Mam na imię Beata, obecnie mam 27 lat. Pierwszy raz na Tyski Wieczór Uwielbienia zabrała mnie moja siostra Kasia, było to 1.06.2013 r. Wtedy moje życie było pogmatwane. Żyłam w wielkim i ciężkim grzechu, jakim jest rozbicie cudzego małżeństwa. Z partnerem byłam związana 5 lat, mam z nim 3-letnie dziecko. Żyłam w ciężkim grzechu. Pod koniec tego związku moje sumienie nie dawało mi spokoju. Nie umiałam poradzić sobie z wyrzutami. Nie umiałam już tak dalej żyć, wiedząc, co zrobiłam i jak skrzywdziłam innych ludzi. Często wybuchałam ogromną złością, bardzo mocno kłóciłam się wtedy ze swoim partnerem. Sytuacja była tragiczna, moje życie było okropne. Wtedy moja siostra zabrała mnie na TWU. Na tym wieczorze poprosiłam Pana Jezusa o to, by mi pomógł wyjść tego ciężkiego grzechu i żeby pomógł naprawić to zło, które wyrządziłam. Chciałam, żeby mężczyzna, którego zabrałam obcej kobiecie, wrócił do żony i dziecka. Żeby żona dała mu jeszcze szansę i żeby wybaczyła. Sytuacja ta była bardzo trudna, ale dla Boga przecież nie ma nic niemożliwego! Minął miesiąc od TWU, wtedy rozstaliśmy się z partnerem. On wrócił do żony i dziecka. Żona mu wybaczyła i znowu są rodziną. Ja zostałam sama z dzieckiem, ale jest mi dobrze. Jestem blisko Pana Jezusa, On daje mi siły i łaski, i miłość, której potrzebuję. Zbliżyłam się do Niego przez to wszystko jeszcze bardziej. Jezus jest mym Panem, Jezus jest przyjacielem, Jezus jest moja miłością. (…) Chwała Panu!
Beata, 27 lat
Przyszłam na XXII Tyski Wieczór Uwielbienia po raz pierwszy. Przyszłam właśnie uwielbiać, bo mam za co dziękować: jestem zdrowa, mam wspaniałe dzieci – również zdrowe. Prosiłam o łaski dla siostry, dla rodziny, dla znajomych. Był jednak moment, kiedy prowadzący mówił o tym, by pomyśleć też o swoich dolegliwościach i sprawach, żalach. Pomyślałam o tym, jak kłócę się z moim mężem i jak często czuję się nieszczęśliwa, kiedy mi wytyka wady, w ogóle kiedy jesteśmy na siebie źli. To właściwie jedyna rzecz, która powoduje, że jestem najczęściej nieszczęśliwa. Muszę powiedzieć, że od czerwca tego roku moje relacje z mężem są lepsze, bo to Jezus je uleczył. Panie, dziękuję Ci, że jesteś dobry dla mnie! Przecież wszystko mam: zdrowie, dom i jeszcze mój mąż staje się lepszy. To raj na ziemi!
Sylwia, 36 lat
W dniu 19 października 2013 roku po raz pierwszy uczestniczyłam w Tyskim wieczorze Uwielbienia. Modliłam się za pewną rodzinę, aby Pan Jezus obdarzył ich potomstwem, gdyż nie mają dzieci. A także dziękowałam Panu Jezusowi za wszystko czegośmy doświadczyli w dwóch ostatnich latach. Że nie wpadłam w rozpacz, gdyż mój syn popełnił samobójstwo, a mąż umarł nagle na zawal serca. Nagle usłyszałam głos jak Pan Jezus mówi, że siedzi tutaj matka której syn popełnił samobójstwo. Powiedział (Pan Jezus), że nas kocha. Rozpłakałam się i nastąpiła radość w moim sercu i Boży pokój. Chciała dać świadectwo, że choć w życiu jest bardzo trudno, serce z bólu krwawi, to Pan Jezus nigdy nas nie opuszcza, jest naszą siłą i mocą, miłością i radością, pokojem i nadzieją naszego życia. Czego doświadczyłam na XXIII TWU, za co Panu Jezusowi z całego serca dziękuję, że wejrzał na mnie i moje dzieci. Daję świadectwo żeby nigdy nie wątpić i nie mówić ‘dlaczego’, tylko zgadzać się we wszystkim z wolą Bożą i zaufać Panu. To będzie pokój i radość w sercu. Choć są ciężkie dni w życiu codziennym i różne myśli przychodzą to zaraz słyszę głos jak mówi „Jezus nas kocha”. Dziękuję Ci Panie Jezu za wszystko co dla nas uczyniłeś. Bądź uwielbiony Jezu. Chwała Panu!
Danka, lat 51
Na XXII TWU w październiku 2013 r. pojechałam z wieloma intencjami, ale tak bardzo bolał mnie kręgosłup, że nie mogłam wytrzymać z bólu. Mamy niepełnosprawnego syna, który nie chodzi i trzeba go przenosić w różne miejsca, na czym cierpiał mój kręgosłup, który już od kilku miesięcy rehabilitowałam, jeździłam regularnie na masaże. Pamiętam, że na TWU było bardzo dużo uwolnień. A ja tak sobie myślałam w sercu ze łzami w oczach z bólu: „Panie mój, wiem że te osoby są bardzo ważne i cieszę się, że je uwalniasz od złego, ale co z osobami cierpiącymi na bóle kręgosłupa?” I w tym samym momencie padły słowa poznania: „Pan chce uzdrowić te osoby, które cierpią na bóle kręgosłupa, na różne dolegliwości z tym związane. Jest ich tak dużo, że nie sposób ich wszystkich wymienić.” W tym samym momencie przez mój chory kręgosłup przeszło ogromne ciepło. Zrobiło mi się bardzo lekko i czułam, jak ból odchodzi. Staram się dzielić ze wszystkimi w mojej miejscowości o tym, jakiego cudu Pan dokonał dla mnie. Chcę jeszcze podzielić się z Wami tym, jaki PAN jest wielki dla wszystkich, którzy z czystym sercem proszą Go o to. Chwała Panu!
Anna, 37 lat
XXII Tyski Wieczór Uwielbienia – Wiosna 2013 r. Usłyszałam słowa: „Jest wśród nas kobieta chora na raka piersi i jeszcze o tym nie wie. Uzdrawiam cię, siostro.” Od tego momentu te słowa dźwięczały mi w uszach. W grudniu zrobiłam USG, a na drugi dzień guz został wycięty. Okazało się, że jestem chora. Od stycznia 2014 r. do marca brałam chemię, a w kwietniu miała miejsce operacja. Kolejne badania wykazały, że jestem całkowicie zdrowa. Biorę jeszcze leki hormonalne. Przez cały czas miałam w pamięci słowa: „Ja ciebie uzdrawiam”. Dostałam dar, o który nie prosiłam, a który uratował mi życie. Pan wie wszystko. Dziękuję za uzdrowienie, za miłość, za opiekę. Chwała Panu!
Katarzyna, 46 lat
Szczęść Boże. Od kilkunastu lat co jakiś czas miałem koszmarne sny, raz rzadziej, raz częściej, gdzie nachodził mnie szatan przybierając jakąś postać złego, lub jakieś trupy. Zawsze w tych snach próbowałem z nimi walczyć, ale zawsze przegrywałem bezsilny i nieumiejący się obudzić. W tym wielkim przerażeniu, na końcu, gdy już nie umiałem sobie poradzić, zaczynałem przeraźliwie wyć, co było słyszalne i również przerażające dla tych, co spali obok. Uczestniczyłem najpierw w Seminarium Odnowy Wiary, gdzie na jednej z konferencji ksiądz egzorcysta powiedział, że dobra spowiedź św. więcej znaczy niż egzorcyzm. Przystąpiłem do spowiedzi wyznając swoje dziwne sytuacje. Uczestniczyłem raz w wywoływaniu ducha. Niby nic się nie wydarzyło, ale takie coś miało miejsce. Korzystałem też z usług lekarki homeopaty, która pomagała mi, moim dzieciom i mojej żonie. Gabinet tej pani doktor był bardzo dziwny: było w nim dużo figurek z sowami, jak również mnóstwo książek z dziwnymi tytułami, np. „Bóg urojony”. Korzystałem także z różdżkarstwa. Po zakończeniu seminarium zorganizowano nam wyjazd na XXII TWU. Do Tychów jechaliśmy trzy godziny. Pierwszy raz uczestniczyłem w tak wspaniałej Eucharystii. Gdy Jezus przechodził koło mnie, tak mocno biło mi serce, ogromne miałem ciśnienie w piersi. Później był spokój i radość wewnętrzna. Od czasu seminarium koszmarne sny już się nie powtórzyły. Byliśmy także na XXIII TWU – wielka radość uwielbiać Jezusa.
Łukasz, 36 lat
XXII Tyski Wieczór Uwielbienia był chyba moim piątym Wieczorem, lecz jest to pierwsze świadectwo, które przesyłam. Choć od dziecka wierzyłam w Boga i nigdy nie przestałam uczęszczać na niedzielną Mszę, to w pewnym okresie życia zaczęłam interesować się filozofią i religią Dalekiego Wschodu, medytacją oraz New Age. Nie miałam wtedy świadomości, że fascynacja takimi rzeczami jest bałwochwalstwem. Zaczęłam być nękana przez demony. Tego, jak okropne było to doświadczenie, nie da się opisać słowami. Trwało to ponad rok i przemieniło mnie całkowicie. Czułam, jakby coś we mnie zostało złamane. Mimo tego, że odmówiono nade mną modlitwę o uwolnienie i nękania ustały, wciąż czułam ogromną ranę w moim sercu, która nie chciała się zagoić. Na myśl o tym, co się stało, zbierało mi się na płacz. Byłam przepełniona strachem. Na pierwszym TWU ksiądz z Jezusem w Najświętszym Sakramencie zatrzymał się nade mną. Podczas następnych TWU nie miałam żadnych spektakularnych doznań, choć bardzo pragnęłam zmiany w moim życiu i uzdrowienia. Wciąż czekałam na to, aż Jezus pochyli się nade mną i uleczy mnie. XXII Tyski Wieczór był dla mnie piękny. W momencie gdy modlono się za osoby dotknięte obecnością złych duchów, klęczałam. Nagle poczułam, że Jezus jest tuż obok mnie i dotyka mojego serca. Zaczęłam płakać. Cały smutek, żal, rozpacz i bezradność spowodowane nękaniem zniknęły. Ciężar spadł mi z serca. Później, podczas wspólnej modlitwy, otrzymałam dar języków i zaczęłam wielbić Boga z ogromną radością i pokojem. Gdy wracałam do domu, obawiałam się, że to przeżycie było tylko chwilowe, lecz następnego ranka obudziłam się z lekkim sercem. Teraz wiem, że jestem uzdrowiona i za to chwała Panu!
Sara, 19 lat
Po raz pierwszy byłam na XXII Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Zostałam namówiona przez koleżankę, która ostatecznie jednak nie mogła pojechać, więc pojechałam sama. Zawsze wyobrażałam sobie, że Bóg ma tyle ludzi na ziemi, iż taka osoba jak ja w ogóle jest w tłumie niezauważalna, pewnie nie wie o moim istnieniu. Są ludzie na pewno bardziej wierzący niż ja i godniejsi Bożej uwagi. Byłam takim niedowiarkiem. Jak taki Król, jedyny Władca może mnie dostrzec? Nagle usłyszałam na własne uszy: „Aleksandro, dlaczego nie wierzysz? Ja jestem przy tobie i przy twoich bliskich przez cały czas.” Nogi się ugięły pode mną, bo wiedziałam, że Pan kieruj te słowa o mnie i chce mnie przekonać o swojej obecności i o tym, że nawet zwykła szara osoba, taka jak ja, jest niezapomniana. Chwała Panu!
Aleksandra
Na XXII Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam za namową córki. Miałam zupełnie inne plany na ten sobotni wieczór, lecz gdy córka poprosiła, abym pojechała z nią, zgodziłam się bez namysłu. Jadąc do Tychów pomyślałam, że skoro nie zamierzałam z własnej woli wziąć udziału w Tyskim Wieczorze Uwielbienia, to moje modlitwy i mój udział ofiaruję nie w swojej intencji, lecz poproszę o łaskę nawrócenia dla dwóch bliskich memu sercu osób, które w ostatnim czasie pogubiły się w życiu. Nie oczekiwałam jakiegoś spektakularnego znaku, po prostu modliłam się gorliwie za te osoby, oddając wszystko w ręce Pana. Gdy pod koniec usłyszałam, że Jezus pragnie wysłuchać modlitw tych ludzi, którzy być może czują się niewysłuchani, a którzy znaleźli się tu nie z własnej woli, lecz zostali przez Niego przyprowadzeni, aby otrzymać łaskę – poczułam, że te słowa są też skierowane do mnie. Ucieszyłam się, że ci dwaj ludzie odnajdą drogę do Boga, ale po pewnym czasie odkryłam coś jeszcze. Otóż odkryłam prawdziwy sens modlitwy wstawienniczej. Dotychczas, gdy modliłam się o coś, zwykle było to bardziej roszczenie niż prośba. Oczekiwałam, że jeśli modlę się o coś dobrego, to Bóg powinien wysłuchać mnie szybko. Było to żądanie niecierpiące sprzeciwu, a nie prośba – takie faryzejskie „targowanie się” z Panem Bogiem, gadatliwość na modlitwie, którą Jezus piętnował. Po Wieczorze Uwielbienia zaczęłam modlić się zupełnie inaczej, pamiętając słowa Pana, że moja modlitwa zostanie wysłuchana we właściwym czasie, gdyż tylko On wie, kiedy będzie ten najlepszy moment. Teraz modlę się z ufnością, nie poganiam Pana Boga i nie trwożę się, że ci dwaj bliscy mi ludzie nadal żyją z dala od Niego. Uwierzyłam, że obaj wrócą we właściwym czasie. Być może nie nastąpi to szybko, być może jest im potrzebne doświadczenie syna marnotrawnego z przypowieści, który musiał bardzo nisko upaść, aby powstać. Modlę się za nich wytrwale i bez lęku. Modlę się, dziękując za obietnicę. Ufam, że Bóg czuwa nad nimi. Modlę się, aby rozeznali Bożą wolę i wypełnili ją. Wkrótce potem zaczęłam więcej czasu i uwagi poświęcać modlitwie uwielbienia i dziękczynienia, którą wcześniej zaniedbywałam, skupiając się na modlitwie prośby. Nie mam wątpliwości, że to skutek zmiany mojego podejścia do modlitwy w ogóle, a więc kolejny owoc Wieczoru Uwielbienia. Chrystus nie tylko dał mi nadzieję, ale przede wszystkim uzdrowił moją chorą relację do Niego i moje chore pojęcie modlitwy. Chwała Panu!
Anna
1 czerwca 2013 po raz pierwszy uczestniczyłam w Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Nie wiedziałam o tym, że będzie to dla mnie tak ważny i tak wielki czas. Jechałam na mszę i modlitwę, do której zachęciła mnie moja kochana przyjaciółka. Miał to być wyjątkowy czas, ale nie wiedziałam o tym, że znajdę się tak blisko Pana Jezusa, i że tak mocno poczuję tę bliskość. Pierwsze zaskoczenie jakie przeżyłam to moment, kiedy zauważyłam ile samochodów, a nawet autokarów przyjechało z wiernymi. Zapaliło mi się w głowie światełko, że to będzie rzeczywiście coś niezwykłego. Po mszy, w bardzo pięknej oprawie rozpoczęły się modlitwy. Nigdy nie miałam okazji uczestniczyć w takich modlitwach. Słyszałam o działaniu Ducha Świętego, o darze modlitwy językami, ale nigdy nie uczestniczyłam w takiej modlitwie. Motywem przewodnim wieczoru był dotyk Pana Jezusa. Pan Jezus powiedział, że dziś dotknie każdego z nas. Trudno to było zrozumieć, bo było tam kilka tysięcy osób, ale Pan Bóg ma swoje sposoby. Rozpoczęła się modlitwa o uwolnienie od złych duchów, usłyszałam z kilku stron kościoła krzyki osób, przeraziło mnie to i pomyślałam, że dobrze, że to nie dzieje się blisko mnie, bo bałam się. Pomyślałam też – Dziękuję Ci Panie Jezu, że ja nie jestem tak udręczona. Dziwiła mnie forma modlitwy. Z jednej strony myślałam czy to nie jest jakaś magia – modlitwa, której nigdy nie doświadczyłam w takiej formie, krzyk osób udręczonych. Z drugiej strony sama siebie skarciłam w myślach: jaka to może być magia, przecież tu jest Pan Jezus! Patrzyłam na modlące się osoby, które potrafiły tak w modlitwie się oddać Panu Jezusowi. Ja też się starałam, ale jakoś to wszystko wydawało mi się z mojej strony takie „kulawe”. Pomyślałam sobie: Panie Jezu czy Ty do mnie przyjdziesz? Czy dotkniesz mnie, skoro ja nawet nie potrafię Cię tak wielbić jak inni… Pan Jezus przez osoby prowadzące zaczął zwracać się po imieniu do poszczególnych osób. Zwrócił się do kogoś – nie pamiętam tego – ale drugie wezwanie było – „Teraz Pan Jezus mówi do Anny, która ma 42 lata…” Moje serce biło niesamowicie mocno, wszystko we mnie w środku drżało. Pomyślałam, że to do mnie. „… która miała styczność z magią i okultyzmem”. Pomyślałam, że to jednak nie do mnie, ale serce nadal waliło jak szalone i wszystko we mnie drżało. Pan Jezus powiedział: „Dziecko moje, uwalniam Cię od tego, przebaczam Ci”. We mnie nadal wszystko drżało i chciałam prosić Pana Jezusa o dodatkowy znak, czy to na pewno do mnie, ale zanim ta myśl do końca sformułowała się w mojej głowie pomyślałam o Samuelu, który usłyszał głos Pana i chciał kolejnych potwierdzeń. Powiedziałam Panu Jezusowi – nie potrzeba. I wtedy przypomniał mi się grzech, z którego się nie wyspowiadałam, a o którym nie myślałam i nie pamiętałam. Kiedyś poprosiłam koleżankę, żeby mi pokazała jak działają ustawienia Hellingerowskie. Ona przywołała energię ludzi żyjących i mojego nieżyjącego taty… Miałam mieszane uczucia po tym wszystkim, chciałam się z tego wyspowiadać, potem porzuciłam tę myśl i nie wyspowiadałam się. Nie miałam świadomości, że ten grzech ciągle na mnie ciąży. Pan Jezus mi przebaczył, ja zaraz po Wieczorze Uwielbienia wyznałam ten grzech w spowiedzi. To co najbardziej mnie poruszyło, to fakt, że Pan Jezus nie miał do mnie żalu, że nie mówił do mnie z wyrzutem, lecz z miłością i to taką wielką. Czytamy w Biblii, że nawet każdy włos na naszej głowie jest policzony. Tak naprawdę w te słowa potrafię w pełni uwierzyć dopiero po tym niezwykłym spotkaniu z Panem Jezusem. Poruszyło mnie jak dobrze nas zna Pan Jezus, jak zna każdą naszą myśl, każde drgnienie serca. Nie potrafię opisać słowami, jak wielkie szczęście poczułam podczas tego spotkania i czuję je nadal. Moje przeżycia opisuję na świeżo, dzień po Wieczorze Uwielbienia. Bardzo pragnę, żeby to, co rozpaliło się w moim sercu tego wieczora, trwało już zawsze. Dziękuję Ci Panie Jezu.
Anna, 42 lata
Na Tyskie Wieczory Uwielbienia jeżdżę już prawie trzy lata, od jakiegoś czasu przyjeżdżam razem z mamą, jednak na XXII Wieczorze Uwielbienia po raz pierwszy byłam z obojgiem rodziców. Marzyłam o tym aby przyjechać tutaj kiedyś z tatą. Modliłam się w tej intencji, prosiłam też bardzo wiele osób o wstawiennictwo. Pierwszego czerwca przyjechaliśmy razem, już samo to wydarzenie, że wspólnie z rodzicami mogłam uczestniczyć w tej modlitwie było dla mnie powodem do radości, którą jeszcze później pomnożyły słowa Jezusa, w których mówił, że o nikim z nas nie zapomni. Padały później różne proroctwa, proszono o modlitwę za konkretne osoby i mimo tego, że starałam się za nie modlić, to jednak co chwilę myślami wracałam do mojego taty. Słuchałam z uwagą tych słów i bardzo prosiłam Pana aby i do niego coś powiedział, jeśli taka Jego wola. Były momenty w których zawahałam się czy konkretne proroctwo nie było skierowane do taty jednak nie miałam pewności, wątpiłam. W pewnym momencie poprosiłam Pana aby jeśli nie chce dzisiaj mówić do niego albo doświadczyć go w inny sposób, to niech mi to powie. Choć treść moich słów na to nie wskazuje, to wypowiadałam je z ogromną pokorą. Modlitwa dobiegała końca, wtedy padły słowa które mnie poruszyły, wywołały ogromny ból w moim sercu i sądzę, że w sercu mojego taty również. Płacząc zaczęłam prosić Boga aby mnie wysłuchał. Prosiłam na głos, błagałam… Zaczęło się uwielbienie, nie było we mnie radości, starałam się jednak pogodzić z Jego wolą i wielbić. Na samo zakończenie wieczoru Bóg w ogromie swojej łaskawości skierowała jednak słowa do tych wszystkich, którzy czują się niewysłuchani, mniej więcej tej treści: „Słyszałem każdą waszą modlitwę. Żadnego serca nie pominąłem, każdy widział rzeczy wielkie, ale Ja działałem w każdym sercu. Bo Ja was tu przyprowadziłem i żadne z was nie jest tu przypadkiem. Bądźcie mi wierni i spotykajcie się ze Mną jak najczęściej na Eucharystii. Ja w mojej mądrości wiem, kiedy i czego wam udzielać”. Znów rozpłakałam się – tym razem z radości. Wiedziałam, że te słowa między innymi były skierowane również do mnie. Stały się dla mnie mobilizacją do przychodzenia na mszę św. i dalszej modlitwy za moich rodziców. Ufam Mu że nadal będzie działał cuda w mojej rodzinie. Dziękuję Ci Jezu za ten wieczór i za te konkretne słowa. Bądź uwielbiony! Chwała Panu!
Agnieszka, 15 lat
Na XXII Tyskim Wieczorze znalazłam się, można powiedzieć, przypadkiem, bez większego przygotowania no i bez jakiejkolwiek wiedzy na temat modlitw o uzdrowienie. Zacznę od tego że jestem katoliczką ale z praktyką już różnie bywało, co niedzielna Msza Święta była ale raczej bierna, sakrament pojednania i komunia zaledwie kilka razy w roku tak na odczepnego, aby chwilowo uciszyć, uspokoić sumienie, no i tak w kółko. Mimo wszytko wierzyłam że jest Bóg, że Jezus Chrystus żył kiedyś na ziemi, choć traktowałam Go bardziej jak legendę niż kogoś realnego. Także z wiarą byłam na dystans – smutne to, nawet pisać nie mogę. Już od samego początku kiedy weszłam do Kościoła towarzyszyło mi dziwne uczucie, jakby złość powiązana ze strachem. Chciałam wyjść ale nie mogłam się ruszyć z miejsca. Jednocześnie odczuwałam wielki wstyd, wydawało mi się że moje grzechy są na wierzchy i wszyscy na nie patrzą, a w szczególności Jezus Chrystus, który był tak silnie wyczuwalny że nigdy, przenigdy czegoś takiego nie czułam. Czułam, że jestem niegodna. Kiedy Najświętszy Sakrament był obok mnie, mimo ciasnoty powstała niesamowita przestrzeń. Odebrałam to jako dystans samego Jezusa względem mnie i moich grzechów, miałam wrażenie że się przewrócę. Teraz już wiem że nie był to dystans Jezusa względem mnie, ale mój względem Niego. Po chwili usłyszałam, że jest z nami młoda kobieta, która bardzo się boi. Boi się życia, boi się otworzyć na ludzi, boi się otworzyć na Boga, boi się że Bóg obciąży ją krzyżem, jakąś chorobą, i nagle słowa „Nie bój się”. Wiem, że Jezus kierował te słowa właśnie do mnie. Jestem już po spowiedzi generalnej, na którą pobiegłam jak na skrzydłach. Po dziś dzień całkiem inaczej odbieram życie, już nie jestem te samą bierną osobą, pracuję nad sobą i czynnie przekazuję wiarę mężowi i dzieciom. Błogosław Nam Panie. Chwała Panu za moje uzdrowienie duchowe. Chwała Panu za osoby dzięki którym znalazłam się na Tyskim Wieczorze Uwielbienia.
Monika
Jestem żoną alkoholika i hazardzisty. Chciałabym złożyć świadectwo nawrócenia mojego męża. Małżeństwem jesteśmy od 27 lat. Alkohol w naszym małżeństwie pojawił się już na jego początku, później było go coraz więcej i pojawiał się coraz częściej. Był przyczyną naszych pogarszających się relacji. 11 lat temu mąż zdecydował się na leczenie odwykowe zamknięte, ale po 4 latach trzeźwości wrócił do nałogu. Pojawił się również nowy nałóg – hazard. Zaciągnął olbrzymie kredyty, o których nie miałam pojęcia. Spłacał je kolejnymi kredytami. Kłótnie i awantury w naszym małżeństwie stały się codziennością. Mąż stanął przed wyborem: albo podejmie leczenie albo wyprowadzi się z domu. Napięcia były tak silne, że wspólne mieszkanie nie było już możliwe. Zamieszkaliśmy osobno. Męża bardzo kochałam i nasze rozstanie, mimo jego choroby było dla mnie bardzo bolesne. Zawierzyłam jednak nasze małżeństwo Bogu i modliłam się bardzo gorąco o jego nawrócenie. Osobno mieszkaliśmy 1,5 roku. Spotykałam się z nim coraz rzadziej, bo spotkania te były dla mnie bardzo trudne i bolesne. Rok temu 20 października postanowiłam wziąć udział po raz drugi już w XX Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Tego dnia rano zaprosiłam męża do domu i powiedziałam z pełnym przekonaniem, że dzisiaj wymodlę jego nawrócenie. Powiedziałam mu, że będę się tak bardzo gorąco modlić, że Bóg mnie wysłucha. Byłam tego pewna. Patrzył na mnie jak na obłąkaną. Na XX Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam sama, gdyż nie chciał ze mną jechać. A on jak się później okazało, chciał sprawdzić co się będzie działo, gdy w tym dniu nie napije się alkoholu. Miał to być 1 dzień a trwa już rok. Od tego dnia prawie codziennie zaczął odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego i czytać Pismo Święte. Podjął również leczenie i uczęszcza na spotkania Anonimowych Alkoholików. „Zaczepił” się o Pana Boga, bo wie, że sam nie wyjdzie z nałogów. Po kilku miesiącach jego trzeźwości zamieszkaliśmy razem i budujemy od nowa nasze trudne małżeństwo. Już wspólnie pojechaliśmy na XXI i XXII Tyski Wieczór Uwielbienia dziękując Bogu za łaskę nawrócenia. Codziennie staramy się wspólnie modlić, czytamy fragmenty Pisma Świętego i powtarzamy sobie trzy zdania, które mają dla nas cudowną, uzdrawiającą moc : „Dobrze że jesteś „, „Z Bogiem nam się uda” i „Moc jest w miłości „. Chciałabym wszystkim trudnym małżeństwom i osobom, którym wydaje się że, ich problemy są nie do rozwiązania przekazać, by nie ustawały w modlitwie, bo dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy Mu zawierzyć, a On nas poprowadzi. Chwała Panu.
Lidia
Od kilku lat mieszkam wraz z mężem za granicami kraju. Wyjechaliśmy zaraz po ślubie. Cieszymy się bardzo, że także tutaj mamy możliwość uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii, korzystania z sakramentów w języku polskim. Zanim jednak wyjechałam z Polski trwałam przez wiele lat we wspólnocie Ruchu Światło Życie. Wspominam ten okres mojego życia, jako niezwykły czas łaski i doświadczenia bliskości i miłości Jezusa. Pomimo, że tu za granicą otworzyło się dla nas wiele możliwości zdobycia lepszej pracy i szybkiego zarobku, to w moim sercu narastał ogromny głód Boga. Tu w Norwegii okazało się też, że jako małżeństwo jesteśmy niepłodni. Przeszliśmy przez bardzo długi i żmudny proces szukania przyczyn tego problemu i leczenia metodą naprotechnologii, zawierzając wszystko Maryi. Nie zabrakło jednak chwil zwątpienia. Nie rozumiałam tego co się dzieje i dlaczego Pan Jezus prowadzi nas taką drogą. W zeszłym roku wzięliśmy z mężem udział w modlitwie o uzdrowienie na jednym ze spotkań organizowanych w Polsce. Szukaliśmy Jezusa i rozwiązania naszego problemu. Tam zostało wypowiedziane proroctwo o uzdrowieniu kilkunastu obecnych tam par małżeńskich, które cierpią z powodu niepłodności. Po tym spotkaniu z nadzieją oczekiwaliśmy na poczęcie. Nic takiego jednak się nie stało. I choć bardzo tego nie chciałam, to czułam, jak w moim sercu narastał żal i gniew wobec Pana Boga. Czułam się oszukana, pominięta, byłam tez zła na siebie za swoja naiwność. Miałam też żal z powodu innych trudnych doświadczeń z mojego domu rodzinnego, które przeżyłam jako dziecko, a których skutki i konsekwencje jak bumerang powracały właśnie teraz. Nie potrafiłam z tym uczuciem walczyć i czułam jak w swoim sercu oddalam się od Pana. Widziałam w Nim tylko źródło moich cierpień. Nie potrafiłam Go nawet prosić o dar poczęcia, nie potrafiłam Go prosić o cokolwiek, nie potrafiłam Go uwielbiać jak dawniej. Czułam, że nie umiem do Niego przyjść w moim sercu. Zamknęłam się na Niego. Z drugiej strony żyłam w ogromnym poczuciu winy za to, że tak czuje, że nie umiem Go kochać. Gdzieś w duszy trwało we mnie przekonanie, że Bóg jest Miłością i że jakieś ogromne kłamstwo niszczy mnie i moją relacje z Jezusem. I choć bardzo z tego powodu cierpiałam to nie potrafiłam tego zmienić siłą mojej woli. Miałam też wręcz awersje do wszelkiego rodzaju spotkań i modlitw o uzdrowienie. Byłam przekonana, że temat uzdrowienia nie dotyczy mnie. Pewnego dnia obejrzałam jednak krótki film o Tyskich Wieczorach Uwielbienia. Już podczas oglądania tego filmu doświadczyłam jak Pan Jezus dotknął mojego serca. Pamiętam, że długo płakałam. Ponieważ darzę Ruch Światło Życie wielkim zaufaniem i ze względu na wspomnienie ogromu dobra i łaski, które otrzymałam dawniej w tym właśnie Ruchu postanowiłam wziąć udział w XXII Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Jechałam z nadzieją, że tam spotkam Jezusa, którego znam, którego pamiętam, którego miłości doświadczałam dawniej już nieraz. Nie zawiodłam się. Już jak tylko weszłam do kościoła czułam jak ogarnia mnie Boży Duch pocieszenia, radości i uwielbienia. Wsłuchiwałam się w słowa, które padały podczas Mszy Św. i modlitwy uwielbienia. Każde z nich leczyło mnie. W czasie Mszy Św. Pan Jezus dotknął mojego serca w sposób, który właściwie trudno mi opisać. Miało to miejsce tuż przed przyjęciem Go w Komunii Św. Czułam jak leczy cały mój ból, który nosiłam w sercu. Najświętszy Sakrament przyjęłam ze łzami w oczach. Uklękłam i cała oddałam się Jemu, bo czułam że nie mam nic co mogłabym Mu dać oprócz siebie. Tego wieczoru to Pan otulał mnie swoja miłością. W czasie modlitwy padły takie słowa: „Dotykałem Cię przez moment i pragnę był Mój dotyk trwa”. Pan Jezus tego wieczoru uwolnił mnie od żalu i gniewu. Na nowo zachwycił mnie sobą, swoim niewypowiedzianym pięknem. Dał mi odczuć, że był ze mną, gdy w moim rodzinnym domu działo się źle, że nigdy mnie nie opuścił, że dla Niego nie ma takiego zła i grzechu, którego On by nie pokonał siłą Jego Miłości. Otworzył moje serce na Siebie. Zaspokoił mój głód Jego Miłości. Znów potrafię się modlić, uwielbiać Go. Pragnę być coraz bliżej Niego. Jego dotyk trwa we mnie w postaci pokoju i radości serca. Nie opuszcza też mnie przekonanie, że jako małżeństwo jesteśmy w rękach Jezusa i że On wszystkim kieruje, że czeka na nas i pragnie spotykać się z nami na kolejnych Tyskich Wieczorach Uwielbienia. We wszystkim co przeżywamy dostrzegam Jego Ojcowską Miłość i Jego pragnienie bycia bliżej nas, życia z nami w naszym domu. Chwała Panu!
Ewa, 34 lata
XXII Tyski Wieczór Uwielbienia był pierwszym, na który przyjechałem nie będąc w stanie łaski uświęcającej (niestety nie miałem możliwości sakramentu pokuty wcześniej). Ale nic straconego, pomyślałem. Skorzystam ze spowiedzi podczas wieczoru uwielbienia. Na spowiedź czekałem około dwóch godzin i w tym czasie starałem się uczestniczyć z całych sił we mszy św. a potem w modlitwie uwielbienia; jednak było to bardzo trudne. Nie potrafiłem się otworzyć, wszystko mnie rozpraszało, nawet ludzie wokół mi przeszkadzali; nie wiedziałem o co chodzi – przecież byłem tu już wcześniej cztery razy. Dopiero gdy wyszedłem z konfesjonału, padłem na kolana i poczułem jak moje serce otwiera się na Boga, który dotykał nas podczas modlitwy. Łzy same leciały, a ja tylko dziękowałem Panu, że przez to doświadczenie pokazał mi jak ważny jest sakrament pokuty, że bez niego bardzo trudno otworzyć się na działanie Ducha Świętego w nas! Chwała Panu!
Marek, 28 lat
Na XXII Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam pierwszy raz. Miałam parę próśb do Boga, ale w zasadzie bardziej zależało mi na tym by uwielbić Jezusa w Najświętszym Sakramencie oraz dziękować Mu za wszystkie dotychczas otrzymane łaski w moim życiu. Mimo, że jestem osobą która nie przepada za tłumami ludzi, w kościele czułam się niesamowicie. Czuć było jedność między wszystkimi osobami uczestniczącymi, w ogóle nie przeszkadzało mi to że było bardzo ciasno oraz to że przez cały czas stałam, gdyż cała moja uwaga poświęcona była Panu Jezusowi, który dotknął głębi mego serca oraz dał mi odczuć wielkość Jego miłości. Nie potrafię opisać uczuć, które towarzyszyły mi podczas całej adoracji, oraz gdy kapłan przeszedł koło mnie błogosławiąc Najświętszym Sakramentem. Poczułam „dotyk Jezusa”. Tak wielka radość przenikała moje serce, gdy słyszałam że Jezus uzdrawia osoby chore, i w sercu wielbiłam Go za te łaski, którymi obdarza każdego z Nas. Podczas tych czterech godzin, oraz do chwili obecnej czuje wielki pokój w sercu. Zmartwienia stały się niczym, gdyż wiem, że wszystko trzeba powierzyć Bogu, bo On opiekuje się nami cały czas. Nigdy nas nie opuszcza. Trzeba Mu tylko zaufać. Na koniec chciałam podziękować wszystkim organizatorom tego wspaniałego spotkania. Dzięki waszej wspaniałej inicjatywie wiele osób ma szansę się nawrócić oraz otrzymać ogrom łask od Boga. Chwała Panu!
Anna, 22 lata
XXII Tyski Wieczór Uwielbienia był moim którymś z kolei. Każdy z nich przeżywany w inny sposób. Na ten czekałam od dłuższego czasu z wielką niecierpliwością. Brakowało mi prawdziwej i szczerej modlitwy, spotkania sam na sam z Bogiem obecnym w Eucharystii. Przed Eucharystią pragnęłam bardzo się wyspowiadać. Czekając w kolejce prosiłam Boga o otwartość serca i przeżycie na nowo tego sakramentu. Kilka minut przed Eucharystią ksiądz wyszedł z konfesjonału. Sprawiło to, że poczułam lekki niepokój. Ten czas miał być dla mnie oczyszczeniem i przyjęciem Pana Jezusa z czystym sercem. Podczas Eucharystii prosiłam Boga by ksiądz przyszedł i mnie wyspowiadał. W końcu moja modlitwa została wysłuchana. Przeżyłam cudowną i owocną spowiedź, podczas której nie mogłam powstrzymać łez. Pierwszy raz Bóg otworzył moje serce na swoje działanie, co sprawiło, że dalsza modlitwa przepływała w radości serca. Chwilę po tym prowadzący powiedział, że Bóg przychodzi do osób czujących się niechcianymi i niekochanymi przez swoich rodziców. W jednym momencie całe moje ciało zaczynało drżeć, nogi mi się uginały i natychmiast upadłam na podłogę. Wtedy poczułam jak bardzo Bóg mnie kocha. Mimo wielu zranień, jakich doznałam ze strony rodziców, on był wtedy przy mnie. Poczułam, że on jest i bardzo mnie kocha. Za tak wielką jego miłość, chwała Panu!
Monika
Po raz pierwszy na TWU zabrał mnie mój chłopak 2 lata temu. Od tego czasu jeździmy na każde spotkanie. Jednak podczas ostatniego – XXII wieczoru – stało się coś niezwykłego. Już podczas Mszy św. czułam, że coś jest ze mną nie tak. Czułam, że jestem obecna tylko ciałem, a moja dusza i myśli są gdzieś daleko. Próbowałam wsłuchać się w słowa kapłana, jednak ciągle coś mnie rozpraszało. W myślach prosiłam Jezusa, aby pomógł mi się skupić. W pewnym momencie dziewczyna, która stała przede mną upadła – zasnęła w Panu. Wtedy pomyślałam, że ja też chciałabym poczuć, że Jezus jest. Może nie tak spektakularnie. Chciałam tylko niewielkiego dotknięcia. Modliłam się o to. Chciałam choć przez chwilę poczuć Jego obecność w sobie. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w modlitwie. Wtedy z moich oczu popłynęły łzy tak gorące, że aż paliły mnie w policzki. Moje ręce zaczęły drżeć tak, że nie mogłam nad nimi zapanować. Podniosłam głowę. Właśnie osoba prowadząca wypowiadała słowa, że Jezus zwraca się teraz do osób, które poczuły przez chwilę Jego obecność ale On chce być w nich przez cały czas. Znów zamknęłam oczy i poczułam jak wlewa się we mnie ogromne ciepło. Od czubka głowy do samych stóp. Ogromna moc Jezusa wstąpiła we mnie. Pan mnie dotknął. Wybuchłam płaczem ale w sercu czułam, że Bóg właśnie przytula mnie do siebie, że mocno mnie kocha. To wyjątkowe doświadczenie wzmocniło moją wiarę. Teraz każda Msza św. jest dla mnie cennym darem, bo mogę się spotkać się z Nim w Eucharystii. Z niecierpliwością czekam na każdy następny Tyski Wieczór Uwielbienia, który umacnia moją wiarę i miłość. Chwała Panu!
Żaneta, 20 lat
Od wielu lat jestem w procesie nawracania i zbliżania się do Boga. 5 lat temu przeżywałam Seminarium Odnowy Wiary, w czasie gdy mój syn miał Komunię Świętą. Z uwagi na liczne zniewolenia byłam daleko od Boga. Moja dusza była dręczona lękami, natręctwami. Mój umysł był bardzo dręczony praktycznie cały czas, a szczególnie podczas Mszy Świętych. Nie wiem czy to było piekło czy czyściec. Dalej nie jest mi łatwo – wciąż brakuje mi całkowitego uwierzenia i zawierzenia Jezusowi oraz całkowitego oczyszczenia. Podczas XXI wieczoru uwielbienia wyjechałam po moją matkę, aby ją odebrać i poczułam wtedy, jak bardzo ta relacja wciąż jest chora. Nie wybaczyłam jej opuszczenia emocjonalnego, braku miłości i krzywd. Podczas tamtego wieczoru zamiast skupiać się na modlitwie, zastanawiałam się czy zdążę do spowiedzi, do której ostatecznie faktycznie nie zdążyłam. Po odwiezieniu mamy czułam niedosyt ogromy. Wróciłam do kościoła, który był już pusty tylko w konfesjonale „czekał” na mnie ksiądz. Płakałam, że nie wybaczyłam matce… dał mi chusteczkę. Po tamtej spowiedzi relacja z mamą uległa ogromnej poprawie. Potem byłam na modlitwie o uzdrowienie u ojców Franciszkanów, gdzie do koszyczka wrzuciłam prośby o uwolnienie od potężnych natręctw. Będąc w Stryszawie na Zesłaniu Ducha Świętego doznałam ogromnej mocy jego działania. Poczułam czystość, jakiej nigdy przedtem nie miałam w sobie (nie pamiętam). Potem znów poczułam zło, które chce do mnie dojść. Zadzwoniłam do znajomego egzorcysty, który powiedział, że tak to na razie będzie. Podczas XXII Tyskiego Wieczoru Uwielbienia siedziałam w kaplicy. Słyszałam potężne krzyki szatana podczas uwalniania wielu ludzi. Czułam strach a zarazem bezpieczeństwo. Wyłączyłam się. Nic nie czułam, denerwowało mnie nadmierne światło, brak bliskości Najświętszego Sakramentu. Siedziałam. Słuchałam, czy może w końcu Bóg do mnie przemówi za moją wytrwałość! Nic takiego nie następowało. Nawet nie płakałam jak to zwykle bywało na takich Mszach. W pewnym momencie usłyszałam, że Pan Jezus przyszedł do wszystkich serc. Pan Jezus przyszedł do mnie, docenił moją wytrwałość, poświęcenie. Poleciały mi łzy uzdrowienia, które płyną również teraz, jak to piszę. Zrozumiałam, że ta moja droga ma taka być. Samotne wychowywanie dziecka… Poczułam, że chcę kochać moją mamę. Modliłam się o wybaczenie krzywd wyrządzonych sobie samej, krzywd zadanych przez byłego męża, przez matkę, ojca, brata. Prosiłam o umiejętność akceptacji mojej sytuacji. Wiem, że moja droga nie będzie łatwa bo byłam po drugiej stronie a zło nie chce odpuścić. Mimo to chwała Panu!
Elżbieta, 42 lata
Na XXII Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam za namową starszego syna.. Nie byłam zorientowana do końca, na czym to polega. Pojechałam trochę z ciekawości, aby przy okazji prosić Boga o błogosławieństwo dla młodszej córki i zięcia, którzy właśnie stracili swoje dzieciątko (poronienie). Byliśmy wszyscy bardzo przejęci tym faktem. Przyjechaliśmy z daleka – aż z Włoszczowej. Po Mszy św., kiedy zaczęła się modlitwa uwielbienia i usłyszałam pierwszą manifestację złego ducha, pomyślałam, że to nie żarty, że to się dzieje naprawdę. Poczułam ogromny strach i wróciły wspomnienia sprzed dwóch lat, kiedy zajmowałam się kartami Tarota. Nie trwało to długo, a nawet bardzo krótko. Miałam wtedy trochę skomplikowane życie i 42 lata. Szybko jednak spaliłam wszystko, co związane było z wróżbami. Kiedy ksiądz przechodził pośród ludzi z Panem Jezusem, sama nawet nie wiem kiedy stanął obok mnie i zrobił nade mną znak krzyża. Nie potrafię powiedzieć, co się działo, bo cały świat wirował mi w głowie. Miałam w sobie ogromne ciepło.. Modliłam się gorąco i błagałam o przebaczenie. W tym momencie usłyszałam głos: „Anna 42 lat wróżyła z kart Tarota, ale krótko. Pan jej przebacza”. Radość, która mnie ogarnęła była tak ogromna, a nade mną – jakby śpiew aniołów. Nie potrafiłam skupić się na modlitwie. Jedno, co potrafiłam z siebie wydobyć, to słowa: dziękuję, dziękuję Ci Boże. Po długiej chwili inaczej już mogłam uczestniczyć w dalszej modlitwie – bardzo przejęta i skupiona. Po powrocie do domu, przez co najmniej tydzień towarzyszyły mi łzy radości. Dziękuję, dziękuję Ci Boże. Chwała Panu.
Anna
Chciałabym podzielić się swoim przeżyciem z XXII Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Choć nie doznałam żadnych spektakularnych darów, a modlitwę przeżyłam raczej w pokoju i ciszy, Bóg bardzo mnie umocnił. Pojechałam w konkretnej intencji, modląc się o ponowne nawrócenie bliskiej mi osoby i w paru innych intencjach. Przez cały czas modlitwy w głębi duszy chciałam, aby sam Jezus odezwał się do mnie, skierował słowa pokrzepienia i otuchy, powiedział, że spełnia moją gorącą prośbę. Z czasem moja nadzieja zaczęła słabnąć, ale ja nie ustawałam w uwielbieniu i prośbach. Słowa kierowane do innych ludzi uświadamiały mi, że oni mają o wiele ważniejsze problemy i troski i mają pierwszeństwo. Gdy na koniec usłyszałam słowo kierowane do wszystkich wiernych, że Pan wysłuchał naszych modlitw i nikt nie pozostanie bez odpowiedzi czy poczucia odrzucenia, poczułam jakbym dostała skrzydeł. Ogarnął mnie pokój i miłość do Boga i ludzi, którzy mnie otaczali. Więc jednak wysłuchał! Nie pozostałam bez odpowiedzi! Te słowa bardzo umocniły moją modlitwę. Będę o nich zawsze pamiętać i przypominać sobie o Bożej obietnicy w chwilach zwątpienia. Z największą radością i ufnością poczekam, aż Bóg zgodne ze swą wolą będzie działać w życiu bliskiej mi osoby. Zawsze już będę pewna, że Pan się troszczy. Chwała Panu!
Adrianna, 19 lat
Historia mojego życia wydaje się być skomplikowana, ale tylko do czasu kiedy zrozumiała,że w tej całej bieganinie najważniejszy jest Bóg i Jego wola. Wszystko zaczęło się od momentu kiedy z zakładu pracy wywiozła mnie karetka z podejrzeniem zawału. Praca po 12 godz. dziennie w ciągłym stresie, mobing w najgorszych możliwych jego aspektach…nie było mi łatwo. Po tym incydencie 2 m-ce spędziłam na L4. W tym czasie moje modlitwy i msze o uzdrowienie na które uczęszczałam do Jaworzna kierowałam w jednej intencji (jak to robiłam już od ponad 2 lat) o dar macierzyństwa – nie zostałam wysłuchana pomimo usilnych próśb – ale otrzymałam coś znacznie potrzebniejszego mi w tym obecnym czasie…dar spokoju, wyciszenia. Moje relacje z bliskimi nabrały ciepła i zrozumienia. Jadąc na XXII Tyski Wieczór Uwielbienia owszem modliłam się o dzidziusia, ale przede wszystkim o to abym mogła udźwignąć Wolę Bożą i przyjąć ją z pokorą. Podczas tej modlitwy poczułam ogromne ciepło, które rozchodziło się po całym moim ciele – pomyślałam wtedy – przecież ja nie jestem godna aby doświadczyć takiej łaski jaką opisują nieliczni – to się zdarza tylko wybranym osobom – ja z pewnością do nich nie należę. Wówczas powiedziałam w duchu: Jezu ja nędzna Twoja istota, mamy tylko 2 ręce zabierz je i proszę zrób nimi coś dobrego. Są Twoje, kieruj nimi. Później pamiętam tylko,że zdążyłam powiedzieć do męża, że robi mi się słabo. Kiedy odzyskałam przytomność byłam już na dworze. Jednak było mi tak dziwnie – miałam świadomość, że nie potrafię ustać na nogach i mając szeroko otwarte oczy nic nie widziałam. Przestraszony mąż wlókł mnie do samochodu, a ja tylko powtarzałam,że nic nie widzę. kiedy byliśmy już przy samochodzie wzrok wrócił i ja zapragnęłam wrócić do Kościoła…tak też uczyniłam,ale w duchu powtarzałam sobie,że to Bóg mnie wyrzucił z Kościoła, że nie jestem godna tam być. Stanęłam więc przed drzwiami wejściowymi i wtedy zdarzył się cud usłyszałam głos Kapłana : „Edyto nie bój się Bóg kocha Cię bardziej niż myślisz…”wiedziałam,że to było do mnie, po to abym uwierzyła. To spotkanie umocniło moją wiarę, zaczęłam się więcej modlić. Po raz drugi zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską – tym razem w intencji nie rodzicielstwa a pracy – nowennę zaczęłam w poniedziałek a w czwartek dostałam wypowiedzenie – wytrwałam w modlitwie i dziś mam już inną pracę, gdzie nikt mnie nie poniża i mogę spokojnie pracować. Jak widać Bóg spełnia marzenia i daje po 100-kroć więcej niż prosimy, jeśli tylko Mu zaufamy i wytrwamy w modlitwie. A ja MU ufam bo odczułam jaki jest wielki w swoim miłosierdziu i wiem, że cokolwiek się dzieje, dzieje się za Jego przyczyną – i nie ma złego co by na dobre nie wyszło. Chwała Panu !
Edyta, 27 lat