Na pierwszy Tyski Wieczór Uwielbienia Bóg zaprosił mnie w czerwcu 2012 roku. Dowiedziałem się o nim od mojej najbliższej rodziny. W tym czasie przeżywałem bardzo trudny okres z powodu problemu, który był dla mnie po ludzku ciężki do rozwiązania. Pamiętam, że na kilka tygodni przed tym Tyskim Wieczorem nie mogłem normalnie funkcjonować, ponieważ wspomniany wcześniej problem cały czas powracał w myślach powodując ogromne roztargnienie. Nie potrafiłem się skupić na wykonywanej pracy zawodowej, a życie było dla mnie jedną wielką udręką. Wtedy podjąłem decyzję, aby wybrać się na Tyski Wieczór Uwielbienia.

Nie ukrywam, kierowałem się wtedy chęcią rozwiązania problemu oraz zwykłą ludzką ciekawością, ponieważ wcześniej słyszałem, że w tym miejscu można zaobserwować  żywe działanie Ducha Świętego. Całą mszę świętą oraz czuwanie starałem się skupić na modlitwie, ale byłem też zaabsorbowany tym, co się działo wokół mnie. Byłem pozytywnie zszokowany i to, co widziałem przyjąłem za prawdę. Uczestnicząc w modlitwie tak naprawdę nie wiedziałem jaki dar Bóg przygotował dla mnie. Wyobraźcie sobie, że kiedy opuściłem mury świątyni i chciałem powrócić myślami do mojego nękającego problemu, ku mojemu zaskoczeniu nie potrafiłem nawet na sekundę o nim pomyśleć. Bóg całkowicie „zablokował” moje myśli. Podczas powrotu do domu co chwilę znów próbowałem wrócić myślą do mojej trudności, ale nie mogłem. Przy każdej próbie słyszałem w sercu głos, który mówił: „Nie myśl o tym. Będzie dobrze.” Istota ludzka zawsze ma możliwość rozwijania jakichkolwiek myśli na jakikolwiek temat. Natomiast ja po tamtym Tyskim Wieczorze nie mogłem rozwinąć żadnych myśli, na ten ciężki dany temat, lecz na każdy inny już mogłem. Na Tyski Wieczór Uwielbienia przyszedłem udręczony bardzo negatywnymi myślami. Wyszedłem natomiast czując wielki komfort psychiczny, bo Bóg zabrał mój problem.

Zdarzenie to było dla mnie początkiem drogi nawrócenia, która będzie trwała do końca życia. Od tego pamiętnego dnia zacząłem tak naprawdę iść w stronę Boga. W ciągu tych czterech lat Bóg wiele zmienił w moim życiu. Między innymi pomógł mi rzucić palenie, oczyścił mój język z wulgaryzmów, uporządkował kwestie związane z alkoholem. Bóg też przede wszystkim sprawił, że dużo więcej się modlę. Jeżeli popadam w grzech ciężki, to od razu korzystam z sakramentu pokuty i pojednania. Również od jakiegoś czasu czytam regularnie Pismo Święte oraz podjąłem decyzję o wstąpieniu do wspólnoty. Bóg pomógł mi otworzyć się bardziej na ludzi i wysłuchał moich modlitw o przyjaciół, ponieważ poznałem wspaniałych ludzi, z którymi łączy mnie wspólny cel, to jest wzrastanie w wierze.

Mam świadomość tego, że jeszcze wiele przede mną pracy nad sobą, lecz w odróżnieniu od okresu sprzed tamtego Tyskiego Wieczoru teraz wiem, że idę w dobrym kierunku. Do końca życia nie zapomnę tego, co się stało po wspomnianym Tyskim Wieczorze. Wiem, że to co przeżyłem było nadprzyrodzonym działaniem Boga i choć wiem, że uwierzyłem, bo „dotknąłem”, to jestem Bogu bardzo wdzięczny za przyciągnięcie mnie w taki sposób do siebie. Bóg dał mi żywy dowód na to, że mnie kocha, troszczy się o mnie, ale też nieustannie wlewa w moje serce potrzebę pracy nad sobą. Chwała Panu!

Oktawian, 23 lata

 

Na XIX TWU czułam się raczej jak obserwator niż uduchowiony uczestnik modlitwy charyzmatycznej – nie spodziewałam się też żadnego głębszego przeżycia. Chciałam po prostu wielbić Boga, dziękować Mu za całe dobro, jakie od Niego otrzymałam, za dar mojego nawrócenia, za odzyskaną wiarę, rozpaloną ponownie miłość do Boga i mojej rodziny, którą na nowo pokochałam i doceniłam. Od czasu mojej wewnętrznej przemiany często ofiaruję Panu siebie, moją rodzinę i całe nasze życie, prosząc, by zechciał nas przemieniać, aby ta ofiara i nasze życie coraz bardziej Mu się podobały. Również w trakcie XIX TWU modliłam się za moja rodzinę – i  właśnie tuż po tej modlitwie usłyszałam słowa: „Pan Jezus zwraca się teraz do kobiety: Bardzo kocham Ciebie i Twoją rodzinę.” Zdaję sobie sprawę z tego, że te słowa były pewnie skierowane do wielu kobiet – ale wiem, że do mnie z pewnością też. Dziękuję Ci, Panie, za Twoją miłość, której doświadczam codziennie oraz za te słowa… Chwała Tobie Panie.

Agnieszka

 

Moja obecność na ostatnim Tyskim Wieczorze Uwielbienia była pierwszą, jaką przyszło mi w ogóle przeżyć nie tylko w Tychach, ale w życiu, słyszałem dużo o tym wieczorze i trochę z ciekawości, a trochę w  poszukiwaniu doznań duchowych postanowiłem się wybrać tego wieczora na to spotkanie z Bogiem.

Przyjechałem 30 minut przed podaną godziną z myślą, iż sobie zdążę usiąść, ponieważ mam dużą przepuklinę kręgosłupa i nawet parominutowe stanie w miejscu sprawia mi trudność, a potem ból. Niestety: jak zobaczyłem wypełniony po brzegi kościół, zdałem sobie sprawę, iż ciężko będzie mi dotrzymać nawet do końca Mszy św., zwłaszcza iż za chwilę zostałem unieruchomiony przez innych, stojących praktycznie z każdej strony. Pomodliłem się wtedy o to, by dobry Jezus pozwolił mi choćby tylko wytrwać do końca mszy.

Do dziś nie wiem, jak to się stało, ale straciłem orientację czasu, dopiero na Apelu Jasnogórskim zorientowałem się, iż już musi być późno, a  ja nadal stoję i prócz małego bólu w stopie mój kręgosłup był w stanie wystać tyle godzin pierwszy raz od początku choroby, tj. od 5 lat. Dlatego też, pomimo że nadal nie umiem wystać dłużej w miejscu, udam się na kolejny TWU z wiarą, iż nawet gdyby ponownie przyszło mi tyle godzin stać, to wiem, iż Chrystus znów poda mi swą dłoń i pomoże wytrwać do końca. JEZUS JEST WIELKI! ALLELUJA! JEZU, UFAM TOBIE!

Andrzej

 

XIX Tyski Wieczór Uwielbienia był moim pierwszym, w którym uczestniczyłam. Jechałam tam, aby zbliżyć swoją relację z Bogiem, nie miałam jednak wyobrażeń, jaką ogromną moc posiada modlitwa uwielbienia. Podczas wieczoru miałam okazję skorzystać z sakramentu pokuty, który okazał się być najszczerszym i najprawdziwszym, jaki do tej pory przeżyłam.

Pomyślałam sobie wtedy, że już spłynęła na mnie łaska Pana, gdyż pozbyłam się dręczącego mnie grzechu. Z całą swoją gorliwością uczestniczyłam w Eucharystii, i jakież było moje zdziwienie, gdy podczas modlitwy uwielbienia padły słowa, iż Pan uzdrawia dwie osoby chorujące na silną alergię, która uniemożliwia im codzienne funkcjonowanie.

W pierwszej chwili, pomyślałam, że nie są to słowa kierowane do mnie – gdyż ludzie borykają się z dużo gorszymi objawami. Jednak poczułam, iż oddycha mi się dużo swobodniej – choć dalej nie potrafiłam uwierzyć, że te słowa mogły dotyczyć właśnie mnie. Dziś po czterech miesiącach jestem pewna, że Pan mnie uzdrowił. Cały, najgorszy czas dla mojej alergii nie zażywałam i nie zażywam leków (bez których wcześniej nie mogłam się obejść), gdyż nie ma już takiej potrzeby, a wszelkie trapiące mnie dotąd dolegliwości ustąpiły. Jestem wdzięczna Bogu za jego nieposkromioną dobroć. Chwała Panu!

Maja, 26 lat

 

Na kolejny Tyski Wieczór Uwielbienia nie chciałam za bardzo jechać, gdyż źle się czułam. Przemknęła mi nawet myśl, by nie jechać; rozpoznałam jednak, że ta pokusa pochodzi od złego i zrozumiałam, że powinnam tam być. Nie myślałam jednak, że w ten wyjątkowy wieczór dotknie mnie sam Bóg. Na skutek choroby od wielu już lat nie odczuwałam bliskości Boga. Wiedziałam jednak, że jest w moim życiu obecny, prowadzi mnie, opiekuje się mną i moimi najbliższymi.

Chciałam bardzo doświadczyć Jego obecności w sercu. Przywiązywałam dużą wagę do Bożych przykazań, starałam się, szczególnie od nawrócenia, dobrze żyć, karałam się za każde niedociągnięcie, słabość czy grzech. Efekt był taki, że często czułam się tak, jakby uchodziło ze mnie życie.

Już od początku modlitwy uwielbienia doświadczyłam sercem słodkiej obecności Maryi i, jak się później przekonałam, Boga Ojca. Podczas modlitwy Jezus wielokrotnie pochylał się nade mną i mówił do mojego serca. Ogarnęła mnie miłość do wszystkich zgromadzonych na modlitwie ludzi. Czułam, że rezygnuję z jakiejś cząstki siebie dla większego dobra. Kiedy usłyszałam, że Jezus przychodzi do kogoś ze swoją Matką i  Ojcem, moje serce było bardzo otwarte i gotowe na przyjęcie Boga. Prowadzący modlitwę mówił następnie, że Jezus długo na mnie czekał, tęsknił za mną i że jestem Jego ukochanym dzieckiem. Wtedy pomyślałam ze wzruszeniem, że to chodzi o mnie, słyszałam kiedyś te słowa skierowane do mnie. Jezus wtedy przez słowa posługującego natychmiast potwierdził, że chodzi o mnie.

Jego słowa przeniknęły moje serce jak miecz obosieczny, rozdarły duszę i  zabolały, ale zrozumiałam, że tak boli prawda. Prawda o Bogu i prawda o  mnie. Jezus uzdrowił moją relację do mojego wyglądu. Dla Niego jestem gotowa ponieść trud walki o piękne i wolne serce.

Z perspektywy kilku miesięcy, kiedy piszę te słowa, zrozumiałam, że wygląd to tylko marny dodatek do człowieczeństwa, a na dodatek skłania do osądzania innych, i że nigdy nie będę wyglądała tak, jak bym chciała. Zrozumiałam, że rezygnacja z czegoś tak dla mnie oczywistego jest tylko po to, by otrzymać większe dary. Dziś uczę się wciąż tego z trudem, ale jest mi łatwiej mając przed sobą słowa Jezusa: Nieważny jest twój wygląd. Ja pragnę przygotować dla ciebie ucztę! Amen.

Marzena

 

Na Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam po raz pierwszy, namówiona przez znajomego. Wcześniej brałam już udział w podobnych spotkaniach i  myślałam, że wiem, czego mogę się spodziewać. Nie miałam wielkich oczekiwań ani szczególnej intencji, chciałam po prostu spędzić ten wieczór na modlitwie i uwielbieniu Boga.

Tego dnia rano dowiedziałam się, że zmarł mój dziadek, byłam bardzo zasmucona z tego powodu i nie mogłam się zdecydować, czy pojechać na Tyski Wieczór Uwielbienia, czy nie. Właściwie do ostatniej chwili nie umiałam podjąć decyzji, kilka razy chciałam już pisać do znajomej, która miała mnie podwieźć, że nie pojadę. Stanęło jednak na tym, że pojechałam.

Na początku czułam się bardzo dziwnie, wydawało mi się, że nie jestem w  stanie skupić się na modlitwie, w moim sercu było wiele smutku i  wspomnień o dziadku, który zmarł tak nagle. W czasie modlitwy, kiedy słyszałam tyle pięknych słów, które Bóg wypowiadał do różnych osób, myślałam sobie, że mnie to przecież nie może dotyczyć. Starałam się z  całych sił skupić na modlitwie, ale miałam wrażenie, że to na nic, że moja chaotyczna modlitwa to tylko puste słowa.

I wtedy nagle usłyszałam swoje imię i słowa kierowane prosto do mnie. Została opisana moja sytuacja, nawet to jak bardzo się wahałam, czy przyjechać w to miejsce, i dokładnie to, o co przed kilkunastoma sekundami się modliłam. Nie potrafię opisać doświadczenia, jakie towarzyszyło usłyszeniu tych słów, nie miałam wątpliwości, że są one kierowane do mnie. Bóg dał mi odczuć, że chce być bardzo blisko mnie i  pragnie, abym nie zamykała się na innych ludzi. Zostałam uzdrowiona ze zranienia, jakie przyniosła mi jedna relacja, która sprawiła też, że unikałam bliskich kontaktów z ludźmi.

Kiedy krótko po tym podniosłam głowę i otwarłam oczy, ujrzałam że jest tuż przede mną kapłan z Najświętszym Sakramentem. Nie wiem, jak to się stało, że znalazł się nagle w tym miejscu, ale poczułam wtedy coś niesamowitego. Poraziła mnie chwała i majestat Jezusa, a ból, żal i  smutek, które wcześniej były w moim sercu, po prostu zniknęły w jednej chwili! Z perspektywy czterech miesięcy, które minęły od tego momentu, widzę, że to, co usłyszałam i doświadczyłam tego wieczoru, było dokładnie tym, czego brakowało w moim życiu. Od tamtego czasu postanowiłam nie zamykać swojego serca na innych ludzi, nawet jeśli ktoś mógłby mnie zranić –  zaowocowało to poznaniem mnóstwa wspaniałych osób przez okres wakacji i  nie tylko. Doświadczyłam mocy wspólnoty, o czym wcześniej tak bardzo marzyłam. Dostrzegam, że Bóg przychodzi do mnie w innych osobach i że On na prawdę chce być bardzo blisko mnie. W Jego ranach znalazłam swoje zdrowie. Chwała Panu!

Małgorzata, 23 lata

 

Na ostatni, XIX Tyski Wieczór Uwielbienia przyjechałam razem z mężem. Przyjechaliśmy z gorącym pragnieniem modlitwy oraz chęcią spędzenia tego czasu z Panem Bogiem. Bez szczególnych intencji. Od pewnego czasu jednak odczuwałam bóle prawego nadgarstka praktycznie przy każdym ruchu ręki.

W pewnym momencie modlitwy o uzdrowienie prowadzący ją powiedział, że Pan teraz uzdrawia choroby stawów (dokładnie nie pamiętam). W tym czasie poczułam ciepło praktycznie na całym ciele i od tego czasu nie odczuwam żadnych dolegliwości w prawym nadgarstku. Poruszam swobodnie dłonią. Za to i za wszystko co Bóg uczynił w moim życiu, chwała Panu!

Anna, lat 31

 

Na XIX Tyski Wieczór Uwielbienia trafiłem trochę z ciekawości. Do tej pory nie miałem kontaktu ze wspólnotami charyzmatycznymi. Nie spodziewałem się, że otrzymam jakieś nadzwyczajne łaski. A jednak stało się.

Po pierwsze, po raz pierwszy w życiu miałem tak silne poczucie wspólnoty Kościoła, czułem, że nie ma tu ludzi przypadkowych. Wiara i  miłość do Boga, która aż biła z wielu wiernych, potęgowała moją wiarę i  miłość. Czułem całym sobą, że Bóg naprawdę z nami jest.

Po drugie w trakcie modlitw odkryłem swoją niewiarę w to, że Bóg może mnie uzdrowić. A zaraz potem otrzymałem łaskę wiary, że Bóg mnie kocha tą samą miłością, co innych ludzi, że dla Niego jestem ważny i, jeśli zechce, to mnie uzdrowi. Towarzyszyły temu wielkie wewnętrzne uniesienie, radość, wzruszenie i łzy.

No i po trzecie zostałem uleczony z choroby kręgosłupa. Chorowałem mianowicie od lat na dyskopatię odcinka lędźwiowego i bardzo z tego powodu cierpiałem, ciągle uczęszczałem na rehabilitację, aby uniknąć operacji. W trakcie modlitw poczułem wewnętrzne ciepło, energię i  lekkość, wszystkie bóle zanikły. Pojawiła się we mnie nadzieja, że zostałem trwale uzdrowiony. Minęło już kilka miesięcy od tego wieczoru, i  bóle nie powróciły. Jestem pewny, że Bóg mnie uzdrowił. Chwała Panu!

Sławomir, 46 lat

 

Miałam nie iść na XIX Tyski Wieczór Uwielbienia. Bałam się tego co tam się może wydarzyć i dzień wcześniej postanowiłam, że nie. W sobotę rano zadzwoniła do mnie pewna osoba. Po tej rozmowie postanowiłam, że idę. Przez kilka lat borykałam się z rozpaczą, a od półtora roku ogarnęła mnie „ponura beznadzieja”. Wcześniej jakoś sobie radziłam, lecz potem byłam takim „żywym trupem”. Budziłam się każdego ranka zmęczona i nie miałam siły nawet na zwykłe codzienne czynności.

Pan Jezus się o mnie upomniał we wrześniu zeszłego roku. Jakieś 8 miesięcy zajęło mi zanim się otworzyłam i postanowiłam w ogóle coś zmienić. Lecz mimo tego, iż już widziałam, jak Bóg zaczął działać w moim życiu, to dalej czułam nieziemską pustkę w sercu. Miałam takie uczucie, jakbym co najmniej naokoło serca zbudowała wielki mur, którego nie byłam w stanie zburzyć. Od jakiegoś czasu modliłam się, aby Pan Jezus zburzył ten mur i aby wypełnił tę pustkę swoją miłością. Nie umiałam z  tym żyć.

Będąc już w kościele, modliłam się. Prosiłam: Panie Jezu, powiedz coś do mnie po imieniu, proszę po imieniu. W pewnym momencie zwątpiłam, bo przecież jest jeszcze tyle osób w kościele. Każdy z nich ma swoje trudności i problemy. Dlaczego akurat moja modlitwa miałaby być wysłuchana?

W międzyczasie wysłuchiwałam, jak Pan przemawia do innych. To było niezwykłe. W pewnym momencie usłyszałam, że Pan Jezus chce przemówić do Małgorzaty. Pierwszą moją myślą było, że nie tylko ja mam tak na imię. Lecz to, co usłyszałam dalej, było tak osobiste. Nie miałam wątpliwości, że to chodzi na pewno o mnie. Poczułam takie ciepło na sercu, dotyk Pana Jezusa.

Zawszę robię wszystko, aby nikt nie widział moich łez. A w tamtym momencie zaniosłam się płaczem i poczułam nieziemską ulgę na sercu. Nic mnie nie obchodziło, że ludzie patrzą. Słuchając czytań na Mszy świętej czy czytając Biblię w domu można nieraz usłyszeć, że do kogoś przemówił Pan. Nieraz sobie myślałam, że fajnie się mieli ci ludzie. Ale teraz wiem, że w cale nie trzeba być świętym, czy żyć za czasów Jezusa, by Go usłyszeć.

Po zakończeniu wieczoru tańczyłam dookoła kościoła ze szczęścia. To był cud! Powiedział, że mam się nie bać ludzi i nie bać prosić o pomoc. Wiem, że jeszcze dużo mam do zrobienia, ale ufam tym słowom. Ufam, że Pan Jezus stawia na mojej drodze odpowiednich ludzi i że daje mi siłę, by iść dalej przez życie. I to właśnie życie chcę spędzić przy Nim, bo bez Niego nie ma życia, tylko marna ponura egzystencja.

Małgorzata, 22 lata

 

Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłam po raz 3. Lecz pierwszy raz przeżywałam go w taki sposób. Na początku mszy poczułam pragnienie przystąpienia do spowiedzi. Choć uczęszczam do niej w miarę regularnie, ta była dla mnie wyjątkowa. Wyspowiadałam się z rzeczy, do których nie potrafiłam się przyznać dość długo. Wstydziłam się wyznać moje niektóre grzechy, lecz teraz zawierzyłam je wszystkie „Temu u góry”. Podczas spowiedzi poczułam, jak po moim policzku spływają łzy… Później była modlitwa o uzdrowienie, gdzie po raz pierwszy nie wstydziłam się modlić na głos, a ja czułam, jak Pan Jezus mnie uzdrowił i że wybaczył mi to, co tak długo było dla mnie ciężarem na sercu.
I za to Chwała Panu!

Ela, 17 lat

 

XIX Tyski Wieczór Uwielbienia był moim drugim… Starałem się jak najlepiej przygotować do tego wydarzenia, aby godnie je przeżyć. Modliłem się o pomoc w pogłębiających się ostatnio bólach serca, które towarzyszyły mi codziennie. Były momenty, że brakowało mi tchu, kręciło mi się w głowie i miałem wrażenie, że oddech którego uda mi się zaczerpnąć będzie moim ostatnim, a nierówno pracujące serce za moment po prostu eksploduje… Nie było dnia, żebym mógł obudzić się i żeby serce nie sprawiało mi problemu. Wejście na drugie piętro było dla mnie jak wspinanie się na Mount Everest.

Drugą sprawą z którą jechałem na TWU, były bóle kręgosłupa, które od lat po kilku poważnych wypadkach w  życiu bardzo mi dokuczały. Do tego stopnia, że wiele razy żona musiała pomagać mi wstawać z łóżka, ponieważ sam nie byłem w stanie się poruszyć. Ciężko było mi się schylać choćby po to, aby zawiązać buty. Niedzielna Msza Święta była dla mnie zbyt długa do stania. Zawsze starałem się siedzieć, żeby wytrzymać do końca. Tymczasem na wczorajszym Wieczorze Uwielbienia stało się coś niesamowitego. Podczas modlitwy o uzdrowienie dla osób z  problemami z kręgosłupem oraz problemami z sercem poczułem delikatne ciepło, które przepływa przez moje ciało. W tym samym momencie serce zaczęło się zachowywać normalnie – przestałem mieć wrażenie, że zaraz rozsadzi mi klatkę piersiową, a ból kręgosłupa, który dotychczas był moim nieodłącznym towarzyszem, po prostu ustał.

Dzisiejszy dzień jest moim pierwszym dniem od wielu lat, kiedy mogłem wstać z łóżka normalnie… i … szczęśliwie, bo bez bólu! Chwała Panu!

Łukasz, 29 lat

 

Chciałam się podzielić tym, czego doświadczyłam na XIX Tyskim Wieczorze Uwielbienia… Nie raz już miałam być, ale zawsze była jakaś przeszkoda. Tym razem w końcu się udało: byłam po raz pierwszy… Dziękuję Jezusowi za doświadczenie wspólnoty, która się jednoczy wspólnie na modlitwie –  dało się to odczuć… Byłam pod wrażeniem, że Jezus działa tak namacalnie… Że uzdrawia tu i teraz: słowa były skierowane do kapłanów, a ja modliłam się: „Panie, a ja?… Czy zapomniałeś o mnie?…”

Nie ustawałam, prosiłam i poczułam, jak robi mi się ciepło, i na koniec usłyszałam słowa skierowane do mnie. Choć były powiedziane w liczbie mnogiej, ja to odebrałam do siebie, że zostają uzdrowione osoby z  raka, że Jezus chce, aby nie szły ku śmierci, ale ku życiu i służyły na chwałę Panu. Nie wiem, co dalej się działo, nie słyszałam, ale wiedziałam, że to Jezus mówi do mnie. Łzy mi płynęły po policzku z  radości, że Pan ulitował się nade mną… Po zakończeniu podeszłam do kapłana, który był liderem spotkania, i podziękowałam, że mogłam tu być, że byłam po raz pierwszy i że tak wielkie rzeczy tu się dzieją. Nie byłam wstanie nic więcej powiedzieć.

Chwała Panu! Amen

Karolina

 

Na Tyskie Wieczory Uwielbienia przyjeżdżam od trzech lat. Zawsze byłam blisko Kościoła, ale wtedy spotkanie z modlitwą charyzmatyczną było dla mnie czymś nowym, co wzbudzało we mnie lęk. W wyniku wielu z ranień mam w sobie mnóstwo lęku na różnych płaszczyznach, zaczynając od zawierania nowych znajomości, generalnie relacji z ludźmi, wystąpień publicznych, zdawania egzaminów, wyładowań atmosferycznych itp.

Nieustannie mam wrażenie, że mimo tego, iż sporo pracuję nad swoim zachowaniem, nad czystością serca, nad intencjami, które mnie motywują do wielu działań, to ciągle istnieje we mnie coś co mówi mi, że Pan Bóg nadal jest ze mnie niezadowolony, że to jeszcze za mało. Kiedy o coś bardzo proszę w modlitwie, to staram się równocześnie też pościć o chlebie i  wodzie, bo wydaje mi się, że bez jakiegoś wyrzeczenia Pan Bóg nie wysłucha moich modlitw. Ten ciągły strach (zdaję sobie sprawę, że jest nieuzasadniony) zabiera mi radość z życia.

Podczas ostatniego TWU pewna osoba wypowiedziała następujące słowa (cytuję mniej więcej): „Pan Jezus zwraca się do osoby, która żyje w ciągłym lęku, która budzi się ze strachem. Mówi: Córko, nie lękaj się. Chcę Cię zapewnić, że jestem obecny w każdej minucie twojego życia. Nie martw się, przyjąłem wszystkie twoje umartwienia. Osobę, do której kierowane są te słowa, ogarnia teraz głębokie poczucie pokoju.”

Po usłyszeniu tych słów biły się we mnie różne myśli, czy to na pewno było do mnie. Wszystko pasowało, ale wiele osób mogło przyjść z takim problemem. Niezależnie od tego pojawiło się wiele radości w moim sercu i taka pewność, że Pan Bóg słyszy, co do Niego mówię, o co proszę. Te słowa wlały we mnie sporą dawkę ufności i nadziei, bezpieczeństwa. Chwała Panu!

Magdalena, 22 lata

 

Od pewnego czasu gryzły mnie problemy duchowe i grzechy, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. Mimo pomocy stałego spowiednika czułem w sercu niepokój i długotrwały smutek. Wielu znajomych i osób z rodziny opowiadało mi o Tyskich Wieczorach Uwielbienia. Postanowiłem na własnej skórze przekonać się, jak to jest, i wybrałem się na XIX Tyski Wieczór…

Nie byłem do końca przekonany o swoim sumieniu, ale, tak jak to wcześniej napisałem, miałem problemy duchowe, które przedstawiałem swojemu spowiednikowi. Po wejściu trzęsły mi się ręce i łydki, było ciasno, bałem się. Ale podczas przyjęcia Komunii św. odczułem błogi spokój, opłatek był taki słodki, jakby ktoś umoczył go w miodzie. Nagle ani ciasnota, ani ból nóg nie miały znaczenia, nie pociły mi się dłonie, jak to często miewałem na różnego typu zebraniac, lub podczas stresu.

Poczułem ciepło w środku. Podczas modlitw słyszałem, że ludzie mówią słowa jakby razem, ale każdy osobno, tak jak każdy potrafi ze szczerego serca najlepiej. Mnie wspomniała się modlitwa bł. Ks. J. Popiełuszki: „Panie, my którzy znamy tysiąc Twoich twarzy: konających, skrwawionych, omdlałych i ścierpniętych. Błagamy Ciebie płynąc do twoich ołtarzy. Ukaż nam tę nieznaną, zjaw się uśmiechnięty”. Po jej odmówieniu wyskoczył mi na twarzy uśmiech, którego nie mogłem się pozbyć, uśmiechałem się tak wielbiąc Jezusa i przeżyłem niezapomniane spotkanie we wspólnocie katolickiej kiedykolwiek! Ty też nie czekaj, Jezus pragnie Cię przywitać!
Chwalmy Pana!

Paweł, 26 lat

 

Niech będzie Bóg uwielbiony, niech będzie uwielbione święte Imię Jego!
Na Tyskim Wieczorze Uwielbienia byłem po raz pierwszy. Odbywał się on w wigilię Uroczystości Trójcy Świętej. Moim pragnieniem i moją intencją było spotkanie z Panem, uwielbianie Go. Przez cały wieczór moje serce pragnęło tylko jednego – uwielbienia Stwórcy! Jednak Pan zna doskonale nasze potrzeby i nasze tęsknoty. On jest nam w stanie dać tyle, ile tylko możemy przyjąć otwierając się na Jego miłość oraz na natchnienia Jego Ducha. Podczas modlitwy Pan kierował do mnie swoje Słowa, wzywał do modlitwy, uzdrawiał. Na każde słowo wypowiadane przez prowadzących o  modlitwę nad konkretnymi osobami, które doznawały uzdrowień, odczuwałem ogromne pragnienie modlitwy za tymi osobami, wstawiania się za nimi. Wypływało to wprost z mojego serca i powodowało we mnie pokój.

Pan nie zapomniał o mnie. Przed Eucharystią przyszedł do mnie z darem przebaczenia, pojednania z  moimi rodzicami, którzy byli również ze mną, co pozwoliło otworzyć się na Jego miłość. (Odnośnie przebaczenia: Pan w ostatnim czasie wielokrotnie wzywał mnie do niego, przemawiał do mnie przez swoje słowo, a także przez innych: moich bliskich, kapłanów, i to było dla mnie bardzo ważne, a owoce widać w moim życiu. Przebaczenie z serca jest lekarstwem na wiele chorób duchowych, nawet na dziedziny naszego życia, o których byśmy nie pomyśleli.)

Kiedy chodził pomiędzy ludźmi i  zatrzymał się niedaleko mnie, poczułem ogromne pragnienie wyznania wiary w Niego! Wszystko we mnie wołało: „Pan mój i Bóg mój!”. Chciałem to powiedzieć, ale coś mnie blokowało, mówiło mi: co tam będziesz się wygłupiał, pomyśl to w sercu, wypowiedz to w myślach. I  tak się stało, Pan mnie pobłogosławił i poszedł dalej. W sercu czułem żal do siebie, że tego nie powiedziałem, że zwątpiłem, ale modliłem się dalej.

Zamknąłem oczy i uwielbiałem Boga, gdyż wielkie rzeczy czynił pośród swego ludu. I stało się coś niesamowitego. Po kilku minutach (nie umiem określić, ile to trwało) Jezus wrócił do mnie i stanął naprzeciwko. Mając zamknięte oczy nie wiedziałem nawet, skąd się wziął. Po prostu stał przede mną, a  spotkanie z nim to najpiękniejsze przeżycie, jakiego człowiek może doświadczyć. Spojrzał na mnie, a ja nie wahałem się już wyznać, że to mój Pan i mój Bóg! Prawdziwy, Żywy, Obecny. Upadłem na kolana, bo cóż innego może zrobić człowiek, gdy spotka Stwórcę? Dotknięcie Jego miłością, pokojem to chwila, na którą czeka się całe życie, a jak nadejdzie, to nie chce się, aby minęła.

Po spotkaniu Jezusa nic nie jest takie jak przedtem, wszystko zyskuje nowe znaczenie. Przyjechałem wielbić Boga, a On spojrzał na mnie i obdarzył mnie swoją miłością. Po tym spotkaniu nie pragnąłem niczego więcej, tylko Jego chwały, uwielbienia. Moje słowa wydawały mi się niczym, tak kalekie, tak proste, tak ułomne, jak ułomny i ograniczony jestem sam. Pan widział moją nędzę i obdarzył mnie swoim Duchem, wielbiłem Go słowami wypływającymi z serca, nie z rozumu, tylko z serca – po raz pierwszy modliłem się językami, a Pan sam dawał mi natchnienia, jak Go uwielbiać, jak prosić za innych, jak Go wychwalać.

Tajemnicy Trójcy Świętej nie można ogarnąć rozumem, nie da się Jej wytłumaczyć naukowo; natomiast można doświadczyć Jej otwierając się na Jej miłość. Bóg Ojciec, Pan, Stwórca, Tata – Ten, któremu zaufałem, przyszedł do mnie z darem przebaczenia, z darem miłości, jaką tylko Ojciec może obdarzyć swojego syna. Jezus, Król i Pan, Jedyny, Zmartwychwstały stanął naprzeciw mnie i spojrzał na mnie, a spotkanie to jest nie do opisania słowami. Można tylko powtórzyć za św. Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój!” On jest, żyje i pragnie obdarzyć nas swoją Miłością. Duch Święty, Pocieszyciel, Ten, który daje nam moc świadczenia o Nim, który modli się w nas, uzdalnia nas do otwarcia się na Bożą miłość, daje nam natchnienia i nas prowadzi.
Niech będzie błogosławiony Bóg w Trójcy Jedyny! Chwała Ojcu, Synowi i  Duchowi Świętemu!

Rafał, 32 lata

 

XIX Tyski Wieczór Uwielbienia, był kolejnym, na który pojechałam. Podobnie jak podczas poprzednich, walczą we mnie uczucia chęci i niechęci, wyciszenia i  nieuzasadnionych lęków, spokoju i zdenerwowania. Ciągle coś mi przeszkadza, nie pozwala skupić się i zanurzyć w modlitwie. Na jednym z wieczorów wchodziłam i wychodziłam z kościoła, zaglądałam do kaplicy, obchodziłam kościół i znów wracałam. Dlaczego ktoś ma spoczynek w Duchu Świętym, inny wznosi ręce i prawie ulatuje do nieba, ktoś śpiewa tak żarliwie, że całe jego ciało porusza modlitwa? A ja? Bóg mnie nie wybrał do pięknej modlitwy, nie czuję tego, co ludzie wokół mnie. Gdzie ten mój duch? Jak tu zaufać Panu? Mówię: Panie, chcę Cię tylko uwielbiać, wskaż mi drogę, wypełnij pustkę. Jak zwykle trwam na modlitwie do końca, kościół pustoszeje. Pochylam się jeszcze, żegnam… Wracam do domu. Było pięknie i wzniośle, a dla mnie jakoś pusto.

W niedzielę idę odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Kilka osób, wspólna modlitwa w ciszy. Zapatrzona w obraz Jezusa Miłosiernego wzruszam się czytając słowa „Jezu ufam Tobie”. Powoli wracam do domu, nagle podchodzi do mnie uśmiechnięta kobieta i mówi, że Pan Bóg kazał jej powiedzieć mi, że Jezus mnie kocha, pocałowała mnie i poszła dalej. Tego, co poczułam, nie da się wypowiedzieć. Ścieżki Pana są nieodgadnione. Chwała Panu!

Anna, 44 lata

 

Już po XVIII Tyskim Wieczorze Uwielbienia odczułam, że jestem uzdrowiona z różnych schematów i  ograniczeń, jakie tkwiły w mojej psychice, i jestem bliżej Chrystusa, jednak uznając, że nic spektakularnego nie dokonało się w moim życiu, nie przesłałam świadectwa. Teraz czuję, że był to błąd. Wtedy prawdziwym cudem, jaki się dokonał w moim życiu, było również to, że zaczęłam mówić o Tyskim Wieczorze Uwielbienia koleżankom w pracy, a  słowa jakby same płynęły, mimo iż wcześniej czułam barierę przed mówieniem o swej wierze i przyznawaniem się do niej publicznie. Dlatego teraz po XIX Tyskim Wieczorze Uwielbienia zdecydowałam się napisać, co poczułam w trakcie tego spotkania, jak również później.

Kiedy Pan Jezus powiedział, że zwraca się do kobiety, która, jeszcze zanim otworzy oczy, czuje lęk i czuje lęk także przed pójściem spać, poczułam, że są to słowa skierowane do mnie, ponieważ przez moją wrażliwość i przez to, że nadmiernie przejmuję się wieloma sprawami, tak się u  mnie nieraz dzieje.

Pan Jezus zapewniał, że wszystkie moje modlitwy, ofiary i  zadośćuczynienia przyjmuje, że są one dla Niego ważne. Łzy popłynęły z moich oczu i poczułam się oczyszczona z lęku o to, czy na pewno dobrze czynię i czy moje wysiłki mają jakąś wartość. Chrystus zapewnił mnie o swej obecności przy mnie i dostrzeganiu moich starań. Obecnie czuję się bardziej spokojna, z większym zaufaniem do Pana podchodzę do różnych wydarzeń i doświadczeń, potrafię się cieszyć i  być wdzięczną, a trudności nie przytłaczają mnie tak bardzo. Co więcej, powierzyłam je jeszcze mocniej Chrystusowi i czuję, że jest mi teraz lżej iść i ze wszystkim sobie poradzę, kiedy On jest ze mną. Chwała Panu!

Kasia

 

Chce się podzielić z Wami radością, że to Pan zawsze wybiera czas i miejsce, żeby przemówić do człowieka tak, jak On tego pragnie.

Od wielu lat cierpiałam. Byłam zniewolona. Jako dziecko ciągle chorowałam na anginę, i tak zaczęły się wizyty u bioenergoterapeutów, homeopatia i inne praktyki okultystyczne. W krótkim czasie zaczęły się też problemy duchowe. A  potem… Potem chodzenie do specjalistów, coraz to nowe diagnozy i  leki, po których czułam się jeszcze gorzej. Strach, ból,upokorzenie i  lęki – paniczne lęki, które nie pozwalały mi normalnie żyć.

Byli też ludzie, którzy chcieli mi pomóc naprawdę. Zaczęłam walczyć o swoje nawrócenie, o Bożą miłość, i  wiedziałam, że cały ten czas Bóg był ze mną i walczył o mnie. Kiedy umiałam już wypowiedzieć kilka słów modlitwy, prosiłam Go,by to On stał się jedynym Panem mojego życia. Walczyłam każdego dnia. Przez te wszystkie lata. Jak dziecko ciągnęłam Jezusa za skraj Jego szat i  wołałam: Panie, to znowu ja, pomóż mi! Ty znasz przyczynę mojego cierpienia – proszę, pochyl się nade mną, Panie, tak bardzo Cię potrzebuję. By móc wejść do kościoła, by móc być na Eucharystii, by móc przyjąć Cię w komunii.

Marzyłam też o tym, aby móc swobodnie przejść obok kapłana. Tu,w tej świątyni,w każdej świątyni i w  świątyni naszych serc jest miejsce na chwałę Pana, która chce się objawiać w swej pełni; której pragnieniem jest słuchać i obdarowywać każdego człowieka, który do Niego przychodzi.

Przez te wszystkie lata płakałam niemal na każdej Mszy św. Kiedyś ktoś zapytał mnie, jak można tyle płakać. Można, bo moje serce było zniewolone, a teraz jest wolne. Wolne w  miłości Jezusa Chrystusa, którego pragnę uwielbiać całym moim życiem. Amen.

Agata, 35 lat

 

XIX Tyski Wieczór Uwielbienia był naszym trzecim wieczorem. Przed każdym wieczorem pojawiały się jakieś trudności (np. awaria ogrzewania w samochodzie podczas podróży czy zakłócenie spokoju przez innych). Teraz wydawało się, że nie ma żadnych przeszkód.

Wyruszyliśmy rano, po godz. 8, ponieważ mieliśmy do pokonania 390 km. Wszystko było dobrze. Za Łodzią (przed nami było jeszcze 195 km) zatrzymaliśmy się na postój na stacji paliw. Po krótkim odpoczynku mieliśmy ruszyć dalej. Samochód zapalił i za chwilę zgasł. Kolejne próby nie przynosiły rezultatu.

Byliśmy zaskoczeni, ponieważ nie było wcześniej żadnych oznak, że może być coś nie tak. Zdarzały się natomiast sytuacje, że różne awarie, które przeszkadzały, ale pozwalały wrócić, pojawiały się podczas podróży np. do Lichenia, Częstochowy czy na Tyskie Wieczory Uwielbienia. Takich problemów nie mieliśmy natomiast, gdy jeździliśmy na co dzień lub na wakacje, czy w  inne odległe miejsca. To tak jakby „ktoś” próbował mieszać i zniechęcić nas do wyjazdów w „święte miejsca”.

Sytuacja wydawała się beznadziejna, samochód w ogóle nie chciał zapalić. Mąż potrafi naprawić samochód, jednak nie mieliśmy nawet narzędzi – jedynie śrubokręt i jeden klucz. Okazało się, że jest jakaś nieszczelność w układzie paliwowym. Mąż zastanawiał się, czy można cokolwiek zrobić bez narzędzi…

Ja z córeczką w tym czasie modliłyśmy się. Miałam z sobą tyle intencji i próśb o modlitwę od innych. Nie myślałam wcale, jak wrócimy do domu – tylko było mi okropnie żal, że możemy nie dotrzeć do Tychów.

Było kilka prób uruchomienia naszego „złośliwego” auta, jednak bezskutecznie. W międzyczasie zostały odmówione dwie Koronki do Miłosierdzia oraz część bolesna Różańca. Potem nasza córeczka przeglądała książeczkę z tajemnicami Różańca i dotarła do „Zesłania Ducha Św.” (właśnie w niedzielę Zesłania Ducha Św. miała Odnowienie Przyrzeczeń Chrztu Św.). I poprosiłyśmy Ducha Św., aby pomógł, bo przecież my musimy być w Tychach, tak bardzo chcemy uwielbić Pana Jezusa!

W tym czasie mąż, który nie wiedział o  naszych prośbach spróbował zapalić samochód. I udało się!!! Za chwilę było podziękowanie – niesamowite uczucie. On się potem zastanawiał, jak to możliwe, że za pomocą tylko śrubokręta i jednego klucza udało mu się naprawić, oraz to, że się nie poddał. Powiedziałam, że to nie tylko śrubokręt i klucz, ale jeszcze 2 Koronki, część Różańca i prośba do Ducha Św. Mogliśmy wrócić do domu, bo samochód niepewny – ale postanowiliśmy, że jedziemy na Tyski Wieczór Uwielbienia, że nie będziemy się już po drodze zatrzymywać, a potem zobaczymy, co dalej. Zawierzyliśmy… i dojechaliśmy.

Wieczór był cudowny. Pamiętam podczas Komunii Św. pieśń „Jezus”. Na początku wypowiadaliśmy tylko słowa, a kiedy pierwszy raz zaśpiewałam „Jezus” – poczułam dreszcz przez całe ciało. Potem po Komunii – wzruszenie i radość. Potem usłyszeliśmy słowa, że Pan Jezus jest teraz w nas….

Późniejszy czas był czasem wielu wzruszeń. Pamiętam, jak na początku modlitwy uwielbienia padły słowa, że Pan Jezus mówi, że jest pośród nas, jak pośród apostołów w  Wieczerniku, i zwraca się do nas: „Dzieci moje”. Tu pojawiły się łzy. W niedługim czasie pojawiła się radość – buzia się sama uśmiechała. I tak było przez cały wieczór – kilkakrotne wzruszenie, a potem radość – tak, że trzeba było wstać, a uśmiech pojawiał się sam.
Cudownie przeżyliśmy ten wieczór. Czuliśmy, że warto było zaryzykować i, mimo tych trudności, przyjechać.

W czasie modlitwy przyszła mi do głowy myśl, żeby po zakończeniu podejść do Księdza Krzysztofa i poprosić o  modlitwę, abyśmy szczęśliwie dotarli do domu. Po Apelu Jasnogórskim podeszliśmy więc do ołtarza. Ale ksiądz był gdzieś w oddali. Wydawało się, że odejdzie w drugą stronę – ale nagle się odwrócił i  spojrzał w naszą stronę. Gdy podszedł, poprosiliśmy o modlitwę, powiedzieliśmy o naszych problemach z  samochodem, o odległości i że często mamy problemy podczas podróży w  „święte miejsca” (i tylko w takie miejsca). Ksiądz powiedział, że sprawa zostanie zawierzona i że „będziemy się modlić”. Dodatkowo nas pobłogosławił, aby Pan strzegł nas od złego… (nie pamiętam dokładnie słów). Ale to zapewnienie o  modlitwie i błogosławieństwo było takie mocne i dało nam taką siłę, że wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze. Jednocześnie czuliśmy się bezpieczni i chronieni przed złem, oraz mieliśmy poczucie, że na pewno bezpiecznie dotrzemy do domu. Tu bardzo chcielibyśmy podziękować Księdzu Krzysztofowi oraz Diakonii za modlitwę – Bóg zapłać.

Z zapaleniem samochodu nie było najmniejszych problemów. Najpierw prowadził mąż, a potem miałam ja prowadzić. Próbowałam się zdrzemnąć, ale wrażenia nie pozwalały. Na twarzy nadal utrzymywał się uśmiech i czułam się bezpieczna, że jesteśmy chronieni oraz że zostaniemy szczęśliwie doprowadzeni do domu. Zmieniliśmy się przed Łodzią – w tym samym miejscu, co po powrocie z naszego pierwszego (XVII) TWU. Wtedy miałam w uszach ten krzyk i bałam się.

Miałam też jakiś dziwny lęk przed prowadzeniem samochodu, mimo że lubię kierować. I wtedy, kiedy tylko ruszyłam, mąż od razu zasnął. Jak zdążyłam się tylko rozpędzić, pojawiła się nagle gęsta mgła (wcześniej nie było nawet śladu), tak że musiałam ostro hamować. Przestraszyłam się, bo miałam wrażenie, jakby ta mgła czekała na mnie… Nagle przyszło mi do głowy: „Jezus jest Panem” (hasło tamtego wieczoru). Powtórzyłam te słowa trzy razy i… mgła zniknęła… Także teraz ponownie zmiana wypadła w tym miejscu, tylko że teraz nie bałam się ani trochę. Zanim przesiadłam się za kierownicę, poprosiłam o wprawną rękę, bystre oko, refleks i rozwagę. Ja nie lubię za bardzo jeździć po ciemku, bo rażą mnie światła i przy mijaniu czasem nie jestem pewna, czy nie pojawi się jakiś pieszy czy rowerzysta. A kiedy już usiadłam za kierownicą, powiedziałam „Prowadź, Panie Jezu”.

I miałam taką świadomość, że nie jestem sama, że On jest ze mną. Przecież na wieczorze padły takie słowa, że jeśli wypowiemy Jego Imię, to On będzie z nami obecny. I był. Za Łodzią droga zrobiła się jednopasmowa, zniknęły przyuliczne lampy, więc od razu wydawało się, że jedzie się gorzej. Ale tylko przez chwilę. I mimo, że jechało mnóstwo tirów, że samochody świeciły światłami po oczach, to jakoś wyjątkowo mnie nie raziło, widziałam pobocze, nie miałam chwili zawahania. Naprawdę, czułam się, jakby Ktoś mi pomagał, jakby Ktoś mnie prowadził. Szczęśliwie dojechaliśmy do domu. Oczywiście poczułam zmęczenie, jak wysiadłam (była 03:25 rano). Ale nie było to ważne. Ważne, że byliśmy na Wieczorze Uwielbienia, mogliśmy uwielbić Pana. Odczuliśmy także Jego opiekę oraz obecność. Chwała Panu!

Agnieszka, Marek i Natalia

 

XIX Tyski Wieczór uwielbienia to czas, którego potrzebowałem! Zamiast (po Bożemu) szaleć na Lednickich polach, wybrałem charyzmatyczne Tychy, gdyż, jak już mówiłem wszystkim wcześniej, „bardziej tego potrzebuję”. Czułem, że Pan chce mi coś szczególnego dać w tym czasie i chce dalej mnie przemieniać łatając różne dziury i zranienia w sercu. Na tej modlitwie zawsze czuję pełną swobodę i niewypowiedziany spokój – tak było i tym razem. Radość była tym większa, gdy udało mi się 'doczołgać’ do ołtarza i tak blisko zobaczyć Pana. Z tego spotkania wyniosłem to, co było mi potrzebne – kierunek dalszego działania i siły do realizacji zamierzeń. Boże prowadź! Również moja kuzynka i mama są zachwycone, że mogły po raz pierwszy przeżyć tak wspaniały czas modlitwy. Chwała Panu!

Paweł

 

Pan Jezus przyszedł do mnie. W  Najświętszym Sakramencie dokładnie zatrzymał się przede mną, na krok, tak blisko. Mogłam spojrzeć na Niego, On na mnie. To nie pierwsze takie spotkanie, ale tu w Tychach? Tyle osób, a On spojrzał na mnie. Kolejny raz łzy wzruszenia, żalu, że tyle zawaliłam, że nie radziłam sobie w katechezie, w życiu, że jestem taka słaba. A On przyszedł i  powiedział, że JEST, że On z tym sobie poradzi. A ja jeszcze nie wierzyłam: „Jezu, może jesteś dla tych obok?” „Nie, dla ciebie. Wierz! Jestem.” To było niesamowite, piękne. Jezu, dziękuję!

Wróciło zwyczajne życie i walka, znowu w bitwach przegranych, ale tamto przeżycie jest umocnieniem wiary, że chociaż sama jestem bardzo słabym narzędziem, z Nim mogę zwyciężyć! Chwała Panu!

Maria, 50 lat

 

Kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się o Tyskim Wieczorze Uwielbienia, byłem bardzo sceptycznie nastawiony. Myślałem, że to szukanie na siłę jakieś sensacji czy niedowiarstwo lub chęć wystawienia Boga na próbę. Jednak coś w środku podpowiadało, żebym tam pojechał. Do tej decyzji dojrzewałem pół roku. Przeważył fakt, że z moją wiarą zaczęło dziać się coś niedobrego: było mi coraz trudniej się modlić, a Mszę świętą przeżywałem bez duchowego zaangażowania.

Więc pojechałem; a tam cudowna Eucharystia, z udziałem tysięcy wiernych. Poczułem znów obecność Pana Jezusa w moim życiu, a  gdy zapewnił wszystkich ojców, że jest z nimi i wspiera ich, byłem szczęśliwy i radosny, a pokój napełnił moje serce. Od tego wydarzenia każda Eucharystia jest przeżywana w duchu modlitwy i radości z  obecności Pana! A ja nie mam wątpliwości, że On jest cały czas z nami i czeka, aż my otworzymy Mu drzwi.

Marek, 27 lat

 

Brałam udział w XIX Tyskim Wieczorze Uwielbienia nie po raz pierwszy, ale ze wstydem przyznaję, że przez swoje lenistwo po raz pierwszy składam świadectwo o tym, jak Pan Bóg odpowiada na moją obecność na tym Wieczorze. Kiedy wchodziłam do kościoła, w środku był już tłum ludzi, miejsce, które zwykle zajmowałam, było już zajęte,więc musiałam znaleźć inne. Obawiałam się, że tego wieczora nie zobaczę Najświętszego Sakramentu, ale pocieszałam się, że,

tak jak ksiądz mówił, Pan Jezus widzi wszystkich nas, nawet tych stojących za filarem. Ale moje obawy okazały się zupełnie niepotrzebne, bo Ksiądz z Najświętszym Sakramentem przeszedł tuż obok… Brak słów, żeby opisać radość w  sercu…

Przychodząc na ten szczególny wieczór przyniosłam w sercu intencje zawierzenia mojego rozpadającego się małżeństwa Panu… Kiedy prowadzący mówił, że teraz modlimy się za wszystkie trudne małżeństwa, za zdradzone żony, prosząc o łaskę nowej miłości dla tych małżeństw, poczułam się jakby trochę zdemaskowana, ale poczułam też ogromną ulgę, że Pan Bóg wie o moim problemie, o mojej intencji. Łzy same napłynęły do oczu…

Minęły dwa tygodnie, ufam, że Pan Bóg zmienia nasze serca i udziela wszystkich potrzebnych łask. Modlę się o łaskę nowej miłości dla naszego małżeństwa i łaskę wiary dla całej mojej rodziny.

Chwała Panu!

***

 

UWIELBIAM CIĘ PANIE BOŻE MÓJ I KRÓLU! TY JESTEŚ MOIM PANEM!
Na Msze święte z nabożeństwem o uzdrowienie jeżdżę od kilku lat do Gliwic i Jaworzna. Od tamtej pory zaczęłam coraz wyraźniej zauważać, jak bardzo Jezus opiekuje się mną i moją rodziną, jak naprawia nasze wzajemne relacje, jak otwiera nasze serca na Jego miłość, a także jak przez wszystkie lata byłam chroniona przez Niego. Gdy dowiedziałam się, że w Tychach ma odbyć się XIX Tyski Wieczór Uwielbienia, bardzo zapragnęłam tam pojechać, aby WIELBIĆ PANA.

Gdy podczas nabożeństwa ksiądz chodził po kościele i  błogosławił Najświętszym Sakramentem, powiedziano, że Jezus uzdrawia kręgosłup dwóm kobietom i gdy usłyszałam swoje imię, w kręgosłupie poczułam bardzo duże ciepło, a po chwili zaczęło mi coś w nim przeskakiwać, tak jak gdyby ktoś mi go bezboleśnie nastawiał. Nie mogłam uwierzyć, że Jezus kolejny raz pochylił się nade mną. Kim ja jestem, że On tak bardzo się o mnie troszczy? Ale wiem również, że Jezus troszczy się o każdego z nas, tylko musimy uwierzyć w Jego miłość, zaufać Mu i oddać całego siebie.
JEZUS ŻYJE!!! CHWAŁA PANU!!!

Dorota, 40 lat

 

Od wielu lat jestem członkiem Ruchu Światło Życie. Na XIX Tyski Wieczór Uwielbienia pojechałam z ludźmi z oazy. Do końca nie wiedziałam, w  jakiej intencji będę się tam modlić, ale wiedziałam, że przeżyję kolejną przygodę z Prawdziwym Jezusem, co zdarzało się już na wcześniejszych modlitwach w Tychach. Modlitwa zaczyna się Mszą świętą, na której nie przyjęłam komunii. Po Mszy kapłan namawiał, by, kto nie skorzystał, poszedł się wyspowiadać. Postanowiłam, że pójdę. Spowiedź okazała się odkryciem. Gdy spowiadałam się z nienawiści do mojej mamy, ksiądz uświadomił mi, że sama sobie z tym nie poradzę, że mam modlić się o miłość! Miłość, którą będę umiała darzyć mamę. Wróciłam na swoje miejsce w kościele i zaczęłam prosić. Wtedy zdarzył się cud! Cały kościół śpiewał: „Duchu miłości wylewaj się na nas…” Wszyscy modlili się wzywając Ducha Miłości.

Uwierzyłam, że jestem w stanie udźwignąć ciężar pokochania mamy. Dziś Jezus uczy mnie kochać. Po powrocie nie było jeszcze chwili, w której bym o mamie źle pomyślała, nie kłóciłyśmy się jeszcze. Co prawda minęło zaledwie parę dni i wiem, że w końcu nadejdzie dzień zgrzytu między nami, ale cieszę się, że Jezus nie zostawił mnie samej z tym wszystkim. Za Jego bezgraniczną, prawdziwą i silną miłość Chwała Panu!

Sandra, 20 lat

 

Od początku Wieczoru Uwielbienia miałam pewność, że Duch Święty jest obecny i chce działać. Komunia Święta była dla mnie jak spotkanie stęsknionych za sobą osób. Czułam spokój przeplatający się z ogromem radości i  miłości. Od samego początku adoracji czułam się mega bezpieczna, wiedziałam, że jestem w  domu. Prosiłam także o słowa proroctwa dla osób prowadzących, ale nie takie jak ja bym chciała usłyszeć, ale takie jakie Bóg chce do mnie skierować.

Chwilę później usłyszałam słowa do dwóch kobiet, które napełnione są lękiem – ale Boże czy to do mnie? I wtedy padło jedno słowo, które rozwiało wszelkie wątpliwości. W trakcie adoracji Ksiądz chodził pomiędzy ludźmi z Najświętszym Sakramentem, a Pan Jezus uzdrawiał, pocieszał i  błogosławił. Kiedy dotarł w pobliże miejsca, gdzie stałam, nie miałam gdzie klęknąć, a coś powtarzało mi „stój!”. Kilka sekund później Ksiądz z Panem Jezusem stali pół kroku ode mnie, a ja wpatrywałam się w Hostię, która znalazła się na wysokości mojej twarzy. Nie wiem, jak wtedy wyglądałam, ale czułam się przytulona i  bardzo stęskniona. Mogłabym tak spędzić godziny, a ta chwila trwała jak sekunda.

Podczas końcowego uwielbienia Duch Święty obdarzył mnie charyzmatem, o którym nie śmiałam nawet marzyć, a po zakończeniu Wieczoru Uwielbienia nadal czułam bezpieczeństwo, spokój, i tylko jedno pytanie nadal chodzi mi po głowie:). Chwała Panu!

Agnieszka

 

Pragnę oddać chwałę Jezusowi za wielkie rzeczy, które uczynił mi za pośrednictwem Tyskich Wieczorów Uwielbienia. Już od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem złożenia świadectwa, lecz pojawiały się myśli, że przecież nic spektakularnego się nie wydarzyło, więc co miałabym napisać…

Na jednym ze spotkań Pan Jezus wyzwolił mnie z lęku przed tzw. zaśnięciem w Panu. Nie chciałam bowiem, żeby mi coś takiego się przytrafiło, i to na oczach tylu ludzi. Pan Jezus jest tak cudowny i delikatny, że uwolnił mnie z lęku, dając doświadczenie Jego Miłości w taki sposób, jakiego bym się nie spodziewała. W momencie gdy wzywaliśmy Ducha Świętego, zostałam przeniknięta Obecnością Bożą, że zapomniałam o sobie, było mi wszystko jedno, czy leżę, czy stoję, w ogóle zapomniałam, gdzie jestem, że wokół tylu ludzi, byłam po prostu w objęciach ukochanego Jezusa, i to było ważne; czułam się podtrzymywana we wszystkim, czułam to bardzo fizycznie, że stoję nie sama, że to Jezus jest we mnie i On powoduje we mnie wszelką równowagę. Moje serce przyjmowało pokój i radość Serca Jezusa.

Przeżyłam tę prawdę, że istnieję dlatego, że Bóg mnie kocha. Gdy doszłam do siebie, spostrzegłam ze zdziwieniem, że nadal stoję, że nie upadłam. Odtąd bardziej kocham Jezusa, adoruję Go w  Najświętszym Sakramencie i czuję się związana przedziwną więzią z  Braćmi i Siostrami we wspólnym uwielbieniu Trójjedynego Boga. Za tę łaskę i niezliczone inne dary, które Pan w Swoim Miłosierdziu wylewa na moje serce, niech będzie chwała Panu!

Katarzyna

 

Wahałam się czy zaświadczyć. Dzisiaj wiem, że moje świadectwo jest prawdziwe. Wraz z mężem na Wieczór Uwielbienia przyjechaliśmy z Pomorza (2 czerwca 2012) i wcale nie specjalnie, tak trochę przy okazji. Byliśmy pierwszy raz. Nie wiedzieliśmy o karteczkach, czyli prośbach spisanych, modliliśmy się w sercu dużo wcześniej.

W sercu prosiłam o uwolnienie z lęku, niepokoju, braku nadziei. Od dłuższego czasu byłam zniewolona przez strach, narastał on w sferach osobistych (problemy ze starszym synem), zawodowych (utrata pracy, pozycji zawodowej). Codziennie wieczorem przychodził, dręczył, nie pozwalał się modlić. Nie było w  moim sercu radości. W nocy dręczyły mnie koszmary, nie mogłam spać, przyjmowałam środki uspokajające. Nic nie pomagało, depresja rosła.

Boże Narodzenie,Wielkanoc i późniejszy czas w smutku, przygnębieniu. Wołałam do Jezusa: Pozwól mi wyzwolić się z tej udręki, pragnę należeć do Ciebie, nawet jeśli mogę wiele stracić i będę musiała zrezygnować z rzeczy materialnych. Wierzyłam, że jeśli On zechce, przemieni wszystko w dobro.

Z tymi prośbami przyszłam na modlitwę. Modliłam się jednak przez całą Mszę i przyjęłam Komunię św. we wszystkich intencjach mojego męża; moją udrękę zostawiłam na boku, zdrowie mojego męża było ważniejsze. W pewnym momencie, kiedy kapłan podszedł z Najświętszym Sakramentem i skierował Oblicze Pana w naszą stronę (w moją stronę, to były tylko moje i Jezusa sekundy), usłyszałam „Teraz Jezus mówi do kobiety dręczonej niepokojem, która nie może spać i od rana wraca lęk i zamęt: Córko, nie lękaj się, Ja jestem z tobą i cię nie opuszczę aż po wszystkie dni.” To były słowa wypowiedziane do mnie, to ja jestem tą kobietą, ja jestem Jego córką, patrzyłam na Jezusa, a On do mnie mówił.

Ktoś z was powie, że depresja dotyka wielu. Może i tak. Słowa te skierowane były nie tylko do mnie, może i tak. Wiem jedno i moje świadectwo jest prawdziwe: Jezus przemienił moje życie. To nie znaczy, że problemy znikły, wcale nie. Są podobne, ale ja je odbieram inaczej. Po tygodniu ucisk w sercu stopniał, wypełniło się moje wnętrze pokojem, może nie radością, ale to jest dziwny stan uspokojenia, który trwa. Powrócił spokojny sen i to, czego nie było od kilku miesięcy: MODLITWA i UWIELBIENIE, znowu mogę śpiewać „Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu moim”.
Dziękuję Bogu za WAS wszystkich, którzy posługujecie, niech Pan błogosławi wasze dzieło. Chwała Panu!

Jola