Chciałam złożyć świadectwo z XIV Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Wtedy po raz pierwszy brałam udział w tak cudownym doświadczeniu. Choć jestem wierząca, to byłam do tego nastawiona dość sceptycznie, ponieważ uważałam, że wystarczają mi spotkania z Bogiem, które nie są aż tak „spektakularne”.

Zmieniłam zdanie. Z opowiadań rodziców wiem, że jako małe dziecko byłam poddawana bioenergoterapii. Dużo chorowałam i rodzice zdecydowali się zaprosić do naszego mieszkania bioenergoterapeutę, który wykonywał nade mną różne dziwne czynności. Nie mieli świadomości, że jest to coś złego.

Zapomnieliśmy o tym. Do czasu kiedy, w  wieku 21 lat podczas snu zaczęły dziać się ze mną dziwne rzeczy. W nocy coś jakby mnie przyduszało, nie mogłam poruszać żadną częścią swojego ciała, a wszystko wokół drżało. Po pierwszej takiej nocy, myślałam, że to jakieś wstrząsy górnicze, jednak, gdy powtarzało się to coraz częściej, a nikt inny w domu tego nie odczuwał poza mną zwątpiłam w tę teorię.

Gdy opowiedziałam wszystko dokładnie mojej mamie, to stwierdziła, że kiedyś takie coś nazywano przychodzeniem zmory, a ludzie, żeby temu zapobiec kładli w pokoju lustro i nie było już tego problemu. Byłam zła i poirytowana pomysłem mamy. To przecież takie zabobonne, a ja jestem studentką teologii. W życiu bym nie postawiła lustra obok łóżka. Tak wtedy myślałam. Spałam z różańcem w  ręce, ale to nie pomagało. W dzień byłam totalnie wyczerpana, nie miałam siły na nic, ciągle myślałam, że zemdleję przez te męczące noce. Psychika także zaczynała się buntować, bo męczyły mnie okropne koszmary.

W końcu mama stawiała lustro kiedy ja już zasypiałam. Denerwowało mnie to, gdy rankiem widziałam, że stoi obok, ale pomagało. Co z tego, jak wiedziałam, że zawierzamy nie tam, gdzie powinnyśmy zawierzyć. Którejś nocy mama zapomniała o lustrze (ja nie miałam o tym pojęcia) i wszystkie straszne wydarzenia znów powróciły. Lustro było – spokój. Nie było lustra – była uciążliwa noc.

Pojechałam na XIV Tyski Wieczór Uwielbienia. Podczas modlitwy o uzdrowienie padły słowa, że jest tutaj 21 letnia dziewczyna (wtedy miałam jeszcze 21 lat), która dawniej była poddawana bioenergoterapii i teraz jest nękana przez złego ducha, i że od teraz wszystko się zmieni, że będzie wolna. Wszystko we mnie drżało, były ciarki, łzy. Ale czy te słowa były skierowane do mnie? Nie wiedziałam na pewno.

Gdy wróciłam do domu, z płaczem opowiedziałam to wszystko rodzicom. Zakazałam mamie stawiać lustra i  stwierdziłam, że jestem wolna i koniec. I tak osiągnęłam spokój. Nigdy więcej, ani razu ta sytuacja się nie powtórzyła. Jednak nie miałam pewności, czy słowa uzdrowienia dotyczyły mnie i postanowiłam, że poczekam ze świadectwem do XV Tyskiego Wieczoru Uwielbienia. Teraz z  mogę z pewnością i radością świadczyć. Chwała Panu!

Ewa, 22 lata

 

XIV Tyski Wieczór Uwielbienia był moim pierwszym, ale czekałam na niego od lipca bo właśnie wtedy gdzieś usłyszałam o tym wydarzeniu i odnalazłam stronę Centrum Duchowości. Czas strasznie się dłużył, a ja oczekiwałam jakiegoś cudu bo niby byłam blisko Boga ale bardziej takiego abstrakcyjnego niż żywego, byłam jak niewierny Tomasz.

Jadąc na XIV Tyski Wieczór Uwielbienia miłam nadzieję że to właśnie do mnie Pan przemówi, dotkie mojego serca tak realnie jak kiedyś stanął w wieczerniku przed niewiernym Tomaszem. Eucharystia była cudownym przeżyciem, ale jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to każda Eucharystia w moim życiu może być przeżywana z taką wiarą, skupieniem, radością, miłością – teraz już wiem, ale droga była długa.

Kiedy zaczęła sie modlitwa uwielbienia wszczególności za osoby zniewolone przez złego ducha bardzo nieumiejętnie wyznałam część moich grzechów, które dotyczyły mojego zainteresowania wróżbiarstwem, magią, wahadełkami itp. nawet nie z  wszystkich zdawałam sobie sprawę. Wtedy też moje ciało całe zdrętwiało, przechodziły mnie drgawki a łzy płyneły same, ale to był dopero początek. Chwała za to Panu, że obdarzył mnie łaską i siłą do dalszej modlitwy.

Później już tylko czekałam, miałam nadzieje, że mnie dotknie, przemieni. Na sam koniec kiedy już wszyscy głośno śpiewali i klaskali na cześć Pana zrobiło mi się ciepło moje nogi się ugieły i osunełam się. Leżałam tak przez chwile wszystko słysząc, choć nie mogłam się poruszyć, pomimo dość dziwnej i niewygodnej pozycji. Jednak ciepło i radość, jakie przez tę chwilę mnie ogarneły, były nie do wypowiedzenia.

Po powrocie do domu nie potrafiłam o tym przestać myśleć, więc zaczęłam szperać w internecie na temat spoczynku w  Panu – informacje są tam tak bardzo skrajne, że pomyślałam sobie: może tak bardzo chciałam doświadczyć obecności Pan iż sama wywołałam ten stan. Następnego dnia podczas modlitwy chciałam zapytać Pana Jezusa, czy to co mnie spotkało, pochodziło od Niego czy też może sobie to uroiłam. Jednak nawet nie zdążyłam dokończyć tej myśli, kiedy znowu ogarnął mnie błogi spokój, ciepło i radość.

Ale od tego momentu zaczęła się w moim życiu wielka walka duchowa – wydawało mi się, że już teraz to jestem prawie bez grzechu, tak bardzo zaślepiła mnie pycha. Jednak Pan Jezus mnie nie zostawił. Zaczął przemieniać moje życie na całkiem nowe. Jezu ufa Tobie i wiem, że to Ty pomożesz mi zwyciężyć.

Dopiero po kilku tygodniach, po po wstrząsającej spowiedzi kiedy to Pan Jezus przez usta kapłana otrzeźwił mój rozum, moje oczy zaczęły się otwierać – było to straszni trudne i  bolesne, bo trzeba było stanąć w prawdzie przed samym sobą i przed Bogiem.
Ale owoce są już widoczne: codzienna modlitwa – taka inna niż, jak do tej pory, odklepanie na leżąco kilku formułek – codzienna eucharystia, codzienne czytanie Słowa Bożego, co dwa tygodnie sakrament pokuty i  obnażanie przed Panem wszystkich grzechów przeszłości. Wiem, że teraz to już nie ja, ale Jezus prowadzi mnie tam gdzie On chce i tak, jak On chce. Za to Chwała Panu.

Patrycja

 

W trakcie XIV Tyskiego Wieczoru uwielbienia doznałam łaski uleczenia mojej od wielu lat bolącej szyi. W trakcie modlitwy zaczęłam poruszać głową w różnych kierunkach, co było czynnością zupełnie niezależną ode mnie. Był to jakby rodzaj takiej gimnastyki dla rozluźnienia, ale przecież ja nie miałam takiego zamiaru, żeby gimnastykować się w Kościele. W pewnym momencie podniosłam głowę do góry, poczyłam ból i pomyslałam, żenie będę mogła poruszyć więcej głową. Po chwili wszystko ustapiło. Od tamtego czasu nie mam już dawnych dolegliwości. Chwała Panu.

Maria z Katowic

 

Pragnę w paru słowach podzielić się ogromną łaską, jakiej doświadczyliśmy razem z mężem podczas ostatniego z  Tyskich Wieczorów Uwielbienia. Jesteśmy młodym małżeństwem. Pragnęliśmy bardzo, by nasza wzajemna miłość zaowocowała nowym Życiem. Cieszyliśmy się bardzo, na wieść o dzieciątku. Razem z nami cieszyli się najbliżsi i  przyjaciele. Większość naszych myśli i działań, ukierunkowanych było na nasze Maleństwo.

Radość trwała jednak zaledwie trzy miesiące – poroniłam. Nie potrafię opisać bólu, który był naszym udziałem. Siłę czerpałam z wiary i postawy męża. Ból i ogromna pustka towarzyszyły nam jednak długo. Minęło parę miesięcy. Bardziej doświadczeni, bardziej oddani Bogu, z radością przyjęliśmy wiadomość o  kolejnej ciąży. Choć na dnie serca, czaił się gdzieś lęk, by nie powtórzył się poprzedni dramat. Mijały kolejne miesiące, dzieciątko rozwijało się prawidłowo i było żywo obecne w naszej codzienności. Lekarz prowadzący zapewniał, że ciąża przebiega na piątkę z plusem i nie ma powodów do niepokoju. Byłam już w szóstym miesiącu ciąży, kiedy stwierdzono konieczność założenia tzw. szwu Mc Donalda, gdyż pojawiło się rozwarcie szyjki macicy. Miałam obawy przed tym zabiegiem, ale lekarze twierdzili, że to czysta formalność. Niestety, infekcja po zabiegu spowodowała przedwczesny poród. Na świat przyszedł nas synek Józio. Lekarze nie dawali nam żadnych nadziei. Niewydolność wielonarządowa plus infekcja, związana z zakażeniem wód płodowych przy zabiegu. Cudem był każdy przeżyty dzień naszego synka. Tych dni było dziesięć. Józio zmarł 12 lipca.

Ból straty, był jeszcze większy niż przy pierwszej ciąży. Dodatkowym obciążeniem, był żal i lęk. Wszystko staraliśmy się oddać Bogu, wiele rozmawialiśmy z mężem. Niestety, nie mogłam sobie poradzić z przygnębieniem i powracającymi lękami. Wiedziałam, że tylko Pan Bóg może to we mnie uzdrowić i z takim pragnieniem w sercu jechałam na Tyski Wieczór Uwielbienia. Tak też się stało. Podczas modlitwy, kiedy kapłan z Najświętszym Sakramentem przechodził obok nas, padły uzdrawiające słowa: „jest tu młoda kobieta, która cierpi z powodu utraty dziecka, nie z własnej winy”. Jezus pocieszał nas dalej, mówiąc że nasze dzieciątko jest już w niebie i dał nam obietnicę, że ostatni raz cierpimy z tego powodu. Słowa te, pomogły mi odzyskać pokój serca i znowu z nadzieją myśleć o przyszłości. Zdjęły z  moich ramion cały ten ogromny ból i balast, który nie pozwalał normalnie funkcjonować i cieszyć się codziennością. Niech będzie uwielbiony Bóg, w swym umiłowanym Synu, w którym jest nasze uzdrowienie. Amen.

Joanna i Jurek z  Sosnowca

 

To był mój pierwszy Wieczór Uwielbienia. To była trochę ciekawość i trochę chęć uczestniczenia w tym wydarzeniu. Jadąc do Tychów nie myślałam o co będę prosiła Pana Boga. Nawet podczas samej modlitwy nie wiedziałam o co mam prosić, ale po chwili przypomniało mi się, że mogę poprosić Pana Jezusa, by uzdrowił mnie z  notorycznie nawracających się problemów z nerkami i ciągłymi infekcjami dróg moczowych. Takie problemy miałam zwykle 2-3 razy w miesiącu. Jutro minie drugi miesiące odkąd Pan Jezus mnie uzdrowił. Chwała Panu.

Dagmara

 

Ponieważ jestem osobą raczej skrytą i nie lubię o sobie mówić. Pewnie, to co przeżyłam na czternastym Wieczorze Uwielbienia pozostałoby w mojej świadomości. Gdyby nie fakt, że gdy przeżywałam jeszcze raz w domu, to co działo się tego dnia w kościele, jakaś wewnętrzna siła pchnęła mnie do napisania tego świadectwa. Choruję od czternastu lat na przewlekłą chorobę układu pokarmowego. A przez cztery ostatnie lata miałam coraz częstsze i dłuższe nawroty-związany z  tym, trwający od kilku do kilkunastu godzin ból i cierpienie nawet przez kilka miesięcy każdego dnia. Przez niedrożność jelita mój organizm od środka się wyniszczał i konieczna była operacja. Gdy leżałam tego roku w  luty na stole operacyjnym, zasypiając pod narkozą myślałam o Panu Bogu. Kolejnego dnia poza lekkim bólem pooperacyjnym, mój ból się uciszył! Teraz czuję się dobrze i stopniowo dochodzę do siebie.

Ale najważniejsze, że pewna dobra dusza, która jakiś czas temu namówiła mnie na mój pierwszy Wieczór Uwielbienia, który bardzo przeżyłam, chociaż bałam się, że tak długo nie wytrwam w  kościele. Jednak się udało i pomimo, że Bóg nie uzdrowił mnie wówczas, czułam jego obecność. Dzięki Wieczorom Uwielbienia nabierałam sił do zmagania się z chorobą wiedząc, że nie jestem sama ze swoim cierpieniem. Jednak XIV Tyski Wieczór Uwielbienia, był wyjątkowy. Przyszłam modlić się nie za siebie, lecz za swoich bliskich i wszystkich będących w  kościele. Podczas modlitw doświadczyłam czegoś pięknego. Mianowicie zobaczyłam jak działa Duch Święty i to nie jeden raz! A gdy były wypowiadane słowa, że osoby Pan będzie uzdrawiał tych, ktorzy poczują ciepło na sercu, dłoniach, stopach i chorują na różne choroby, osoba, która stała blisko mnie, zaczęła opadać na ziemię. Wiedziałam, że to działanie Ducha Świętego i zaczęłam bardziej się modlić i śpiewać. Wtedy poczułam w tych miejscach o których mówiono, cudowne ciepło, spokój, łzy na policzkach i jakąś niemoc śpiewania w danej chwili. Ufam, że Bóg uciszył moją chorobę na zawsze! Dziękuję mu za siły jakie dawał mi w  trudnych chwilach choroby i nadal daje przez moją wiarę w Niego! Chwała Panu!

Ewa

 

Na ostatni Tyski Wieczór Uwielbienia przyszłam prosić Jezusa o dary Ducha Świetego i modlić się za innych. Przez cały ten czas towarzyszyła mi ogromna Boża radość w sercu i  odczuwałam obecność Ducha Świętego. Przeżyłam chwile zanurzenia się w  Bożej ciszy i pokoju. Wierzę, że to był czas, w którym Bóg był ze mną i  że wtedy właśnie otrzymałam szczególną łaskę. Był to czas jego działania. Usłyszałam też słowa poznania. Mówiły, że Jezus pochyla się nade mną, że daje mi nowe serce i nowe życie, że przychodzi do mnie ze swoją mocą. Przy modlitwach o uzdrowienie dane mi było odczuć Jego potężną moc, z jaką działał. Pojawiło się we mnie ogromne pragnienie służenia Bogu poprzez modlitwę za innych. Zostałam powołana do służenia – tak to rozumiem i nie potrafię inaczej wyrazić. Czuję ogien w sercu i  wiem, że Bóg mnie poprowadzi, aby wypełniała się Jego wola we mnie. Jezu prowadź! Chwała Panu!

Danuta, 45 lat

 

Szóstego listopada po raz pierwszy byłam na Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Kiedy zobaczyłam ten tłum ludzi zaczęłam już widzieć wielkość Pana Boga w tym, że tak wielu tu przyprowadził. Niesamowicie poruszyło mnie jak Bóg przemawiał do konkretnych osób i jak uwolnił pewną opętaną kobietę. Ja sama, gdy jeden z prowadzących powiedział o tym, że są tutaj osoby, poranione przez rodziców zaczęłam płakać, natomiast później poczułam lekkość serca. Jezus dotykał mojego zranionego serca i uzdrawiał z braku miłości. Pozwolił mi nawet tak doświadczyć mocy modlitwy, że upadłam na ziemię. Miałam to szczęście być przy samym ołtarzu. Bóg dał mi poznać, że jest żywy i może uwalniać. Chwała Panu.

Jagoda, 19 lat

 

Nie potrafię tego opisać, jeszczeteraz mam nogi „jak z waty”. W czasie tego Wieczoru Uwielbienia poczułam ciepło, miałam wrażenie, że lecę gdzieś do tyłu, a potem to już siedziałam na ziemi… Niesamowite wzruszenie, łzy, drżenie, radość. Czułam się szczęśliwa, otworzyłam się na działanie Ducha Świętego.

Joanna, 39 lat

 

Podczas Tyskiego Wieczoru Uwielbienia poczułem głębokie dotknięcie i zaraz potem wzruszenie oraz łzy. Przyszedł do mnie Bóg. Chwała Panu.

Kamil

 

Wczoraj miałam okazję uczestniczyć w XIV Tyskim Wieczorze Uwielbienia. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Zanim zdecydowałam się na tą modlitwę, miałam dość spore wątpliwości. Bałam się, ponieważ nasi animatorzy na oazie dużo nam opowiadali o  charyzmatach i w mojej wyobraźni wyglądało to strasznie. Jednak, gdy po Mszy Św. wspólnie z przyjaciółkami (które również były tam ze mną) skupiłyśmy się na modlitwie i przyjęciu Jezusa oraz Ducha Świętego, wszystkie wszelkie krzyki, jęki i hałasy w ogóle na nas nie wpływały. Byłam pod wpływem dużych emocji. Kilka razy płakałam. Na początku czułam ból, tak, gdybym przeżywała cierpienia innych i również swoje. Później pojawiło się uczucie wielkiego szczęścia, że mogę w tym uczestniczyć a  na koniec było mi bardzo przykro, że dopiero teraz, po 13 latach tak naprawdę pokochałam Boga (nie dawno się nawróciłam). Myślę, że jeszcze dużo mnie w życiu czeka, ale TWU to jedno z najwspanialszych momentów w  moim życiu.

Beloved

 

No nadszedł ten upragniony 6 Listopad. Ciężko było sie zdecydować jak jechać busem czy koleją, pojechałem koleją. Choć wcale mi się nie chciało wychodzić z domu na busa na 15:58 i  tłuc się do Katowic na pociąg do Tych. Dziś wiem że dobrze zrobiłem. Przeżyłem niesamowity Wieczór Uwielbienia i modlitwy. Pan dał mi swojego Ducha, wlał radość w moje serce, wzmocnił moją wiarę. Niech Jezus będzie uwielbiony. Alleluja.

Szary Pielgrzym