W październiku 2012 r., gdy podczas Mszy św. kapłani zaczęli rozdawać Komunię św., nie byłam pewna, czy moje grzechy są lekkie i czy mogę przyjąć Eucharystię. Modliłam się o wskazówkę. Spodziewałam się, że może kapłan będzie rozdawał Ciało Chrystusa gdzieś bardzo blisko mnie i  wtedy poczuję, że mogę przystąpić do Stołu Pańskiego. W pewnym momencie zauważyłam pewne ożywienie wśród wiernych niedaleko mnie. Kilka osób odwróciło głowy w tym samym kierunku. Byłam pewna, że zaraz zobaczę księdza z puszką – jednak nie zobaczyłam nikogo. Po chwili poczułam, jakby stanął tuż przy mnie Ktoś znacznie większy ode mnie, pochylił się i  przytulił tak, jak przytula się małe dziecko. Nie czułam dotyku, lecz otoczyło mnie błogie ciepło. Poczułam, że Bóg mnie kocha i chce, żebym przyjęła Go do swojego serca. I tak się stało. Chwała Panu.

Agnieszka, 36 lat

 

Na XX Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam z mężem i rodziną. Towarzyszyła mi absolutna pewność, że Bóg uczyni nam cuda. Był to bardzo trudny okres w naszym życiu rodzinnym, ale z Bożą pomocą udało się nam namówić potrzebujących, że muszą być z nami. 7 lat temu ulegliśmy z  mężem poważnemu wypadkowi samochodowemu. Już wtedy mieliśmy pewność, że tylko Boża ręka nas uratowała ze zmiażdżonego, palącego się samochodu, w  który kierowca uderzył bez hamowania jadąc rozpędzonym samochodem, zdążyłam tylko krzyknąć „Matko Boska, ratuj!” Według straży i policji, która była na miejscu, nie ma szans, by ktoś przeżył taki wypadek. Absolutnie każda część samochodu została zmiażdżona czy spalona, a my wyszliśmy cało. Okazało się jednak, że doznałam silnych uszkodzeń kręgosłupa i, mimo solidnej rehabilitacji i ćwiczeń, ostatnie 6 lat było czasem ciągłego bólu. Każdej nocy ból budził mnie po kilkanaście razy lub wcale nie dawał spać, co doprowadziło moje nerwy na skraj wyczerpania. Jednak tego dnia nie myślałam o plecach, ale o bliskich, którzy byli w stanach chorobowych, gdzie, w niektórych wypadkach, lekarze latami rozkładali ręce. Błagałam Boga, by przebaczył naszej rodzinie grzechy pokoleniowe, uwolnił od żalu i złości, by do nich mówił, by dał im się poczuć, by działał cuda i uzdrawiał nas. Wierzę, że przyjdzie dzień, kiedy i oni napiszą świadectwo, dlatego tylko wspomnę, że wyszliśmy zdrowi, i tak jest do dnia dzisiejszego, a minął już rok! Pan uzdrowił tej nocy w mojej rodzinie chorą od 30 lat na schizofrenię, opętaną, którą uwolnił też od strasznego żalu do rodziców – co uwolniło ją od chorób, alkoholika, który przyjechał jako kierowca – latami niszczył swą rodzinę, ale nie dopuszczał do siebie myśli, że jest chory. Uzdrowił też moich rodziców, których małżeństwo przez ostatnie 20 lat było pełne bólu, osamotnienia, żalu, złości i chorób. Tej nocy Bóg wlał w  ich serca miłość i przebaczenie, i jesteśmy teraz szczęśliwymi dziećmi kochających się rodziców. Na koniec wieczoru Pan uzdrawiał z chorób kręgosłupa, więc poprosiłam o uzdrowienie. Wyszłam z kościoła, ale silny ból nadal mi towarzyszył. Przyjęłam to, bo przecież Bóg lepiej wie, co nam jest potrzebne. Wtedy, w momencie zawierzenia, ból został zabrany i  jestem zdrową, szczęśliwą kobietą. Po kilku miesiącach obudziłam się z  bólem, jednak Bóg daje uzdrowienie, a nie zwodzi nas, dlatego powiedziałam na głos: „Pan mnie uzdrowił, jestem zdrowa”, i ból natychmiast odszedł i wiem, że więcej się nie pojawi. Dziękuję Bogu za te cuda każdego dnia i będę je głosić wszystkim, którzy potrzebują tego świadectwa.

Magda, 33 lata

 

Podczas XX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia mogłam poczuć jak Bóg otwiera moje serce, jak mnie dotyka. Do tej pory miałam z tym problem – z  poczuciem realnej obecności Bożej. Gdy przyjechałam do Tychów, już na początku Eucharystii poczułam, że moje serce otwiera się, jak brama. Poczułam bliskość Boga i zobaczyłam Aniołów poruszających się ponad naszymi głowami. Byłam szczęśliwa. Podczas modlitwy, gdy kapłan przeszedł obok mnie z Najświętszym Sakramentem usłyszałam słowa: „Siostro, Ja teraz Cię dotykam, pragnę by Mój dotyk pozostał z Tobą na zawsze. Kocham Ciebie i kocham twoją rodzinę. Wiedziałam, że te słowa skierowane są do mnie. Po chwili usłyszałam z mikrofonu słowa: „Jezus mówi teraz do Aliny, która cierpi na schorzenie kręgosłupa. Bądź uzdrowiona, od tej chwili, od teraz”. Uścisnęłam mocno mojego Męża za rękę. Od dziecka cierpiałam na schorzenie kręgosłupa. Ostatnio ból się nasilił. Bywało tak, że nawet nie potrafiłam położyć się na plecach. Dłuższe siedzenie sprawiało ból. Od Tyskiego Wieczoru Uwielbienia minął miesiąc, a ja ani razu nie odczułam bólu kręgosłupa. Nie przestaję Bogu za to dziękować! To uzdrowienie, to kolejny dowód na to, że Bóg działa jak chce. Podczas modlitwy nie prosiłam konkretnie o uzdrowienie z tego schorzenia, ale Bóg, najlepszy Ojciec, wie lepiej. On wie, czego mi potrzeba. Przede wszystkim otworzył moje serce. Od tej chwili mocniej i wyraźniej odczuwam Bożą obecność. Wiem, że nie jestem sama. I jeszcze to zapewnienie na koniec modlitwy, że Bóg wszystkich naszych próśb wysłuchał i spełni je we właściwym czasie. Te słowa pozwoliły mi jeszcze bardziej zawierzyć Bogu. Wlały spokój w moje serce, dodały sił do powtarzania za Maryją: Oto Ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego Słowa! Bądź uwielbiony Panie! Chwała Panu!

Alina, 32 lata

 

Pragnę podzielić się znakiem jaki Pan mi uczynił podczas XX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Był to mój trzeci wieczór, ale szczególny. Jestem mężatką, mam dwoje nastoletnich dzieci, moje małżeństwo od jakiegoś czasu, od  ok. 2 lat jest wystawione na próbę. Niewątpliwie połączyła nas z mężem miłość – tego jestem pewna. Mój małżonek od ok 10 lat zajmuje się okultyzmem, medytacje, reiki, itp. Dwa lata temu odszedł od kościoła i praktyk sakramentalnych. Dla mnie jako praktykującej katoliczki jest to bardzo trudne. Był moment, że popadałam w coraz to większą depresję, nie widząc nadziei na lepsze. Wszystko to działo się ok. 2 lata temu. W pewnym momencie poczułam w sercu ogromną potrzebę pogłębienia mojej wiary. I tak trafiłam na Seminarium Odnowy Wiary i  uczestniczyłam we wspólnym wyjeździe na Tyski Wieczór Uwielbienia. Doświadczyłam żywego Boga. Czułam jego pochylenie się nade mną, moje serce dotknęła Jego Miłość. Zaczęłam rozważać, co znaczy prawdziwie przebaczyć, a z drugiej strony czułam, że nie mogę być obojętna wobec męża i chcę znaleźć drogę do jego uwolnienia. On wciąż nie czuje zagrożenia duchowego w tym co robi. Po przyjeździe wysłałam intencję modlitewną, wierząc głęboko w uwalniającą siłę modlitwy wspólnotowej. Sama trwałam w pogłębionej modlitwie, ofiarowałam w tej intencji wiele mszy św. Oblekłam się w cierpliwość, moje samopoczucie i zdrowie znacznie się poprawiło, pojawił się pokój ducha.  Uzdrowienie to proces, któremu się poddałam. Pan mnie podtrzymywał. I tak pojechałam na swój drugi i trzeci Tyski Wieczór Uwielbienia aż w końcu zbliżała się data kolejnego. Jakieś 2 tygodnie przed wyjazdem mój mąż pyta mnie: „Kiedy jest kolejny Tyski Wieczór Uwielbienia, ponieważ chciałby ze mną pojechać”. Moje serce się poruszyło, zapytałam czy pojedziemy swoim samochodem, czy autobusem wraz z grupą. „Pojedziemy sami” – odpowiedział. Starałam się nie myśleć na ten temat, oddawałam moje myśli Panu. Czułam jednak pewne przeciwności, jak chociażby to, że przyjechaliśmy spóźnieni. Mój mąż stanął na samym końcu. Mnie po komunii świętej udał się wejść w głąb kościoła. Byłam oddana modlitwie, moje serce doznawało ogromu Bożej łaski. W pewnym momencie prowadzący podjął modlitwę o uzdrowienie za małżeństwa. Poprosił, aby obecni małżonkowie złapali się za ręce, a jeśli stoją oddaleni od siebie – aby wyciągnęli swoje ręce na znak pragnienia przyjęcia wspomnianej łaski. Pomyślałam: jak dobrze, że tutaj jestem; to nie przypadek, że jesteśmy tu we dwoje. Nagle do modlitwy wstawienniczej włączyła się młoda kobieta i mówi: „A teraz Jezus pochyla się nad małżeństwem Gabrieli i Amadeusza, dotyka ich swoją miłością i zapewnia, że cały czas jest z nimi i im błogosławi”. Te słowa były skierowane do nas, Pan nazwał nas po imieniu, pochylił się nad naszym małżeństwem szczególnie. Upadłam na kolana, a łzy popłynęły mi z oczu. Nigdy nie zwątpiłam w Twoja miłość Panie:!!!! Nie wiem, czy na kolejnym wieczorze będziemy razem, ale wiem, jestem pewna, że Pan mnie umocnił. Chwała Panu!!!

Gabriela, 43 lata

 

Po roku przerwy, XX TWU był bardzo wyczekiwany. Tydzień wcześniej przystąpiłam do generalnej spowiedzi, aby z czystym sercem wychwalać Pana. Choć trapiły mnie różne rzeczy, ten wieczór był dla mnie przede wszystkim modlitwą za innych. Prosiłam też o dar nowego życia, ale zawsze poddawałam tę prośbę woli Bożej. W kościele spędziliśmy niemal 5 godzin i to nie był łatwy czas dla mojego kręgosłupa, którego zmiany przysparzały mi od lat wiele bólu i utrudnień. W tym czasie mijało 6 tygodni odkąd po raz kolejny chodziłam na rehabilitację z nastawianiem kręgosłupa, zastrzyki już nie pomagały, ból ciągle ten sam lub wręcz narastający, obejmujący kolejne fragmenty kręgosłupa, ograniczający ruchy i możliwość normalnego funkcjonowania. Trwałam jednak w swojej modlitwie. I choć nie prosiłam o uzdrowienie, po TWU, w niedzielę rano po raz pierwszy od wielu tygodni obudziłam się bez bólu, z pełną możliwością ruchów. Nie prosiłam, a Pan mnie uzdrowił! Kiedy podczas TWU Pan przemówił do małżeństw borykających się z niepłodnością i zapewnił, że teraz małżeństwa te stają się płodne, łzy popłynęły mi po policzkach. Tak długo się staraliśmy z mężem. Lekarz dał nam ostatnią szansę, a w razie niepowodzenia (po wielu badaniach i moim zabiegu ginekologicznym), zapowiedział, że nie będzie w stanie nam pomóc i w  takiej sytuacji będziemy musieli udać się do kliniki leczenia niepłodności. Uprzedził również, że w naszym przypadku najprawdopodobniej zostanie nam na początek zaproponowana inseminacja… Wiedzieliśmy, że to będzie dla nas propozycja nie do przyjęcia. Ja już tylko myślałam o udaniu się do ośrodka adopcyjnego. Mój mąż ciągle bardzo wierzył, a moja nadzieja na posiadanie własnego dziecka była już dość nikła. Ale po tym, co usłyszałam na TWU, wiedziałam, że Pan nigdy nie rzuca słów na wiatr. Dziś jest 14 stycznia, a ja jestem w 12 tygodniu ciąży. Nasza mała dziecinka ma już ok. 6 cm i jest największym szczęściem, jakim Pan mógł nas obdarzyć! Chwała Tobie Panie! Ty jesteś naszym Przyjacielem, Lekarzem, Uzdrowicielem i Wspomożycielem!

Dagmara, 32 lata

 

XX Tyski Wieczór Uwielbienia był moim drugim spotkaniem z Żywym Jezusem, moim Panem. Modliłam się o dzieciątko dla mojego syna i  synowej. Po tej mszy powiedziałam im, że ja prosiłam Pana Jezusa, ale wy też musicie Go poprosić. W Wigilię Bożego Narodzenia zadzwonił do mnie syn – Kasia jest w ciąży, mieli nam powiedzieć osobiście za tydzień, ale chcieli, żebyśmy razem z nimi mogli się już cieszyć z tego Bożego Błogosławieństwa. Pod koniec lipca urodzi się mój wnuczek albo wnuczka. Panie Jezu, dziękuję za to, że pobłogosławiłeś moim dzieciom i nam – dziadkom. Wielbię Cię, Panie, i kocham za wszystkie łaski, którymi obdarzasz mnie i moją rodzinę. Chwała Tobie Panie!

Alina

 

Przez całe swoje życie byłam daleko od Pana Boga. Doznałam wiele zranień i ludzkiej krzywdy. Znienawidziłam ludzi, byłam sama. To doprowadziło mnie do wejścia w sektę satanistyczną. Tam sięgnęłam dna…

Pewnego dnia Pan dał mi szansę aby wejść w nowe życie. Walczę o to do dnia dzisiejszego, ponieważ okazało się że jestem opętana. Od czterech lat trwają egzorcyzmy. W październiku 2012 roku zaproponowano mi bym uczestniczyła w XX Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Ja w tym stanie nie potrafię nawet stać na placu kościelnym, a co dopiero do niego wejść, więc ta propozycja była dla mnie wyzwaniem.

Abym mogła uczestniczyć w modlitwie przygotowano mi salkę pod kościołem, nawet tam zły robił manifestację. Mimo, że nie pamiętam prawie nic z modlitwy, łaski popłynęły i to ogromne! Wielką łaską jest to, że mogłam tu być. Dostałam także łaskę spowiedzi w której mogłam wyznać wszystkie moje grzechy, których do tej pory nie pamiętałam. Od tej pory mogę także świadomie i spokojnie przyjmować Komunię Św. Mam więcej siły do walki. To, że mogłam napisać to świadectwo to także ogromna łaska.

Ludzie nie zdają sobie sprawy jak wielką łaską jest wiara i to, że mogą być w kościele, wypowiadać imiona święte, uczestniczyć w Eucharystii i  bez bólu przyjmować Komunię Św. Dziękuję Panu za wszystkie łaski jakie otrzymałam. Chwała Panu!

Marzena, 20 lat

 

Po roku przerwy, XX TWU był bardzo wyczekiwany. Tydzień wcześniej przystąpiłam do generalnej spowiedzi, aby z czystym sercem wychwalać Pana. Choć trapiły mnie różne rzeczy, ten wieczór był dla mnie przede wszystkim modlitwą za innych. Prosiłam też o dar nowego życia, ale zawsze poddawałam tę prośbę woli Bożej.

W kościele spędziliśmy niemal 5h i to nie był łatwy czas dla mojego kręgosłupa, którego zmiany przysparzały mi od lat wiele bólu i  utrudnień. W tym czasie mijało 6 tygodni odkąd po raz kolejny chodziłam na rehabilitację z nastawianiem kręgosłupa, zastrzyki już nie pomagały, ból ciągle ten sam lub wręcz narastający, obejmujący kolejne fragmenty kręgosłupa, ograniczający ruchy i możliwość normalnego funkcjonowania.

Trwałam jednak w swojej modlitwie. I choć nie prosiłam o uzdrowienie, po TWU, w niedziele rano po raz pierwszy od wielu tygodni obudziłam się bez bólu, z pełną możliwością ruchów. Nie prosiłam, a Pan mnie uzdrowił!

Kiedy podczas TWU Pan przemówił do małżeństw borykających się niepłodnością i zapewnił, że teraz małżeństwa te stają się płodne, łzy popłynęły mi po policzkach. Tak długo się staraliśmy z mężem. Lekarz dał nam ostatnią szansę, a w razie niepowodzenia (po wielu badaniach i moim zabiegu ginekologicznym), zapowiedział, że nie będzie w stanie nam pomóc i w takiej sytuacji będziemy musieli udać się do kliniki leczenia niepłodności. Uprzedził również, że w naszym przypadku najprawdopodobniej zostanie nam na początek zaproponowana inseminacja…

Wiedzieliśmy, że to będzie dla nas propozycja nie do przyjęcia. Ja już tylko myślałam o udaniu się do ośrodka adopcyjnego. Mój mąż ciągle bardzo wierzył, a moja nadzieja na posiadanie własnego dziecka była już dość nikła. Ale po tym co usłyszałam na TWU wiedziałam, że Pan nigdy nie rzuca słów na wiatr. Dziś jest 14 styczeń, a ja jestem w 12 tygodniu ciąży. Nasza mała dziecinka ma już ok. 6cm i jest największym szczęściem jakim Pan mógł nas obdarzyć! Chwała Tobie Panie! Ty jesteś naszym Przyjacielem, Lekarzem, Uzdrowicielem i Wspomożycielem!

Kobieta, 32 lata

 

XX Tyski Wieczór Uwielbienia były pierwszym, w którym brałam udział. Bardzo pragnęłam od dawna wziąć udział w wieczorze uwielbienia, lecz dopiero teraz doszło to do skutku. Jechałam z myślą, że zmieni to w  jakiś sposób moje życie.

Nie przypuszczałam, że będzie tu tylu gorliwie modlących się ludzi. Początkowo myślałam, że ja tak nie potrafię się modlić, miałam nawet momenty zwątpienia czy, aby na pewno ci ludzie tak się modlą czy przez odpowiednią muzykę i recytacje zostali wprowadzeni w jakiś trans.

Nastąpiło jednak błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem i wtedy usłyszałam jak ktoś niedaleko mnie wydał okropny ryk. Pomyślałam, że Jezus naprawdę i dziś tak samo jak za swojego życia na ziemi wyrzuca z  człowieka złe duchy. Kiedy Ksiądz przeszedł z Najświętszym Sakramentem niedaleko mnie poczułam bliskość Jezusa, poczułam, że teraz mnie dotyka i  mi błogosławi. Byłam szczęśliwa jak chyba nigdy dotąd, zrobiło mi się ciepło, miałam przyspieszony oddech, było mi słabo ale tak błogo, o  modlitwie innych nie myślałam już, że to trans, bo i ja doświadczyłam obecności Jezusa.

Po przyjeździe do domu stwierdziłam też, że zniknęły moje żylaki odbytu, łatwiej mi się oddychało. Po jakimś czasie stwierdziłam,że jestem radośniejsza, potrafię bardziej ufać Bogu. Powoli rozwiązują się też inne problemy: mój mąż zgodził się na leczenie odwykowe uzależnienia od alkoholu, problemy, które przeżywa córka wyglądają zupełnie inaczej. Każda obecność na mszy św. jest bardziej świadoma, a wpatrując się w  Najświętszy Sakrament czuję obecność Jezusa. Dziękuję Bogu za jego miłość.

Lucyna z Mysłowic

 

Ile razy powtarzam ludziom, że sama dam radę… Sama, sama, sama… I  właśnie podczas tego XX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia „sama” stało się realne, ale i w tym Bóg miał swój plan. Znów pokazał, a nawet dobitnie powiedział, o tych relacjach, które jeszcze nie są zdrowe i zapewnił, że wystarczy Mu je oddać i zaufać.

Już po wieczorze uwielbienia naszła mnie refleksja: jak to cudownie Duch Święty rozkręca modlitwę. Sam początek – ciche, niepewne, pojedyncze głosy. I z czasem przeradzające się w chóry, w których brzmi ogromne zaufanie, tęsknota, pewność i bezpieczeństwo. Dar języków zawsze wydawał mi się „nie na moje możliwości”, ale po tym wieczorze uwielbienia, wiem, że to nie ja wyznaczam sobie granice i stwierdzam w  stu procentach, że śpiewanie językami jest dla mnie, póki co, najcudowniejszym charyzmatem o jaki nie prosiłam, a otrzymałam.

Agnieszka

 

Na XX Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam po raz pierwszy. Pojechałam aby prosić Jezusa o uzdrowienie, ponieważ od lat cierpię na przewlekłą chorobę układu pokarmowego, która bardzo komplikuje mi życie i wiąże się z częstymi pobytami w szpitalu. Wydawało mi się, że nic nie zmieniło się po powrocie do domu. Nadal trafiam do szpitala skręcając się (dosłownie) z bólu. Jednak czytając pierwsze zamieszczone świadectwa, zrozumiałam, że także w moim życiu Jezus sprawił cud. Wcześniej nie wiązałam tego cudu z Tyskim Wieczorem Uwielbienia, bo nie był tak spektakularny, bo nie wydarzył się natychmiast…

Jedno ze świadectw przypomniało mi słowa wypowiedziane, gdy Kapłan wędrował z Jezusem wśród tłumu. Słowa dotyczyły osób, które mają problem z przebaczeniem. Wtedy moja modlitwa skierowała się na część rodziny mojego wujka, z którą od długiego czasu nie utrzymujemy kontaktu. Powodem są różne dawne zranienia, żale, różnice charakterów, odmienne podejście do życia… Prosiłam Tego, który JEST Miłością o dar przebaczenia.

Mniej więcej miesiąc później spotkałam wujka podczas pogrzebu wspólnej znajomej. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zaproponował abyśmy spotkali się w czasie zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Wiedziałam, że może nie być łatwo przekonać moją mamę do tego spotkania… ale udało się. Spotkaliśmy się przy wspólnym stole i wiem, że Jezus zaczął uzdrawiać relacje, które wydawały się nie do naprawienia.

Zdałam sobie po raz kolejny sprawę z tego, że Jezus bardzo często działa cuda w naszym życiu. To my nie potrafimy ich dostrzec. Cud z XX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia dostrzegłam dopiero dziś – Jezus sam otworzył mi na niego oczy. Po napisaniu tego świadectwa sięgnęłam po książkę nt. wiary. W jednym z pierwszych wersów czytanego rozdziału cytowano słowa św. Grzegorza z Nazjanu, które chyba podarowano mi z góry jako podsumowanie całej sytuacji: „Bo takie są obyczaje naszego Boga, że najpierw obdarza, a dopiero potem daje zrozumienie tego, czym obdarzył”. Chwała Panu!

Dagmara

 

Byłam w Tychach cztery razy, ale to był mój trzeci Tyski Wieczór Uwielbienia. Długo zastanawiałam się jak to wszystko opisać […]. Gdy Monstrancja z księdzem była coraz bliżej miałam pierwszy spoczynek w  Duchu Świętym, doszłam do siebie znów klękam i drugi, a następnie trzeci przyszedł tak szybko, że nie zdążyłam ustawić się do pozycji klęczącej […].

Gdy upadałam w trzecim spoczynku, usłyszałam w przelocie bardzo przytłumione „Grażyna”, a za chwilę bardzo wyraźnie „raka krtani”. Tak jakby te słowa odjeżdżały. Mogę to porównać jedynie do odjeżdżającego pociągu w czasie mgły z ledwie widocznym napisem „Grażyna”, a za chwilę przejeżdża obok mnie następny, który tym razem jedzie powoli z napisem „raka krtani”. Ale gdzie tam. Taki pociąg to mnie akurat nawet w  najmniejszym stopniu nie zainteresował.

Odwracam głowę i czekam na następny, na mój. Później okazało się, że te słowa padły, jak już leżałam. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, brakowało mi ciągle powietrza, toteż musiałam oddychać coraz głośniej i  szybciej, brać coraz głębsze oddechy. Ręce zrobiły mi się ciężkie i coś jakby wypełniało moje wnętrze. Od gardła do głowy zrobiłam się gorąca, natomiast reszta ciała była zimna. Przechodziły mnie dreszcze. Usłyszałam wzmożone modlitwy nade mną.

Na końcu, gdy powróciłam, musiałam obrócić się na bok i coś wykrztusić, bo poczułam, że coś jest wyrywane mi z gardła. Tak jak topiący się człowiek po reanimacji krztusi się i wypluwa jeszcze trochę wody. Gdy moja siostra powiedziała mi: „Grażyna, Jezus uzdrowił cię z raka!”, byłam tak bardzo zaskoczona, że po prostu wyłam tam z płaczu. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

Od pół roku leczyłam gardło, które miałam w połowie spuchnięte. W  ostatnim tygodniu przed następną wizytą u laryngologa nie wiedziałam, czego się napić, co zjeść, by nie czuć ucisku przy połykaniu. Gdy w  sobotę popatrzyłam w gardło i zobaczyłam żółto-białą bułę na tylnej ścianie myślałam, że to powikłania, nie wiedziałam, że to rak. Na szczęście Jezus jest najlepszym lekarzem, od razu diagnoza i wyleczenie. Teraz mam gardło różowe i nie boli […].

Niech mi Bóg wybaczy, bo potem siedziałam w kościele i dzwoniłam po rodzinie, że Jezus mnie uzdrowił. Zamykali kościół, ja nie miałam sił iść, ale za to buzia mi się długo nie zamykała. I to był dla mnie kolejny cud. Jeśli wielka jest prośba, to i wielka jest odpowiedź […]. Tego dnia wieczorne psalmy mówiły o tym, że jeśli bym o Tobie zapomniał, niech mój język przyschnie do gardła. To Jezus w komunii świętej „przyschnął” mi do gardła, bym o Nim nie zapomniała. Jeszcze później odczytywałam to jako pierwszy krok do mojego uzdrowienia, Jezus „rozpuścił mi się” na raku. Nie wierzę już w znaki, wierzę Jezusowi. Jezu jesteś piękny. Jezu jesteś piękny.

Grażyna, 24 lata

 

XX TWU był już moim czwartym wieczorem. Jak zwykle było czuć gorącą modlitwę. Podczas modlitwy uwielbienia padły słowa do osób chorych na serce, choroby krążenia, nerwice; że teraz Pan Jezus będzie uzdrawiał. Tak sobie pomyślałam: „E, to nie do mnie…”.

Czasem gdy mam sytuacje stresowe, to boli mnie żołądek, odczuwam czasem „kamień” w żołądku. Ale żeby od razu nerwica, to chyba nie. Za chwilę jednak odczułam wyraźny ucisk w mostku (nie mam takich problemów). Trwało to przez czas modlitwy za chorych i czas, kiedy była śpiewana pieśń w tej intencji. Nie wiem, jak mam to sobie wytłumaczyć. Może zostało mi coś zabrane, z czego sobie nie zdawałam sprawy, nie wiem…

Od poniedziałku miałam też iść do nowej pracy. Trochę się tym też stresowałam, tę sprawę też powierzałam Panu. I pierwszy tydzień w pracy minął bardzo dobrze, bez stresu. Może to owoc tego Wieczoru? W tym czasie kapłan z Panem Jezusem przeciskał się w tłumie między ludźmi. Zatrzymywał się, błogosławił… Ludzie to bardzo przeżywali, czekali, kiedy do nich przyjdzie. My też…

Kiedy Jezus był niedaleko od nas, zostały skierowane słowa do kobiety, która w przeszłości dokonała aborcji. Kobieta ta teraz ma depresję, której nie wiąże z tą sprawą. Ale jej syn oręduje za nią w niebie i Pan Jezus chce w tej chwili przyjść do tej kobiety. Usłyszałam płacz, który był gdzieś z boku. Spojrzałam i zobaczyłam kobietę, która bardzo płakała. Obok niej stał kapłan z Najświętszym Sakramentem, a ona płakała i się przytulała do Jezusa ukrytego w Hostii. Możliwe, że to była kobieta, do której zostały skierowane słowa…

A ja czekałam, kiedy Pan Jezus przyjdzie do mnie, bo już był po drugiej (dalszej) stronie ławki. Na chwilę znów zobaczyłam Hostię, jednak kapłan poszedł dalej.

Miałam problemy z kręgosłupem, które ostatnio się nasiliły. Ból promieniował na lewą nogę, która bolała i drętwiała (aż do pięty). Nie był to silny ból, jednak pamiętam jak 2 lata temu zostałam z tego powodu unieruchomiona na kilka dni. Teraz też się tego bałam. To też była jedna z moich intencji.

Jednak podczas tego Wieczoru zapomniałam o tym, bo było tyle osób, które miały chyba większe problemy. W tym momencie chciałam tylko, aby Pan Jezus zatrzymał się koło mnie i spojrzał na mnie. O to Go prosiłam.

I nagle zobaczyłam, że się zbliża. Miałam nadzieję, że rzeczywiście zatrzyma się koło nas. Ale tak się nie stało, przeszedł dalej. Mogło się wydawać, że nie spojrzał, nie zauważył… Jednak w momencie, kiedy przechodził tuż obok, poczułam delikatny chłodek na chorej nodze i  pulsowanie od uda aż do kostki (w tym momencie w ogóle nie myślałam ani o nodze, ani o kręgosłupie). Uświadomiłam sobie, że jednak mnie widział. Ja do Niego „wołałam”, a On odpowiedział, a nawet dotknął. Problem z kręgosłupem i nogą nadal jest, nadal pobolewa. Ja jednak myślę, że to jest mój krzyżyk, który mam nieść. Pan Jezus dał mi poznać, że wie o moim problemie. Był to dla mnie niezwykły moment spotkania z Nim. Chwała Panu!!!

Agnieszka

 

Podczas XX Tyskiego Wieczoru Uwielbienia, moje serce zostało poruszone przez obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i przez modlitwę tłumaczenia języków. Kiedy Duch Święty obdarzył jedną z osób darem języków, a drugą osobę darem tłumaczenia języków, usłyszałam słowo, które odebrałam bardzo osobiście, pomimo że wypowiedziane było w liczbie mnogiej.

Czuję, że mój Bóg, Jezus, chce mnie całkowicie wypełnić swoją miłością i  przeze mnie przekazać tę miłość dalej, do większej liczby ludzi. Chce pomnożyć ją we mnie, a ja chcę pomnożyć Go w sobie, kiedy mówię; „Wielbię Ciebie, mój Boże”.

Słowa wypowiedziane przez Pana Jezusa za pośrednictwem osoby tłumaczącej brzmiały: „Jestem tutaj obecny. Jestem dla was. Jestem dla was otwarty jak nigdy dotąd. Wydaję się wam. Oddaję się wam całkowicie, bez reszty. Kocham was”. Kiedy usłyszałam to słowo, modliłam się, aby Pan pozwolił mi siebie dotknąć, kiedy kapłan będzie przechodził pomiędzy ludźmi z Najświętszym Sakramentem. Modliłam się o to gorąco i prosiłam, żeby przez to dotknięcie, Bóg oczyścił mój dotyk.

Bóg rzeczywiście pozwolił mi dotknąć siebie przez dotknięcie Jego szaty, czyli welonu, przez który kapłan trzyma monstrancję. Mój Boże, dziękuję Ci za to, że jesteś dla mnie. Dzięki Tobie mogę wszystko w  swoim życiu poukładać na właściwym miejscu. Dzięki Tobie mam wzór do naśladowania, punkt odniesienia, autorytet i Kogoś, komu mogę być posłuszna bez żadnej szkody dla siebie. Twój dotyk mówi do mnie: „Akceptuję cię i kocham taką, jaka jesteś”. Twój dotyk jest najgłębszy, przenikający całe moje jestestwo i wyraża bliskość, czułość i  serdeczność. Twój dotyk sprawia, że otwieram się dla Ciebie i mogę świadomie współpracować z Tobą w przekazywaniu Twojego Bożego Życia. Jestem kochana, pielęgnowana i dotykana przez Ciebie, który jesteś moim Bogiem, moim wzorem i moją Miłością, a Twój dotyk oczyszcza, uzdrawia i  wypełnia mnie Twoją miłością. Błogosławię Cię Boże!

Katarzyna, 37 lat

 

XX Tyski Wieczór Uwielbienia był dla mnie pierwszym, w którym uczestniczyłem. Od dłuższego czasu zmagam się z kilkoma grzechami, które powtarzają się przy każdej spowiedzi. W czasie modlitwy prosiłem Pana Jezusa, aby zabrał je i pokazał mi drogę, którą mam pójść, bo sam jestem słaby i przygniatają mnie te grzechy. Prosiłem również Pana Jezusa o  jasną i prostą odpowiedź. Powierzyłem to wszystko w sercu Bogu i  postanowiłem pójść do spowiedzi.

Stojąc na dworze, gdyż w środku kościoła nie było już miejsca, poprosiłem stojącego niedaleko księdza o udzielenie mi sakramentu pokuty. W czasie spowiedzi kapłan powiedział, że kluczem do pokonania moich grzechów jest przebaczenie bliskiej mi osobie, która rani mnie od dzieciństwa. W tym samym momencie usłyszałem z głośników słowa osoby prowadzącej modlitwę, która powiedziała: „Powierzamy Panu Jezusowi osoby, które nie potrafią przebaczyć…”.

Jestem pewien, że to były słowa skierowane do mnie, w sercu powiedziałem tylko: „Dziękuję, Jezu” i poczułem przyjemne ciepło oraz lekkość. Chyba bardziej czytelnego znaku nie mogłem otrzymać.
Chwała Panu!

Dawid 23 lata

 

Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam po raz drugi, ale to dopiero za tym drugim razem coś zmieniło się w moim życiu, może dlatego, że do pierwszego spotkania z modlitwą charyzmatyczną podchodziłam bardzo sceptycznie, nie znałam tego i nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.

Wydaje mi się, że zawsze byłam bardzo blisko Kościoła i Chrystusa, ale mimo to borykałam się z wielkim smutkiem, poczuciem bezsensu swojego życia oraz niskim poczuciem wartości. Z dnia na dzień coraz trudniej było mi znaleźć jakąkolwiek przyczynę wstawania z łóżka, byłam też bardzo wybuchowa i opryskliwa dla swojego otoczenia. Modliłam się też do Boga, aby wysłuchał moich próśb dotyczących pracy i innych życiowych spraw, ale bez żadnych efektów, czułam się opuszczona nawet przez Boga.

Czekałam więc na ten XX Wieczór Uwielbienia z nadzieją, że coś się zmieni w moim życiu, jednak kilka dni wcześniej okazało się, że nie będę mogła tam pojechać, ale w piątek wieczorem sytuacja się zmieniła i  jednak pojechałam, widocznie Jezus chciał się ze mną spotkać tak bardzo, jak ja z NIM! Przez całe spotkanie bardzo się modliłam, żeby Jezus o  mnie nie zapomniał, prosiłam Go o to, żeby powiedział mi, jak mam dalej żyć, i żeby uzdrowił mnie z mojego wszechogarniającego smutku.

I tak też się stało. Kiedy ksiądz chodził wśród ludzi z Najświętszym Sakramentem, zatrzymał się obok mnie i pochylił się tuż nad moją głową. Spłynęła na mnie wtedy wielka radość, czułam to wręcz namacalnie, czułam się szczęśliwa, że Jezus w sposób szczególny przyszedł właśnie do mnie, że mnie wysłuchał. Dotarły do mnie wtedy słowa, które często słyszałam w  kościele, a których nigdy nie rozumiałam, że Bóg chce nam dać dużo więcej niż to, o co Go prosimy, chce nam dać Siebie!

Chciałabym też podziękować wszystkim zwykłym ludziom, którzy tam byli razem ze mną. Na co dzień w moim otoczeniu nie spotykam zbyt wielu osób, z którymi mogłabym porozmawiać o Chrystusie, jest to raczej temat tabu, toteż przebywanie z ludźmi podobnie czującymi jak ja jest zawsze dla mnie niezwykle cenne, dziękuję Wam!

Anna, 33 lata

 

Uczestniczyłam już kilkakrotnie w Wieczorach Uwielbienia, ale nic szczególnego się nie zdarzyło. Na XX Tyski Wieczór Uwielbienia poszłam z  mężem, żeby modlić się za naszą córkę Małgorzatę, która zaraz po ślubie poroniła pierwsze dziecko, a teraz niedawno okazało się, po dwóch latach małżeństwa, że jest w stanie błogosławionym. Polecać też pragnęłam rodzinę, moje wnuki oraz koleżankę z pracy, która walczy z  nowotworem.

Modliłam się gorąco na Mszy świętej w tych intencjach. Na nabożeństwie zdarzyło się coś niewiarygodnego: Pan Jezus dał mi znak. W piątek wieczorem miałam wylew w prawym oku, co mi się dość często zdarzało i  źle to wyglądało, oko częściowo zalane krwią.

Kiedy kapłan przechodził z Panem Jezusem w monstrancji, znalazłam się tak bliziutko (na kilka centymetrów od mojej twarzy), że spojrzałam na Hostię, powiedziałam w myśli Jezusowi, że Go kocham i proszę o potrzebne łaski dla mojej córki. Byłam szczęśliwa, że mogłam tam być i wierzę, że moja córka zostanie w przyszłym roku szczęśliwą mamą.

Na drugi dzień wstałam i spojrzałam do lustra chcąc zobaczyć oko. Zaskoczyło mnie, że nie było widać krwi, uznałam to za cud i znak od Pana Jezusa. Zaraz też powiedziałam o tym mężowi i innym bliskim w  rodzinie. CHWAŁA PANU!

Ewa, 56 lat

 

XX Tyski Wieczór Uwielbienia był moim drugim. Tak jak poprzednio, jestem ogromnie poruszony tym, co przeżyłem – wspólnota żywego i młodego Kościoła. Na co dzień, słuchając w mediach o kolejnych skandalach i  „zacofaniu” Kościoła, stawałem się coraz bardziej sceptyczny. Jednak wczoraj przeżyłem coś niesamowitego. Moja wiara odżyła. Poczułem się poruszony i dotknięty przez samego Jezusa. Jestem za to bardzo wdzięczny. Odzyskałem ogromny dar, o który będę się teraz troszczył.

Krzysiek, 26 lat

 

XX Tyski Wieczór Uwielbienia był moim czwartym. Za każdym razem zostałam obdarzona darami: a to pokoju i radości w sercu, a to zdrowiem, a ostatnio nawet – krzesłem :). Muszę wrócić do XIX Wieczoru Uwielbienia. Jestem po operacji kręgosłupa i cierpiałam bóle. Na XIX Wieczorze Uwielbienia usłyszałam, że Jezus chce uzdrowić z bólów kręgosłupa Małgorzatę, ale pomyślałam sobie: „To na pewno nie ja, to pewnie ktoś inny bardziej potrzebujący, nie ja”. W pewnym momencie poczułam dotyk na mojej głowie jakby ktoś zmierzwił mi włosy, był tak realny, że uniosłam rękę i dotknęłam głowy bo myślałam, że ktoś mnie dotyka, ale nie – ponieważ uzdrowienie to proces, po pewnym czasie ból ustąpił i tak jest nadal. Chwała Panu! On przełamuje nawet moje niedowiarstwo.

Wracając do XX Wieczoru Uwielbienia: przyjechałam z mężem i  przyjaciółmi, ponieważ byłam bardzo słaba i obawiałam się, że nie dam rady wystać w tłoku tak długo. Umówiliśmy się, że w razie czego wyjdę i  poczekam na nich w samochodzie. Stanęliśmy pod filarem w dużym tłoku, jak zwykle było bardzo dużo ludzi. Na samym początku Mszy świętej pewien mężczyzna przyniósł krzesło (domowe krzesło z oparciem) i powiedział: „Pomyślałem, że może się komuś przydać” i postawił je za mną, i poprosił żebym usiadła właśnie ja (a muszę zaznaczyć, że wyglądam raczej młodo i  zdrowo, choć jestem na rencie). Zobaczcie, jak nasz Pan jest dobry, poprawia poduszkę pod głową chorego, słabemu podstawia krzesło.

Byłam zażenowana dobrocią, tak trudno przyjąć prosty dar, ciągle myślę, że muszę być tak samowystarczalna – ja wszystko sama! A Pan pokazuje mi: oddaj Mi to wszystko, swoje słabości i swoją siłę, samowystarczalność. Po tym Wieczorze Uwielbienia poczułam się jak ukochane dziecko Boże, o które Bóg ciągle dba i się troszczy. Chwała Panu !!!

Małgorzata, 47 lat

 

XX Tyski Wieczór Uwielbienia nie był moim pierwszym. Miałam za sobą już jeden raz i do kościoła bł. Karoliny pojechałam z myślą, że nic mnie już nie zaskoczy. Byłam świadkiem uzdrowień, przeżyłam niesamowitą spowiedź, odkryłam, że Bóg naprawdę mnie kocha, mimo tego, że grzeszę. Cóż więcej Pan chciałby mi objawić?

Kolejny rok był dla mnie nieustanną walką, nie tylko ze sobą, ale również z najbliższymi. Skłonności homoseksualne, mimo wzmożonej wiary i  chęci bycia z Bogiem, zawsze wywracały mój świat do góry nogami i  sprawiały, że ulegałam cielesności. Problemy w kontaktach z ojcem, który boryka się z problemem alkoholowym, nie pomagały mi, pokazywały słabości i trudno było mi o pokorę w stosunku do niego.

Na to spotkanie po raz kolejny przyjechałam ze swoją partnerką, pełne wiary w to, że może uda nam się przemóc tę słabość. Podczas spowiedzi łzy znów płynęły mi po policzkach, nie potrafiłam uwierzyć w zbawczą moc Pana. Przez cały wieczór tłumiłam łzy, miałam zaczerwienione oczy. Próbowałam się opamiętać, dojść jakoś do ładu, ale nie potrafiłam. Na każde słowa Pana schylałam głowę, mocniej zaciskając ręce na poręczy.

Kiedy Jezus przechodził obok mnie, zawołałam w myślach: „Panie Jezu, przytul mnie do swojego serca!” Trudno było mi uwierzyć w to, co się dzieje, kiedy kapłan niosący Eucharystię skierował się w naszą stronę i  zrobił nad nami znak krzyża. Wtedy zaczęłam drżeć na całym ciele. Byłam wszystkiego świadoma, jednak nie potrafiłam tego zatrzymać. Aby nie stracić równowagi uklęknęłam, ukryłam twarz w dłoniach i zaniosłam się głośnym płaczem, pełnym bólu, rozdarcia, który odwzorował to, co czułam. Dreszcze przechodziły powoli, w ich miejsce ogarnęła moje ciało fala ciepła. Podniosłam się z nową wiarą, nadzieją i miłością, pełna pokory, śpiewając pieśni uwielbienia. Wiem, że z Nim już nie upadnę. Chwała Panu!

Anna

 

Nie był to mój pierwszy Tyski Wieczór Uwielbienia, dlatego wiedziałam, czego się spodziewać. Nie ciążą na mnie żadne lęki, depresje ani choroby czy bóle, z których Jezus miałby mnie uzdrowić. Ponadto uważam się za osobę naprawdę szczęśliwą. Żyję, jestem zdrowa, mam dobrego męża i małe, zdrowe dziecko, mamy dach nad głową i stabilność finansową. Mam dobrych, sprawdzonych przyjaciół. Jakby niebo na ziemi.

Na ten jubileuszowy, dwudziesty Tyski Wieczór Uwielbienia jechałam, aby właśnie za to wszystko podziękować i aby moją modlitwą wspomóc tych, których Jezus chce dotykać, uzdrawiać, przemieniać. Miałam też w sercu pragnienie modlitwy za bliskie mi osoby. Po raz kolejny doświadczyłam tego, że należę do żywego Kościoła. A ten żywy Kościół składa się z tego co Boskie – doskonałe i ludzkie – ułomne. Cuda uzdrowień, które dokonują się na Tyskich Wieczorach, są niewidoczne dla oczu wszystkich, ale Jezus nie przychodzi do serca wyłącznie przez zmysł wzroku.

Bardzo budującym dla mnie przeżyciem, za każdym razem, jest możliwość słuchania Jezusa przez słowa poznania. Chociaż Jezus nie mówi bezpośrednio do mnie, to wielką radością dla mnie jest świadomość, że Jezusowi bardzo zależy na nas wszystkich. Właśnie ta Jego miłość do wszystkich pociąga mnie na te wieczory. Było kilka takich słów i  momentów, które odróżniają ten XX Tyski Wieczór Uwielbienia od poprzednich, na których byłam.

Kiedy w lipcu Jezus nawracał moje serce, powiedział mi słowa: „Bądź świadkiem Mojej miłości”. Na tym Tyskim Wieczorze Uwielbienia te słowa padły ponownie, nie tylko do mnie, ale do nas wszystkich. Jezus pragnie, byśmy byli świadkami Jego miłości! Nie tylko na samym wieczorach uwielbienia, ale w całym życiu mamy być otwarci na miłość Boga, bo, jak powiedział ks. Piotr w kazaniu, „Bóg nie zniewala. Bóg wyzwala”. Powiedział też ks. Piotr, że jeżeli „boli nas życie”, to mamy pójść do Jezusa po pomoc. Ja zrobiłam to w lipcu, a teraz zbieram owoce tego zawierzenia, w postaci wiary. Pragnę i modlę się o to, aby moja wiara była żywa i by moje życie podobało się Bogu.

Kiedy podczas modlitwy o uzdrowienie zły duch nie chciał ustąpić, modliłam się z wiarą o uwolnienie tej osoby. Im gorętsza była moja modlitwa, tym bardziej zły próbował zasiać we mnie zwątpienie. Przychodziły mi do głowy myśli, że może jednak całe to spotkanie to „szopka”, skoro tyle ludzi się modli, a ten ktoś ciągle woła Jezusa na pomoc… Jezus już powinien był „zadziałać”… Prowadzący modlitwę, jakby nalegał na Jezusa, aby działał „teraz”, a Jezus jakby nie reagował. Poprosiłam Jezusa, aby zabrał moje wątpliwości.

Pieśń. Dalsza modlitwa w intencji kapłanów i sióstr zakonnych. Czułam pewien zawód, że prowadzący przeszedł do kolejnej intencji, a Jezus nic nie zrobił z tym duchem złym, skoro ciągle wołano Go o pomoc. Modliłam się jeszcze goręcej o uwolnienie.

„Fala zwątpienia” zmalała, a ja osłupiałam, gdy dosłyszałam, o co prowadzący prosi dla księży i sióstr. Uświadomiłam sobie, jaka jestem pyszna. Jakby to moja modlitwa miała być ratunkiem dla całego świata. Jezus potrzebuje kapłanów! Świętych kapłanów, którzy są Jego szczególnymi narzędziami w walce ze złem. To jest Kościół: nie tylko Bóg i ja, ale Bóg i wspólnota ludzi – kapłanów, sióstr zakonnych i ludzi świeckich. Jezus może sam wypędzić złego ducha, ale On pragnie, abyśmy też mieli w tym swój udział. Chce pokazać, że nie tylko my potrzebujemy Jego, ale On potrzebuje Kościoła – nas świeckich, ale szczególnie kapłanów.

To wydarzenie uświadomiło mi także, że Jezus nieustannie, naprawdę o  nas walczy. Nie stoi z założonymi rękami i nie czeka, aż będziemy się do Niego zwracać. On woła nas donośnym głosem, przez ogromne znaki. Czasem wręcz błaga nas o to, abyśmy Go wpuścili w nasze życie. Jezus pragnie wyzwalać. Jakże często zatykam przed Nim uszy i zaciskam oczy, aby żyć po swojemu, a nie po Bożemu. Wiem już, nad czym, w sobie, mam dalej pracować.

Wspomnę jeszcze, że Jezus bardzo mnie zaskoczył, bo powiedział też słowa, które – wiedziałam, że są również do mnie. Jezus dziękował nam za to, że jesteśmy, że Go słuchamy, że pragniemy z Nim żyć, że głosimy Go innym. Często bałam się, czy podołam zadaniom, jakie Bóg na mnie zsyła (m.in. przygotowuję dzieci do I Komunii Świętej), a tu proszę – On mi dziękuje za to, że je realizuję. Jezus jest w moim życiu i uczy mnie jak żyć. Chwała Panu!

Agata

 

Na XX Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam pierwszy raz z moją mamą. Obie doświadczyłyśmy tam na miejscu w kościele, jak Pan Bóg opiekuje się człowiekiem. Gdy weszłyśmy do kościoła, było już pełno, nie bardzo miałyśmy możliwość wejść, a co dopiero siąść. Wiedziałam, że moja mama nie wystoi tyle godzin (ma kłopoty z kręgosłupem). W głowie miałam jedną myśl, że nie ma szans, abyśmy dotrwały do końca.

Gdy zaczęła się Msza, pewna kobieta, która siedziała w ławce, obok której stałyśmy, wyszła, po chwili wróciła i wyciągnęła, nie wiem skąd, dwa taborety. Jeden dostała moja mama. Wiedziałam, że to było za przyczyną Pana Boga, dał nam do zrozumienia, że musimy zostać do końca. Później, podczas rozdawania Komunii św., też miałyśmy obawy, jak to będzie, czy zdążymy i w ogóle. I w momencie gdy drugi z księży udawał się z Komunią w naszą stronę, stanął przed moją mamą i w tym miejscu zaczął rozdawać ludziom Komunię św.

To dało mi niesamowitą siłę i po raz kolejny utwierdziło mnie w  przekonaniu, że nie warto martwić się sprawami ziemskimi, ludzkimi, tylko wszystko oddać Panu Bogu.

Grażyna

 

Od wielu lat jestem osobą depresyjną, postrzegającą świat w sposób negatywny, oceniający i krytykujący. Na XX Tyskim Wieczorze Uwielbienia, kiedy zaczęła się część uzdrowień, zaczęły mi lecieć łzy i poczułam szybkie bicie serca, jakby coś we mnie siedziało i zaczęło się bać. Byłam bardzo wzruszona i bardzo chciałam, aby Jezus w monstrancji do mnie podszedł i był tylko dla mnie.

I podszedł. Poczułam się bardzo szczęśliwa i wzruszona, bo tak jakby mnie wybrał. Było to dla mnie bardzo ważne. Do dzisiaj mam ten obraz i  za każdym razem, gdy o tym myślę, to jest mi dobrze i bezpiecznie, nawet wtedy, kiedy jest mi trudniej, bo wiem, że jest On i nie jestem sama. Od tamtego wieczoru czuję się znacznie lepiej, postrzegam świat bardziej pozytywnie i towarzyszy mi nadzieja. Na nowo zaczęłam się modlić i  cieszyć się z modlitwy. Chwała Panu!

Izabela

 

Na XX Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam, żeby modlić się w  intencjach innych osób, nawet tych, których nie znałam osobiście. Kilka dni wcześniej babcia mojej koleżanki z pracy trafiła do szpitala z  powodu niewłaściwego dawkowania leków. Dodatkowo w szpitalu dopadł ją jeszcze jakiś wirus. Lekarze w piątek nie dawali jej już żadnych szans, a  rodzinie polecili się z nią pożegnać, gdyż do poniedziałku prawdopodobnie umrze. Powiedziałam jednak koleżance, że lekarze mogą się mylić, że wcale tak nie musi być, że trzeba wierzyć do końca.

Modliłam się, aby Jezus uzdrowił jej babcię, jeśli taka Jego wola. Od poniedziałku ku zaskoczeniu wszystkich stan babci koleżanki zaczął się stopniowo poprawiać, aż po paru dniach została ona wypisana do domu. Ja również poczułam wielką radość w sobie i na nowo odkryłam moc modlitwy. Okazało się, że Jezus jest najlepszym lekarzem, choć nie ukończył żadnego uniwersytetu medycznego.

W trakcie wieczoru uwielbienia w Tychach modliłam się także w intencji mojej koleżanki, która ma poważne problemy z zajściem w ciążę. Od pewnego czasu wraz z mężem starali się o adopcję. Wiadomo, że procedura adopcyjna czasami bardzo długo potrafi się przeciągać, dlatego prosiłam Jezusa o siły dla nich i pomyślne i szybkie zakończenie tej sprawy. Finalizacja tej procedury nastąpiła niedługo po tymże wieczorze uwielbienia. Jak się okazuje, Jezus ma swoje sposoby także na wszelkie biurokratyczne i urzędowe kwestie. Mała córeczka jest już ze swymi nowymi rodzicami.

Na koniec chciałabym jeszcze dodać, że wspomniałam Jezusowi również o  swoim nałogu nikotynowym. Chciałam, żeby mnie od niego uwolnił, ale tak, abym już tego głodu nikotynowego nie odczuwała, bo wiem, że nie dam rady wytrzymać. Wcześniej mimo wielu prób, nie udawało mi się to. Teraz wiem, że Jezus i w tej kwestii zadziałał w sposób cudowny. Tak wiele łask w jednej chwili! Chwała Panu!

Basia

 

W październiku 2010 roku uczestniczyłam z rodziną w Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Mój syn Karol miesiąc wcześniej skręcił prawe kolano i  zerwał więzadło krzyżowe. Na modlitwie usłyszeliśmy, że Pan Jezus uzdrawia Karolowi chore kolano, że zabiera tę chorobę kości i że bardzo go kocha. Prawie dech nam zaparło z wrażenia, a syn poczuł się bardzo poruszony i zrobiło mu się gorąco. W naszych środowiskach opowiadaliśmy o  tym fakcie od razu, jednak z oficjalnym świadectwem chciałam zaczekać do zakończenia leczenia. Na dzień dzisiejszy nadal czekamy na dopełnienie tego cudu, jednak pragnę już dziękować Jezusowi, bo Jego łaska i dobroć są niezmierzone. Chwała Tobie Jezu!

Na tym wieczorze byliśmy z piątką dzieci, najmłodszy miał 2 latka, i  trudno było im wytrzymać tak długo w kościele. Ja również byłam szczerze zmęczona ich postękiwaniem. Po modlitwie wstawienniczej za dzieci, usłyszałam, że Pan Jezus szczególnie błogosławi dzieciom tam obecnym i  ich rodzinom. Było to jak balsam dla mojej duszy. Boże, jesteś wielki, napełniasz nasze serca radością i wiesz, czego nam potrzeba!

Chcę opowiedzieć jeszcze o jednym cudzie. W maju tego roku postanowiłam modlić się o cud uzdrowienia kręgosłupa mojego syna Tomka. Zaczęłam się modlić nowenną do przemienienia Pańskiego, prosiłam jednak, żeby Pan Jezus dał mi tę chorobę, a syna uzdrowił. W piątym dniu mojej nowenny przypadał Wieczór Uwielbienia (maj 2012 r.). Jedno z proroctw brzmiało: „Pan Jezus uzdrawia Dorocie chory kręgosłup”! Dorota to moje imię, nie wiedziałam, że już uprosiłam otrzymanie tej choroby i że natychmiast Dobry Jezus mi ją zabiera! Byłam bardzo zaskoczona, nie wiedziałam, czy proroctwo jest do mnie. Znajoma mi osoba, z dużym doświadczeniem duchowym, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Wierzę więc, że Pan Jezus wysłuchał mojej nowenny przed jej zakończeniem!

Przypominają mi się słowa: „I będzie tak, że zanim (Mnie) wezwą – Ja odpowiem; jeszcze mówić będą – a Ja już wysłucham” (Iz 65,24). Chcę podziękować Jezusowi za tę łaskę i prosić Go o dopełnienie tego uzdrowienia. Jezus żyje, Jemu chwała!!!

Dorota

 

Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam już któryś raz z kolei ale dopiero tym razem doświadczyłam prawdziwego Jezusa, obecnego w moim życiu nawet wtedy, gdy w Niego zwątpiłam. On zawsze był przy mnie, troszczył się o mnie.

Usłyszałam skierowane do mnie słowa o tym, jak bardzo mnie kocha i  pomaga wstawać gdy upadnę. Tak bardzo poczułam że On jest przy mnie, że stoi obok mnie na modlitwie. Początkowo nie umiałam się skupić, ale w  końcu zauważyłam, że bardziej skupiam się na Jezusie niż na tym co mnie wokoło otacza, na tych wszystkich ludziach.

W trakcie trwania Tyskiego Wieczoru zrozumiałam, dlaczego tu przyjechałam. Chciałam znów odnaleźć Jezusa w sobie, bo tak bardzo mi go brakowało. Sama nie wiem, czemu aż tak oddaliłam się od niego. W  okresie, kiedy myślałam, że Go nie ma obok mnie, On był, trwał przy mnie, a ja tego nie zauważałam, biłam się z myślą, że odszedł, że mnie zostawił w najważniejszym momencie mojego życia.

Byłam zła na niego, że tak po prostu Go nie ma, jak Go potrzebuje. Teraz jednak wiem, że to nie było prawdą. On był przymnie każdego dnia i  uświadamiał mi to przez ludzi których spotykałam na swojej drodze, dawał znaki nie widzialne dla ludzkiego oka, lecz tylko serce mogło je zobaczyć. Za to mu dziękuje i wierzę, że zawsze będzie przy mnie. Za to CHWAŁA PANU!

Marta, 21 lat