzieć autentyczne cuda, wydarzenia, które tylko Bóg może zdziałać.(…). Chwała Panu! Szczęśliwa i wdzięczna; mama, teściowa, babcia.

Renata, 57 lat

 

Piszę na prośbę mojej koleżanki Basi, która po ostatnim czerwcowym TWU została uzdrowiona z nałogu palenia papierosów, ale również jako świadek tej wielkiej radości. Ta wspaniała kobieta, matka piątki dzieci, zwierzała mi się, że bardzo chciałaby rzucić palenie, chociażby ze względu na swoją trudną sytuację finansową, ale nie potrafi , bo to jest silniejsze. Zaproponowałam jej, by pojechała ze mną na TWU i powierzyła tę sprawę Jezusowi. Zgodziła się. Na XXV TWU pojechał również mój mąż (co jest kolejnym cudem) i nawet zgodził się pomodlić za nią, by rzuciła palenie. Więc było już nas troje, a przecież Pan Jezus powiedział że „gdzie dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą…” I stało się: w niedzielę dostałam SMS-a: „Ja nie palę i nie czuję takiej potrzeby”, i  tak jest do dzisiaj. Chwała Panu za tamten cud i za wszystko, co czyni w moim życiu!

Urszula

 

Na XXV Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z mężem z Krakowa, bo bardzo mi odpowiada ta forma spotkania modlitewnego – uwielbienie Pana Boga połączone z modlitwą przeproszenia i prośby. W parafii pw. bł. Karoliny mieszka nasza bliska rodzina, więc przyjeżdżaliśmy wiele razy na Wieczory Uwielbienia. To dla nas okazja do uwielbienia Pana Jezusa wystawionego w Najświętszym Sakramencie, doświadczenie Jego miłosierdzia i mocy. To doświadczenie wspólnoty żywego Kościoła prowadzonego przez Ducha Świętego, a przy okazji modlitwa w intencjach przedstawionych na spotkaniu, bądź przywiezionych w  sercu. Prawie nie prosiłam za siebie, a Pan sprawił mi niespodziankę. Od kilku lat bolały mnie stawy, najbardziej kolana. Gdy w trakcie modlitwy usłyszałam, że teraz Pan Jezus uzdrawia osoby z chorymi stawami, narządem ruchu, to nie sądziłam, że również mnie. Dopiero po wyjściu z  kościoła poczułam, że coś lepiej mi się chodzi. Obserwowałam uważnie moje kolana przez następne dni i z radością i zdumieniem stwierdziłam, że to jest trwałe. Jeszcze przez parę dni wspomagałam się rękami przy siadaniu, klękaniu, aby odciążyć stawy jak dawniej, ale to nie było już potrzebne. Za tę łaskę uzdrowienia moich kolan chwała Panu!

Małgorzata, 53 lata

 

Nie wiadomo jak i skąd dokładnie 6 grudnia, pół roku przed moimi urodzinami (urodziłam się 6.06 i zawsze przedstawiałam się, że jestem półszatańskim szóstkowym dzieckiem, co teraz wydaje mi się wyjątkowym nomen omen) moja przyjaciółka podczas wspólnego babskiego wypadu zaczęła mówić o Jezusie. Nagle. To było dziwne, bo zwykle reaguję alergicznie na takie wykłady, ale niespodziewanie pozwoliłam jej mówić. Słuchałam. Szarpało mną coś dziwnego, ale nadal słuchałam. W nocy nie spałam. Nawet przekartkowałam Biblię, jakbym chciała się upewnić, ze istnieje. Potem zaciągnęła mnie na 24 TWU, pamiętam jak kłóciłam się z nią w  samochodzie, że nie będę jechać na żadne modły i do tego stać w tłumie wiele godzin, bo moje życie zależy ode mnie. Byłam zła. Większość wieczoru zaciskałam ręce na kurtce, by ich nie podnieść i nie otwierałam ust, by nie śpiewać, choć uwielbiam śpiewać. Tam pierwszy raz przyszedł do mnie Jezus. Nagle. Absolutnie nie czekałam i nie byłam gotowa. Najpierw przyszedł w słowie, prawdziwym, do mnie, o mnie, z moim imieniem. Ta prawda mnie powaliła na kolana. Chwilę potem zalał mnie falami łez i stanął nade mną w Najświętszym Sakramencie odwracając się w  moją stronę w ostatniej chwili, gdy już odchodził w drugą stronę kościoła. Jakby mnie wybrał, zauważył i po mnie wrócił. Stałam twarzą w  twarz. Nic nie rozumiałam. Ale byłam do głębi poruszona. I wystraszona. Potem znowu podstępem przyjaciółka zapisała mnie na Seminarium Odnowy Wiary prowadzone w tyskim Centrum Duchowości. Byłam zdruzgotana i  wściekła, że sobotami będę przemierzać półtoragodzinną drogę w  niewiadomym celu. Miałam nadzieję, że jej się nie spodoba i nie będziemy jeździć. Podczas pierwszego spotkania poczułam jednak gwałtownie, ze wydarzy się coś, o czym nie mam pojęcia. Trochę mnie to zbiło z tropu, ponieważ jako osoba i jako artysta nie robię zwykle rzeczy, których robić nie chcę. Podjęłam próbę. Podczas Seminarium Odnowy Wiary zapisałam się na modlitwę wstawienniczą. Nie wiedziałam, co to jest i  tym bardziej, w jakiej intencji miałabym się modlić, ponieważ otwierały mi się oczy na prawdę, że całe moje życie jest jedną wielką intencją. To było przedziwne, że zdecydowałam się na ten krok, ponieważ nienawidzę mówić do innych o tym, co mnie demaskuje i o czym próbuję zapomnieć. Modlitwa była tak niezwykłym doznaniem i poczuciem Jego bliskości, że chciałam, by nigdy się nie skończyła. To był huragan w moim sercu, nagle poczułam niekończącą się pustkę i tęsknotę za Nim w moim życiu. Gdy wypowiadałam słowa, że przyjmuję Jezusa jako mojego Pana czułam dreszcze na całym ciele, wielkie, gigantyczne wzruszenie i wyzwolenie, że jestem w stanie wypowiedzieć takie słowa sama z siebie. I że naprawdę tego chcę, że chcę, by wreszcie przejął kontrolę. Że jestem już zmęczona… Nie potrafiłam pojąć, dlaczego osobom, które mnie nie znają zależy na moim życiu, gdy do tej pory tylko sama o nie walczyłam, że modlą się o  mnie, za mnie, ze mną. Wszystkie słowa, które usłyszałam były jak dotknięcie moich jątrzących się ran, trafiały w sedno bez najmniejszej pomyłki. Choć była noc siedziałam jeszcze potem długo w samochodzie i  próbowałam zrozumieć, co się wydarzyło. I dlaczego. I jak to możliwe. Potem za sugestią Księdza postanowiłam skorzystać ze spowiedzi generalnej. Zdarzyło się jeszcze wiele innych znaków, tak ewidentnych, że trudno ich było nie dostrzec. Choć czuję – nie wiele jeszcze rozumiem.

Wczoraj byłam na 25 Tyskim Wieczorze Uwielbienia. I Jezus przyszedł znowu, tak silnie i gorąco, że zaskoczył mnie totalnie. Modliłam się radośnie, cudownie, głęboko, tańczyłam z rękami w górze czując Jego miłość. Byłam szczęśliwa. Nagle, gdy Najświętszy Sakrament zbliżał się do miejsca, w którym stałam niespodziewanie poczułam gwałtownie zimne dreszcze, lodowate, jakbym wpadła pod zamarznięte jezioro. Jeszcze Go nie widziałam, ale już czułam, ze jest za zakrętem i zaraz pójdzie w  naszą stronę. Trzęsłam się cała i przeraźliwie bałam. Moja przyjaciółka przestraszona moim nagłym stanem trzymała mnie w ramionach. Nie umiałam utrzymać się na nogach, bo tak dygotały, że uginały mi się kolana, powtarzałam, że się boję, że muszę uciekać, doznałam paniki, a ręce trzęsły mi się tak bardzo, ze nie potrafiłam ich złożyć. Chciałam wybiec z kościoła. Wiedziałam, że zły walczy o mnie i robi wszystko, bym nie wyszła naprzeciw Jezusowi. Rozglądałam się w tej totalnej panice gdzie mogę się ukryć, bo nie jestem godna, żeby w ogóle do mnie podszedł. Ukrywałam twarz w moich trzęsących się rękach. Nie wiedziałam nawet, że tak potrafię dygotać. Kręciłam się w kółko mówiąc, ze się boję, a moja przyjaciółka pomagała mi zostać w miejscu. Ludzie zrobili mi miejsce, gdy tak dreptałam i wydawało mi się, że zwariowałam, gdy jak przez mgłę widziałam ich przerażone spojrzenia. Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ po spowiedzi generalnej chciałam czuć się wreszcie bezpiecznie. Im bardziej ksiądz podchodził, tym bardziej coś odwracało mi głowę w drugą stronę, czułam wręcz fizyczny ból w szyi, jakby ktoś siłą skręcał ją w  lewo. Ustawiałam się tyłem, plecami do Niego. Walczyłam z tym usilnie, myślałam, że umrę ze strachu. Chowałam się poza moją kontrolą za ludzi stojących obok. Strach rozregulował mi wszystkie mięśnie, myślałam, że oszaleję. Jakieś kobiety wokół mnie zaczęły mnie przytulać, trzymać, coś do mnie mówić, że idzie, że już nie muszę się bać, ale ja nie potrafiłam wskrzesić żadnej reakcji prócz drgawek, przerażenia i  lodowatego zimna. Było mi niedobrze, nie czułam nawet jak klękam. Powtarzałam bezgłośnie: Ciebie wybrałam, uratuj mnie. Potem niewiele pamiętam…oprócz fali ciepła, potoków łez i jego troski o mnie. I dotyku. Chwyciłam się jakbym tonęła. Czułam, jak trzyma moją rękę. Gdy tak stał nade mną, pochylał się, poznał mnie, moją beznadziejną duszę i walczył o  nią, moje serce łkało w gorliwej modlitwie o ocalenie. To było absolutnie najpiękniejsze doznanie i trwanie w moim życiu. Jeszcze nigdy niczego tak nie pragnęłam i jeszcze nigdy niczego tak nie otrzymałam. Poczułam, że mnie kocha, że mnie uwalnia, że mnie zabiera za sobą i ze sobą. Błogosławiona Karolina to dom mojej duszy. Czekam na kolejne Tyskie Wieczory Uwielbienia. Czasem w tygodniu przejeżdżam sama te kilometry w korkach, żeby pomodlić się w tym kościele i poczuć wspaniałość i moc tego miejsca. Czuję się wolna. Bezpieczna. Szczęśliwa. Odnaleziona. Za wszystko, co mnie spotkało i co mnie jeszcze spotka –  dziękuję. Chwała Panu.

Monika z Tarnowskich Gór

 

Podczas XXV Tyskiego Wieczoru Uwielbienia, stojąc koło konfesjonału, w  którym od jakiegoś czasu regularnie się spowiadam, ujrzałam napis „złóż swoje świadectwo”. Wcześniej podczas XIX TWU Pan  przemówił do mnie: „za kolumna stoi osoba ze skłonnością  do lekkiej depresji, która wszyscy chcieliby zobaczyć. Kocham Cię i uzdrowię Cię dzisiaj”. Poczułam ciepło na głowie jakby Pan położył na niej dłonie. Miałam się wyspowiadać u najbliżej stojącego księdza. Niestety nie skorzystałam. Pan nie dał za wygraną, bombardował mnie wyrzutami sumienia i posłużył się moja 9-letnią bratanicą, która mi powiedziała: „ciocia idź do spowiedzi”. Zaczęłam  szukać i natrafiłam na charyzmatycznego księdza. Zaczęłam regularnie chodzić do spowiedzi i komunii św. W całym swoim życiu nie byłam tyle razy w komunii św., co przy opiece duchowej tego księdza. Chwała Panu.

Magdalena, 40 lat

 

XXV Tyski Wieczór Uwielbienia był jednym z wielu, w których mogłam uczestniczyć. Nie było jeszcze takiego gdzie Pan Bóg pominąłby moją osobę. Doświadczałam uzdrowień wewnętrznych, przemiany serca, wsparcia w  konkretnych sytuacjach, a także umocnienia w chwilach trudnych. Każdy z  tych wieczorów zapewniał opiekę i troskę Boga o nie w moim życiu. Przychodził Jezus coraz bardziej i coraz bliżej, jednocześnie dając jeszcze większe pragnienie Jego samego. Moje serce coraz bardziej zaczęło kochać, otwierać się na Boga i ludzi. Dzięki temu również owoce tego są w mojej rodzinie, nawrócenia i coraz lepsze relacje. Jednak tego wieczoru miałam potrzebę jeszcze bardziej Jezusa zaprosić do tych rodzinnych relacji. Są często tak uwikłane i trudne, że ludzkie podejście często pozostawia mnie bezradną. Na szczęście dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. W chwili kiedy dotknęłam Jezusa w Najświętszym sakramencie i oddałam Mu swoje serce usłyszałam, jak mówi do mnie, że przyjdzie do relacji w mojej rodzinie. Wierzę Mu i już raduje się moje serce na myśl o łasce, której dostępuje moja rodzina. Kocham Cię Jezu. Twój pokój zagościł we mnie, dziękuję. Chwała Panu.

Teresa

 

XXV Wieczór Uwielbienia był moją kolejną wizytą w Tychach. Zawsze towarzyszyły temu wielkie emocje, ale tym razem wydarzyło się coś wyjątkowego. Po tym jak porzucił mnie człowiek, z którym wiązałam swoją przyszłość, mój świat się zawalił. Ta z pozoru banalna sytuacja doprowadziła mnie na skraj obłędu. W jednej chwili straciłam kilka osób, które były mi bliskie. Przez kilka miesięcy miałam problemy z normalnym funkcjonowaniem, sama już siebie nie poznawałam. Do Tychów przyjechałam, prosząc by Jezus przeniknął moją duszę, by zabrał cały ten smutek, wszystkie wątpliwości i lęki, którymi byłam otoczona. W myślach powtarzałam, „Jeśli tylko tego chcesz, ulecz moją duszę, Panie. Tylko Ty potrafisz tego dokonać”. Nie ustawałam w modlitwie, czekałam, a moja twarz zalana była łzami, których nie potrafiłam opanować. Nagle usłyszałam wezwanie „Jezus szczególnie spojrzał na osoby porzucone, osamotnione”. Czułam, że to odnosi się między innymi do mnie. Całe moje ciało ogarnęło poczucie ogromnego ciepła, w sercu poczułam lekkość, jakby cały ciężar, który zbierał się w mojej duszy, wszystkie rany –  zniknęły. Jezus uzdrowił moje serce, uleczył moją poranioną duszę, za co zawsze będę Mu wdzięczna. Dziękuję, że mogłam uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu, że mogłam być świadkiem cudów, o których trudno nawet opowiadać. Nie bójcie się zawierzyć Panu swego życia, On jeden wie, jakimi ścieżkami nas kierować. Za całe uczynione dobro i  bezgraniczne Jego miłosierdzie, chwała Panu!

Katarzyna, 21 lat

 

Na Tyski Wieczór Uwielbienia przyszliśmy razem z mężem i animatorem z  naszego kręgu Domowego Kościoła. Spóźniliśmy się z powodu spotkania kręgu. Kiedy szliśmy do kościoła od strony Kauflandu towarzyszyły nam dźwięki muzyki festynowej. Zbliżyliśmy się do kościoła, ludzie stali również na zewnątrz. Nagle atmosfera się zmieniła: odczułam przenikającą mnie Bożą Obecność, obfitość łask. Podczas Komunii św. weszliśmy do środka, przyjęłam Pana Jezusa do serca. Potem rozłożyłam krzesełko. Po odczytaniu świadectw, podczas modlitwy uwielbienia przed Najświętszym Sakramentem obecność Boża w mym sercu była tak wielka, że przenikała również moje ciało, które zastygło w bezruchu. Dobrze, że siedziałam, gdyż inaczej na pewno upadłabym na posadzkę, jak to mi się zdarzyło półtora roku temu też w Tychach. Bóg działał w mym sercu bez mego wysiłku. Podczas przechodzenia Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, a  szczególnie podczas błogosławieństwa końcowego łaska Pana jeszcze się wzmogła: padłam na kolana i pokłoniłam się do ziemi przed Panem. Dopiero po schowaniu Najświętszego Sakramentu odzyskałam władzę nad swym ciałem, w duszy ciągle był Jezus. W trakcie powrotu dwa razy mój mąż przegapił zjazd na Katowice. Normalnie zaraz bym to skomentowała, jednak teraz zachowałam milczenie i pokój serca. Niech żyje Jezus! Piszę to świadectwo, chociaż nie zostałam uzdrowiona z żadnej z moich chorób fizycznych, ale szczęście, które daje Jezus, żyjący w duszy daje wszystko. Modlący się Kościół posiada niezwykłą moc ściągania mocy Bożej na ziemię. Chwała Panu!

Sabina, 50 lat

 

Na Mszę świętą i Tyski Wieczór Uwielbienia przyjeżdżam od około 3 lat. Zazwyczaj po spowiedzi, nazwijmy to w miarę mocny w Panu. Na XXV wieczór przyjechałem, nieprzygotowany rozbity wewnętrznie problemami z  mijającego tygodnia. Głównym problemem był mój stosunek do pracy, tej dodatkowej, którą wykonuję dorywczo raz w miesiącu, albo, jeżeli jest możliwość kilka razy w miesiącu. Mimo, że wykonuję ją już od 11 lat, często (albo nawet zazwyczaj) dzień przed tą pracą byłem podenerwowany, pełen pretensji do żony, dzieci, otoczenia – słowem pełen braku pokoju i  zapanowania nad sobą. Po tej pracy jak zwykle rozbity zawsze sobie mówiłem – następnym razem już tak nie będzie, będzie lepiej, zapanuje nad sobą i sytuacją. Podczas wieczoru, w czasie szczególnej modlitwy do Ducha Świętego, pojawiła się prośba abym oddał ten problem z dodatkową pracą – gdy powiedziałem Panu ‘tak’ na to, że jest ona dla mnie problemem, nad którym nie panuję – pojawiło się pytanie jakby o ciąg dalszy, czy oddaję nie tylko ostatnie zdarzenie, ale wszystkie poprzednie prace z tych 11 lat. Pojawiły mi się one jak góra lodowa, a  raczej ta część, która jest pod wodą (około 9/10) – znowu mówię „tak” na to wszytko co było.  Ale ulga, z całym balastem nieradzenia sobie z  tematem, nie tylko pojedynczy dniem pracy, mogłem zwrócić się do Ducha Świętego. Myślałem sobie, że dotkniecie całości tematu pracy dodatkowej jest kwintesencją tej modlitwy, że teraz to już kwestia zawierzania. A  tu znowu pytanie – te prace podjąłem gdy zwolniony zostałem z pracy. Co z  tym przełożonym, który niespodziewanie mnie zwolnił? Już kiedyś modliłem się za niego, wobec mówię „tak”, dziękuję za tę osobę. No cóż, ostatnio gdzieś  przypominane mi było targowanie się Abrahama z Bogiem o  uratowanie Sodomitów. A tutaj pytania ciąg dalszy, o coś a raczej o kogoś, którego intrygi sprawiły moje zwolnienie. Tego nigdy nie przerabiałem dotychczas na modlitwie. A ponieważ, na wieczorze, była to modlitwa trochę szczególna, bo z Duchem Świętym, szybka decyzja bez targowania się „tak”, dziękuję za Tą osobę, i za wszystkie dalsze wydarzenia wynikłe dla mnie po zwolnieniu. Dziękuję Duchu Święty, za te wewnętrzne łzy radości, za ten prawie, że zapomniany pokój i możliwość swobodnego zwracania się do Ciebie, który nastąpił po tym może przydługim, ale cierpliwym Twoim pytaniu się o konkretne sprawy. Chwała Panu, za cierpliwość! Nie napisałbym tego, gdyby nie na samym końcu wieczoru prośba prowadzącego (może nawet trochę natrętna), aby nie zachowywać dla siebie darów, ale próbować się z nimi dzielić np. poprzez świadectwo.

Krzysztof, 52 lata

 

Chcę oddać chwałę Bogu i zaświadczyć jak porusza moje serce i działa w  moim życiu. Bardzo potrzebowałem przyjechać na XXV wieczór uwielbienia. Nasza rodzina szczęśliwie się powiększa, ale ja nie potrafię znaleźć lepiej płatnej pracy. Wiem, że Jezus troszczy się o nas, ale czasami przychodzą chwile zwątpienia. Tego wieczoru szczególnie poruszyły mnie słowa, że codziennie możemy przeżywać uwielbienie w naszych rodzinach na wspólnej modlitwie. Niestety, choć należymy do Oazy Rodzin w ostatnich miesiącach zaniedbałem modlitwę rodzinną, więc odebrałem te słowa, jako wezwanie do odnowy naszej rodzinnej modlitwy. Zrozumiałem też na nowo, jakim cennym jest ona skarbem dla naszej rodziny. Zrodziło się też w  moim sercu pragnienie naśladowania  Jezusa miłosiernego. On tyle razy mi wybacza, a ja niestety mam tendencje do pielęgnowania urazów. Teraz staram się przebaczać od razu w swoim sercu. Wielkim umocnieniem dla mnie były słowa skierowane do zatroskanych ojców rodzin, w których Jezus zapewniał, że jest z nami i podołamy spotykanym trudnością, bo On obdarza nas swoją łaską i niesie na swoich ramionach. Dziękuję Ci Jezu, chwała Tobie i cześć.

Piotr, 39 lat

 

Napiszę krótko. Choć wszyscy, z którymi się umawiałam na przyjazd w  ostatnią sobotę TWU zrejterowali, przewalczyłam poddanie się w sobie i  wbrew późnej porze przyjechałam. I wiem, że miałam z Wami być. Jezus przyłapał mnie na gorącym uczynku – pomimo wielkich obietnic i chęci uwielbienia Go, przyszłam „celebrować swoje smuteczki”. Ksiądz Piotr nazwał to w punkt. To dowód na działanie Ducha Świętego. Z ludzkiego punktu widzenia jestem życiowym bankrutem – bez pracy, bez pieniędzy, bez kontaktów i sukcesów. Na dodatek z wieloma mniej, lub bardziej dojmującymi chorobami. Nawet dawałam szanse Panu Bogu na uzdrowienie mojej krótkowzroczności i zostawiłam okulary w torbie, ale… jeszcze nie teraz. Jeszcze muszę je nosić. Trudno mieć serce pełne uwielbienia żyjąc na marginesie życia, będąc wykluczonym i jak już pisałam powyżej –  po ludzku niewartym znajomości. Ale pomimo i wbrew ufam, że Jezus mnie kocha i wyprowadzi z tej nocy ciemnej w najwłaściwszym momencie. Że jest ze mną i tylko dzięki niemu żyję. Nie mam depresji, myśli i prób samobójczych. Że to, co przeżywam i w czym muszę się co dzień odnajdywać, jest Mu potrzebne. Jest mi potrzebne. Wszyscy słyszeliśmy, jak podczas uwielbienia zły duch demonstrował swoją obecność. Wtedy się popłakałam z przerażenia. Nie ze strachu. Nie było go we mnie. Z  przerażenia, że to zło jest takie bliskie, namacalne i mogę dać mu szansę, żeby we mnie zapuściło korzenie. Jezus pokazał mi wtedy, że mam mu jeszcze wiele do oddania i pokazania, ale dopóki będę przy Nim, nic złego mi się nie stanie. Nic złego mnie nie spotka. Bo jestem „Jego umiłowaną córką i strzeże mnie, jak źrenicy oka”. I że Kościół jest moją Wspólnotą a sakramenty tym darem, którego nic mi nie zastąpi. Kocham Cię Trójco Święta moim małym, upartym sercem. Zmieniaj mnie według Twoich planów!

Joanna, 37 lat

 

XXV Tyski Wieczór Uwielbienia był moim kolejnym, mimo że wcale nie planowałam jechać. Nie czułam się najlepiej, ale koleżanka miała wolne miejsce w samochodzie i zapytała czy pojadę. Zgodziłam się. Byliśmy wcześnie i dręczyło mnie pytanie, w jakiej intencji ofiarować tę modlitwę. Gdy już zaczęła się modlitwa bardzo chciałam dotknąć Jezusa, którego wcześniej przyjęłam do serca. Chciałam by na mnie spojrzał, ale byłam za daleko. Gdy kapłan przechodził wyciągnęłam rękę i Pan Jezus już pokazał mi, że mnie widzi. Modliłam się w ciszy, gdy prowadzący powiedział: Jezus chce przyjść do Kasi, która ma w sercu pełno ran zadanych przez rodziców, ma także zakłamany obraz własnej wartości, nosi w sercu ból i nienawiść. Modliłam się jeszcze bardziej. Pojawiły się wątpliwości czy to na pewno do mnie. Prowadzący powiedział, że takich osób jest więcej. Poczułam smutek i niepokój, serce zaczęło bić coraz mocniej i nie bardzo wiedziałam, co mam robić i dalej usłyszałam, że Jezus prosi by te osoby powierzyły mu te sprawy w sakramencie pokuty. Poczułam potrzebę zawierzenia relacji mojej z tatą i poszłam do księdza. W chwili ciszy usłyszałam niedosłownie „módlmy się za te wszystkie osoby z poranieniami a w szczególności…. i Katarzynę” Jezus powiedział mi, że miłość Jego mi wystarczy On mnie nie zostawi. Gdy kapłan modlił się nade mną poczułam drganie całego ciała a po nich ogromny pokój w  sercu i radość. Wiem to, że Bóg będzie działał dalej, ale owoce już są widoczne, ponieważ nienawiść do siebie i innych już nie ma miejsca w  moim sercu, bo gości w nim miłość samego Boga. Niesamowity pokój i  poczucie bezpieczeństwa to coś, czego mi brakowało i prosząc to otrzymałam. Nauka zaufania Jezusowi jeszcze przede mną, ale wiem, że to On jest Drogą, Prawdą i Życiem. Za wielką miłość, jaką Bóg obdarza każdego dnia każdego człowieka. Chwała Panu!

Kasia, 17 lat

 

Pragnę podzielić się swoim świadectwem z XXV Wieczoru Uwielbienia w  Tychach, był to mój drugi Wieczór Uwielbienia. Nie myślałam o sobie modliłam się za moja rodzinę, ale w trakcie Wieczoru odczuwałam silny ból promieniujący od dużego palca u nogi. Od ponad roku nie mogłam założyć butów na wysokim obcasie z powodu osłabiającego bólu, który promieniował od kości dużego palca. Pomyślałam wtedy a może ustąpi mi ta dolegliwość, podczas modlitwy za osoby cierpiące na choroby kręgosłupa… i osoby, które maja chore stopy, odczułam lekkie ciepło i  ból ustąpił. Mogę chodzić bez bólu (również w butach na obcasach). Chwała Panu.

Alina

 

Zadzwoniła do mnie moja znajoma Iwona i zapytała czy z Dominiką (moją córką) nie pojechałybyśmy z Weroniką (córką Iwony) na Tyski Wieczór Uwielbienia (czerwiec br). Wyjaśniła że to taka msza na której modli się o uzdrowienie, łaski dla najbliższych a także dla siebie i taka msza z modlitwą trwa ok.3 godzin. I dobrze żeby Dominika pojechała, bo bardzo się pogubiła, chociaż to moje jedyne zdrowe dziecko. To akurat była prawda, więc się zdecydowałam i zabrałam jeszcze pięcioletniego synka Szymonka, który ma orzeczoną niepełnosprawność z powodu przewlekłego zapalenia krtani a ponadto refluks żołądka i puchnie po ukąszeniu komara, co może doprowadzić do zgonu, gdy pomoc nie będzie udzielona na czas. Zabrałam go, choć nie wiedziałam jak dam z nim radę. W domu została z teściową moja najstarsza córka Magdalena, która również posiada orzeczenie o niepełnosprawności z powodu upośledzenia umysłowego, padaczki, skoliozy, wady wzroku. Więc pojechałam modlić się o  cud dla moich dzieci żeby wyzdrowiały, a dla Dominiki żeby odnalazła właściwą drogę i znowu zaczęła się uczyć i była szczęśliwa jak przed gimnazjum. Dla siostry by w końcu poszła do lekarza, bo bardzo cierpiała, a jeszcze bardziej bała się lekarzy, by się przełamała. Podziękować za mojego męża to najlepszy człowiek na ziemi jakiego spotkałam. Na końcu dodałam, że jeśli lista nie jest dla Boga za długa to w pakiecie poproszę o to by nogi mi nie sztywniały i kręgosłup mniej bolał bym mogła  opiekować się Magdą i Szymkiem, ale dzieci i siostra są najważniejsi. Wróciliśmy i cały czas czekałam czy coś się zmieni i po trzech dniach zdałam sobie sprawę, że nogi mi nie zesztywniały ani razu. Ale poczekałam do niedzieli, bo nic tak źle nie działało na moje nogi jak posadzka w kościele. Kiedy klękałam dzieci pomagały mi wstawać albo musiałam się przytrzymać się ławki, bo tak normalnie to się nie dało. Jakie było zaskoczenie Dominiki, kiedy kiwnęłam głową, że nie potrzebuję pomocy przy wstaniu ani przy staniu, że nogi nie zdrętwiały natychmiast jak wcześniej. Okazało się, że moja siostra jest w ciąży i we wrześniu urodzi. Dziecko jest zdrowe jak na tą chwilę i mam nadzieję, że ta historia będzie taką ze szczęśliwym zakończeniem. Bogu niech będą dzięki za to, co dostałam a na resztę będę cierpliwie czekać i modlić się!!!

Emilia, 33 lata

 

Na Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam pierwszy raz. Wyjazd zaproponowała mi moja przyjaciółka. Pomyślałam, że dobrze mi to zrobi i  pojechałam. Byłam ciekawa, co mnie na nim spotkam, bo wiele nasłuchałam się na temat tego, co się na nim dzieje. Jednak sama chciałam się na własnej skórze przekonać jak to jest naprawdę. Najpierw była msza, potem nadszedł czas na modlitwy w konkretnych intencjach. Pierwszą z nich była modlitwa za osoby, które zagubiły się w ostatnim okresie swojego życia, za to, co przeżyły – nie pamiętam już dokładnie słów prowadzącego, ale pamiętam, iż gdy tylko usłyszałam pierwsze słowa, serce zaczęło walić mi jak oszalałe, moje ciało przeszedł dreszcz i  zaczęłam płakać takim prawdziwym, nieukrywanym, potrzebnym i kojącym płaczem. Czułam, jakby te słowa były skierowane właśnie do mnie. Jestem tego pewna, bo czułam to cała sobą. Bardzo pragnęłam, żeby Pan Bóg mnie ukoił, choć i zrobił naprawdę wiele. Pomógł mi wstać i się pozbierać po moich przeżyciach, pomógł mi przetrwać i otworzył moje serce na drugiego człowieka, którego poznałam w krótkim czasie po TWU, a o którego się tak modliłam i nadal się modlę, żeby Bóg upewnił mnie, że to osoba mi pisana. Dziękuję Ci Boże z całego serca za to, co dla mnie zrobiłeś.

Weronika, 23 lata

 

Na XXV Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam modlić się za córkę Kasię, która jest po drugim przeszczepie wątroby. Gdy okazało się, że znowu drogi żółciowe zawodzą, wyniki coraz gorsze i córka nie mogła spać z powodu nieznośnego swędzenia skóry, pozostał ostatni ratunek, JEZUS. Zaczęła następować stopniowa poprawa, ale ze strachem czekaliśmy na kolejne badanie we wrześniu. Czwartego września dowiedziałam się, że wyniki córki są bardzo dobre. Chwała Panu!

Rita

 

Cieszę się, że mogę dać świadectwo, łaski Bożej, której doświadczyłam na XXV Wieczorze Uwielbienia i doświadczam w całym życiu. Pierwszy raz piszę jakiekolwiek świadectwo. Jestem osobą chorującą psychicznie od 11 lat. Trzy razy z przymusu byłam w szpitalu psychiatrycznym, raz dobrowolnie. Ponieważ moje psychozy dotyczą złego ducha, miałam kontakt z  kilkoma egzorcystami z różnych diecezji. Zły duch nie ujawnił się we mnie, ale zawsze był niepokój, że może jest jeszcze nierozpoznany. I  taki niepokój, gorąco i duszno zrobiło mi się podczas procesyjnego wejścia kapłanów i służby liturgicznej na XXV Wieczorze Uwielbienia. Oddawałam się Matce Bożej i błogosławionej Karolinie. Gdy rozpoczęła się Msza św. uspokoiłam się. Podczas kazania Kapłan wspominał ks. prof. Szymika, którego teksty czytałam w Gościu Niedzielnym i bardzo mi się podobają; Ojca św. Benedykta XVI, który jest mi bliski oraz błogosławioną Chiarę Badano, której zdjęcie wisi w moim pokoju, od której pragnę się uczyć oddania Jezusowi. Ona zrobiła to przez 25 min, a  ja nie potrafiłam uczynić tego przez 36 lat. Cała msza św. była piękna, choć mi podoba się na każdej Eucharystii, nawet gdy jest tylko kilkoro wiernych w kaplicy, czy kościele. Odczuwałam równocześnie radość i  niepokój. Radość, że tu jestem i niepokój, że zły może za chwilę ujawnić się we mnie. Uspokajałam się widząc osoby porządkowe w żółtych chustach. Wiedziałam, że one mi pomogą, jeśli by coś się zaczęło dziać, a  przede wszystkim byłam w Domu Bożym z kapłanami i siostrami zakonnymi. Wiedziałam, że mi pomogą. Kiedy nadszedł moment komunii św., bardzo chciałam przyjąć Pana Jezusa, lecz ksiądz odsuwał się w inne miejsce. Myślałam, że Pan Jezus nie chce przyjść do mojego serca. Gdy otrzymałam Hostię, byłam już spokojna i wdzięczna Jezusowi za Jego samego. Podczas adoracji wystawionego Najświętszego Sakramentu wybrałam sercem Pana Jezusa na mojego Pana i Zbawiciela. Czego nie potrafiłam uczynić podczas oazy I stopnia Ruchu Światło- Życie w Muszynie-Złocka, a na który to moment czekałam 21lat. Ogromnie się cieszę i pragnę przyprowadzić do Pana, moich bliskich w różny sposób poranionych, schorowanych i ubogich, by ich także dotykał i byśmy mogli Go uwielbiać, Chwała Panu. O Trójco Przenajświętsza uwielbiam Cię.

Aneta, 36 lat

 

Wybierałam się drugi raz na Tyski Wieczór Uwielbienia, gdy dwa dni wcześniej moja wnuczka Dorotka uległa wypadkowi, po którym pozostała w  śpiączce. Jeszcze tej samej nocy gorąco prosiliśmy o modlitwę rodzinę, przyjaciół i znajomych. W intencji odzyskania przez nią zdrowia modliły się wspólnoty i kapłani. W dwa dni po wypadku wzięłam udział w Tyskim Wieczorze Uwielbienia, prosząc Ojca Dobroci i Łaski o przywrócenie nam Dorotki. Dwa dni później Dorotka wybudziła się ze śpiączki i dzięki staraniom lekarzy przez kolejne dwa tygodnie odzyskiwała funkcje umysłowe i siły fizyczne. Miała jednak trudności z oddychaniem i  planowano zabieg chirurgiczny na krtani. Dalsze dwa tygodnie leczenia i ciągle zanoszone do Pana Boga modlitwy (także za wstawiennictwem św. Rity i św. Jana Pawła II) przyniosły poprawę zdrowia do tego stopnia, że zabieg okazał się niekonieczny. Dorotka jest taka jak przed wypadkiem. Modlitwy tak wielu życzliwych osób zostały wysłuchane przez Miłosiernego Boga. Bardzo dziękujemy za modlitewne wsparcie! CHWAŁA PANU!

Urszula

 

Pragnę podzielić się świadectwem z mojego uzdrowienia. W lutym 2014 roku byłam wraz z Oazą Dorosłych na wyjeździe integracyjnym. Od dłuższego czasu bolała mnie pięta, był to bardzo intensywny ból, utrudniający chodzenie. Podczas modlitwy Pan Jezus powiedział do nas, że przychodzi leczyć nasze stopy. Od tego czasu ból bardzo zelżał a  całkowicie zniknął po Wieczorze Uwielbienia, który odbył się po naszym powrocie. Od tego czasu ból już nie powrócił.

To nie jest jedyne uzdrowienie, którego doświadczyłam podczas Wieczoru Uwielbienia. Chciałabym się podzielić jeszcze jednym uzdrowieniem, które miało miejsce na jednym z pierwszych TWU. Miałam bardzo mocny ból biodra a co za tym idzie trudności z chodzeniem i staniem. Po tym TWU, chociaż nie prosiłam i nie modliłam się w tej intencji zostałam uzdrowiona. Chociaż minęło już kilka lat, ból nie powrócił. Chwała Panu!

Iwona

 

Na XXV Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z mężem, mamą i jej koleżanką. Był to trzeci taki wyjątkowy wieczór. Przyjechałam aby szczerze porozmawiać z Jezusem i powiedzieć mu o moim wielkim bólu który nosiłam w sercu. W lutym bieżącego roku zmarł mój 3 miesięczny syn Miłosz. W moim sercu rodziło się pytanie Czy już nie cierpi i czy jest mu dobrze tam w niebie? Opanował mnie ogromny smutek i żal. W tym momencie usłyszałam słowa: „Kobieto, czemu płaczesz, twój syn żyje!!!”. Wiedziałam od razu że te słowa zostały skierowane do mnie. Poczułam że powinnam otworzyć oczy choć były zalane łzami i spojrzeć w lewą stronę. Okazało się że Jezus ukryty w Najświętszym Sakramencie błogosławi mnie, mojego męża i moją mamę. Moja mama przyjechała po raz pierwszy. W jej sercu rodziło się pytanie co stało się z jej mężem i wszystkimi zmarłymi którzy odeszli już do wieczności. Do niej też padły słowa poznania: „Nie płacz twój mąż i twoi bliscy zmarli żyją”. Jedno poznanie za drugim i odpowiedz na nasze pytania. I taki spokój i zapewnienie że nie mamy się już martwić o naszych bliskich. Ona także poczuła że Jezus jest bardzo blisko. Chwała Panu!!!

Magdalena i Bogusława

 

W sobotę byłam po raz pierwszy na Tyskim Wieczorze Uwielbienia, jestem pod ogromnym wrażeniem. Od dawna zmagam się problemami. Od września miałam odprawione przez księdza trzy egzorcyzmy. Przyznam szczerze że wiele mi nie dały, na chwilkę było dobrze, a później podwajało moc. Na ostatnim spotkaniu ksiądz egzorcysta stwierdził, że nie jest w stanie już nic zrobić i mam poszukać parafii w której odprawiana są Msze z  modlitwą o uwolnienie. Przeszukując internet natrafiłam na TWU (to był chyba kwiecień jak dobrze pamiętam). Czas do czerwca był odległy, próbowałam w międzyczasie „znaleźć” w innym kościele wspomnianą Mszę. Kiedy nadchodził termin zwyczajnie w świecie zapominałam o nim. Około trzech dni przed TWU przypomniało mi się, że nadchodzi 14.06 i „coś” w  tym czasie ma być. W jednej chwili mnie oświeciło i już wiedziałam o co chodzi. Po wejściu do kościoła od razu ustawiłam się do spowiedzi, kolejka była na prawdę spora. Przez pierwsze 10 min trochę się „ruszyło” do momentu Komunii św. kolejka ani drgnęła. Nagle „skurczyła” się o ¾ , już się zbliżyłam do konfesjonału na tyle że powinno starczyć „niewiele” czasu abym była wyspowiadana. Nic z tego, kolejka znowu ani drgnie. Kiedy zaczęło się czuwanie a ksiądz chodził z Najświętszym Sakramentem po kościele, ja byłam już bliziutko konfesjonału, prowadzący zaczął modlić się w poszczególnych intencjach. Kiedy ksiądz zbliżał się z Najświętszym Sakramentem w moim kierunku usłyszałam że zostaną uwolnione trzy, a za moment słyszę że to mają być cztery osoby obok których obecnie przechodzi. Kiedy zostało powiedziane „cztery osoby” chciałam iść do konfesjonału bo nadeszła moja kolejka, i doznałam „szoku” ludzie stali dosłownie jak kłody, twardzi, nie można było przejść, jakby „coś” mnie blokowało żebym jeszcze nie odeszła z tego miejsca, odwróciłam się i w tym momencie spojrzałam na Najświętszy Sakrament który był obok mnie. Niestety z nadmiaru emocji, również z  pilnowania kolejki nie usłyszałam dokładnie, jakie słowa wypowiadał prowadzący. Chcę jeszcze wspomnieć że w trakcie czekania do spowiedź czułam ciepło na całej długości rąk (ręce miałam swobodnie opuszczone i  złączone na dole) jakby „ktoś” mnie chustą otulił a ręce i ramiona tworzyły serce. Chwała Panu.

Ewa